Zygmut Miłoszewski - Gniew

Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmut Miłoszewski - Gniew» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Gniew: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Gniew»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Gniew — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Gniew», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wysłała mężowi SMS-a, że będzie później, wyłączyła telefon, zamknęła drzwi od gabinetu, wróciła za biurko i spojrzała w stalowe oczy swojego gościa. Obraz nędzy i rozpaczy, mężczyzna był tak zmarnowany i wykończony, że jej Marcin zrobiłby mu kolację z trzech dań i zabajone na deser.

– Większość dorosłych nawet nie wie, że istnieje coś takiego jak oddziały dziecięce w szpitalach psychiatrycznych – powiedziała. – W naturalny sposób różne zaburzenia kojarzą nam się wyłącznie z dorosłymi. Kobieta nie może wstać z łóżka. Mężczyzna chodzi wokół domu, bo boi się wrócić do środka i umrzeć samotnie. Inny w fazie manii daje zaliczki na zakup codziennie innej nieruchomości. Ktoś się uważa za Chrystusa, ktoś całymi dniami liczy kafelki w łazience. Wiadomo, świry. Jak się czasami pytam ludzi, to uważają, że dziecięcy psychiatryk to tak naprawdę przechowalnia dla nastolatek, co przeżyły nieszczęśliwą miłość i się pocięły w wannie albo zaczęły rzygać po posiłkach.

Prokurator nie milczał. Wyglądał na takiego, który nie ma siły na konwersację.

– Tymczasem dziecięce mózgi nie są wolne od błędów. Depresje, nerwice, zaburzenia dwubiegunowe, psychozy. To spotyka ludzi w każdym wieku. Wyobraża pan sobie czterolatka, którego trzeba wsadzić w kaftan i przywiązać do łóżka, ponieważ dokonuje wymyślnych samookaleczeń?

Jej rozmówca nawet nie drgnął.

– Ja to widziałam. To i inne rzeczy. Kiedy robiłam specjalizację, myślałam, że pomogę dzieciom z ich różnymi problemami, pozytywistyczne brednie. Zostałam dozorcą w piekle. Nie miałam trzydziestki, kiedy dowiedziałam się, że pięcioletnia dziewczynka może wzbudzać paniczny lęk. Wchodziłam do niej z dwoma pielęgniarzami, żeby nie zrobiła mi krzywdy. Widział pan Egzorcystę ? Były dni, kiedy marzyłam, aby moje dni w pracy wyglądały równie spokojnie, co u księdza Merrina.

– Przykro mi – odezwał się w końcu prokurator, tylko po to, żeby coś powiedzieć. – Jak to się leczy?

– Powinnam powiedzieć, że stosujemy kombinacje różnych nowoczesnych technik w zależności od wypadku, ale tak naprawdę faszerujemy dzieci lekami przeciwpsychotycznymi jak hodowlane gęsi, żeby sobie krzywdy nie zrobiły. I mamy nadzieję, że z wiekiem im przejdzie.

– Przechodzi?

– Czasami. Czasami nie.

– To był przypadek małego Najmana?

Odetchnęła głęboko. I stwierdziła z zadowoleniem, że jej leki już zadziałały. Pobiegła do kibla, żeby wziąć podwójną dawkę xanaxu, jak tylko dowiedziała się, z czym przyjeżdża do niej prokurator.

– Przypadek Pawełka Najmana mnie zniszczył. Rzuciłam psychiatrię, zostałam lekarzem rodzinnym na kilka lat. Byłam jego lekarzem prowadzącym, czułam się odpowiedzialna.

Mężczyzna naprawdę sprawiał wrażenie, jakby mówienie stanowiło wysiłek znacznie powyżej jego obecnej kondycji. Spojrzał tylko pytająco.

– Pamiętam, jakby to było wczoraj. Siedziałam na dyżurze dwudziestą drugą godzinę, dochodziła czwarta nad ranem, najgorsza psia wachta. Zadzwonił jakiś policjant, że przywiezie mi pięciolatka po tragedii. Pożar gdzieś na prowincji, matka zmarła, ojciec ranny, chłopiec wpadł w stupor. Dziesięć minut później byli u mnie na oddziale. Chłopiec pachniał spalenizną, nie dymem, tylko taką mdłą pożarową spalenizną, taki sam zapach jak wtedy, kiedy ludzie śmieciami w piecu palą. W piżamie, owinięty burym kocem, z ubłoconymi nóżkami. Wspaniały chłopiec, są takie dzieci, co wszystkie matki się za nimi na ulicy oglądają i żałują, że to nie ich. Bardzo ładny, smukły, o delikatnej buzi. Czarne włosy obcięte na pazia i bystre, bardzo inteligentne oczy. Oczy mądrego, dobrego człowieka. Takiego, który będzie miał moc zmieniania świata. Może pan się śmiać, ale to od razu widać.

Prokurator nie zaśmiał się. Nawet nie mrugnął. Słuchał.

– Zdarzają się czasami takie wyjątkowe dzieci, za wyjątkową złośliwość losu uważam to, że trafiają do przypadkowych rodzin. To znaczy znam teorię, geny. Ale nauka nie porusza zagadnienia duszy. Sama nigdy nie poruszam zagadnienia duszy, jestem ateistką. Lecz napatrzyłam się na ludzi innych od reszty, odbiegających od normy. I czasami mam wrażenie, że kiedy ten zlepek genów swoich rodziców jest już gotowy, dzieje się jakaś magia i każdy z nas dostaje coś dodatkowego. To coś może być zwyczajne, może być brzydkie i może być bardzo piękne. Ten chłopiec dostał coś bardzo pięknego, naprawdę wyjątkowego. Miał pięć lat, a gdyby nagle zaczął gromadzić wokół siebie uczniów, na pewno znalazłoby się wielu. Zobaczyłam to w nim i uznałam, że muszę mu pomóc. W końcu dla takich chwil wybrałam właśnie tę specjalizację, żeby pomagać niewinnym istotom o pięknej duszy. Wtedy byłam jeszcze na etapie pozytywistycznych bredni, stare dzieje.

– Rozumiem, że się nie udało – powiedział prokurator. Nie zimno, nie złośliwie.

– Nie, nie udało się – potwierdziła. – Chociaż robiłam, co w mojej mocy. Przez dwa tygodnie nie wyszłam ze szpitala. Dosłownie, to nie jest żadna przenośnia. Tutaj jadłam, tutaj się myłam, tutaj spałam. Mąż codziennie przywoził mi ubrania na zmianę. Chciałam być cały czas przy Pawle albo chociaż w pobliżu, żeby złapać ten moment, kiedy uda mi się do niego dotrzeć. Kiedy nagle pokaże się mała szczelina, w którą będę mogła wsunąć stopę, zanim się zatrzaśnie. Albo zauważę coś, co pozwoli mi znaleźć klucz do niego. Otworzyć go w jakiś sposób.

– Jaka była oficjalna diagnoza?

– Psychoza reaktywna. Ale wie pan, w psychiatrii nazwy mało znaczą. Kamień nerkowy to kamień nerkowy, zapalenie gardła to zapalenia gardła, fizyczne schorzenia są w sumie bardzo do siebie podobne. W wypadku chorób psychicznych pewien zbiór cech identyfikujących zaburzenie pozwala nam je nazwać, ale to bywa bardzo umowne, schizofrenii jest tak naprawdę tyle, ilu chorych.

– A jak by pani nazwała to, co mu się przydarzyło? Nie pytam o termin medyczny. Jak pani miałaby to opisać własnymi słowami?

Zastanowiła się przez chwilę. Tyle razy o tym myślała, przeżywała w kółko na nowo, analizowała pod nowym kątem, dodawała konteksty. A pytanie prokuratora zbiło ją z tropu. Nazwać coś tak po prostu? Czy nie o tym pisał Camus, że to właśnie bywa w życiu największym, najtrudniejszym wyzwaniem. Żeby nazywać rzeczy po imieniu.

– Wyłączył się – powiedziała w końcu.

– W jakim sensie? Popełnił samobójstwo?

– Raczej przestał żyć.

– Nie rozumiem.

– Człowiek to skomplikowana maszyneria. Fabryka bardziej, pracująca na trzy zmiany, bez chwili wytchnienia. Zachodzą w niej procesy chemiczne, fizyczne, energetyczne, elektryczne. Na poziomie systemów, narządów i pojedynczych komórek cały czas się coś dzieje. Dlatego tak szybko się zużywamy. To i tak cud, że potrafimy dociągnąć do osiemdziesiątki, niech pan sobie wyobrazi jakikolwiek mechanizm funkcjonujący kilka dekad bez chwili przerwy. Nieźle już rozumiemy działanie poszczególnych podzespołów, ale jednostka zarządzająca... – popukała się w głowę – ...to nadal zagadka. I niech pan nie wierzy, jeśli mówią panu inaczej różni szarlatani. Wiemy tylko, że to jest jednostka zarządzająca i że z punktu widzenia fizjologii reszty ciała posiada nieograniczoną władzę. Pawełek Najman wcisnął odpowiednie guziki na swojej tablicy rozdzielczej, skorzystał z tej nieograniczonej władzy i wyłączył swój organizm. Przestał żyć.

– W sensie zagłodził się?

– Nie słucha mnie pan. Nie zrobił nic, co wyczerpuje definicję samobójstwa. Po prostu przestał żyć. Wyłączał kolejne podzespoły swojego ciała. Byliśmy bezradni. Oczywiście podawaliśmy mu leki psychotropowe, różne kroplówki mające wyręczyć szwankujący organizm, na koniec reanimowaliśmy. Bezskutecznie, cała nasza nauka nie potrafiła wygrać z jednym zdeterminowanym pięcioletnim mózgiem. Wstydziłam się, że to robimy. Widziałam w jego oczach, że sprawiamy mu przykrość. Nie gniewał się, ale było mu przykro.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Gniew»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Gniew» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Gniew»

Обсуждение, отзывы о книге «Gniew» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x