Zygmut Miłoszewski - Gniew
Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmut Miłoszewski - Gniew» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Gniew
- Автор:
- Издательство:WAB
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Gniew: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Gniew»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Gniew — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Gniew», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Wyobraził sobie czaszkę uderzającą o kaloryfer. Wyobraził sobie pękającą skórę, kość wgniatającą się w mózg. Z rozbitej głowy leci krew, z rozbitego kaloryfera leci gorąca woda i para. Pani Agnieszka jest jeszcze przytomna, zbyt zaskoczona, żeby zareagować, nawet nie wie, co się dzieje. A on chwyta ją mocniej za czarne włosy, okręca sobie wokół nadgarstka i wali ponownie o kaloryfer. Więcej pary, więcej krwi, kawałki kości nie różnią się na podłodze od kawałków porcelanowych grzejników. Na ich tle łatwo zauważyć szarą, galaretowatą treść mózgu. Córeczka może sobie teraz zobaczyć, jak wygląda wszechpotężny aparat zarządzający jej mamusi. Chwilowo w fazie likwidacji.
Agnieszka Sendrowska uśmiechnęła się do niego znad filiżanki. Odwzajemnił uśmiech.
Gniew wypełniał go w stu procentach. Sprawiał, że każda czynność zamieniała się w wysiłek ponad siły. Starał się prowadzić normalną konwersację, ale czuł się jak sparaliżowany. Chował się za słowami, żeby nie zrobić niczego głupiego. Dlatego gadał jak upośledzony, jakby wygłaszał jakiś wykład z prawa, sam rozumiał z tego co trzecie słowo. Ale to cedzenie słów, ich dobieranie, skupienie się na odmianie, jakby mówił w obcym języku, to mu pozwalało zachować względny spokój.
Dostał wiadomość o treści: „tel no one”.
Dokładnie jak powiedziała: wyślę panu cokolwiek. „Tel no one”, że niby telefon numer jeden, taki dowcipasek od bystrej licealistki. Wystukała, co jej przyszło do głowy, żeby miał do niej numer.
W rzeczywistości wiadomość była jak najbardziej czytelna. Tell no one . W domyśle: nie mów nikomu, bo twoja córka spłonie na chemicznym stosie, usypanym przez porypaną warmińską inkwizycję.
Wstał, pożegnał się uprzejmie, pozwolił pani Agnieszce odprowadzić go do holu. Po drodze kurtuazyjnie podziwiał mieszczański dom. Szczerze. Część jego świadomości, którą udało się zmusić do prowadzenia konwersacji, autentycznie podziwiała wysiłek, jaki Sendrowscy włożyli w to, aby poniemiecka willa odzyskała swoją świetność, udanie łącząc elementy oryginalnej architektury z nowoczesnym, skandynawskim designem.
Założył płaszcz i wyszedł, nie podając nikomu ręki. Bał się, że jeśli poczuje dotyk Wiktorii, nie powstrzyma swojego gniewu i zabije ją na miejscu.
Przeszedł przez niewielki ogródek, otworzył furtkę, wyszedł na chodnik ulicy Radiowej i odetchnął głęboko. Powietrze było inne niż dotychczas. Zimne, rześkie, pachnące śniegiem. Mróz przegonił mokry zapach, rozproszył mgłę, Olsztyn wydawał się ostrzejszy niż zwykle. Szacki często miał tutaj wrażenie, że ogląda świat przez zaparowany obiektyw, że wszystko jest delikatnie rozmyte. Teraz dla odmiany wyglądało to tak, jakby przepuszczono obraz przez filtr wyostrzający.
Nie mógł jej zabić. Chwilowo nie pragnął niczego bardziej, ale nie mógł. Ponieważ na równi z gniewem wypełniała go nierozsądna nadzieja, że Hela żyje i jeszcze uda się ją uratować. Jeśli ceną jest gra wedle reguł Wiktorii Sendrowskiej, był na to gotów. Jeśli ceną ma być jego własna śmierć, też był na to gotów. Był gotów na wszystko. Dostał nową wiadomość od Wiktorii: „0 h”.
I wszystko jasne. Musi tam być o godzinie zero.
Nie miał najmniejszych wątpliwości gdzie.
20
Już bardzo długo szła górską ścieżką i naprawdę nieźle się spociła, zanim spostrzegła, że matriks się psuje. Po pierwsze, w Tatrach nigdy nie ma takiej pogody. To znaczy pewnie jest, ale ona nigdy w czasie żadnej wyprawy takiej nie widziała. Czy to z mamą na nartach, czy to z tatą na trekkingu, czy to z wycieczką szkolną na nudnych marszach – zawsze w Tatrach widziała jedynie mokre skały, mgłę i deszczową (lub śniegową) chmurę na wysokości oczu.
Tym razem szła kamienistą ścieżką po grani i widoki miała z każdej strony takie, jakby ktoś nawet powietrze wypompował, żeby nie przeszkadzało w podziwianiu świata. Nie miała pojęcia, że w tych mokrych Tatrach jest tyle gór w ogóle, nigdy ich nie widziała więcej niż sto metrów do przodu. Wspaniałe doświadczenie.
Nagle doszła do stromej ściany z wykutymi stopniami. Nie wyglądało to bezpiecznie, ale też ciągle bardziej na szlak turystyczny niż na drogę wspinaczkową. Zwłaszcza że obok stopni do skały przytwierdzony był masywny, zardzewiały stalowy łańcuch.
Pociągnęła. Trzymał się.
Złapała się zimnego żelastwa i zaczęła mozolnie wspinać pod górę. Na początku czuła się wspaniale, ale im więcej powietrza dzieliło jej tyłek od ścieżki, tym bardziej do jej myśli wkradał się niepokój i tym bardziej wyobraźnia podsuwała obrazy bezwładnego ciała spadającego w dół, obijającego się o wystające ze ściany głazy, zanim w końcu roztrzaska się o kamienie.
Z nerwów mocniej ścisnęła łańcuch. Który nieoczekiwanie ugiął się pod jej ręką, jakby został zrobiony z gumy. Zdziwiona spojrzała na ogniwo. Ścisnęła jeszcze raz. Faktycznie, zachowywało się jak gumowa zabawka.
Powąchała łańcuch. Pachniał intensywnie zardzewiałym metalem.
Potrząsnęła gwałtownie. Zamiast zagrzechotać o granit, wydał dźwięk kauczukowej piłeczki, odbijającej się o ściany.
I wtedy zrozumiała, że śni. I postanowiła wykorzystać świadomość tego faktu, zanim się obudzi. Spojrzała na świat dokoła, powtórzyła sobie trzy razy, że to wszystko jest w jej głowie, odbiła się mocno nogami od skały i poleciała. Szybko, zdecydowanie, nie jak Mary Poppins, tylko jak Robert Downey Junior.
– Juhuuu! – krzyknęła, patrząc na oddalające się w szybkim tempie góry, granitowa grań między dwiema dolinami wyglądała z tej perspektywy jak kolce wyrastające z kręgosłupa olbrzymiego zielonego dinozaura.
Zamierzała dolecieć do Krakowa, kiedy znowu poczuła intensywny zapach zardzewiałego żelastwa. Spojrzała na swoje dłonie i ze zdumieniem zauważyła, że ciągle trzyma gumowy łańcuch, który wcześniej pomagał jej we wspinaczce. Łańcuch, hen daleko przytwierdzony do gór, rozciągnięty był do granic możliwości. Jego ogniwa, wcześniej grube na palec, teraz były cieniutkie jak wędkarska żyłka.
Sam widok byłby zabawny, gdyby nie to, że nagle rozciągnięty łańcuch z wielką siłą zaczął ją ciągnąć z powrotem. Nie potrafiła go puścić, więc tak jak wcześniej pędziła w górę, tak teraz leciała w dół, coraz szybciej i szybciej, z ogromną prędkością i świstem w uszach, a góry zbliżały się do niej błyskawicznie. Widziała już stopnie wykute w ścianie, skuliła się i zacisnęła oczy przed uderzeniem.
Wtedy się obudziła. Mięśnie miała napięte i obolałe, oczy mocno zaciśnięte, ciągle czuła intensywny zapach rdzy.
Odetchnęła głęboko, zachichotała na wspomnienie snu, otworzyła oczy i chichot uwiązł jej w gardle.
Nawet przez ułamek sekundy nie miała wątpliwości, gdzie się znajduje. Światła w pomieszczeniu było wystarczająco wiele, aby mogła podziwiać fakturę zardzewiałego metalu. Zerknęła pod nogi. Na szczęście nie było tam żadnych szczątków, czego się obawiała, jakichś pływających w mazi zębów i paznokci.
Wnętrze rury było czyste i suche, aż chciałoby się powiedzieć: zadbane. Ze zdziwieniem zauważyła, że cały czas jest w butach i w ogóle we wszystkich ciuchach. W przeciwieństwie do faceta z filmu, który umierał nagi.
Umrę, ale przynajmniej mnie nie zgwałcili, pomyślała. Dobre i to.
Na wysokości jej klatki piersiowej rdza była poszarpana, pocięta pionowymi liniami. Hela zadrżała, kiedy zrozumiała, jak powstały. Ktoś szalał z bólu tak, że próbował się wydrapać z metalowej rury. Czy ona też spróbuje?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Gniew»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Gniew» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Gniew» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.