Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy

Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Cóż, kamera widziała to ciut inaczej. Na konferencjach wyglądał jak prokurator – sztywny, konkretny, nadmiernie poważny, niekokietujący publiczności i niewchodzący w niepotrzebne interakcje. Miszczyk i Sobieraj wyglądały przy nim na asystentki. Tyle tylko, że miał dość nieprzyjemny, wysoki głos, może nie piskliwy, ale nie był to głos Clinta Eastwooda.

Im mniej oficjalna sytuacja, tym było gorzej. W scenie na schodach przed prokuraturą, kiedy wypowiedział niefortunne słowa, odebrane przez niektórych jako deklaracja antysemityzmu, widać było, że puszczają mu nerwy, a razem z nerwami – kontrola roli. Na twarzy pojawił się brzydki grymas agresji, jedno oko mrugało, szybko wypowiadane słowa zlewały się ze sobą i chwilami bełkotał niewyraźnie. Wyglądał jak ci, z których zawsze się wyśmiewał – urzędniczyna w szarym garniturku, agresywny, sfrustrowany, sepleniący, nie potrafiący skonstruować składnej wypowiedzi.

Najbardziej przygnębiło go jednak nagranie z rynku. Nie pojawiał się na nim szlachetnie siwy orzeł Temidy, posuwistym krokiem kawalerzysty przemierzający centrum prastarego grodu. Tylko chudy, blady, przedwcześnie podstarzały facecik, kurczowo przyciskający do zapadłej klatki piersiowej poły marynarki, żeby zatrzymać trochę cennego ciepła. Skrzywiony, z zaciśniętymi ustami, poruszający się drobnym, szybkim krokiem człowieka, który wypił za mocną kawę i teraz biegnie do toalety.

Koszmar.

Przebrnięcie przez informacje na stronach telewizji, w archiwach gazet i na portalach informacyjnych było robotą upiorną, doniesienia były bowiem niekompetentne, chaotyczne, podane w histerycznym tonie i sprowadzone do najtańszej, najpodlejszej sensacji. Gdyby Szacki nie znał sprawy, to tylko na podstawie tekstów prasowych podjąłby decyzję o jak najszybszym opuszczeniu powiatu, albo jeszcze lepiej, województwa, w którym krwiożerczy szaleniec poluje na swoje ofiary, czyniąc z morderstw krwawe misteria, i w którym nikt – nikt, na Boga! – nie jest bezpieczny.

Na szczęście nie musiał się zagłębiać w to morze egzaltowanego gówna, ponieważ interesowała go tylko jedna rzecz, roboczo nazwana informacją alfa. O co chodziło? Otóż znał funkcjonowanie mediów na tyle, żeby wiedzieć, że z grubsza polega ono na zjadaniu swoich własnych rzygowin. Obieg informacji był tak błyskawiczny, że nie było czasu na szukanie źródła ani na weryfikację, sama informacja stawała się źródłem, a fakt, że ktoś ją podał – wystarczającym uzasadnieniem jej powtórzenia, potem trzeba ją tylko było powtarzać w kółko, dodając słowo komentarza własnego lub zaproszonego gościa. Trzymając się wymiotnego porównania, wyglądało to tak, że ktoś dostawał do jedzenia jajecznicę, po czym ją zwracał. Ktoś inny dosmażał kawałek boczku, zjadał, zwracał. Następny ktoś wymiociny solił, pieprzył, zjadał, zwracał. I tak dalej, i tak dalej. Im mniej było na początku jajecznicy, tym więcej potem musiano dodawać garnirunku. Co nie zmienia faktu, że gdzieś tam na początku ktoś musiał rozbić jajka – i właśnie ich Szacki w pocie czoła szukał.

Szukał, ponieważ w tej sprawie od początku chodziło o szum medialny. Pamiętał zdziwienie, kiedy pod budynek prokuratury zajechał pierwszy wóz transmisyjny, zdarzyło się to szybko, zbyt szybko, zwłaszcza biorąc pod uwagę odległość Sandomierza od Warszawy i Krakowa. Zdziwił się, ale nie zwrócił na ten szczegół uwagi, bo w ogóle największym problemem tej sprawy, nadmiernie obfitującej w szokujące, wyreżyserowane wydarzenia, był fakt, że prokurator Teodor Szacki nie zwracał uwagi na szczegóły.

Teraz naprawiał ten błąd. Podzielił sprawę na kilka istotnych etapów. Przede wszystkim znalezienie ciała Budnikowej, identyfikacja brzytwy jako noża do uboju rytualnego, znalezienie Budnika. I starał się odnaleźć miejsce, w którym suche informacje pojawiły się najszybciej, stając się pożywką dla pozostałych mediów. Przez chwilę myślał, że to Polsat News, tam na przykład o Budnikowej powiedzieli już przed ósmą. Ale w pozostałych przypadkach Polsat był mocno spóźniony. Zetka była szybka, ale nie aż tak szybka, żeby wyprzedzić Polsat w przypadku Budnikowej czy TOK FM w przypadku Budnika. TVN24 trzymało dość równy poziom, nigdy się znacząco nie spóźniło, ale nie było pierwsze w żadnym przypadku. Może to jednak ślepa uliczka? Może informacje nie pochodziły z jednego źródła?

Nie wierzył w to, cholera, no nie wierzył. Zbyt dużą rolę w zaciemnianiu sprawy odgrywała medialna histeria, żeby nikt tym nie sterował.

Nagle rozdzwonił się monitor nad jego głową. Szacki stężał, nie miał pojęcia, co to oznacza, na pewno nic dobrego. Nie minęło piętnaście sekund, jak do pokoju wbiegła pielęgniarka. Podbiegła do niego, ale szybko zwolniła, niepokój na jej twarzy zastąpił uspokajający uśmiech. Wsunęła mu rękę pod szpitalną koszulę.

– Pan się tak nie kręci, bo czujnik spada i alert się załącza – powiedziała bardzo niskim, prawie męskim głosem. – Po co to straszyć siebie i personel, hmm?

Poprawiła, mrugnęła i wyszła. Szacki nie odmrugnął, bo zajął się ściganiem uciekającej po neuronach myśli. Alert. Dlaczego to ważne? No jasne, Alert. Tak się nazywał serwis portalu „Gazety”, który służył do tego, aby czytelnicy przysyłali informacje razem ze zdjęciami i filmami. Genialne rozwiązanie w dobie dyktatu informacji z jednej i cięć budżetowych w redakcjach z drugiej strony.

Przejrzał szybko serwis i oczywiście nic nie znalazł. Zaklął głośno, stukanie w klawiaturę nie podobało się jego poranionej dłoni, ból promieniował teraz aż do barku, co miało swoje dobre strony, trzymało go na obrotach, nie pozwalało na odpłynięcie w drzemkę lub pogrążenie się w nieistotnych myślach.

Myśl, myśl, Teodorze, ponaglał się, Alert nie, ale muszą być inne takie miejsca. Szukał. W TVP nazywało się to Twoje Info, w Radiu Zet Infotelefon, jedno i drugie było gówno warte. Zaczął się zastanawiać, czy może są jakieś blogi informacyjne, zmartwiał na myśl o zanurzeniu się w otchłani twittera, blipa i facebooka. Zajrzał jeszcze raz na TVN24, które też miało swoją społeczność donosicieli (wyobraził sobie facebooka w latach osiemdziesiątych – ciekawe, ile osób lubiłoby SB, a ile by przyjęło do swoich przyjaciół), nazywała się ona Kontakt24. Była najlepiej zorganizowana ze wszystkich, każdy użytkownik mógł tam prowadzić swój miniserwis informacyjny na kształt bloga, redakcja przeglądała wpisy, najciekawsze trafiały na główną stronę serwisu, a nawet były wykorzystywane w telewizji, co zresztą oznaczano w specjalny sposób. Z kolei wiadomości serwisu były w odpowiedni sposób otagowywane, zaznaczano, informacje jakich użytkowników zostały wykorzystane.

Pod tym kątem zaczął czytać wszystkie newsy związane z jego sprawą, poczynając od najstarszego, od znalezienia ciała Budnikowej. W Sandomierzu, bladym świtem, bla, bla, bla, historyczne miasto, zwłoki pod starówką, zagadka godna ojca Mateusza, bla, bla, bla. Wiele osób przyłożyło się do powstania chaotycznego tekstu. Sando69, KasiaFch, OlaMil, CivitasRegni, Sandomiria…

Ożeż kurwa mać.

Jednym z wymienionych był użytkownik o nicku „Nekama”.

Szacki kliknął, aby wyświetlić jego stronę. Wpisów było tylko dziesięć, wszystkie dotyczyły sandomierskich morderstw. Przy każdym była adnotacja, że została wykorzystana zarówno w serwisie, jak i na antenie stacji. Krótkie, napisane suchym, prostym językiem, przekazywały najważniejsze informacje.

Pierwszy wpis z 15 kwietnia brzmiał: „Na Starym Mieście w Sandomierzu obok budynku starej synagogi znaleziono nagie zwłoki kobiety. Kobieta została bez wątpliwości brutalnie zamordowana, jej gardło było wielokrotnie poderżnięte”.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ziarno prawdy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Zygmunt Miłoszewski
Zygmut Miłoszewski - Gniew
Zygmut Miłoszewski
Dean Koontz - Ziarno demona
Dean Koontz
Zygmunt Zeydler-Zborowski - Kardynalny Błąd
Zygmunt Zeydler-Zborowski
Jodi Picoult - Świadectwo Prawdy
Jodi Picoult
Zygmunt Bauman - Identitat, (2a ed.)
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Dialektik der Ordnung
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Europa
Zygmunt Bauman
Aleksander Świętochowski - Tragikomedya prawdy
Aleksander Świętochowski
Krasiński Zygmunt - Nie-Boska komedia
Krasiński Zygmunt
Zygmunt Krasiński - Moja Beatrice
Zygmunt Krasiński
Отзывы о книге «Ziarno prawdy»

Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x