Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy

Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– A jak on w ogóle?

– W porządku raczej. Starszy od ciebie, gabarytowo większy, mniej siwy. Chyba przystojny, Natalia twierdzi, że podobny do tego gościa z Gladiatora , tylko z późniejszych filmów. Trochę nudzikoń, jeśli mam być szczery, męczą mnie te radcowskie opowieści, ale może po prostu musimy się jeszcze dograć.

Musimy się dograć. Szkoda, że nie znalazłeś czasu przez pół roku, żeby mnie odwiedzić, przyjacielu.

– Ale Wiera wydaje się, no, zadowolona.

Ocenzurowano. Chciał powiedzieć: szczęśliwa.

– Hela tak samo, więc chyba w sumie dobrze się stało, co nie? Byłem na was wkurzony wcześniej, bo tak szczerze, to nie znałem lepszej pary, ale coś musiało być nie tak, skoro teraz tak fajnie układacie sobie życie. He, Natalii to chyba dało do myślenia, bo zaczęła nosić koronki i piec ciasta. Taa, to jednak stara prawda, krótko trzeba trzymać babę. À propos baby, to jak tam?

– Kawalerskie życie, nie ma nudy, ostatnio mnie tutejsza sędzia zaskoczyła.

– Sędzia? Czekaj, moment. Pięć lat studiów, dwa lata aplikacji, trzy lata asesury… Chcesz powiedzieć, że zmieniłeś życie, żeby dymać laski po trzydziestce? Czy to jakiś żart? Ale rozumiem, że masz tam pewną różnorodność?

– Raczej. – Szacki poczuł, że męczy go ta rozmowa.

– Boże, najwspanialsze uczucie świata, zdjąć bluzkę z nowego ciała. Ale ci zazdroszczę.

Nie ma czego, pomyślał Szacki, który poznał już, co oznacza fizjologiczny seks, i – jak każdy mężczyzna – zachował prawdę o nim dla siebie. Prawdę o tym, że ciało sprowadzone do ciała składa się z samych irytujących niedoskonałości. Kwaśnego zapachu, nieforemnych piersi w brzydkim staniku, pryszczy na dekolcie, rozstępów wokół pępka, spoconej krawędzi majtek, włażących między zęby włosów łonowych, odcisku z boku małego palca u nogi i krzywego paznokcia.

– Ba! – powiedział, żeby powiedzieć cokolwiek.

– Taaa – rozmarzył się Kuzniecow. – Ale ja z czymś innym dzwoniłem, czekaj. Tylko jeszcze powiedz, jak z Helcią, Wiera mówiła, że tam różnie jest.

– No różnie. Przyjeżdża do mnie w ten weekend, ale faktycznie, jakoś tak, rozumiem, że jest na mnie wkurwiona za to wszystko, nie wiem, chyba zacznę częściej jeździć do Warszawy – Szacki nie mógł słuchać sam siebie. Gubił się, tracił wątek, pieprzył jakieś farmazony bez sensu.

– O, o, właśnie, częściej do stolicy to świetny pomysł. Trzeba będzie się napić, jak za starych czasów. Albo może ja do ciebie wpadnę, co ty na to? Tylko to nieprędko, wiesz, jak jest.

– Jasne, wiem. Słuchaj, jeśli…

– To ty słuchaj, to pewnie bzdura, ale może ci się przyda.

– No.

– Powiedział mi Sasza, syn mój umiłowany, że gadał ze swoim jednym kumplem. Kumpel był w poniedziałek na wycieczce szkolnej w Sandomierzu, i aha, kumpel jest podobno bardzo uzdolniony muzycznie, ma świetny słuch, komponuje, gra na instrumentach itede. To ważne. Niczego nie nadużywa, to też ważne.

Szacki słuchał, poczuł lekkie napięcie w mięśniach. Czy Bóg naprawdę ma takie poczucie humoru, żeby przełom przyszedł od starego towarzysza śledczych przygód?

– Kumpel zwiedzał podobno jakieś lochy pod starówką, macie tam coś takiego?

– Tak, wielka atrakcja.

– I twierdzi, że w tych lochach, w komnacie z archeologicznymi skorupami słyszał dziwne dźwięki, dobiegające zza ściany. Ledwo słyszalne, dalekie, ale wyraźne.

– Jakie dźwięki?

– Wycie. Wycie i ujadanie.

5

Wycie i ujadanie jest naprawdę nieznośne. Mimo zatyczek w uszach powietrze wibruje od nieprzyjemnych dźwięków, czuje je przez skórę, czuje je, obserwując wirujące w świetle reflektora kropelki śliny, czuje je w gorzkim, zwierzęcym zapachu. To jeden z tych momentów, kiedy ma już wszystkiego dość, chce to skończyć i mieć z głowy, móc zacząć wszystko od nowa. Czuje irytację, czuje też strach i wie, że każde z tych uczuć to bardzo zły doradca. Musi zadzwonić. Sięga bez sensu po komórkę i bezgłośnie klnie, przecież nie ma mowy, żeby w tym miejscu był zasięg. Wie, że musi wyjść, wie też, że bardzo nie chce tutaj wracać. Może nie musi? Zna drogę, wystarczy uruchomić mechanizm i wyjść. Jeśli wszystko zadziała tak, jak powinno, nie zostanie żaden ślad. Później ich tutaj skieruje, żeby znaleźli wszystko, kiedy będzie już w bezpiecznym miejscu.

6

Szacki biegał po korytarzu prowincjonalnej prokuratury półżywy z wściekłości. Normalnie w tej cholernej dziurze wszyscy się o siebie obijali na trzech ulicach na krzyż, a kiedy ktoś był potrzebny, to znikali, jakby to był Nowy Jork, kurwa jego mać. Wilczur miał bez przerwy zajęty numer, komórka najbardziej mu potrzebnej Sobieraj była wyłączona, Miszczyk gdzieś zniknęła, udało mu się zdobyć numer do męża Sobieraj, ale i u niego zgłaszała się sekretarka. Pieprzona prowincja, odrobina technologii i się gubią, nie wyszli jeszcze z etapu sygnałów dymnych.

Zauważył, że cały czas biega z tym idiotycznym piłkarskim kubkiem w dłoni, wszedł do kuchni, umył go tylko po to, żeby zająć czymś ręce, odstawił na ociekacz tak gwałtownie, że stłukł archaiczną biurową szklankę. Zaklął głośno. I zaraz znowu, kiedy skaleczył się, zbierając odłamki szkła. Skaleczenie było dość paskudne, krew ściekała mu po kciuku do wnętrza dłoni. Cholera, gdzie on widział apteczkę? W sekretariacie chyba.

Prokurator Teodor Szacki nie dotarł jednak do sekretariatu, ponieważ po drodze zaiskrzyło mu w neuronach. Myśl z apteczki przeskoczyła na opatrunek, z opatrunku na pierwszą pomoc, z pierwszej pomocy na pogotowie, z pogotowia na szpital i już wiedział, gdzie znajdzie Basię Sobieraj – w szpitalu u chorego ojca.

Wybiegł z budynku prokuratury ze skaleczoną dłonią w ustach, ale zamiast wsiąść do samochodu, zawrócił na górę. Nie dlatego, że skaleczenie wydało mu się poważne i że uznał, że jednak lepiej poświęcić dwie minuty na jego opatrzenie. Wrócił, kierowany irracjonalnym i gwałtownym przeczuciem niebezpieczeństwa. Wrócił, żeby zrobić coś, co w jego wieloletniej karierze prokuratora zdarzyło się do tej pory tylko raz.

Wrócił po broń.

Nie miał czasu na zakładanie kabury, wyjął z szafy pancernej małego glocka, sprawdził bezpiecznik i wrzucił do kieszeni marynarki.

W szpitalu szybko zlokalizował odpowiednią salę, oczywiście wystarczyło powiedzieć, że szuka ojca Basi Sobieraj, żeby pielęgniarka skierowała go w odpowiednią stronę. Stanął w drzwiach i zawahał się, intymność zastanej sceny była dla niego krępująca.

W czteroosobowej sali tylko jedno łóżko było zajęte, leżał na nim staruszek. Z jednej strony łóżka miał monitor z latającymi kolorowymi kreskami i stojak z dwiema kroplówkami, z drugiej, lekko oddalony, wieszak na ubrania. Wisiała na nim toga. Prokuratorska toga, pięknie wyprasowana, ze starannie ułożonym kołnierzem. Musiała mieć swoje lata, może nawet kilkadziesiąt lat. Czerwona lamówka była już nieco wyblakła, czerń gabardyny straciła głębię.

Basia Sobieraj i jej ojciec odwróceni byli do niego plecami. On leżał na boku, pokazując światu plecy, pośladki i uda z widocznymi sinoróżowymi plamami odleżyn. Ona przecierała mu skórę gąbką moczoną w misce z jakimś roztworem, stojącej na szpitalnym taborecie.

– Nie płacz, tato, to tylko ciało – szeptała, jej szept był zmęczony i zrezygnowany.

Ojciec mruknął w odpowiedzi coś, czego Szacki nie dosłyszał.

Zakasłał cicho. Basia Sobieraj odwróciła się i po raz kolejny tego dnia lekko zarumieniła. Spodziewał się, że zostanie ofuknięty, ale uśmiechnęła się ciepło. Zaprosiła go gestem do środka, szybko odwróciła ojca i nakryła dokładnie pościelą. Przeprosiła za wyłączoną komórkę, ale po prostu musiała być przez chwilę sama z ojcem, nie chciała, żeby ktoś jej przeszkadzał. Szacki opowiedział o wyciu i ujadaniu, na szczęście nie musiał tłumaczyć, jakie to ma znaczenie i czego potrzebują. Wyjęła telefon z wiszącej na oparciu krzesła torebki i wybiegła, zostawiając Szackiego ze swoim ojcem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ziarno prawdy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Zygmunt Miłoszewski
Zygmut Miłoszewski - Gniew
Zygmut Miłoszewski
Dean Koontz - Ziarno demona
Dean Koontz
Zygmunt Zeydler-Zborowski - Kardynalny Błąd
Zygmunt Zeydler-Zborowski
Jodi Picoult - Świadectwo Prawdy
Jodi Picoult
Zygmunt Bauman - Identitat, (2a ed.)
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Dialektik der Ordnung
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Europa
Zygmunt Bauman
Aleksander Świętochowski - Tragikomedya prawdy
Aleksander Świętochowski
Krasiński Zygmunt - Nie-Boska komedia
Krasiński Zygmunt
Zygmunt Krasiński - Moja Beatrice
Zygmunt Krasiński
Отзывы о книге «Ziarno prawdy»

Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x