Zygmut Miłoszewski - Gniew
Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmut Miłoszewski - Gniew» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Gniew
- Автор:
- Издательство:WAB
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Gniew: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Gniew»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Gniew — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Gniew», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Szacki zwlekał z wejściem, ponieważ wszystko było nie tak. Spodziewał się faceta bez rąk, urzędującego na melinie w szarej z brudu podkoszulce. Zastał elegancką kobietę z kompletem kończyn, gospodynię inteligenckiego mieszkania. Już z korytarza widać było, że jeśli w tym domu czegoś brakuje, to raczej miejsca na książki niż książek jako takich.
– Prokurator Teodor Szacki – przedstawił się. – To podkomisarz Jan Paweł Bierut. Szukamy pana Artura Ganderskiego.
– Czyli mojego byłego męża – odpowiedziała spokojnie kobieta.
– Czy wie pani może, gdzie obecnie przebywa?
– Oczywiście. Poprzeczna 9B, mieszkania 21.
– Dziękujemy. – Szacki ukłonił się i odwrócił, żeby zbiec ze schodów, kiedy Bierut złapał go za ramię.
– To adres cmentarza komunalnego – powiedział.
Kobieta uśmiechnęła się i dygnęła po pensjonarsku.
– Mam nadzieję, że panowie wybaczą. Męża nie ma i szczęśliwie nie będzie, ale jeśli mogę w czymś pomóc, to zapraszam na herbatę. Tym bardziej jeśli szukacie go panowie w związku z nieoczekiwanym spadkiem na przykład. Chętnie przyjmę.
Wyprowadzili ją z błędu i przyjęli zaproszenie.
10
Herbata smakowała wybornie, przyrządzona na orientalną modłę, zagotowana razem z cukrem i świeżą miętą w mosiężnym czajniczku. Chyba najlepsza herbata, jaką Szacki kiedykolwiek pił. Jadwiga Korfel najpierw opowiedziała im historię, jak to jej mąż stracił półtora roku temu dłonie w wypadku na polowaniu i tak bardzo przeżył fakt, że nigdy się już samodzielnie nie podetrze i nigdy samodzielnie nie pociągnie za spust, że postanowił skończyć ze sobą. Z przyczyn oczywistych nie był w stanie strzelić sobie w łeb, w związku z czym utopił się po pijaku w Łynie.
Prokurator Teodor Szacki zapytał wprost, ponieważ nie miał czasu na grę wstępną, czy była ofiarą przemocy domowej. Bez wahania odpowiedziała, że była, utracone na polowaniu ręce lały ją tak często, że przez piętnaście lat małżeństwa straciła rachubę. Dopytana opowiedziała tak klasyczną, że aż podręcznikową historię. Cykl zawsze wyglądał tak samo. Najpierw rosło napięcie. Z dnia na dzień coraz więcej było w niej strachu, a w nim agresji, złośliwości, irytacji. W końcu przepalał się pierwszy bezpiecznik i stawała się ofiarą werbalnej agresji, wyzwisk i pogróżek. Potem przepalał się drugi bezpiecznik i dostawała lanie. Mistrzowskie lanie, powiedziała z podziwem, twierdząc, że jej nieświętej pamięci małżonek nawet jeśli nie był mistrzem Polski, to na pewno województwa w tej dyscyplinie. Zdarzało mu się wypić, zdarzało mu się po pijaku jej naubliżać, ale kiedy przez kilka dni unikał nawet czekoladek z alkoholem, wiedziała, że zbliża się ten dzień. Zawsze lał ją wypoczęty i na trzeźwo, precyzyjnie, jakby brał udział w zawodach, żeby sprawić jej jak najwięcej bólu i zostawić jak najmniej śladów. Następnie znikał na dwa dni i wracał z bukietem kwiatów, złotą biżuterią, biletami na wycieczkę zagraniczną i obietnicami, że to ostatni raz. Wierzyła, przyjmowała kwiaty, jechała na wycieczkę, cieszyła się nowym szczęściem, aż któregoś dnia wracała do domu i czuła, że atmosfera jest bardziej napięta niż zwykle.
– Jak stracił ręce na polowaniu? – zapytał Szacki.
– Wypadek. Potknął się i tak nieszczęśliwie upadł, że rękami uderzył w pozostawiony przez kłusowników potrzask. Lato, miał tylko cienką koszulę. Szczupły był, chudy właściwie. Trzask-prask, potrzask i po rączkach.
Bierut z Szackim wymienili się spojrzeniami.
– A czemu nie udało się przyszyć tych dłoni? – z ciekawości zapytał Szacki.
– Zwierzęta zabrały. Wie pan, las warmiński to ciągle potrafi być dzikie miejsce.
Upiła herbaty z niewielkiej szklaneczki.
Prokurator Teodor Szacki rozejrzał się po pomieszczeniu. Książki, wszędzie książki. Dużo beletrystyki, ale przede wszystkim pozycje naukowe. Historia, archeologia, sztuka. Większość po niemiecku, reszta po polsku i po angielsku. Na jedynej ścianie bez regałów z książkami wisiała stara mapa polityczna Bliskiego Wschodu.
– Pani się zajmuje archeologią? – zapytał.
– Jak byłam piękna i młoda. Studiowałam jeszcze u profesora Michałowskiego, jeździłam z nim na wykopaliska. Teraz uczę historii i historii sztuki.
– Gdzie?
– Przede wszystkim w Kortowie, ale też w szkołach chałturzę.
Poczuł, że jest głodny. Wrzucił w siebie kilka leżących na talerzyku delicji.
– Prowadzimy śledztwo pod wielką presją czasu, dlatego pozwolę sobie na odrobinę szczerości. Wiemy wszyscy, że historia z polowaniem to niewymagająca komentarza bujda. Wiemy też wszyscy, że pani mąż został ukarany za bycie damskim bokserem. Ale tylko my wiemy, że szaleństwo sprawcy wymknęło się spod kontroli. Najpierw z fazy okaleczeń płynnie przeszedł w fazę zabójstw, a następnie z etapu mordowania damskich bokserów na wyższy poziom mordowania wszystkich, którzy nawiną mu się pod rękę. Musimy go znaleźć.
Jadwiga Korfel wypiła trochę herbaty, sama zjadła delicję, chwilę powodziła wzrokiem po wystroju mieszkania, jakby to ona znalazła się tutaj po raz pierwszy.
– Rozumiem. I proszę mi wierzyć, pomogłabym bardzo chętnie. Ale nie mam pojęcia, kim jest mój dobroczyńca. I od razu powiem, że nie musicie mi tutaj panowie udawać dobrego i złego policjanta. Niezależnie od tego, że cieszę się z tego, co spotkało mojego męża, jestem normalną osobą i normalną obywatelką. Wiem, że samosądy są złe i że działanie ponad prawem to droga do zatracenia. Powiedziałabym panom wszystko, co najwyżej potem bym się w sądzie z ciepłem wypowiadała o sprawcy, żeby dostał kilka lat mniej. Czy wyrażam się jasno?
Szacki przytaknął.
– Czy przed tym wypadkiem mówiła pani komuś o swoich kłopotach? Ktoś panią wypytywał? Odwiedzał?
Myślała przez chwilę. W końcu zaprzeczyła.
– Teraz proszę się dobrze zastanowić. Czy odwiedzała pani lekarza wówczas? Lekarza albo lekarkę, którzy mogli domyślić się, że jest pani ofiarą przemocy? Może ktoś udzielał pani pierwszej pomocy. Zwłaszcza w szpitalu miejskim?
Tym razem zaprzeczyła szybciej.
– Artur był zawodowcem. Bolało jak cholera, ale nigdy na tyle, żeby trzeba było opatrywać rany albo składać kości. Rzadko się nawet zdarzało, żebym miała siniaki. Bicie po piętach na przykład. Płakałam z bólu przy chodzeniu przez tydzień, a nawet zaczerwienienia nie było. Pięścią w brzuch, zero śladów. Kawałkiem gumy pod kolanami, tak samo. A bolało, jakbym sobie więzadła zerwała na nartach. Nie uwierzylibyście też, ile cudów może zdziałać walenie po głowie przez poduszkę i w ogóle walenie przez poduszkę. Czasami tak mnie napierdalał, że musiałam brać wolne, bo dołu od góry nie odróżniałam. A wyglądałam, jak po wizycie u kosmetyczki. Śliczna, zdrowa, zaróżowiona. Pardon le mot , ale to naprawdę było napierdalanie, żadne inne słowo tego nie odda.
Musiała zauważyć ich zdumiony wzrok, bo dodała:
– Proszę mnie nie brać za wariatkę. Terapeutka kazała mi się zwierzać, opowiadanie o tym stało się dla mnie naturalne. Na tyle że chyba nagle zostałam bez przyjaciół.
– Dobry lekarz mógł coś zauważyć. – Szacki postanowił nie komentować jej ostatniej kwestii. – Proszę pomyśleć. Może jakieś badanie okresowe, może rutynowa wizyta.
Westchnęła.
– Wezmę kalendarz z ubiegłego roku i sprawdzę.
Wstała i podeszła do biurka z sekretarzykiem, bardzo ładny mebel, wyjątkowo pasował do tego mieszczańskiego wnętrza. Elegancka, spokojna, pewna siebie, nieukrywająca wieku, na swój sposób atrakcyjna. Jeśli Szacki czegoś sobie nie wyobrażał, to tego, że leży na kanapie z głową nakrytą poduszką i pozwala, żeby jakiś troglodyta walił taboretem w poduszkę.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Gniew»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Gniew» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Gniew» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.