Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy
Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ziarno prawdy
- Автор:
- Издательство:WAB
- Жанр:
- Год:2014
- ISBN:9788377473160
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– A co, jeśli jest odwrotnie? – zapytał dziennikarza.
– Czyli?
– Jeśli się okaże, że sprawca to szalony ortodoksyjny Żyd, który razem ze swoją wychowaną w duchu antypolonizmu szajką przyjechał z Jerozolimy, aby mordować katolików? Co, jeśli w piwnicy jego domu znajdziemy martwe dzieci, beczki wypełnione krwią i wytwórnię macy?
– To… to niemożliwe… To byłoby straszne. Tutaj, w tym kraju, który powinien zmierzyć się z czarnymi kartami historii. Któremu trzeba przypominać bez przerwy o jego winach. Pan nie może rozważać takiego scenariusza poważnie.
– Moja praca polega na tym, żeby każdy scenariusz rozważać poważnie. Powiem więcej: nie wzbudza to we mnie większych emocji, czy sprawcą okaże się polski biskup, czy przewodniczący sanktuarium Yad Vashem. Bylebyśmy go znaleźli.
– Naprawdę jest to panu obojętne?
Na szczęście czas dobiegał końca.
– Tak.
– Pan nie rozumie chyba swoich obowiązków wykształconego, myślącego człowieka. Musi się pan opowiedzieć po jednej ze stron. Nasza strona musi dawać świadectwo, nauczać, wyjaśniać. Inaczej ta druga, ciemna, zdobędzie rząd dusz.
– Jaka znowu ciemna strona? – żachnął się Szacki. – Czy wy po prostu nie możecie informować o tym, co się dzieje? Czy tutaj każdy musi uprawiać jakąś pokręconą propagandę?
– Nam nie jest wszystko jedno.
– Ale mnie jest. Kwadrans minął.
3
Lubił kobiety, lubił ten stan, kiedy spotykał nową i czuł przebiegający po kręgosłupie dreszcz, zachwyt spowodowany czasami urodą, czasami seksapilem, gestem lub brzmieniem głosu, uśmiechem lub błyskotliwą odzywką. Czasami, bardzo rzadko, podobne uczucie, narastające ni to w kręgosłupie, ni to w dole brzucha, towarzyszyło mu w czasie kontaktu z mężczyznami. Kiedyś się go bał, potem zrozumiał, że to podziw. Mieszanka podziwu, lekkiej zazdrości, trochę ekscytacji. Takie chłopięce „kurczę, chciałbym być kiedyś taki jak ten facet”.
Roman Myszyński w takim właśnie stanie opuścił gabinet prokuratora Teodora Szackiego. Kiedy w swojej karierze archiwisty do wynajęcia, tropiciela ukrytych na pożółkłych kartach rodzinnych tajemnic, przyjmował nowego klienta i starał się na nim wywrzeć wrażenie, starał się być kimś takim. Rzeczowy, ale nie małomówny. Profesjonalny, ale nie zimny. Zdystansowany, ale nie chamski. Spokojny, ale czujny. Obcy, ale budzący zaufanie. Teodor Szacki dokładnie taki był. Dumny szeryf, który wiele widział i wiele wie, ale nie ma potrzeby, żeby o tym opowiadać. Jasne, rozwodnione jakby, niepokojące spojrzenie, wąskie usta, klasyczne rysy twarzy. I te mlecznobiałe gęste włosy, które nadawały mu wyjątkowy, trochę demoniczny wygląd. Było w prokuratorze coś z szeryfa, z Gary'ego Coopera i Clinta Eastwooda, ale też coś z archetypu polskiego oficera, zadziorna niezłomność i granitowe przekonanie, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.
Zazdrościł też Szackiemu misji. Widocznego przeświadczenia, że jest po właściwej stronie, że wszystkie jego działania służą dobru i sprawiedliwości. A kim był on? Historykiem gryzipiórkiem, który dla paru złotych ukrywał żydowskich przodków przed wąsatymi Polakami i znajdował im szlacheckie korzenie, żeby mogli sobie powiesić herb nad telewizorem. Tak naprawdę to teraz po raz pierwszy w życiu robił coś, co ma znaczenie.
Dlatego nie czuł żadnego dyskomfortu związanego z tym, że tak szybko wrócił do miejsca swojej największej życiowej traumy – Archiwum Państwowego w Sandomierzu. Może przez chwilę, krótkie ukłucie niepokoju, kiedy w sali modlitewnej starej synagogi wyszukiwał odpowiednie akta. Znowu musiał przejść obok miejsca, z którego zwodzony mostek prowadził do okna wychodzącego na krzaki pod synagogą. Minął je ostrożnie, miał wrażenie, że namalowane przez żydowskiego artystę zodiakalne symbole śledzą jego ruchy. Szybko jednak otrząsnął się z tego wrażenia i zaniósł księgi hipoteczne do czytelni. Położył obok nich materiały, które dostał od Szackiego. Krótką listę osób, które miał sprawdzić, i dotyczące ich wydruki z bazy danych PESEL na dobry początek. Pokryte pieczątkami upoważnienia, które gwarantowały mu dostęp do wszystkich danych, jakie jeszcze nie wylądowały w archiwach państwowych. I jedną kartkę, na której napisane było, czego miał szukać: zabójstwo, śmierć ciężarnej, krzywoprzysięstwo.
Wyjął swój amerykański notes, gruby notatnik z żółtymi kartkami, i zaczął zapisywać listę instytucji do odwiedzenia. Zacznie od Urzędu Stanu Cywilnego i akt wyznaniowych, od naszkicowania krótkiego drzewa genealogicznego każdej z osób. Nie trzeba sięgać dalej jak dwa pokolenia wstecz, to nie powinno być trudne. Potem akta sądowe i powojenne gazety, też łatwizna. Gorzej może być z dokumentami bezpieki – ipeenowcy cierpieli na zaawansowaną manię prześladowczą i paranoję. Ale może nie będzie w ogóle takiej potrzeby.
Na razie jednak na pierwszy ogień pójdą akta własnościowe. Jeśli prokurator ma rację, to kluczem do całej sprawy jest opuszczony dworek przy Zamkowej, jego obecni i poprzedni właściciele.
4
Telefon od Olega Kuzniecowa był niczym głos z zaświatów, uświadomił Szackiemu, jak delikatna i łatwa do naruszenia jest jego równowaga emocjonalna.
Gdy tylko usłyszał lekko śpiewną wymowę warszawskiego policjanta, swojego wieloletniego przyjaciela i towarzysza, momentalnie się rozkleił. Wpadł w tęsknotę za poprzednim życiem. Kuzniecow oznaczał wizytę na miejscu zbrodni w chłodny poranek, późniejszą kawę na placu Trzech Krzyży, spotkania na czynnościach, w czasie których policjant udawał, że ma go za upierdliwego dupka, a on – że uważa podkomisarza za patentowanego lenia. Wspólne sukcesy i wspólne klęski, wspólna walka na salach sądowych, w czasie których Oleg bywał często najważniejszym świadkiem. Wspólne imprezy w jego mieszkaniu na Pradze. Helcia spała w swoim pokoju, oni pili we czwórkę. Kuzniecow opowiadał dowcipy albo śpiewał Wysockiego, Natalia opieprzała męża za przynudzanie, Szacki z ciepłą złośliwością pointował rozmowę. Weronika wtulała się w niego, alkohol zawsze tak na nią działał, że chciało jej się spać, ale i tak po wygonieniu gości znajdowali czas na przyjacielski, łagodny, satysfakcjonujący seks. Zasypiała zawsze wcześniej, odwrócona do niego plecami. Gest, którym obejmował ją pod piersiami, tak żeby czuć ich obecność, przylegał brzuchem do pleców i wtulał twarz we włosy na karku, był ostatnim jego świadomym gestem przed zaśnięciem prawie codziennie, przez prawie piętnaście lat.
– Ale w ogóle chcesz, żebym ci o tym opowiadał? – w głosie Kuzniecowa usłyszał wahanie. To było przykre, dawniej Oleg nie wpadłby na pomysł, żeby się cenzurować w czasie rozmowy z przyjacielem.
– Nie, no co ty. Przecież chcę, żeby jej było jak najlepiej, jak jej jest dobrze, to Helci też jest dobrze. Poza tym, wiesz, ciekaw jestem.
– Okej – powiedział Kuzniecow po pauzie na tyle długiej, że była zauważalna. – Wpadliśmy do nich, nawet nie musiałem się wpraszać, Wiera sama zadzwoniła, że nowe śmiecie, że Helcia chce nas zobaczyć, no i musimy poznać Tomka.
– No.
– No i nie wiem, jak u ciebie, czy już mieszkasz w świętokrzyskim pałacu z ogrodem i widokiem na Wisłę, ale twoją byłą spotkał pewien awans cywilizacyjny. Nie jest to może willa w Konstancinie, ale całkiem przyjemne pół bliźniaka w Wawrze, trochę w głąb od Patriotów. Kawałek ogródka z hamakiem dla Helci, w środku przyjemnie, tak wiesz, nieikeowsko, raczej skórzany wypoczynek i kredens, znać, że gość nie z awansu, tylko ze starej rodziny.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ziarno prawdy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.