Zygmut Miłoszewski - Gniew

Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmut Miłoszewski - Gniew» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Gniew: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Gniew»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Gniew — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Gniew», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Oficjalnie nie, ale siedzimy w jednym urzędzie, pomagamy sobie. Na przykład z Edmundem Falkiem, tak się nazywa mój asesor, bardzo blisko współpracujemy. O wszystkim sobie opowiadamy i czasami mam wrażenie, że nie tylko wie dokładnie, nad czym pracuję, ale też zawsze wie, gdzie jestem, i zna moje myśli. – Prokurator zaśmiał się, jakby zawstydzony bliskością ze swoim kolegą. – Czasami łapię się na tym, że traktuję go nie jak asesora czy przyjaciela, jak młodszego brata. Pani ma rodzeństwo, pani Wiktorio?

Zmartwiała. W domu nigdy o tym nie rozmawiano. Zaskoczyło ją to tak dokumentnie, że nie wiedziała, jak zmienić temat, szybko odstawiła filiżankę na spodek, rozlewając trochę jasnej kawy, bardzo rozcieńczonej mlekiem. Pustka, zupełna pustka w głowie, a powinna coś powiedzieć, cisza stawała się coraz bardziej zauważalna.

– A nad czym pan teraz pracuje? – spytała w końcu Wiktoria.

– Nad sprawą porwania.

– O, to ciekawe. Trudna?

– Porwania zawsze są trudne. Nigdy nie wiemy, czy prowadzimy śledztwo jeszcze w sprawie porwania, czy już zabójstwa.

– Taka niepewność musi być straszna. Nie macie żadnego wpływu na to, co zrobią porywacze. Pewnie wyobrażacie sobie, że gdzieś tam porwana osoba jest zdana na łaskę nie wiadomo kogo. Zwłaszcza jeśli porwana jest kobietą, w grę wchodzą najczarniejsze scenariusze. I jeszcze ta świadomość, że jeden nieostrożny ruch z waszej strony może wszystko zmienić.

Prokurator Teodor Szacki z namysłem pokiwał głową, na serio zaangażowany w tę teoretyczną rozmowę. Agnieszka Ziułko-Sendrowska była dumna z tego, że jej córka, która dopiero co dostała dowód osobisty, potrafi tak dojrzale rozmawiać z doświadczonym prawnikiem. Może rzeczywiście to prawo jest jej pisane? Nawet jeśli, to wolałaby radcostwo albo notariat, tyle się mówi o przemocy w stosunku do prokuratorek. Oblewanie żrącymi substancjami, napaści, nawet nie chciała o tym myśleć.

– Ma pani rację. Naszym celem jest oczywiście, bardziej policji w tym wypadku, odnalezienie i uwolnienie pojmanej osoby. Ale jeśli zło już się dokonało, wtedy będziemy dążyć do tego, żeby z całą mocą wymierzyć sprawiedliwość.

– Udaje się?

– Prawie zawsze. Przestępcy nas nie doceniają. Oglądają za dużo filmów i myślą, że łatwo na kogoś wywrzeć nacisk, zaszantażować. A potem zniknąć, rozpłynąć się we mgle. Że wystarczy trochę sprytu i zdrowego rozsądku. Tymczasem my nie odpuszczamy. Zwłaszcza przy porwaniach. Szukamy do skutku. I znajdujemy. Tym skuteczniej, im sprawa jest dla nas ważniejsza.

– Zemsta?

– W majestacie prawa.

– A nie kusiło pana nigdy, żeby działać poza prawem?

Postanowiła zareagować.

– Wiktoria! Dziecko drogie! Przypominam, że chciałaś dziś wyjść na noc do Luizy!

Dziewczyna spłoszyła się, odwróciła głowę tak gwałtownie, że jej długi koński ogon o mało co nie chlasnął gościa po twarzy.

– No mamo, przecież nie jesteśmy w sądzie. Rozmawiamy sobie przy cieście.

– Dziecko drogie... – Odwróciła się na chwilę w stronę Szackiego. – Bardzo pana przepraszam na moment... – I wróciła do córki. – Pan prokurator jest u nas pierwszy raz i z tego co wiem, jego praca nie polega na działaniu poza prawem, wręcz przeciwnie. Więc gdybyś mogła...

– Więc gdybyś mogła nie strofować mnie przy gościu, to byłabym ci wdzięczna. – Wika wyprostowała się dumnie.

Pani Agnieszka zagryzła wargę, ale nic nie powiedziała. Wstydziła się, że właśnie teraz pomyślała o tym, że genów się nie oszuka. Że ona by się tak nie zachowała w stosunku do swojej matki. Nigdy. Że są chwile, kiedy geny Wiktorii i pierwsze lata jej wychowania, zanim trafiła do nich, odzywają się.

– Nie kłóćcie się, proszę, drogie panie. – Prokurator starał się załagodzić sytuację. – Nie wierzę w pytania zbyt trudne albo niewłaściwie. Najwyżej nie odpowiem, ale jeśli mogę o coś zaapelować, to proszę o zaniechanie walki z ciekawością tej młodej kobiety. Ciekawość i żądza poznania prawdy to dwie nogi dobrego śledczego. Bez nich daleko nie zajdzie.

Uznała porównanie za mało błyskotliwe, ale pokiwała głową, jakby to była najmądrzejsza rzecz, jaką słyszała od lat.

– Chętnie odpowiem – powiedział. – Ponieważ pani Wiktoria dotknęła największego etycznego dylematu towarzyszącego naszej pracy. Faktycznie, często jesteśmy bezsilni. Prowadzimy śledztwo, zbieramy niezbite dowody i przez jakiś drobiazg, często formalny, wszystkie nasze wysiłki idą na marne. Nie dość, że musimy puścić człowieka, o którego winie jesteśmy przekonani, ba, nawet mieliśmy na to dowody, to jeszcze musimy dostawać razy, wymierzane przez społeczeństwo.

Korzystając z dłuższej przemowy prokuratora, który w ogóle jej zdaniem wyrażał się w jakiś pretensjonalny i kwiecisty sposób, wytarła dyskretnie serwetką zalany kawą spodek. Miała ochotę wlać te kilka kropel z powrotem do filiżanki, ale bała się, że wtedy jej matka wróci z zaświatów i ją zruga przy wszystkich.

– Wtedy często pojawia się taka fantazja, żeby sprawiedliwości stało się zadość. Żeby zrobić cokolwiek. Ukarać, zaszkodzić, umówmy się, organa państwa mają dużo sposobów, żeby skrzywdzić obywatela. A żaden z tych organów nie odmówi prokuratorowi w słusznej sprawie. Problemy z podatkami, z paszportami, z wizami, z zezwoleniami, licencjami, z wykonywaniem swojej profesji, przesłuchania, ciąganie, wyjaśniania. Czasami, muszę pani powiedzieć, pani Wiktorio, taka wszechwładza może onieśmielać. Gdybym się uparł, mógłbym zaszkodzić nie tylko pani, ale też całej rodzinie do piątego stopnia pokrewieństwa tak, że nigdy by się z tego nie podnieśli.

Odchrząknęła głośno. Prokurator przerwał i spojrzał na nią, w oczach miał dziwny cień, a ona pomyślała po raz pierwszy, że Teodor Szacki nie musi być dobrym człowiekiem. Nosił w sobie coś, przez chwilę szukała właściwego słowa. Nie nienawiść, nie frustrację, nie agresję, miała to na końcu języka. Gniew, o właśnie. Śmieszne, zapomniane słowo, brzmiące jakoś biblijnie. Ale pasowało do jej gościa.

– Powiedział pan „pani”.

– Słucham?

– Przejęzyczył się pan. – Roześmiała się sztucznie. – Powiedział pan, że może zaszkodzić mojej córce.

– Naprawdę? W takim razie proszę o wybaczenie, jest późno, mam za sobą ciężki dzień. Oczywiście nie jest to żadne wytłumaczenie, ale jeszcze raz przepraszam. To chyba znak, że powinienem lecieć.

Wiktoria zerwała się gwałtownie, po dziecięcemu, i sięgnęła po swój telefon, który leżał jak zwykle między jabłkami na kredensie, podłączony do ładowarki. Ładny telefon, prezent na osiemnaste urodziny. Cieszyła się, że Wiktoria o niego dba, zawsze trzymała go we własnoręcznie wyszydełkowanym futerale z włóczki w biało-różowe pasy.

– Wyślę panu SMS-a, dobrze? Cokolwiek, żeby pan miał mój numer. Chętnie się jeszcze z panem spotkam.

Uśmiechnęła się do siebie. Może była duża, może pełnoletnia, może wypowiadała się dorośle.

Ale tak naprawdę jej kochana córka to jeszcze był straszny dzieciak.

19

Wyjął z kieszeni telefon, czekając na przyjście wiadomości. I zastanawiał się, co dalej. Grać, jak do tej pory, wedle reguł roztropnej licealistki Wiktorii Sendrowskiej, czy przystąpić do ataku. Nawet jeśli nie był w szczytowej formie, nienawiść dodawała mu wystarczająco sił, żeby rozpierdolić głowę jednej i drugiej albo o ten mieszczański dębowy kredens, albo o zabytkowe, ceramiczne kaloryfery. Właściwie wystarczyłoby, żeby rozniósł na strzępy szanowną panią Agnieszkę Sendrowską na oczach jej adoptowanej córki. Żeby małolata widziała, jak to jest, kiedy ktoś bliski cierpi. Potem zastanowiłby się, co dalej.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Gniew»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Gniew» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Gniew»

Обсуждение, отзывы о книге «Gniew» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x