Zygmut Miłoszewski - Gniew

Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmut Miłoszewski - Gniew» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Gniew: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Gniew»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Gniew — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Gniew», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Żenia odpowiedziała na jego pytanie:

– Teo, przecież to jest najprostsze pytanie pod słońcem. Jesteś naprawdę niepoprawnym jedynakiem, skoro o to pytasz. Brat albo siostra.

Szacki zastygł. Patrzył na dwójkę małych dzieci stojących przy matce i zobaczył ten piękny gest, towarzyszący człowiekowi od zarania. Gest ufności, więzi, bezpieczeństwa. Wykonywany automatycznie, bez zastanowienia, jedyny w swoim rodzaju symbol przyjaźni i miłości. Gest dziecięcej ręki sięgającej po dłoń starszego rodzeństwa.

To niemożliwe, pomyślał. To niemożliwe, żebym popełnił taki błąd.

Jedyna urzędowa baza danych, jakiej nie sprawdził. Jedyna, ale w tej sprawie od początku najważniejsza, w oczywisty sposób kluczowa.

Rodzina. Brat. Siostra. Zemsta.

Spojrzał na zegarek, wyskoczył zza stolika, przewracając kubek z kawą, i wybiegł z baru.

Dochodziło wpół do czwartej. Słońce zaszło pięć minut wcześniej.

12

Za oknem zrobiło się kompletnie czarno, wewnątrz było tak samo. Czyli musi być między trzecią a czwartą. Powinna wstać i wyryć kolejną kreskę, ale nie chciała. Mogła wstać i zapalić światło, ale nie chciała. Ciemność wydawała jej się bezpieczna, ciemność ją otulała, im bardziej o tym myślała, tym bardziej odczuwała brak światła jako miękką tkaninę, którą mogła owinąć się jak kocem.

Okazało się niestety, że nie tylko ona może zapalić światło. Pokój znienacka wypełnił się jasnością, mocno zacisnęła powieki, żeby zakryć oczy, i tak leżała bez ruchu, wpatrując się w powidoki pod powiekami, wędrujące plamy w różnych odcieniach szarości.

Szczęknął zamek. Zastygła z przerażenia, oddech wstrzymany, wszystkie mięśnie napięte.

Nikt nie wszedł. Po prostu szczęknął zamek.

Odczekała jeszcze chwilę, ale nikt nie wszedł.

Podniosła głowę. Dioda przy drzwiach zmieniła kolor z czerwonego na zielony.

Odczekała chwilę, wstała, podeszła do drzwi i znalazła za nimi dużą torbę smakołyków z McDonalda.

Zastanowiła się. Zapewne umrze. To zła wiadomość. Zapewne umrze w męczarniach. To bardzo zła wiadomość. Ale (chyba) nie zostanie zgwałcona. To (chyba) dobra wiadomość.

Wszystko to nie brzmiało najlepiej, ale nie widziała powodu, aby zostać zamęczoną i niezgwałconą na głodno. Zabrała torbę do środka, wyjęła obiad, a następnie rozejrzała się po pomieszczeniu i powiedziała głośno:

– Ale jak komuś powiecie, że na ostatni posiłek Helena Szacka zjadła fishmaca, to wrócę i was zajebię, mordercze bezguścia.

Poczuła się trochę lepiej, w końcu co jej zostało oprócz wrodzonego czarnego humoru. Zaczęła od shake’a, dopóki był zimny, i pomyślała, że ofiary przestępstw mają prawo zaczynać posiłek od deseru.

13

Czwartego grudnia, tego samego dnia, co on, urodziło się parę znanych osób. Na przykład Rainer Maria Rilke. Za nim nie przepadał, nie dość, że umarł młodo na białaczkę, to jeszcze Hitler był jego psychofanem. Skoro o dyktatorach mowa, to tego dnia urodził się też generał Franco. Przynajmniej sobie pożył, prawie do dziewięćdziesiątki. A dokładnie dwadzieścia lat przed jego urodzinami świat zaszczycił swoją obecnością Jarosław Kret. Zazdrościł mu tego całego podróżowania. Rok po Jarosławie urodziła się Marisa Tomei i to ją tak naprawdę Myślimir Szcząchor uważał za swoją pokrewną duszę, przede wszystkim dlatego, że była niezwykle seksowna. Serio, uważał ją za najbardziej seksowną kobietę świata i zawsze bronił, kiedy wyśmiewali się z niego, że to pięćdziesięcioletnia baba. Poza wszystkim nie była to prawda, Marisa kończyła dziś dopiero czterdzieści dziewięć lat.

Westchnął ciężko, wyjął telefon z torby i położył obok klawiatury komputera. Zadzwonił punktualnie o 15.24. Jak zwykle.

Odebrał.

– Wszystkiego najlepszego, synku! – ryknęli rodzice równocześnie do słuchawki. – Masz już trzydzieści lat. Sto lat! Sto lat!

– Dziękuję, jesteście kochani – wymamrotał, zawsze go trochę zawstydzał ich entuzjazm.

Zmyślił na poczekaniu drobnomieszczańskie marzenia urodzinowe. Że chciałby mamusiny tort szwarcwaldzki (żeby zadowolić matkę) i kindle’a (żeby ojciec wiedział, co mu kupić), i poznać dziewczynę o dobrym sercu (żeby dać obojgu nadzieję na wesele i wnuki). Ponieważ nie zrozumieliby, gdyby im wyznał, że największym marzeniem Myślimira Szcząchora jest, aby zapukała do niego prawdziwa przygoda. Przygoda przez wielkie P. Przygoda, która potrzebuje orkiestry symfonicznej i chóru, żeby nadać jej właściwą muzyczną oprawę.

Myślimir Szcząchor wierzył, że w końcu tak się stanie. Tak naprawdę przemawiał za nim fakt, że był zwyczajnym urzędnikiem Urzędu Stanu Cywilnego, a nie podróżnikiem, archeologiem czy naukowcem szukającym szczepionki na raka w amazońskiej dżungli. W końcu czyż nie o tym są wszystkie książki i filmy? Na początku ci zwykli ludzie bronią się, nie chcą, błagają, żeby zostawić ich w spokoju – ale w końcu wciąga ich wir perypetii, zwrotów akcji, miłości, przyjaźni i walki o najwyższą stawkę.

Zegar na komputerze pokazywał, że za dwie minuty będzie równo piętnasta trzydzieści, co oznaczało, że raczej nikt już dziś nie skorzysta z usług urzędu. To oznaczało też, że może zwijać majdan i wracać do domu. Albo nie, do kina pójdzie. W końcu ma urodziny.

Sam pójdzie. Mało to urodzinowe, ale też która kobieta zrozumiałaby, że trzydziestoletni facet chce świętować, oglądając kreskówkę Disneya. Uśmiechnął się sam do sobie. Oglądał praktycznie wszystko, poza polskim kinem, od którego dopadały go czarne myśli. I dawno nic nie wcisnęło go w fotel tak jak animowana bajka o przeklętej przez swój dar Królowej Śniegu. Sam nie wiedział dlaczego. Może była wspaniałym krzykiem o wolność? A może dlatego, że wyjątkowo nie chodziło w niej o romans, tylko o potęgę miłości między rodzeństwem. Oglądał, połykał łzy wzruszenia i powinien się wstydzić, ale mój Boże, cóż to była za przygoda.

Zaczął pakować torbę, jednocześnie puścił w komputerze na cały regulator piosenkę z Krainy lodu , żeby wprawić się w nastrój.

Liryczna ballada wypełniła salę przyjęć:

– ...i wyjść zza krat jak wolny ptak...

Myślimir, nucąc pod nosem, wlazł pod biurko, żeby odzyskać ładowarkę od telefonu

– ...mam tę moc, mam tę moc, wyjdę i zatrzasnę drzwi!

Drzwi do urzędu nagle trzasnęły, ale zagrzebany w kablach Myślimir Szcząchor tego nie zauważył.

Tak kochał fikcję. Tak kochał przygodę. Dlaczego fikcja nigdy nie przychodzi do mnie, pomyślał. Dlaczego?

– Oto ja, stanę w słońcu dnia! – zawyła wokalistka. – Co tam burzy gniew!

W czasie rozciągniętego „e” w ostatniej sylabie Myślimir wylazł spod biurka i zobaczył przed sobą upiora. Upiór był wysoki, chudy, śmiertelnie blady, siny wręcz od zmęczenia i grudniowego chłodu. Jego twarz zlewała się w jedną jasną plamę ze śnieżnobiałymi, nienaturalnie siwymi jak na jego wiek włosami. A plama kontrastowała z czarnym, długim płaszczem, ciemnografitowym garniturem i szarą, zapiętą na ostatni guzik koszulą. Prosty krawat, idealnie zawiązany, ozdobiony delikatnym srebrnym deseniem, też wpasowywał się w odcienie szarości. O ton ciemniejszy od koszuli, o ton jaśniejszy od marynarki.

– Od lat coś w objęcia chłodu mnie pcha – zakończyła wokalistka.

– Już po godzinach urzędowania – powiedział Myślimir, odrobinę przestraszony widocznym w oczach nieznajomego szaleństwem.

– To sprawa życia i śmierci – wychrypiał nieznajomy metalicznym głosem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Gniew»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Gniew» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Gniew»

Обсуждение, отзывы о книге «Gniew» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x