Robert Wegner - Północ-Południe
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Północ-Południe
- Автор:
- Издательство:Powergraph
- Жанр:
- Год:2010
- ISBN:9788361187080
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Kanayoness momentalnie dopadła do ściany, przykleiła się do najbliższej szpary.
– Wahhole-tre! Ale skąd? Tutaj? Skąd? Czarodziej, potężny. I żołnierze. Umierają. Szybko u... – Błysk był tym razem dwa razy silniejszy niż poprzedni. Na ścianie szopy zatańczyły pręgi czarnego światła, lecz dziewczyna nawet na chwilę nie oderwała oczu od szczeliny. – Nie, nie przyszli tu po ciebie, wpadli w pułapkę. Ale dają czas, czas, minuty, one nie przyjdą, teraz, gdy poczują, że sięgasz po Moc. Nie przyjdą, dopóki ich nie zabiją. Myśl, myśl, rozedrzyj, ulep, zmień.
Obróciła się w stronę trójki dzieci. Oczy miała straszne.
– Nieeee!!! – Nealla skoczyła przed nią, w tym momencie bardziej przerażona zachowaniem przyjaciółki niż koszmarem, który wybuchł na zewnątrz. – Kanayoness, proszę, nie!
Nie wiedziała, o co prosi ani przed czym próbuje ich osłonić, mimo wszystko rozłożyła ręce i gdy Kanayoness zrobiła krok do przodu, zamknęła oczy.
Na chwilę cały jej świat zamarł w oczekiwaniu na cios.
Potem coś miękko, pieszczotliwie dotknęło jej policzka.
– Nealla... – Głos, ten głos! – Nealla, ja muszę...
Otworzyła oczy. Coś łuskowatego, gadziego, znikło, lecz przyjaciółka, prawie starsza siostra, patrzyła na nią tak, że serce omal jej nie pękło. Tyle smutku.
– Wszyscy umrzecie, ci żołnierze, wy tutaj. Ale ja nie, mnie zabiorą ze sobą. Muszę uciec, potrzebuję czasu, żeby uciec, dajcie mi go, proszę.
Proszę. Po raz pierwszy, odkąd się poznały, powiedziała proszę.
—— • ——
– Zmieniła ich.
Dziewczyna patrzyła gdzieś w przestrzeń, obok jego głowy i mówiła, jakby stanęła przed niewidzialnym audytorium. Kurz z rozbitych drzwi jeszcze nie opadł.
– Gwerna, Alawena i Johanę. Podeszła, dotknęła każdego ręką, a ja poczułam, jakby coś zwinęło się wewnątrz, wewnątrz mnie, jakbym nagle zaczęła spadać, albo się unosić, czułam kwas w ustach i po... popuściłam po nogach. Och, ta Moc była niewyobrażalna. A kiedy ich dotykała, oni... oni... – Pojedyncza łza wymknęła się spod na wpół przymkniętej powieki i powoli, jakby wstydliwie, spłynęła po policzku. – Oni umierali. Odchodzili w głąb siebie, a na ich miejsce pojawiały się inne... inne istoty. Nie na zewnątrz, tylko w środku. Potem wyszeptała „zabij”, a oni wypadli na zewnątrz i zaczęli zabijać potwory, tak szybko, że nowe nie nadążały przybywać. A ona... podeszła do mnie i powiedziała, że sama nie może narysować sobie drogi, bo wtedy łatwo ją znajdą, że ja mam narysować jej las i góry. I napełniła mi głowę Obrazami. A one przez cały czas próbowały się wydostać, mimo że ja nie chciałam, nie chciałam ich tam mieć! I zabrały mi wszystko inne. I nie pamiętam... Och... Mamo...
Upadła na kolana, pochyliła się aż do pozycji płodowej.
– Mamo! Tato! Mamo...! Ja was... nieeeee pamiętaaaam... Ja was nie potraaaaafię narysować! Mamoooo...! – zawyła z twarzą przyciśniętą do kamienia. – Maaamoooo!!
W tej chwili pod czaszką usłyszał głos. Keru’weln, do mnie!
Odwrócił się i ruszył do wyjścia.
—— • ——
Ostatni strażnik umarł, zanim Ekkenhard doczołgał się do drzwi najbliższej celi. Nie był z tych, którzy wdarli się na górę w chwilę po ataku zamaskowanego mordercy, ta szóstka zdołała dać mu zajęcie na ledwo kilkanaście uderzeń serca. Pierwsi dwaj zginęli, zanim zdołali puścić kusze i sięgnąć do mieczy. Tym razem nie było pokazu szybkości, rozmazanego ruchu, kryjącego dziesiątki ciosów, żadnego popisywania się, tylko dwa szybkie, niemal lustrzane sztychy, od dołu, pod zapinki hełmów, przez miękkie podniebienie prosto w mózg. Niebezpieczny cios – tyle zadzwoniło mu w pamięci – w Szczurzej Norze powtarzano im wielokrotnie, żeby w walce nożem nie bawić się w takie uderzenia. Ostrze może ugrzęznąć w kości.
Zanim na dobre uzmysłowił sobie to wspomnienie, zginęło dwóch następnych, z mieczami na wpół wyciągniętymi z pochew, biała zjawa wtargnęła między nich i rzuciła na przeciwległe ściany korytarza. Osunęli się w dół, z gardłami rozpłatanymi od ucha do ucha, sikającymi krwią i pieniącymi się bąbelkami uwalnianego powietrza. Puścili miecze, niemal jednocześnie złapali się za szyje, niezdolni nawet do przedśmiertnego krzyku. Ostatnich dwóch żołnierzy rzuciło się naprzód. Brzęk, podwójny, matowy dźwięk, jakby ich miecze zostały sparowane ostrzem wykonanym z drewna, i ten, który z rozpędu minął zabójcę, zatrzymał się, patrząc w zdumieniu na swoją dłoń, wciąż zaciśniętą na rękojeści miecza, lecz trzymającą się przedramienia tylko kawałkiem skóry, po czym drugą ręką dotknął lewego boku, gdzie na kolczudze wyrastała już szkarłatna plama. I z takim właśnie wyrazem twarzy, pełnym niedowierzania, osunął się na ziemię i umarł.
Szósty zdołał odskoczyć, cofnąć się w stronę schodów, skulić. Po czym uśmiechnął się wyzywająco i ruszył do ataku. Pozorując wypad, rzucił mieczem prosto w porcelanową maskę i skoczył na zabójcę, przykleił się do niego, obejmując rękoma i nogami. Dorosły przytulający dziecko, dopiero teraz Szczur zobaczył, jak szczupły i wątły jest intruz, o pół głowy niższy od żołnierza, o szerokość dłoni węższy w ramionach.
Przewrócili się, sądząc po fontannach krwi tryskających na ściany, strażnik był już martwy, lecz znalazł się na górze. Wydostanie się spod niego zajęło zabójcy kilka bezcennych sekund, w czasie których na piętro dotarło ostatnich czterech strażników ze zmiany. Czterech! Czyli żaden nie pobiegł na dół, nie krzyknął, żeby rąbać słupy, podkładać ogień, wypalić wszystko i pogrzebać pod gruzami.
Ale to nie miało już znaczenia, zabójca już stał na nogach, a ci żołnierze, wyrwani ze snu, nie mieli nawet założonych kolczug. Jednak niektórzy przeszli przez piekło Glewwen-On, a wszyscy byli szkoleni przez imperialne Szczury. Rzeź w korytarzu, trupy towarzyszy pod ścianami, szkarłatne freski na kamieniach i stojąca przed nimi okrwawiona postać w bieli nie zatrzymały ich nawet na mgnienie oka.
Rzucili się do przodu i też znaleźli śmierć.
I w chwili, gdy umierał ostatni z nich, charcząc i bulgocząc szkarłatną pianą, drzwi od celi dziewczyny malującej obrazy eksplodowały, zasypując korytarz odłamkami drewna i kawałkami stalowych zasuw. Płomienie kaganków zamigotały, szarpnięte podmuchem, i z cieni, z półmroku wyłamanych drzwi wyszła szczupła postać.
Ekkenhard usłyszał, jak Gentrell głośno wciąga powietrze.
– Witaj, hel’zaav . Szukałeś mnie?
Patrzył i słuchał, rejestrując wszystkie szczegóły, niezdolny wyzbyć się nawyków szkolenia. Mówiła meekhem jak mieszkanka stolicy, nienagannie akcentując zgłoski, z lekkim przydechem. Czarne włosy, przycięte w nierówną grzywkę, ocieniały jej twarz, w półmroku widział jedynie drobne usta i łagodny zarys podbródka. Prosty, podróżny strój mógł należeć do każdej kobiety z południowych rubieży Imperium. Żadnych ozdób, haftów, charakterystycznych zdobień. Buty na miękkiej podeszwie, znoszone. Dłonie...
Coś przemknęło obok niego, podmuch szarpnął płomieniami i biała furia zwaliła się na przybyłą jak stado demonów. Ręce, nogi, matowy błysk kling sztyletów, wszystko rozmyło się w niewyraźne smugi. Dziewczyna powinna być martwa w mgnieniu oka.
Odparła atak jednym gestem. Wyciągnęła prawą dłoń przed siebie i zabójca zawisł kilka stóp przed nią, jakby w pół skoku nadział się na niewidzialny mur. Odskoczył.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Północ-Południe»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.