Zygmut Miłoszewski - Gniew
Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmut Miłoszewski - Gniew» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Gniew
- Автор:
- Издательство:WAB
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Gniew: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Gniew»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Gniew — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Gniew», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Spojrzała na swoje dłonie, związane z przodu cienką linką.
Pewnie tak. Jak tylko linka puści od tego kwasu, którym ją zasypią, będzie próbowała się przedrapać przez żeliwo, jak wszyscy przed nią.
Zmusiła się, żeby oderwać wzrok od tych śladów i spojrzała w górę.
Prosto w oko kamery.
21
Prokurator Teodor Szacki otworzył do końca okno citroena, wpuszczając do środka mroźne powietrze, pachnące intensywnie sosnami. Droga na Ostródę meandrowała łagodnie między zalesionymi pagórkami. Szeroka, równa, w miarę nowa, w normalnych okolicznościach bardzo lubił tędy jechać.
Ruchu prawie nie było. Minął trzy jadące w stronę Olsztyna ciężarówki, w stronę Ostródy wyprzedziło go białe subaru na elbląskich blachach. Poza tym tylko on, las i wisząca w powietrzu zima.
Las się skończył po kilku kilometrach, zamieniając w pofałdowaną łąkę. Kawałek dalej po prawej widać było światła Gietrzwałdu. Po lewej między wzgórzami usadowiła się wieś Naglady. Bliżej drogi stare zabudowania, bliżej lasu nowobogackie wille. Nawet ładna osada.
Zwolnił, na skrzyżowaniu nie skręcił jednak w stronę wsi, tylko w przeciwną, gdzie nie było widać żadnych świateł, a jedynie łąkę i czarną ścianę lasu.
Droga, na początku asfaltowa, szybko zamieniła się w gruntowy, wysypany żwirem dukt. Jednak i to się skończyło, kiedy minął nowo wybudowane osiedle. Dalej już tylko zwyczajna warmińska droga, dziury i wądoły, rozdzielone pagórkiem zwiędłej trawy, o którą szorował miską olejową.
Zatrzymał się na odcinku wyglądającym na suchy i korzystając z dobrodziejstw hydropneumatycznego zawieszenia, podniósł swojego smoka o kilka centymetrów.
Raz w życiu się na coś cholerny gadżet przyda, pomyślał.
Ruszył.
Droga szybko zginęła w lesie. Gdyby nie to, że wcześniej sprawdził numer działki w bazie katastralnej, pewnie by zawrócił, przekonany, że nie da się tędy nigdzie dojechać.
Po kilkuset metrach wjechał na kolejną polankę, gdzie stały dwie nowe rudery, bliźniaczo do siebie podobne. Stan surowy zamknięty jakichś parterowych koszmarków, żywcem przeniesionych z amerykańskiego przedmieścia. Pewnie ktoś postanowił zostać deweloperem w czasach prosperity i wybudować „luksusową leśną oazę dla najbardziej wymagających”. Po czym skończył jak cała reszta.
Nie zwolnił nawet, włączył tylko długie światła i zobaczył ogromny jaskrawy baner z napisem „Na sprzedaż”.
Minął baner, minął domy i znowu wjechał w las. Droga osiągnęła kolejny stopień nieuczęszczania, nawet jego potwór, normalnie radzący sobie z wertepami, kołysał się na wszystkie strony niemiłosiernie, jakby chciał przewrócić się na bok.
Dwieście metrów dalej wyjechał na kolejną polankę. Zatrzymał samochód.
Zielone cyfry na tablicy rozdzielczej pokazywały dwudziestą trzecią pięćdziesiąt dwa. Uznał, że pojawienie się kilka minut wcześniej nie zostanie poczytane za afront, zgasił silnik i wysiadł.
Na początku wydawało mu się, że jest kompletnie ciemno, i w stronę domu ruszył po omacku. Jednak jego oczy szybko przyzwyczaiły się do ciemności i okazało się, że w gruncie rzeczy jest zaskakująco widno. Jak zawsze kiedy nad światem wiszą śniegowe chmury, mające niezwykłą zdolność odbijania najmniejszych nawet ilości światła z ziemi i posyłania ich z powrotem.
Zatrzymał się w miejscu, gdzie kiedyś musiała być brama. Teraz po prostu przerwa w resztkach ogrodzenia.
A więc to tutaj.
Pomyślał o Heli. Przychodziło mu to z trudem. Przez cały dzień obecna była w jego myślach bez przerwy, ale po rozmowie z Wiktorią Sendrowską coś się stało. Mózg odciął stały dopływ obrazów, jakie podsuwała mu ojcowska wyobraźnia. W ten sam sposób, w jaki odcina świadomość, kiedy fizyczny ból staje się nie do zniesienia. Rozumiał, że w środku zapewne znajdzie jej zwłoki. Ale to rozumienie było głęboko ukryte, mgliste, nierealistyczne. Jak wyobrażenie miejsca, które znamy jedynie ze słyszenia.
Przeszedł przez przerwę w ogrodzeniu.
Pomyślał o Pawełku Najmanie. Chłopcu, który postanowił przestać żyć. Pomyślał o Piotrusiu Najmanie i jego rysunkach. Pomyślał o małym chłopcu układającym puzzle przy leżącym w kałuży krwi ciele swojej matki.
Pomyślał o dziecku, które musi się chować przed tymi, których kocha. Robi wszystko to, co robią inne dzieci. Układa wieże z klocków, zderza samochodziki, prowadzi rozmowy między pluszakami i maluje domy stojące pod wyszczerzonym słońcem. Dzieciak to dzieciak. Ale strach sprawia, że wszystko wygląda inaczej. Wieże nigdy się nie przewracają. Motoryzacyjne katastrofy to bardziej stłuczki niż wypadki. Pluszaki mówią do siebie szeptem. A woda w kubeczku od farb szybko zamienia się w breję w tym wyjątkowym kolorze złej czerni. Dziecko boi się iść wymienić wodę i w końcu wszystkie akwarele umazane są breją z kubka. Każdy kolejny domek, uśmiechnięte słońce i drzewo obok domku mają ten sam kolor złej, sinej czerni.
Takim kolorem namalowany był tej nocy warmiński pejzaż.
Teraz
Prokurator Teodor Szacki czuł spokój, ponieważ wiedział, że tak czy owak w tym domu wszystko się skończy. Ilość możliwych wariantów była skończona i choć logika nakazywała przypuszczać, że w prawie wszystkich wariantach ginie jego córka, a także i on, i tak kurczowo trzymał się myśli, że jakoś się uda. Że coś wymyśli. Że wydarzy się coś, czego nie przewidział. Albo że wszystko okaże się koszmarnym żartem.
Głupia nadzieja. Doświadczenie prokuratorskie uczyło, że w życiu nic nigdy nie okazuje się żartem, wszystko jest zazwyczaj na śmiertelnie poważnie. Sprawę pogarszał fakt, że szaloną mścicielką okazała się osiemnastolatka. Ludzie w tym wieku mają tendencję do powagi, betonowo niezmiennych przekonań i radykalizmu, który dekadę później byłby już śmieszny. Co oznacza, że niezależnie od tego, jak bardzo pokręcony morderczy plan powstał w głowie dziewczyny – albo już go zrealizowała, albo na pewno zrealizuje.
Chyba że coś się wydarzy. Zawsze przecież może się wydarzyć coś nieoczekiwanego.
Przeszedł przez obejście i stanął przy drzwiach wejściowych. Teren pomiędzy ogrodzeniem i domem, kiedyś może to było podwórko albo ogródek, przypominał eksperymentalną hodowlę chwastów, teraz zwiędłych, zgniłych i obumarłych, złowieszczo czarnych w zimową noc.
Sam dom z bliska sprawiał lepsze wrażenie. Z daleka wyglądał jak wybudowana na początku dwudziestego wieku niemiecka chałupa, leśniczówka może, która miała całe sto lat, żeby się rozsypać. Teraz Szacki widział po architekturze i użytych materiałach, że konstrukcja pochodziła z lat dziewięćdziesiątych, a jej zły stan jest efektem pożaru przed dziesięciu laty. Dało się zauważyć, że ogień szalał w prawej części domu, nie było tam stolarki okiennej, zapewne spalonej, a dach zapadł się do środka wskutek naruszenia więźby przez ogień.
Zdziwił się, że wszystkie okna były szczelnie zabezpieczone porządnymi, kutymi kratami. Ciekawe, czy założono je po pożarze i wyprowadzce, żeby zabezpieczyć nieruchomość przed złodziejami i włóczęgami, czy zamontowano je wcześniej. Raczej to drugie. Spalonej nieruchomości nie zdobi się kowalstwem artystycznym, raczej każe wypełnić ziejące otwory prętami zbrojeniowymi albo po prostu zabija się na amen dechami.
Zerknął na zegarek. Północ.
Nacisnął klamkę i wszedł do środka, mając nadzieję, że nie natknie się na zwłoki Heleny Szackiej.
Otóż nie. Przywitało go słabe światło i intensywny zapach mocnej, świeżo zaparzonej kawy. Podążył za zapachem i znalazł się w pustym pomieszczeniu, które kiedyś musiało pełnić funkcję salonu.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Gniew»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Gniew» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Gniew» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.