Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy

Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– A jakie były losy drugiego dziecka Wajsbrotów? – zapytał chłodno.

– Oficjalnie nikt taki nie istnieje. Niemniej jest pewna osoba, której wiek by się zgadzał. Trafiłem na jej ślad trochę przez przypadek, ponieważ grzebała w archiwach Instytutu, zostało nazwisko w repertorium. Osoba ta została wychowana przez dom dziecka w Kielcach, wcześniej nie ma żadnego śladu w księgach ani po niej, ani po jej przodkach, szukałem dokładnie. Osoba ta ma jak najbardziej polskie nazwisko, rodzinę, córkę. Pracuje zresztą w pańskiej branży, czyli w wymiarze sprawiedliwości.

2

Wszystko się dokonało, nie ma już nic do zrobienia poza rozpoczęciem nowego życia. Jakie będzie to życie? Ile potrwa? Co przyniesie? Czy uda się zastąpić pustkę miłością i przyjaźnią? Gdzieś, kiedyś. Śmieje się. Miłością i przyjaźnią, dobre sobie. Nagle czuje ogromny żal za utraconą młodością i utraconą miłością. Chociaż myśli „na pociechę”, że nie ma prawdziwej młodości ani prawdziwej miłości… Po tych wszystkich czarnych czynach nie ma żadnej szansy na rozświetlenie swojej duszy. Ale nie szkodzi. Pustka i ciemność to niewygórowana cena za spokój, za to, że w końcu nie czuje tej dusznej nienawiści. Drga, kiedy rozlega się pukanie do drzwi. Dziwne, nie spodziewa się gości.

3

Myli się pan, panie prokuratorze.

Teodor Szacki milczał, akurat przy tej czynności nie miał za wiele do zrobienia, to była czysto policyjna robota. Marszałek co prawda jąkał się i patrzył przepraszająco, ale wypełnił wszystkie przewidziane prawem czynności. Przedstawił siebie, przedstawił podstawę prawną i sprawę, której dotyczyło zatrzymanie, wylegitymował zatrzymanego, przeszukał go, odebrał broń, skuł i poinformował o prawie do obecności adwokata oraz o prawie do odmowy składania wyjaśnień.

Inspektor Leon Wilczur poddał się procedurom spokojnie i bez słowa, w końcu znał je od drugiej strony. Nie wyglądał na zaskoczonego, nie szarpał się, nie kłócił, nie próbował uciekać.

– Myli się pan, panie prokuratorze – powtórzył z naciskiem.

Cóż miał powiedzieć? Bolały go wszystkie mięśnie, porozrywana ręka i jeszcze teraz szyja, był naprawdę kurewsko zmęczony. Spojrzał niechętnie na starego policjanta. Bez marynarki, tylko w rozchełstanej koszuli, spodniach i cienkich skarpetkach wyglądał jeszcze bardziej żałośnie niż zwykle. Stary dziadek, spędzający dzień zwolnienia lekarskiego przed telewizorem, w zaniedbanym mieszkaniu pełnym zakurzonych staroci. Zmusił się, żeby odwrócić wzrok i zderzyć się spojrzeniem z suchymi, lekko żółtawymi oczami Wilczura. Zawsze myślał, że kryje się za nimi niechęć do świata, zwykłe zgorzknienie i typowa nadwiślańska frustracja. Ale nienawiść? Mój Boże, ileż serca trzeba włożyć przez lata w pielęgnowanie nienawiści, żeby dokonać trzech morderstw w imię wendety za wydarzenia sprzed siedemdziesięciu lat. Ile pracy, żeby nie pozwolić tej nienawiści zgasnąć, wyblaknąć, żeby nie stracić jej z oczu nawet na chwilę.

Biegli tego nie potwierdzą, i bardzo słusznie, ale dla niego Wilczur był szaleńcem. Widział różne zabójstwa i różnych zabójców. Płaczliwych, zadziornych, agresywnych, skruszonych. Ale to? To wymykało się jego skali. Jaki może być sens mordowania dzieci i wnuków sprawców sprzed lat, nawet jeśli tamta wina była okropna i bolesna? Żaden kodeks świata nie przewiduje odpowiedzialności dzieci za grzechy rodziców, to właściwie podstawa cywilizacji, granica pomiędzy myślącą rasą a napędzanym instynktami bydłem.

– Ojcowie nie poniosą śmierci za winy synów ani synowie za winy swych ojców. Każdy umrze za swój własny grzech – prokurator zacytował Księgę Powtórzonego Prawa.

Wilczur, nie odrywając ani na moment oczu od jego spojrzenia, zaświergotał niezrozumiałymi słowami o melodii raz śpiewnej, a raz chropowatej, przesiąkniętej bluesową tęsknotą, to musiał być jidysz albo hebrajski. Szacki pytająco podniósł brew.

– Bo Ja jestem Pan, Bóg twój, Bóg zazdrosny, karzący nieprawość ojców na synach w trzecim i czwartym pokoleniu. Ta sama Księga, kilka rozdziałów wcześniej. Jak pan doskonale wie, prokuratorze, na wszystko znajdzie się biblijny cytat. Ale to nieważne. Ważne, że pan się myli i że ta pomyłka może mieć straszne skutki.

– Mógłbym panu powiedzieć, inspektorze, ile razy słyszałem taki tekst od zatrzymywanych, ale po co? Przecież pan słyszał go częściej i wie pan lepiej ode mnie, ile w nim jest prawdy.

– Czasami trochę.

– W wypadku prawdy trochę to nic.

Ruchem głowy kazał Marszałkowi wyprowadzić Wilczura.

– Jutro spotkamy się na przesłuchaniu, niech się pan dobrze zastanowi do tego czasu, czy naprawdę chce pan utrudniać postępowanie. Te zabójstwa, ta stylizacja, ta chora inscenizacja, ta szalona zemsta. Niech pan przynajmniej odpowie za to z klasą.

Wilczur przechodził właśnie obok, jego twarz mijała się z twarzą Szackiego o centymetry, wyraźnie widział zgrubienia na białkach oczu, pory na skórze wyżłobionej grubymi zmarszczkami, żółty nalot papierosowego dymu na wąsach, ostre włoski w nozdrzach wydatnego nosa.

– Nigdy mnie pan nie lubił, prokuratorze, prawda? – zaskrzypiał z nieoczekiwanym żalem policjant, zionąc w twarz Szackiego kwaśnym oddechem. – I ja wiem dlaczego.

Były to ostatnie słowa wypowiedziane przez Leona Wilczura w związku ze sprawą, w której został zatrzymany pod zarzutem potrójnego zabójstwa.

4

Nie wrócił do prokuratury. Odbył tylko dwie krótkie rozmowy telefoniczne z Miszczyk i Sobieraj, nie chciał się z nimi widzieć, nie chciał tłumaczyć i wyjaśniać, nie chciał reagować na egzaltowane „ochy”, „achy” i „omójbożejaktomożliwe”. Najważniejsze, czyli wynik kwerendy Romana Myszyńskiego, leżało na ich biurkach, a to wystarczyło, aby wystosować wniosek o areszt, czym zajmie się później Sobieraj. Do mediów miała też iść lakoniczna informacja, że zatrzymano podejrzanego. Reszta tak naprawdę zależała od Wilczura. Jeśli się przyzna, za trzy miesiące będzie gotowy akt oskarżenia, jeśli będzie szedł w zaparte – kogoś czeka długi i żmudny poszlakowy proces. Najprawdopodobniej nie jego, było zdrowym obyczajem, że sprawy dotyczące funkcjonariuszy i urzędników trafiały do innych prokuratur. Teodor Szacki miał nadzieję, że tym razem uda się jednak zatrzymać sprawę tutaj, ewentualnie skłonić ludzi w okręgowej, żeby dali mu to gdzie indziej. Bardzo chciał być tym, który napisze akt oskarżenia i obroni go przed sądem. Nie wyobrażał sobie, żeby miało być inaczej.

Tak czy owak nie musi się tym zajmować dzisiaj, dzisiaj może odpocząć, nie pamiętał, kiedy ostatnio był tak niewiarygodnie, potwornie zmęczony. Do tego stopnia, że zwykły chód sprawiał mu wysiłek, kiedy stanął pod Bramą Opatowską, vis-à-vis budynku seminarium, w którym wiele lat wcześniej powiesił się Chaim Wajsbrot i pod którym być może stał mały Leon Wilczur, wypatrując swojego taty – nie wytrzymał i usiadł koło jakiegoś menela na małej ławeczce. Tylko na chwilę. Menel wydał mu się znajomy, przez chwilę szukał w pamięci, tak, jasne, to on zaczepił Wilczura tego wieczoru, kiedy razem wychodzili z Ratuszowej, chciał szukać jakiegoś zaginionego kumpla. Pomyślał, czy nie zagaić, ale dał spokój. Zamknął oczy i wystawił twarz do słońca, nawet jeśli nie daje ciepła, to może opali trochę, nie dawało mu spokoju, że w telewizji był takim bladym, wychudzonym robakiem.

Czuł się dziwnie. Zawsze zakończeniu śledztwa i schwytaniu sprawcy towarzyszyła pewna pustka, depresja pośledcza, syndrom odstawienia. Ale tym razem to było coś innego, pustka w szybkim tempie wypełniała się niepokojem, znajomym niepokojem neuronów, sygnalizujących błąd, niedopatrzenie, przeoczenie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ziarno prawdy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Zygmunt Miłoszewski
Zygmut Miłoszewski - Gniew
Zygmut Miłoszewski
Dean Koontz - Ziarno demona
Dean Koontz
Zygmunt Zeydler-Zborowski - Kardynalny Błąd
Zygmunt Zeydler-Zborowski
Jodi Picoult - Świadectwo Prawdy
Jodi Picoult
Zygmunt Bauman - Identitat, (2a ed.)
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Dialektik der Ordnung
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Europa
Zygmunt Bauman
Aleksander Świętochowski - Tragikomedya prawdy
Aleksander Świętochowski
Krasiński Zygmunt - Nie-Boska komedia
Krasiński Zygmunt
Zygmunt Krasiński - Moja Beatrice
Zygmunt Krasiński
Отзывы о книге «Ziarno prawdy»

Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x