Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy
Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ziarno prawdy
- Автор:
- Издательство:WAB
- Жанр:
- Год:2014
- ISBN:9788377473160
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– To chet, ósma litera hebrajskiego alfabetu. Jest źle napisana, ale nie tak źle, żeby można to wytłumaczyć dysleksją na przykład. Jest lustrzanym odbiciem poprawnie napisanej litery, łuk powinien być z prawej, nie z lewej strony. Żaden Żyd nie napisze tego w ten sposób, tak samo jak ty, choćbyś nie wiem jak się upił czy naćpał, nie napiszesz B z brzuszkami z lewej strony. Myślę, że ktoś jest po prostu cwany i chce wskrzesić tyle demonów, aby móc się między nimi schować. Pytanie, mój drogi prokuratorze, czy potrafisz w tłumie zjaw i upiorów dostrzec twarz zabójcy?
6
Słowa o upiorach rezonowały w głowie Szackiego, kiedy wracał nocą do Sandomierza. Mijając wsie i miasteczka Lubelszczyzny, zastanawiał się, ile z nich było przed wojną żydowskimi sztetlami. Ilu było Żydów w Kraśniku? W Annopolu? W Olbięcinie, Wilkołazach, Gościeradowie? I gdzie skończyli? Na Majdanku, w Bełżcu, niektórzy może dożyli marszów śmierci? Upokarzający koniec, bez pochówków, bez rytuałów pogrzebowych, bez przeprowadzenia duszy na drugą stronę. Jeśli wierzyć ludowym wierzeniom, wszystkie te dusze powinny tułać się po świecie, uwięzione od siedemdziesięciu lat między wymiarami. Czy w takie dni jak ten, Jom Ha-Szoah, czują, że są wspominani? Czy wracają wtedy do Kraśnika albo Annopola, szukając znajomych kątów, a polscy mieszkańcy oglądają się przez ramię, częściej niż zwykle czują chłód i wcześniej zamykają okna?
Prokurator Teodor Szacki poczuł niepokój. Droga była dziwnie pusta, ciemne lubelskie wioski wyglądały na opuszczone, od Kraśnika po szosie snuły się mgły, czasami ledwo widoczne, niczym brud na szybie, czasami gęste jak wata, w widoczny sposób rozstępujące się przed maską citroena. Prokurator poznawał swój lęk po tym, że bardziej niż zwykle wsłuchiwał się w pojękiwania starego samochodu. Lekkie stukanie z lewej strony zawieszenia, posykiwania pompy płynu hydraulicznego, burczenie sprężarki od klimatyzacji. Było to zupełnie irracjonalne, ale bardzo nie chciał stanąć teraz we mgle i ciemności.
Zaklął i gwałtownie skręcił kierownicą, kiedy z mgły wyłoniła się czarna postać, w ostatniej chwili ominął stojącego prawie na środku jezdni autostopowicza. Zerknął w tylne lusterko, ale zobaczył tylko krwawą ciemność, mgłę rozżarzoną czerwonymi światłami. Przypomniało mu się nagranie Wilczura, przypomniał mu się Żyd rozpływający się w gęstej, nadwiślańskiej mgle.
Żeby zająć czymś myśli, zaczął przewijać w głowie rozmowę z Maciejewskim, przypominać sobie momenty, kiedy czuł znajome łaskotanie neuronów. Raz przy okazji zemsty za śmierć rodziny, na pewno. A drugi raz pod koniec, kiedy rabin mówił, że takiej wiedzy nie da się zdobyć w weekend. Jakaś myśl przemknęła mu wtedy przez głowę, nieoczywista i cenna. Nie, nie chodziło o to, żeby szukać wśród znawców kultury żydowskiej, nie. Maciejewski w opowieści Szackiego dostrzegł dużo szczegółów, detali składających się na obraz.
– A ja? – powiedział głośno Szacki, zachrypnięty głos zabrzmiał obco wewnątrz samochodu.
Czy ja dostrzegłem wszystkie szczegóły? Czy w tym koszmarze nie skupiłem się na tym, co najbardziej widoczne? Kiedy pod powałą wiszą zamknięte w beczce zwłoki, nikt się nie zastanawia, dlaczego mają dziwne, zdeformowane stopy – a teraz mu się to przypomniało. Kiedy w krzakach leży goła kobieta, a kawałek dalej rzeźnicka brzytwa, nikt nie myśli, skąd piasek pod paznokciami. A teraz mu się to przypomniało – zwłoki miały pod paznokciami nie ziemię, nie brud, ale właśnie żółty, nadmorski piasek. Ile takich detali przegapił, ile uznał za nieistotne? Całe zajście w katedrze, cytat na obrazie, „oko za oko, ząb za ząb”. Poszedł oczywistym, narzucającym się tropem żydowskiej zemsty. Dokładnie tak, jak chciał tego morderca. Zamiast, wbrew jego oczekiwaniom, szukać błędów w tym spektaklu, daje się prowadzić na smyczy. Jak idealny widz pokazu iluzjonisty, który na wszelki wypadek nie patrzy, co robi druga ręka, żeby nie popsuć sobie wieczoru.
Mijał właśnie Annopol, wystarczyło przejechać przez Wisłę, skierować się na południe – za pół godziny powinien być na miejscu. Miasteczko było puste i zasnute mgłą, mimo to poczuł się bezpieczniej w obecności latarni. Na tyle, że zjechał na bok i sięgnął po komórkę, żeby połączyć się z internetem. Znalazł serwis biblijny, czekając na połączenie, uchylił okno, żeby zwalczyć pojawiającą się senność. Do środka wlały się chłód i wilgoć, samochód wypełnił intensywny ziemny zapach roztopów, zapowiedź wiosny, która miała za chwilę wybuchnąć gwałtownie, chcąc nadrobić stracone tygodnie.
Pamiętając notację, znalazł biblijne cytaty. Czemu były takie długie? Wystarczyłoby podać ten jeden wers, zawierający zwrot „oko za oko”, i wszystko byłoby jasne. Przepisał wszystkie do notesu. Ten z Księgi Kapłańskiej był najkrótszy i najprostszy, mówił o karze za okaleczenie i za śmierć. „Kto zabije człowieka, będzie ukarany śmiercią”. Szackiego uderzył kodeksowy charakter zwrotu, tak samo zaczynał się paragraf 148 kodeksu karnego Rzeczpospolitej: „Kto zabija człowieka, podlega karze pozbawienia wolności…”.
Drugi cytat mówił o karze nakładanej za skrzywdzenie brzemiennej kobiety w czasie walki między mężczyznami, co było zapewne sposobem określenia wojny lub konfliktu. Za spowodowanie poronienia groziła tylko grzywna, jednak jeśli kobieta umarła – śmierć.
W końcu trzeci, z Księgi Powtórzonego Prawa, był najbardziej pokręcony – nieomalże tak jak współczesne kodyfikacje karne. I jednocześnie był to zapis najbardziej surowy, wymierzony przeciwko krzywoprzysięstwu czy – ujmując rzecz współcześnie – przeciwko składaniu fałszywych zeznań. Żydowski ustawodawca – co jest doprawdy dziwnym określeniem Boga, pomyślał Szacki – kazał karać procesowego kłamcę tą samą karą, jaka zostałaby wymierzona, gdyby jego kłamstwa wzięto za prawdę. Innymi słowy, jeśli wskutek czyichś niesłusznych oskarżeń ktoś mógł zostać skazany na śmierć, a sprawa się wydała – to krzywoprzysięzcę czekał stryczek czy co tam wtedy stosowano. Ciekawy był też fakt, że surowość przepisu podyktowały zasady prewencji ogólnej. Zapisane było wprost, że „reszta, słysząc to, ulęknie się i nie uczyni więcej nic takiego pośród siebie”. W pewien sposób kłamstwo traktowano jako najgorszą ze zbrodni.
Być może słusznie, pomyślał Szacki i zamknął notes, zamknął też okno i zapiął marynarkę, noc była pierońsko zimna. O czym mówiły cytaty? O zabójstwie, skrzywdzeniu ciężarnej i krzywoprzysięstwie. Przypadek czy istotny szczegół?
Zgasił lampkę zamontowaną nad lusterkiem wstecznym, zamrugał kilka razy, żeby przyzwyczaić zmęczone oczy do zamglonego mroku za oknem i zamarł, widząc tłoczące się przy samochodzie ciemne postacie. Cienie krążyły niepewnie wokół auta. Czując rosnącą w gardle panikę, uruchomił silnik, reflektory wypełniły mleczną mgłę światłem. Nie było żadnych cieni. Tylko wyludnione nadwiślańskie miasteczko, chodnik z kostki bauma i reklama piwa Perła nad sklepem spożywczym.
Ruszył gwałtownie, odjeżdżając w stronę rzeki. Mgła zawirowała za szerokim zadem citroena.
Prokurator Teodor Szacki nie wiedział, bo nie mógł wiedzieć, że opuszcza właśnie jeden z typowych przedwojennych sztetli, miasteczek zamieszkanych w większości przez ubogą ludność żydowską, która w Annopolu stanowiła tuż przed wojną ponad siedemdziesiąt procent mieszkańców. Była tu szkoła hebrajska stowarzyszenia Tarbut, chedery, Towarzystwo Talmud Tora i świeckie szkoły dla dziewcząt i chłopców, była nawet skromna jesziwa, po której chłopcy kontynuowali rabinackie nauki w Lublinie. Został mały i brzydki pamiątkowy kamień w miejscu starego kirkutu na obrzeżach miasteczka, otoczony dla ozdoby chodniczkiem z różowej kostki bauma.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ziarno prawdy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.