- Mądrość wasza jest mi potrzebną.
- Mądrość moja w lochu od smrodu i ciemnicy zakisła. Resztki jej ocalałe wszy wraz z krwią wyssały.
Ty to debil jesteś, westchnął mój diabeł z ubolewaniem. Kretyn do kwadratu. Jak tylko się zorientujesz, że nie będą męczyć, zaraz zaczynasz prowokować i grać twardziela.
- Fortuna prawdziwa, mistrzu Marku, wam sprzyja, boście do lochu pod ratuszem trafili. W katowni czy w baszcie na Żabim Kruku więźniowie po każdym deszczu śpią w błocie, a gdy mróz ściśnie, bywa, że w jedną złą noc posną wszyscy i zamarzną. Grzeczniej tedy, bo więźnia przenieść żaden problem dla mnie.
- A o co waszmość chcesz zapytać? - zainteresowałem się.
- Wyście człek mądry, a w świecie bywały. Jak powiadają, wiedzę po krainach pludrackich od lat zbieracie. Pogadamy zatem o tym, jakimi sposobami można pod wodą przebywać, a jednocześnie zachować suche odzienie - powiedział.
Policzyłem powoli do trzech.
- Co? - wykrztusiłem.
- Mordercy, którzy zabili twą służącą, panie, uderzają z wody. Tak nam się wydaje. Przybywają kanałami. Możliwie blisko celu swego schodzą na ląd, zabijają i do wody uciekają. Tak było we wszystkich trzech przypadkach. Napadli waszą kwaterę, potem dom Kozaka Samuela. Woda jest tu wspólnym czynnikiem... Takoż i po najściu na ratusz ku rzece umykali.
- Hmm... Łódką przypływają?
- Nie, gdyż ruch na Motławie i kanałach spory. Wiele łódek teraz pływa, nikt zaś ich nie spostrzegł. Banda ta zaś ośmiu, może nawet dziesięciu ludzi liczyć może. Łodzie tak duże znaczne.
- A kilkoma małymi?
- Flota trzech lub czterech musiałaby się szybko rozproszyć. To niełatwe. Idea mi tedy zaświtała taka. Gdy kiedyś z Kozakiem Samuelem popiliśmy, opowiadał nam o Kozakach płastunach, którzy żyją w stepie między Krymem a górami Kaukazem zwanymi. Oni sztukę taką opanowali, że w wodzie niczym żaby siedzą, przez długie wydrążone trzciny oddychając, a gdy pora ataku przychodzi, spod wody z kusz bełtami szyją, a potem na brzeg wyskakują, by wroga zaskoczonego szablami sprawiać. Takoż i płynących po rzece tureckich kupców napaść potrafią, bo za łodzią cicho suną, by naraz hakami na linach w burty się wszczepić...
- To bardzo ciekawe...
- Jednako w naszym przypadku to niemożliwe, gdyż Kozak taki, w wodzie przebywając, odzienie zawsze zmoczy. Tu zaś wygląda, jakby złoczyńcy spod wody w suchym odzieniu wychodzili...
- Może gdyby ubrania w worki skórzane zapakowali? - zastanawiałem się. - A po wyjściu na ląd zakładali na siebie...
- Dziesięciu nagusów, tak ich liczbę szacuję, odziewających się na brzegu rzeki ktoś by zauważył.
- No i pora roku trochę nieodpowiednia - dodałem. - Długo pod wodą nie wysiedzą... A może to łódź podwodna? - zadumałem się.
- Coście powiedzieli? - Spojrzał na mnie z nagłym błyskiem w oku.
- Łódź podwodna. Szczelna beczka, która ludzi kilku pomieści, a zawarta pod wodą się kryje - wyjaśniłem. - Z drewna lub metalu uczyniona.
- Widzieliście takowe?
- Tylko o idei takiej słyszałem piąte przez dziesiąte.
- Jak oceniacie? Czy to możliwe w ogóle?
- Tego nie wiem - westchnąłem.
Czy w tej epoce byliby w stanie zbudować coś podobnego? Zaraz, ścisnąłem skronie dłońmi. Coś mi się kołatało. „Podwodynka" cara Piotra I? Zatem kombinowali nad takimi konstrukcjami już w XVIII wieku. Sto lat z hakiem... Nie! Moment, było też coś podobnego w powieści Dumasa o trzech muszkieterach. Jej fabuła rozgrywa się w XVII wieku. Ciepło, ciepło... Tylko cholera wie czy Dumas pisał na podstawie faktów, czy plótł co mu ślina na język przyniosła... Dzwony nurkowe? Po katastrofie okrętu „Vasa" spuszczano się w nich, by wydobywać z wraku armaty. Kiedy zatonął ten galeon? 1628? Zatem od technicznej strony to chyba wykonalne i teraz, ale czy ktoś już wpadł na ten pomysł?
- Myślicie, panie, widzę, intensywnie...
- Istnieją zapisy, że Aleksander Macedoński opuszczał się na dno morza w szczelnej beczce, która dzięki szklanym szybom umożliwiała mu obejrzenie podwodnego świata. Mniemam, iż ktoś przemyślny mógłby zbudować i dziś podobne urządzenie - powiedziałem z wahaniem.
- Tylko z widzeniem podwodnym problem by miał, bo Motława mętna i nigdy przejrzystości wody studziennej nie posiada - odparł Grot trzeźwo. - A bez możliwości patrzenia jak trafić do celu? Ponadto w zamknięciu powietrze szybko się psuje i do oddychania zdatnym być przestaje... Zatem i płynąć trzeba szybko.
Zastanawiałem się dalej.
- Myślę, że i to da się zrobić - powiedziałem poważnie. - Wystarczy, jeśli na powierzchni umieścimy łódkę, a za nią na holu podążać będzie w zanurzeniu wielka szczelna beczka. Z łódki rurą można powietrze tłoczyć...
I nagle uderzyłem się w czoło, aż plasnęło.
- Nie - warknąłem. - Można prościej. Trzeba podwodną beczkę zbudować, na szczycie jej zaś zwyczajną łódź umieścić. W niej jeden lub dwóch ludzi zaledwie siądzie. Pod ławką otwór można zostawić, którym powietrze świeże do ukrytych dochodzić będzie. Siedzący w łodzi sterować mogą i widzą, gdzie płyną. Wreszcie sygnał zabójcom do wyjścia dać mogą, gdy nikogo w zasięgu wzroku... A dwóch rybaków w starej krypie nie zwraca niczyjej uwagi.
- A co z wypornością? - Justycjariusz poskrobał się po głowie.
- Rzeczywiście. Gdy dziesięciu luda wydobędzie się na ląd, to podwodna beczka się wynurzy. Chyba że kotwicami dobrze do dna przytwierdzą albo inaczej problem balastu rozwiążą.
- Geniuszem waszmość jesteście - stwierdził Grzegorz Grot z uznaniem.
- Poznać taki statek łatwo będzie. Beczka da duży opór, tedy wioślarze, pracując najciężej nawet, dużej szybkości łodzi nadać nie zdołają.
- Prawdziwa mądrość przez usta wasze przemawia - westchnął. - Ja bym pięć lat myślał i nie wymyślił. Dziękuję serdecznie za idei tej podsunięcie. Ciekawe jeno, kto taką sztuczkę wymyślił.
Zastanowiłem się. Chińczycy? Zbyt prymitywne. Hanza? Kto ich tam wie, pokemonów. Najbardziej podejrzany był Marius Kowalik. Łeb jak szafa. On byłby w stanie coś takiego wykombinować.
- Dziękuję, mistrzu Markusie, bardzoście mi pomogli.
- Wdzięcznością waszą gardzę - burknąłem.
- Niesłusznie, gdyż schwytanie zabójców Grety, a waszych niedoszłych morderców, bezpieczeństwo twym podopiecznym zapewni. A ja naprawdę dobrze życzę i pannie Helenie, i jej narzeczonemu.
- Szkoda, że życzliwość wasza moją skromną personę łukiem jakoś omija - odgryzłem się.
- Szanuję waszą mądrość...
- Palce u stóp mi o tym waszmości szacunku przypominają co rusz. Mniemam, iż lubicie torturować ludzi mądrych, bo zapewne gadają składnie i ciekawe rzeczy - zakpiłem.
- Ja nikogo nie lubię torturować. - Urzędnik wzruszył ramionami. - Ale czasem po prostu muszę wiedzieć. Zresztą gdybyście od razu mówić zaczęli, wszelkich przykrości można by uniknąć.
- Waść się ode mnie taką masę rzeczy dowiedział, aż sam zdziwiony byłem - nadałem słowom ironiczny wydźwięk. - Pod wpływem gniecenia palców kleszczami jakoś dziwnym trafem nie doznałem oświecenia.
- Ano nie. Czasem się uda, czasem nie...
- Z polana krwi nie wyciśniesz - warknąłem. - Choć polano przy okazji zmiażdżyć można.
Łypnął okiem.
- Czegóż waszmość taki na mnie cięty? Tortury w więzieniu rzecz normalna. Cóż się waszmości nie podoba?
- Brudnym.
- Tak w lochu bywa. Są miasta, gdzie więźniów szlachetnie urodzonych w suchych celach trzymają, w więzieniu inkwizycyjnym pościel nawet otrzymują. Ale tu jest Gdańsk. A z własnego doświadczenia wiem, że podsądny nadgniły i ogryziony przez szczury bardziej do wyznań skłonny.
Читать дальше