Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy
Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ziarno prawdy
- Автор:
- Издательство:WAB
- Жанр:
- Год:2014
- ISBN:9788377473160
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Jego ryk bólu zlał się w jedno z ogłuszającym, rozrywającym bębenki hukiem wystrzału; chmura tkanki, którą strzał wyrzucił z czaszki psa, spadła Szackiemu na twarz mokrymi, lepkimi kropelkami. W tej samej chwili u wylotu schodów pojawiło się białe światło czołówki, oświetlając coś, czego Szacki nie widział, ale co ciągle ujadało jak szalone. Pod czołówką pojawił się błysk ognia. Jeden, drugi, trzeci.
Ujadanie zamieniło się w ciche skomlenie umierającego zwierzęcia.
Inspektor Leon Wilczur podszedł do prokuratora i pomógł mu wstać, kawałek dalej z ziemi gramolił się Dybus, na szczycie schodów widać było światło czołówki Sobieraj. Wyglądało na to, że nic się nikomu nie stało. No, prawie.
– Kurwa mać, chyba odstrzeliłem sobie kawałek palca.
– Pokaż – powiedział rzeczowo Wilczur, po raz pierwszy zwracając się do niego per „ty”, i brutalnie pociągnął rękę Szackiego, który syknął z bólu. – Masz wodę? – spytał Dybusa.
Dybus miał, wyciągnął butelkę z plecaka. Wilczur przemył dłoń prokuratora, wyglądało to paskudnie. Szklankowe skaleczenie na kciuku ciągle krwawiło, na grzbiecie dłoni widać było głębokie ślady po kłach pieprzonego kundla (Szacki nigdy nie lubił psów), a rozerwana tkanka między kciukiem a palcem wskazującym bezbłędnie wskazywała, którędy przeszła kula, zanim spenetrowała mózg zwierzęcia. Stary policjant obejrzał rany ze znawstwem, po czym kazał zszokowanemu jeszcze ciągle Dybusowi zdjąć koszulę, porwał ją na pasy i starannie opatrzył dłoń Szackiego. Prokurator był pod wrażeniem zimnej krwi policjanta.
– Okej, to możemy już wracać? – zapytał ich przewodnik i znawca podziemi, rozbiegane oczy wskazywały, że był na granicy paniki. – Ja w każdym razie nie zapuszczam się dalej w ten mordor nawet na centymetr.
– Nie ma mowy – Szackiemu co prawda chciało się wymiotować, żółć zbierała mu się w ustach kwaśną falą, ale przez lata wypracowywana forma po raz kolejny zwyciężyła. – Muszę zobaczyć miejsce, z którego przybiegły.
– Ale jak – głos Dybusa był histerycznie płaczliwy. – Przecież nie ma już wycia.
– Ale jest ślad z okruszków – powiedział prokurator i wskazał na podłogę, gdzie pazury pędzących psów wyryły symetryczne żłobienia.
Zostawili za sobą dwa truchła i ruszyli dalej, tym razem Szacki na przodzie wycieczki. Był zdesperowany, za wszelką cenę musiał się dowiedzieć, co czekało na końcu korytarza.
8
Muszę?
Weronika wiedziała, że w tym obrażonym, naburmuszonym pytaniu nie kryje się brak tęsknoty za ojcem, ponieważ ta tęsknota była niewyobrażalna, nie do ogarnięcia, przepalająca duszę małej dziewczynki na wylot w każdej sekundzie na nowo. Wiedziała, bo sama była z rozbitej rodziny. Jej rodzice rozstali się, kiedy już była na studiach, a i tak było to najgorsze wspomnienie jej życia. Rozwód z Teodorem był przykry, co chwilę zalewały ją fale wściekłości, miała ochotę dorwać go i wydrapać mu oczy za to, że ją zdradził i oszukał. Ale nic nie mogło się równać z tym, kiedy ojciec zabrał ją do pijalni czekolady na Szpitalnej i poinformował, że on i mama nie będą już razem. Nigdy więcej u Wedla nie była.
To nie był brak tęsknoty, Helcia, gdyby mogła w mgnieniu oka teleportować się na kolana swojego taty, na pewno by to zrobiła. To był bunt, wyparcie, testowanie tego, na ile może sobie pozwolić. Naciąganie łączących ją z rodzicami emocji do granic wytrzymałości i sprawdzanie, czy pękną. I też manifestacja lojalności wobec niej, sposób na powiedzenie: spójrz, akceptuję twoje życie, lubię Tomka, to tata jest zły, tata nas zostawił, ukarzmy go.
I oczywiście miała ochotę wejść w te wygodne buty, przygarnąć córkę, żeby stanęła po jej stronie, żeby razem się odegrały na złym chuju, ramię w ramię. Ale to była szkodliwa łatwizna. Helcia nie ma z tym nic wspólnego, nie powinna mieć, niech buduje swoje życie z mamą i tatą za plecami, nawet jeśli mama i tata nie stoją już obok siebie przytuleni.
– Owszem, musisz. Ale poza tym chcesz i nie rozumiem, czemu się nakręcasz.
– No bo jechać tym autobusem tyle godzin. Tak to mogłabym z Tomkiem iść na kajaki. Już jest ciepło. Obiecał, że pójdziemy, jak będzie ciepło.
Uśmiechnęła się, ale szlag ją trafiał. Atencja córki wobec jej nowego partnera irytowała ją niemożebnie, mimo że powinna się z tego cieszyć. Opowieści znajomych, którzy wprowadzali dzieci w nowy związek, mroziły krew w żyłach, a u niej wyglądało to jak jakaś idylla. A mimo to czuła irytację, kiedy słuchała takich odzywek swojej córki. Nie miała pojęcia dlaczego, musi o tym porozmawiać z terapeutą. A może nie musi, może wie, że tak naprawdę ciągle go kocha, ciągle jest z nim związana, a Tomka ma w dupie i wie, że cały ten związek jest na pokaz, obliczony na to, żeby utrzeć nosa siwemu skurwielowi. I tutaj nagle jej córka w tym pokazowym związku, w którym jej matka jeszcze ani razu nie doświadczyła porządnego orgazmu, rozpływa się z zachwytu nad jakimś obojętnym jej facetem. Szlag by to trafił.
– Powiem tak, córeczko. Pojedziesz i będziesz się dobrze bawiła, i zwiedzisz nowe miejsca, i zaprezentujesz tatusiowi swojego najlepszego focha, takiego jak mnie w poniedziałek, żeby on też wiedział, że jego córeczka dorasta. Rozerwiesz go trochę, biedaczyna siedzi cały czas w biurze i się nudzi, przyda mu się trochę emocji. Hmm?
9
Ból poranionej dłoni był nieznośny, wędrował w górę ramienia falami, jakby głupie psisko cały czas tam wisiało i prokurator Teodor Szacki miał szczerą nadzieję, że to koniec emocji na dziś.
Ślady psich pazurów doprowadziły ich do niewielkiej sali, podobnej do tej koło seminarium, w której zaczęli swoją wyprawę. Znaleźli tam trzy amatorsko zespawane klatki, trochę psiego gówna, mnóstwo krwi i trupa Jerzego Szyllera. Znalezisko zostało skomentowane w różny sposób. Dybus puścił monstrualnego pawia, musiał chyba sięgnąć do głębin układu trawiennego. Ciocia wyłączyła czołówkę, żeby wyłączyć ten widok. Wilczur zapalił papierosa. Szacki, czując wszechogarniające zmęczenie, wywołane odpływającą z krwi adrenaliną, usiadł na jednej z klatek i wyciągnął rękę po papierosa. Wilczur usłużnie oderwał filtr i podał prokuratorowi zapalniczkę. W pierwszej chwili Szacki chciał zaprotestować i poprosić o egzemplarz z filtrem, ale dał spokój i przypalił. Dym uspokoił zbierające się w gardle wymioty, wydmuchany nosem zatkał na chwilę receptory węchowe, dając wytchnienie od prosektoryjnego smrodu. Ze zdumieniem skonstatował, że camel bez filtra smakuje lepiej niż zwykły. Ba, w ogóle smakuje.
– Gdzie jesteśmy? – zapytał, także dlatego, że chciał czymś zająć myśli Dybusa, nie miał ochoty na uspokajanie napadu paniki, którego cień widział w rozbieganych oczach.
Dybus wyjął mapkę pełną niezrozumiałych kolorowych kresek i rozłożył ją obok prokuratora.
– Akurat w tym miejscu nigdy nie byłem, ale jakoś tutaj – pokazał punkt na mapie miasta już poza murami miejskimi, niedaleko zbiegu Zamkowej i Staromiejskiej. Niedaleko opuszczonego dworku. Wedle wiedzy Szackiego w miejscu tym była łąka.
– Nic tam nie ma – powiedział.
– Teraz nie – zgodził się Dybus. – Ale kiedyś była cała dzielnica. Tyle tylko, że domy w większości drewniane, dlatego nic nie zostało. Ta sala to pewnie pozostałość po jakimś cwanym kupcu, który uznał, że rabusie prędzej będą szukać pod kamienicami niż pod domami biedoty na Podwalu.
– Trzeba sprawdzić, czy można w jakiś sposób dojść stąd w kierunku dworku na Zamkowej, katedry i domu Budnika na Katedralnej. Mam wrażenie, że właśnie odkryliśmy sposób, dzięki któremu zwłoki teleportowały się z jednego miejsca na drugie.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ziarno prawdy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.