Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy

Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Weronika.

– Przepraszam, ale prokuratura jeszcze nie kontroluje mediów. Może niedługo, jak PiS wygra następne wybory.

– Bardzo śmieszne.

– Nic mi nie jest.

– Nie pytam się, czy coś ci jest, bo gówno mnie to interesuje. Pytam się, dlaczego moja córka dzwoni ze szkoły cała rozhisteryzowana, że tata jest w szpitalu, a ja jedyne, co mam jej do powiedzenia, to chwileczkę, zaczekaj, zaraz włączę telewizję, może się czegoś dowiem. Naprawdę nic ci nie jest?

– Siniaki. Ale nafaszerowali mnie czymś wczoraj, spałem. Nie miałem pojęcia, że jest coś w mediach.

Do sali weszła Basia Sobieraj. Zatrzymała się w progu, widząc, że rozmawia, ale skinął ręką, żeby podeszła bliżej.

– Wyobraź sobie, że jest. O tobie, o jakichś podziemnych wybuchach, o strzelaninie.

Zaklął w myślach. Kto, do jasnej cholery, im o tym wszystkim donosił. Tymczasem Weronika rozkręcała się w znajomy, jakże znajomy sposób.

– Podziemne wybuchy? Strzelanina? Czyś ty kompletnie oszalał? Zapomniałeś, że masz dziecko? Rozumiem, kryzys wieku średniego, kup sobie, kurwa, motor, człowieku, czy coś, ale nie zamieniaj biurka na podziemne strzelaniny. Wystarczy mi, że jestem rozwódką, nie mam ochoty na bycie wdową. Jak to brzmi? Jakbym miała sześćdziesiątkę.

– Nie możesz być chyba wdową, skoro jesteś rozwódką.

– Nie będziesz mi mówił, kim mogę być, a kim nie, te mroczne czasy na szczęście się skończyły. Wystarczy, żebyś mnie nie straszył i nie denerwował. Dziecko masz, tak? Pamiętasz? Codrugoweekendowy tatusiu?

– Poniżej pasa.

– Może. Zabroń mi. I co teraz? Czy Helcia ma do ciebie w ogóle przyjeżdżać jutro? Czy jedyne, co masz chwilowo do zaoferowania, to wymiana kaczki i pielęgnacja odleżyn? – głos jej się załamał.

Chciał powiedzieć coś miłego, przytulić przez telefon, wyznać, że też tęskni i mu żal, i przykro jak cholera. Ale nie chciał tego robić przy siedzącej obok Sobieraj.

– Oczywiście, niech przyjeżdża, wychodzę stąd za chwilę, jutro będę na chodzie – wyrzucił z siebie urzędowym tonem, którego chłód zaskoczył nawet jego. Tym bardziej Weronikę po drugiej stronie. Poczuł wyraźnie, że sprawił jej przykrość.

– Tak, oczywiście. To wyślę ci jutro esemesa, jak ją wsadzę do autobusu. Trzymaj się.

I odłożyła słuchawkę. Sobieraj spojrzała pytająco.

– Matka mojej córki – wyjaśnił, przyoblekając twarz w dziwny grymas, przepraszający za to, że Sobieraj musiała być świadkiem, jak jakaś dawno zapomniana baba mu dupę zawraca, no ale wiadomo, dziecko.

– Ślicznie wyglądasz – powiedział, żeby wzmocnić fałszywe wrażenie, jakoby przeszłość od dawna należała do przeszłości. – A oni?

– Staremu nic nie jest, wszystkich nas przeżyje. Zrobili badania i wygonili z przykazaniem, żeby wypił pół litra i się wyspał. Gorzej z Markiem, sam widziałeś.

– Gorzej… czyli? – zapytał ostrożnie, bojąc się najgorszego.

– Żyje, jeśli o to pytasz. Gdyby trafił na stół kilka minut później, pewnie by go nie odratowali. – Sobieraj patrzyła na niego jak na bohatera, usiadła obok na łóżku i zaczęła go delikatnie głaskać po obandażowanej dłoni. – Byłam u niego, ale cały czas trzymają go na oiomie, w śpiączce farmakologicznej. Noga amputowana, niestety, powyżej kolana, choć podobno najgorsze były obrażenia wewnętrzne, jakiś problem z łożyskiem naczyniowym, nie zrozumiałam do końca, o co chodzi. Ale poradzili sobie, poskładali. Młody, silny organizm, będzie dobrze, tak mówią.

Nagle zaczęła płakać.

– To moja wina, ja go tam ściągnęłam. N-nnie nnnie… – jąkała się – nie powinniśmy schodzić w ogóle, trzeba było wysłać techników, biegłych z reflektorami, przyrządami. Teo, my jesteśmy urzędnikami, a nie jakimiś agentami, co to w ogóle była za chora akcja.

– Myśleliśmy, że jest szansa na uratowanie Szyllera.

– To źle myśleliśmy!

– Przykro mi.

Dokładnie w chwili, kiedy to mówił, korytarzem przeszła Klara w objęciach starszego mężczyzny, pewnie ojca. Spojrzała na niego, ale nawet nie zwolniła kroku. Mimo to Szacki przez ten krótki moment skleił się z nią spojrzeniem, szukając w ciemnych oczach wybaczenia za to, co stało się z jej bratem. I nadziei na kolejną szansę? Nie, chyba już nie. Ciekawe, czy w końcu jest w tej ciąży, czy nie, pomyślał, kiedy ich spojrzenia się rozkleiły. Byłoby to raczej niefortunne w obecnej sytuacji.

– Tak, przykro – wyszeptała Sobieraj, bardziej chyba do siebie. – Łatwo powiedzieć. Trudniej pomyśleć zawczasu.

– Zwłaszcza że akurat nie on miał zginąć, prawda?

Prokurator Barbara Sobieraj w milczeniu pokiwała głową, pogrążona we własnych myślach. Chwilę to trwało, Szacki jej nie przeszkadzał, też musiał sobie parę rzeczy poukładać.

– Mówią, że potrzymają cię do poniedziałku. Na wszelki wypadek.

– Wychodzę po wieczornym obchodzie.

– Oszalałeś?

– Potrzebuję swojego gabinetu, akt i dzbanka mocnej kawy. Nie możemy sobie pozwolić teraz na wczasy. Poza tym nic mi nie jest. Ale mam do ciebie prośbę, potrzebuję trzech rzeczy.

– Tak?

– Chcę na bieżąco wiedzieć o wszystkich nowych informacjach, to raz. Mój komputer z internetem, to dwa. Telewizor ze wszystkimi kanałami informacyjnymi, to trzy.

– Nie wiem, czy da się tutaj podłączyć…

– To niech mnie przeniosą do innej sali.

Wstała, dopiero teraz puściła jego rękę. Może była to kwestia przeżytych wspólnie emocji, może doceniał ten świat bardziej teraz, kiedy cudem na nim został, ale wydała mu się bardzo ładna. Jej pomarańczowy golf w połączeniu z marchewkowymi włosami stanowił miły, pełen życia kontrapunkt dla zielono-białej sali, a odsłonięte przez podwiniętą dżinsową spódnicę nogi biły wszystko, czego można oczekiwać od kobiety w jej wieku.

Wiosna przyszła. Basia Sobieraj poprawiła spódnicę i wyszła, nie oglądając się za siebie.

2

Mało brakowało, a granica pomiędzy precyzyjnie obmyślaną wendetą a morderczym wariactwem zostałaby przekroczona. Kto wie, może jeszcze zostanie, jeśli chłopak umrze. Patrzy w okno i bezsilnie zaciska dłonie na parapecie. Jak to się mogło stać? Jak? Teraz trzeba pomyśleć na chłodno, czy to coś zmienia. Chyba nie, wręcz przeciwnie, paradoksalnie może się teraz czuć bezpieczniej.

3

Prokurator Teodor Szacki czuł się fatalnie. Nie dlatego, że bolało go całe ciało. I nawet nie dlatego, że każdy z członków szpitalnego personelu, którzy pomagali mu się przenosić do sali z telewizorem, musiał zażartować, że pewnie prokurator chce się obejrzeć w telewizji. Czuł się fatalnie, ponieważ po raz pierwszy od początku tej sprawy – nie licząc słynnej pierwszej strony „Faktu” – zadał sobie trud sprawdzenia, jak wydarzenia sandomierskie są relacjonowane w mediach, i dowiedział się, że pojawia się tam w nazbyt wielu odsłonach. Na konferencjach prasowych, jasne, ale było też mnóstwo przebitek z jego wchodzenia lub wychodzenia z urzędu, raz go przyłapano, jak szybkim krokiem przemierza rynek koło ratusza, raz, jak wychodzi z Trzydziestki. Utrata, zapewne tylko chwilowa, anonimowości była przykra, ale fatalne samopoczucie Szackiego wiązało się przede wszystkim z utratą dobrego wyobrażenia o sobie samym.

Nie miał się za jakiegoś wielkiego twardziela, ale lubił o sobie myśleć jak o szeryfie, który zamiast sumienia ma kodeks karny, jest jego ucieleśnieniem, strażnikiem i egzekutorem. Wierzył w to i na tej wierze zbudował całą swoją społeczną rolę, która po latach stała się jego uniformem, służbowym mundurem, obejmującym ubiór, mimikę, sposób myślenia, mówienia i kontaktowania się z ludźmi. Kiedy Weronika mówiła „powieś prokuratora w szafie i siadaj do stołu”, to nie żartowała.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ziarno prawdy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Zygmunt Miłoszewski
Zygmut Miłoszewski - Gniew
Zygmut Miłoszewski
Dean Koontz - Ziarno demona
Dean Koontz
Zygmunt Zeydler-Zborowski - Kardynalny Błąd
Zygmunt Zeydler-Zborowski
Jodi Picoult - Świadectwo Prawdy
Jodi Picoult
Zygmunt Bauman - Identitat, (2a ed.)
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Dialektik der Ordnung
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Europa
Zygmunt Bauman
Aleksander Świętochowski - Tragikomedya prawdy
Aleksander Świętochowski
Krasiński Zygmunt - Nie-Boska komedia
Krasiński Zygmunt
Zygmunt Krasiński - Moja Beatrice
Zygmunt Krasiński
Отзывы о книге «Ziarno prawdy»

Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x