Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy

Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

1

Śniły mu się jakieś bzdury. Koszmarne bzdury. Znowu był w Lapidarium, zamiast rocka leciały w kółko przeboje z lat osiemdziesiątych. Ciągle brzmiało mu w uszach Wake Me Up Before You Go Go, kiedy sięgał po stojącą zawsze obok łóżka butelkę wody. W miarę odzyskiwania świadomości wspomnienia snu blakły w szybkim tempie, ale nie na tyle szybkim, żeby zmyć zdziwienie z zaspanej twarzy. Leciał Wham!, on tańczył z różnymi kobietami, na pewno były tam Tatarska, Klara, Weronika i Sobieraj. Baśka miała na sobie tylko czerwoną koronkową bieliznę, byłoby to wszystko bardzo erotyczne, gdyby nie pojawił się Hitler – dokładnie przy słowach you put the boom boom into my heart. Prawdziwy Adolf Hitler, z małym wąsikiem i w nazistowskim mundurze, niski, śmieszny facecik. Może niski, może śmieszny, ale tańczył zajebiście, naśladował ruchy George'a Michaela jak bóg tańca, dziewczyny zrobiły mu miejsce na parkiecie, wszyscy klaskali w kółeczku, a w środku tańczył Hitler. Nagle złapał Szackiego za rękę i zaczęli tańczyć razem, pamiętał ze snu, że uczucie niestosowności tańca z Hitlerem walczyło z uczuciem przyjemności, Hitler tańczył świetnie, zmysłowo, dawał się lekko prowadzić, pomysłowo reagował na każdy ruch. Ostatni blaknący obraz to roześmiany Hitler, wyrzucający na zmianę ramiona nad głowę, patrzący zalotnie na niego i piszczący come on baby, let's not fight, we'll go dancing and everything will be all right. Czy jakoś tak. Co za bzdura, Szacki kręcił głową z niedowierzaniem, ciągnąc swoje wymięte czterdziestoletnie ciało do łazienki. Sikając, w końcu poddał się narastającej w krtani potrzebie i wychrypiał do lustra słowa refrenu.

Wieczny dylemat, czy najpierw wziąć prysznic, czy najpierw zjeść śniadanie, rozstrzygnął w salomonowy sposób, narzucając cokolwiek i wychodząc na zakupy, żeby złapać trochę powietrza i zebrać myśli przed spotkaniem z profilerem. Basia z nim raz pracowała, Szacki tylko o nim słyszał, gość pochodził z Krakowa i w południowej Polsce był legendą, legendą o opinii tyleż geniusza, co ekscentryka. Nie podobało mu się to, nie lubił gwiazd, zawsze wolał tych nierzucających się w oczy, precyzyjnie wykonujących swoją robotę. Dobry śledczy musiał być jak równy bramkarz, który może nie obroni strzału nie do obrony, ale też nie puści szmaty. Nie ma miejsca w wymiarze sprawiedliwości dla Bartheza czy Boruca.

Stał w społemowskim sklepie w kolejce do kasy, ręka cały czas bezwiednie wystukiwała o udo początek przeboju Wham! – pa, pa, pa, pam, pam – oczy błądziły po poukładanych w chłodniczej ladzie wędlinach. Jakże one były smutne. Naprawdę, nigdzie nie widział tak smutnych wędlin jak w tym sklepie. Większość wyglądała, jakby nie była prawdziwa – plastikowa podróbka wykonana na zepsutej wtryskarce. A te, które wyglądały na prawdziwe, były z kolei zbyt prawdziwe, mieniące się różnymi kolorami, zeschnięte lub zwilgotniałe. Na dodatek miały jakieś dziwnie niskie ceny. Dlatego, choć wzięła go ochota na kawałek kabanosa do kawy, stał w kolejce, trzymając w objęciach serek wiejski, opakowanie paczkowanego sera, sok pomidorowy i dwie bułki i przysłuchując się toczonej za jego plecami dyskusji dwóch kobiet.

– Dobry dzieciak, tylko najchętniej by czytał Ewangelię Jana, te wszystkie sądy ostateczne i okropieństwa, dla niego to jak Sapkowski. A konkurs jest właśnie bez Jana.

– A to dziś ten konkurs?

– Tak, w instytucie. Właśnie się zaczyna, nawet denerwuję się trochę. Wczoraj jeszcze żeśmy powtarzali, spytał się, czy Maria Magdalena była żoną Jezusa. Skąd oni to biorą?

– Z Dana Browna. Magdalena to się chyba w Biłgoraju objawiała, prawda?

– U Palikota?

Kobiety zachichotały, Szacki też się uśmiechnął. Jednocześnie ta rozmowa coś w nim poruszyła, znajomo zaswędziała w głowie. Dan Brown, wczorajsze zagadki, kamień magiczny, Kabała. Znowu coś umyka, powinien albo więcej spać, albo łykać jakiś magnez.

– A może wędlinki pan spróbuje? – kasjerka uśmiechnęła się tak promiennie, jakby po latach odnalazła syna. – Żywiecką pyszną przywieźli, zresztą co ja będę gadała – wstała od kasy i ukroiła pokaźny plasterek – pan sam spróbuje. Chłop musi mieć siłę, a nie tak na jakimś nabiale jak modelka.

Szacki podziękował grzecznie i pogryzł kiełbasę, choć nienawidził jeść czegokolwiek przed pierwszym łykiem kawy. Żywiecka była podła i rosła mu w ustach, mimo to uśmiechnął się miło i wziął dziesięć deka. Rozejrzał się dyskretnie, czy przypadkiem nie ma tu jakiejś telewizji, nigdy w żadnym sklepie przez czterdzieści lat nikt nie był wobec niego tak uprzedzająco grzeczny. Ale nie, nie było kamer, tylko on, rozanielona kasjerka i dwie gimnazjalne mamy. Jedna uśmiechała się do niego, druga przymknęła oczy i z aprobatą pokiwała głową. Absolutnie surrealistyczne. Jak tańczył z Hitlerem, przynajmniej był pewien, że to sen, teraz bał się, że wariuje. Czym prędzej zapłacił.

Znowu było lodowato, Szacki zwabiony słońcem zarzucił tylko lekką bluzę i teraz trząsł się z zimna, mimo to podskoczył jeszcze do szwajcarskiej piekarenki. Musiał zjeść pączka, chociaż wiedział, że będzie niesmaczny.

– Uszanowanie – starszy pan, mijając go, uchylił dworsko kapelusza i ukłonił się Szackiemu.

Szacki odkłonił się automatycznie, myśląc, że to się robi naprawdę dziwne, i wszedł do piekarni. Przy kasie stała starsza pani, cała w pogrzebowej czerni, widząc Szackiego, odsunęła się od lady.

– Ależ proszę, proszę, ja się muszę zastanowić jeszcze.

Nic nie powiedział, wziął dziwnie rozdęty wielki pączek i wyjął z kieszeni garść drobnych.

– Nie trzeba – uśmiechnęła się panienka. – Dziś promocja.

– Jaka promocja? – nie wytrzymał. – Weź jednego, dostaniesz go gratis?

– Promocja dla naszego pana prokuratora – dopowiedziała z tyłu starsza pani. – A dla mnie, Nataszko, ta paróweczka w cieście, ta taka bardziej przypieczona taka.

Szacki wyszedł bez słowa, czuł, że go dławi w gardle, że tężeją mu mięśnie karku. Śni mu się Truman Show , a on nie potrafi odróżnić snu od jawy, nie potrafi się obudzić. Zwariował.

Szybkim krokiem wracał do siebie na Długosza, mijając sklep, w którym wcześniej robił zakupy, zderzył się z wychodzącym mężczyzną o wyglądzie wulkanizatora w garniturze. Mężczyzna wyraźnie był pogrążony w swoich myślach, ale kiedy zobaczył Szackiego, cały się – ku rozpaczy prokuratora – rozpromienił.

– Gratuluję – wyszeptał konspiracyjnie. – W naszych czasach potrzeba odwagi, żeby mówić takie rzeczy wprost. Niech pan pamięta, że jesteśmy z panem.

– Jacy my, na Boga?

– My, zwyczajni, prawdziwi Polacy. Powodzenia! – mężczyzna konfidencjonalnie uścisnął go za ramię i odszedł w stronę ratusza, a Szackiemu dopiero teraz uchyliły się właściwe klapki w mózgu. Błagam, pomyślał, niech to nie będzie prawda. Wskoczył do sklepu, potrącił jakiegoś chłopaczka, który mówił do kolegi: „Ty, weź no, kurwa, ale żeby ice tea nie było, co to w ogóle za wioska jest”, i dopadł stojaka z gazetami. Zagadka momentalnie się rozwiązała, ani nie śnił, ani nie zwariował, ani nie był bohaterem Truman Show.

Na okładce „Faktu” zobaczył siebie w ulubionym grafitowym garniturze, stojącego na schodach sandomierskiej prokuratury. Obie ręce miał uniesione w geście, który wczoraj oznaczał „koniec pytań”, ale na zdjęciu wyglądało to, jakby stawiał mur jakiemuś niewidocznemu zagrożeniu, stanowcze non possumus rysowało się na jego wychudzonej – teraz widział to wyraźnie – twarzy. Tytuł Tajemniczy żydowski mord? i krótki tekst nie pozostawiały wątpliwości, czemu stawia tamę prokurator.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ziarno prawdy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Zygmunt Miłoszewski
Zygmut Miłoszewski - Gniew
Zygmut Miłoszewski
Dean Koontz - Ziarno demona
Dean Koontz
Zygmunt Zeydler-Zborowski - Kardynalny Błąd
Zygmunt Zeydler-Zborowski
Jodi Picoult - Świadectwo Prawdy
Jodi Picoult
Zygmunt Bauman - Identitat, (2a ed.)
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Dialektik der Ordnung
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Europa
Zygmunt Bauman
Aleksander Świętochowski - Tragikomedya prawdy
Aleksander Świętochowski
Krasiński Zygmunt - Nie-Boska komedia
Krasiński Zygmunt
Zygmunt Krasiński - Moja Beatrice
Zygmunt Krasiński
Отзывы о книге «Ziarno prawdy»

Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x