Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy
Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ziarno prawdy
- Автор:
- Издательство:WAB
- Жанр:
- Год:2014
- ISBN:9788377473160
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Nie miał pojęcia, o co chodzi, i nie chciał się nad tym zastanawiać. Nie teraz. Teraz zwlókł się z ławki i poszedł Sokolnickiego w górę, do rynku. Minął bar z pierogami, minął Chińczyka, do którego nigdy nie odważył się zajrzeć, na chwilę zatrzymał się przy Małej, zastanawiając się, czy kawa z pianką i posypką z cukru pudru to nie jest to, czego potrzebuje. Ale nie, nie chciał kawy, nie chciał pobudzenia, chciał prysznica i łóżka.
Doszedł do rynku, kiedy zegar na wieży ratuszowej zaczął swoje harce, sygnalizujące godzinę drugą po południu. Zatrzymał się na moment, obserwując, jak miasto się zmienia, szykuje na sezon turystyczny, startujący jak wszędzie w długi weekend majowy. Nie widział jeszcze Sandomierza w tej odsłonie, zamieszkał tutaj pod koniec roku, kiedy wszystko było pozamykane, po złotej polskiej jesieni nie było śladu, a kocie łby na Starym Mieście były albo mokre, albo zaśnieżone, albo oblodzone. Teraz miasto wyglądało jak chory budzący się ze śpiączki, który nie wstanie od razu i nie pobiegnie, tylko delikatnie sprawdza, co mu wolno, a czego nie. Taras Kordegardy był już zagospodarowany, przed Małą właścicielka wystawiła na zewnątrz dwa stoliki, przed Kasztelanką dwóch kelnerów stawiało płotek ogródka. W głębi, chyba przed Cocktail Barem, ktoś czyścił wielki parasol z logo Żywca, przed Ciżemką zielona budka z lodami, do tej pory zabita na głucho, otwierała podwoje. Ciągle było zimno, ale stojące wysoko słońce wyraźnie nie zamierzało dać za wygraną i Szacki poczuł, że ten weekend będzie pierwszym weekendem prawdziwej wiosny.
Ale nie skusił się na żaden lokal, skręcił w stronę Wisły i po paru chwilach był już w swoim mieszkaniu, po raz pierwszy od środowego poranka. Nie przeszkadzały mu porozrzucane bety ani pusta lodówka, zdjął garnitur i zagrzebał się w pościeli, która ciągle pachniała słodkawymi, młodzieńczymi perfumami Klary.
Nie rozumiem, dlaczego nie czuję ulgi, do jasnej cholery, pomyślał.
I zasnął.
5
Kilka godzin później obudził go telefon od Basi Sobieraj. Musi się z nim zaraz zobaczyć. Okej, powiedział i poszedł wziąć prysznic, zapominając, że przy sandomierskich odległościach „zaraz” oznacza „natychmiast”. Kiedy wyszedł z łazienki, z wodą kapiącą z włosów na kołnierz granatowego szlafroka, Basia stała pod drzwiami z nieforemnym pakunkiem w ręku i dziwnym wyrazem na twarzy.
Podała mu pakunek.
– To dla ciebie.
Otworzył brązowy, pakowy papier, w środku była prokuratorska toga, której czerń dawno przestała być czarna, a czerwień lamówki – czerwona.
– Ojciec prosił, żeby ci ją dać. Powiedział, że już nie chce na nią patrzeć, że chce umierać, widząc mnie, a nie ten kawał szmaty, który był jego przebraniem przez całe życie. I że mam dać ją tobie, bo tylko ty będziesz umiał zrobić z niej użytek. Bo podobno rozumiesz coś, czego ja nie rozumiem, nie wiem, o co chodzi.
Że wszyscy kłamią, pomyślał Szacki.
Nic nie powiedział, odłożył togę i kołnierzem szlafroka wytarł strużkę wody, która z białych włosów spłynęła na policzek. Gestem zaprosił Sobieraj do środka, zastanawiając się, dlaczego tak naprawdę przyszła do niego. Chciała rozmawiać o sprawie? O morderstwach? Trupach, winach i nienawiści? Gorzko pomyślał, że dobry z niego partner do takich rozmów, trudno o lepszego w Sandomierzu.
Nie chciało mu się odzywać. Usiadł na kanapie, nalał hojnie jacka do starych literatek z cieniutkiego szkła. Sobieraj usiadła obok, duszkiem wypiła. Spojrzał zdziwiony, nalał jeszcze raz. Ponownie wypiła duszkiem, zamrugała śmiesznie, zachowywała się jak dzieciak, który boi się powiedzieć, że stłukł wazon, choć i tak zaraz się wyda. Założyła za ucho kosmyk włosów i spojrzała na niego z nerwowym, przepraszającym trochę uśmiechem.
Błagam, nie dzisiaj, pomyślał. Był naprawdę kurewsko zmęczony.
Mimo to pochylił się i pocałował swoją koleżankę z pracy, zastanawiając się, czy ma na to ochotę, czy nie. Lubił ją, bardzo ją lubił, z dnia na dzień coraz bardziej, ale nie powiedziałby, że rodzi się między nimi romans albo namiętność, o miłości nie wspominając. Gdyby miał nazwać to uczucie, użyłby słowa „przyjaźń”.
Postanowił jednak darować sobie na jakiś czas teoretyzowanie. Cały czas całując, zaciągnął ją do łóżka i zaczął delikatnie, ale systematycznie rozbierać.
– Bo jeśli nie, to wiesz, powiedz, inaczej będę się źle czuła. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji – wyciągnęła ręce nad głowę, żeby mógł z niej ściągnąć cienki amarantowy golf – i za bardzo nie wiem, jak się zachować. Po prostu bardzo chciałam, ale jeśli ty nie chcesz…
– Trudno, jakoś się zmuszę – powiedział, wodząc palcem po jej obsypanym piegami dekolcie, który wyglądał jak obrazek typu „połącz kropki”, przeskoczył nad fiszbinem przyciasnego stanika w kolorze swetra i dojechał do pępka.
– Warszawski dowcip. Słowo daję, nie wiem, czy dam radę. – Zaśmiała się jednak, kiedy z miną łobuza zajrzał jej do majtek. Które notabene też były ciut za małe, wrzynały się w brzuch, tworząc nad gumką sympatyczną fałdkę.
Klik.
– Hej, ta paczuszka, którą dostałaś w środę…
– Tak, jasne, wyśmiej mnie, bo chciałam mieć dla ciebie coś ładnego. Wyobraź sobie, że nie ma w Sandomierzu dziesięciu sklepów z markową bielizną. Tylko oczywiście nie pomyślałam, że przez zimę urosłam o rozmiar, i o, nie wygląda to superestetycznie, przepraszam…
Roześmiał się głośno.
– Zdejmijmy to jak najszybciej, zanim ci się porobią odciski.
– Uff, dzięki.
Wrócili do całowania, byli już oboje nago, kiedy Sobieraj nagle usiadła na łóżku i przykryła się wstydliwie kołdrą. Spojrzał pytająco.
– Boże, dziwnie się czuję, jakbym powinna poprosić go o pozwolenie. Tak żeby być w porządku.
– Okej – powiedział wolno, czekając na dalszy ciąg.
– Nigdy nie zdradziłam Andrzeja. Nie to że nie chcę, rozumiesz, bardzo chcę, tylko pomyślałam sobie, że powinieneś wiedzieć. Że nie jestem jakaś pierwsza puszczalska. No i strasznie się stresuję. O tobie chodzą opowieści, jest Klara, Tatarska też się zachwycała, a ona jest zwykle bardzo surowa…
Właśnie zrozumiał, dokładnie w tej chwili, co oznacza życie w małym miasteczku.
– …a ja od piętnastu lat z jednym chłopem, i to nie za często, i po prostu boję się, że mój repertuar jest, rozumiesz, raczej na orkiestrę kameralną niż symfoniczną. I wiem, jak to brzmi, tylko nie chciałabym, żebyś mnie za szybko oceniał, rozumiesz?
– Woody Allen – powiedział, naciągając kołdrę na gołe ciało, zrobiło mu się zimno.
– Co Woody Allen?
– To scena jak z Woody'ego, zamiast się pieprzyć, rozmawiamy o pieprzeniu.
– No tak, wiem, wiem.
– To może tak pomalutku zacznijmy i zobaczymy, co dalej, hmm?
Zaczęli pomalutku i bardzo mu to odpowiadało po perwersyjnych akrobacjach, do jakich był zmuszany przez swoje kochanki ostatnimi czasy. Zamiast się spinać i starać, mógł powoli rozkoszować się bliskością, bawić w odnajdywanie przyjemności swojej i Basi, która w seksie okazała się zmysłowa i inteligentna, a przy tym dowcipna i rozkoszna w swoim skrępowaniu. Próbowała różnych rzeczy z ostrożnością zwierzątka, ale potem szybko nabierała tempa i nie minęło dużo czasu, kiedy z etapu ostrożnego pojękiwania doszli do tego, że chowała głowę w poduszkę, żeby nie zaalarmować Sandomierza swoimi krzykami. Przypomniał sobie o jej chorym sercu i przestraszył się.
– Wszystko w porządku?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ziarno prawdy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.