Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy

Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Wilczur?

– Opatruje Marka.

– Leć jak najszybciej na zewnątrz, wezwij karetkę. Do psów masz prostą drogę, potem pamiętaj o strzałkach. Trzymaj. – Wcisnął jej w rękę swojego glocka.

– Oszalałeś?

– Po pierwsze, inne psy, po drugie, sprawca. Nie dyskutuj, biegnij! – Popchnął ją w stronę wyjścia i zataczając się, poszedł w stronę tunelu, w którym zniknął Dybus, skąd dobiegała poświata latarek i niepokojące, pełne bólu jęki.

Wilczur nachylał się nad ciałem chłopaka, jedną latarkę miał na czole, drugą zamocował na rumowisku, które powstało po wybuchu, blokując przejście do dalszej części jaskiń.

Słysząc kroki, odwrócił się do Szackiego, był tak samo zakurzony i zapylony jak wszyscy, ale na jego długiej, pobrużdżonej starej twarzy wyglądało to wyjątkowo upiornie; ozdobiona wąsami i bladymi oczami przypominała rytualną maskę. Szackiego uderzyło, że oczy policjanta były pełne autentycznego bólu. Jakby żałował, że w feralny korytarz nie wszedł on, tylko młody chłopak, mający całe życie przed sobą.

– Jeszcze jest w szoku, ale jeśli ma mieć jakiekolwiek szanse, musi być w ciągu kwadransa na stole – powiedział policjant.

Jego szacunki wydawały się optymistyczne. Dybus miał otwarte złamania jednej ręki, polar w widoczny sposób nasiąkł mu krwią, a z dziury w twarzy wyzierała odsłonięta szczęka. Najgorsza jednak była oderwana pod kolanem noga. Wzrok Szackiego przyciągała wystająca z kikuta biała, brzydko poszarpana kość.

– Zrobiłem opaskę uciskową na udzie, opatrzyłem ranę na brzuchu, kręgosłup chyba jest cały, bo reaguje na bodźce, wydaje mi się, że nie ma też żadnej przerwanej tętnicy, to dobrze. A długo to nie potrwa.

Szacki wrócił i rozejrzał się po „komnacie Szyllera”, nawet nie zwracając uwagi na zwłoki. Szukał czegoś, z czego można by zaimprowizować nosze, jego wzrok padł na drzwiczki od psich klatek. Wyjął je z zawiasów, ułożył obok siebie na ziemi i tak zakleszczył, że razem stworzyły konstrukcję wielkości mniej więcej ogrodowej furtki. Niewielkiej furtki. Wilczur obserwował jego poczynania.

– Dobrze, że jest krótszy – zachichotał upiornie, na co Szacki zareagował wbrew sobie tym samym chichotem, który nie miał nic wspólnego z czarnym humorem, był objawem przerażenia i narastającej histerii.

Musieli się spieszyć.

Przenieśli jęczącego Dybusa ostrożnie na nosze i podnieśli je z obu stron; ciężar był nieznośny. Chłopak należał do mocnych i postawnych, a klatki zostały pospawane z prętów zbrojeniowych. Mimo to ruszyli w głąb korytarza, Szacki lekko kuśtykając. Po paru krokach zauważył, że ból uda nie jest bezzasadny, ponieważ nogawka spodni od garnituru pomału przesiąkała krwią.

Klnąc, jęcząc i stękając, dotarli do schodów i psich zwłok. To była mniej więcej połowa drogi, a Szacki nie był w stanie zrobić ani kroku więcej. Mięśnie ramion wyły z bólu, dłonie poobcierał sobie o pręty do żywego mięsa. Nawet nie chciał wyobrażać sobie, co czuje starszy o trzydzieści lat Wilczur. A sam Wilczur nie chciał nikogo informować, jak się czuje, oparł się tylko o ścianę i dyszał chrapliwie. Szacki odnalazł w sobie rezerwę woli, najpierw zaciągnął po schodach na górę jęczącego coraz ciszej Dybusa, potem nosze, a na koniec pomógł wejść Wilczurowi.

– Nie dam rady – powiedział cicho stary policjant, kiedy po niego wrócił.

– Dasz, dasz, to jeszcze kawałek.

– Jakbym nie dał, musisz coś wiedzieć…

– Och, pierdol się, człowieku. Po prostu wyjdźmy stąd.

Złapał za nosze z cięższej strony, tam gdzie była głowa znów położonego na nich Dybusa, zaczekał, aż Wilczur podniesie swój koniec. Zataczając się, walcząc z bólem, zawrotami głowy, mdłościami i latającymi przed oczami plamami, zmuszając każdą komórkę do krańcowego naprężenia, chrapliwie łapiąc powietrze, szedł do przodu i ciągnął za sobą nosze, rannego i Wilczura. Skupiał się wyłącznie na myśli o zrobieniu następnego kroku.

– W lewo – jęknął z tyłu Wilczur. – W lewo.

Rzeczywiście, poszedł automatycznie, nie poszukał strzałki. Konieczność cofnięcia się o dwa kroki przygnębiła go, przestraszył się, że teraz to już na pewno nie starczy mu sił, i rozpłakał się. Chlipiąc i pociągając nosem, zmusił się jednak do skręcenia w inną odnogę i znowu mógł się skupić tylko na krokach. Jeden, drugi, trzeci. Był na granicy utraty przytomności, cudem jakimś po tej stronie trzymało go poczucie obowiązku, odpowiedzialność za Dybusa. Kiedy zobaczył światła skaczące po ścianach tunelu, zbliżające się z kierunku, w którym szli, nawet nie pomyślał, co to oznacza, po prostu postawił kolejny krok. Nie mógł zaufać światłom, mógł zaufać tylko nogom. Raz, dwa, trzy.

Dopiero kiedy sanitariusz wywlókł go na trawę przed Nazaretem, dopiero kiedy ułożono go na noszach i zobaczył nad sobą nieskażone żadną chmurką błękitne niebo nad Sandomierzem – prokurator Teodor Szacki stracił przytomność.

Rozdział dziewiąty

czwartek, 23 kwietnia 2009

W Turcji Dzień Dziecka, Święto Orderu Podwiązki w Wielkiej Brytanii, wszędzie – Światowy Dzień Książki. W dwóch samobójczych zamachach w Iraku ginie 76 osób, w Meksyku epidemia grypy zabiera dwudziestą ofiarę. Nepal montuje nadajniki GSM pod Everestem, a szkoccy naukowcy poszukują 40 ochotników do jedzenia czekolady. Lublin: funkcjonariusze, chcąc zapobiec publicznej defekacji, zatrzymują mężczyznę i znajdują przy nim pistolet sygnałowy, a w mieszkaniu – arsenał broni z okresu drugiej wojny światowej. Gliwice: przy stoisku mięsnym w Biedronce umiera klient, kupujący musieli omijać ciało w plastikowym worku. Poznań: Rossmann żąda okazania dowodu osobistego od nastolatka, który chce kupić prezerwatywy. Łódź: LPR donosi do prokuratury, że na basenie organizowane są noce naturystów. I znowu Łódź: okazuje się, że policjanci z jednostki antyterrorystycznej masowo dorabiali u gangsterów. Tylko w Sandomierzu nuda, nawet pogoda się nie zmienia: słonecznie, chłodno. Ciśnienie spada, wszystkim spać się chce.

1

Nawet jeśli ojczyzną moreli są Chiny, to warto wiedzieć, że w Polsce jest to owoc typowo sandomierski, którego sprowadzenie do Polski zawdzięczamy cystersom. To właśnie mnisi w białych habitach, po tym jak zbudowali w XII wieku swoje opactwo w Jędrzejowie i zaczęli krzewić cywilizację na okolicznych ziemiach, założyli pierwszy sad morelowy pod Sandomierzem.

Prokurator Teodor Szacki z nudów przeczytał cały reportaż o morelach i ich patriotycznej lokalnej historii, uznał, że go nic lepszego ze strony „Tygodnika Nadwiślańskiego” już nie spotka, i odłożył gazetę na taboret stojący obok łóżka. Rano jeszcze bawiły go szpitalne procedury, badania, leki, rozmowy z lekarzami, ale teraz nudził się śmiertelnie i miał wrażenie, że marnuje bezcenny czas. Przyjął leki przeciwtężcowe i szczepionkę przeciw wściekliźnie, pozwolił się wysmarować i zabandażować, ale leku przeciwbólowego odmówił. Wczoraj nie miał takich obiekcji, dał się czymś nafaszerować i odpłynął w dziesięciogodzinny sen, dziś bał się jakiegokolwiek otumanienia, musiał myśleć szybko i sprawnie, musiał przeanalizować dotychczas zebrane fakty i wszystkie nowe, jakie będą wynikiem badania podziemi. Wyrzeczenie miało swoją cenę – wracał ból mięśni, przykre szczypanie otartych dłoni, a przede wszystkim rwący, miarowy, powodujący od czasu do czasu jęk i zaciskanie warg ból pogryzionej ręki.

Zadzwonił telefon.

– Przepraszam, ale dlaczego ja się muszę dowiadywać z paska w Polsacie, że jesteś w szpitalu?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ziarno prawdy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Zygmunt Miłoszewski
Zygmut Miłoszewski - Gniew
Zygmut Miłoszewski
Dean Koontz - Ziarno demona
Dean Koontz
Zygmunt Zeydler-Zborowski - Kardynalny Błąd
Zygmunt Zeydler-Zborowski
Jodi Picoult - Świadectwo Prawdy
Jodi Picoult
Zygmunt Bauman - Identitat, (2a ed.)
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Dialektik der Ordnung
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Europa
Zygmunt Bauman
Aleksander Świętochowski - Tragikomedya prawdy
Aleksander Świętochowski
Krasiński Zygmunt - Nie-Boska komedia
Krasiński Zygmunt
Zygmunt Krasiński - Moja Beatrice
Zygmunt Krasiński
Отзывы о книге «Ziarno prawdy»

Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x