Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy

Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Pohańbili? To czemu uciekała, głupia jakaś – mruknęła Mary.

– Lol – zawtórowała jej najlepsza przyjaciółka.

– Kiedy Tatarzy zaufali dziewczynie, długo prowadziła ich labiryntem korytarzy, a przez ten czas mieszkańcy zamurowali wejście do podziemi. Zginęli wszyscy najeźdźcy, zginęła też bohaterska dziewczyna…

– Jak się kapnęli, to ją dopiero pohańbili. – Mary była niezastąpiona.

– He, duże lol.

– …a na dowód tego, że w każdej legendzie jest ziarenko prawdy, mogę wam powiedzieć, że wąwóz Piszczele od tego ma swoją nazwę, że do dziś można tam wykopać ludzkie kości, być może właśnie szczątki żywcem pogrzebanych Tatarów.

Przeszli noga za nogą do następnej sali, o tyle ciekawej, że przypominała górniczy chodnik, Marcin słuchał wykładu o tym, jak już po wojnie ratowano miasto przed zawaleniem. To było ciekawe, ciekawsze niż legendy o bohaterskich dupach. Jak górnicy wiercili szyby na rynku, jak domy na starówce musiano rozebrać i zbudować na nowo, jak puste tunele i piwnice wypełniano specjalną masą, żeby wzmocnić podziurawioną jak sito skałę. Oparł się plecami o ścianę, słuchanie nie przeszkadzało mu gapić się na wystającą z biodrówek Mary tasiemkę liliowych stringów. Może on był niedzisiejszy, ale drażniło go trochę, że one prawie wszystkie usiłowały wyglądać jak przechodzone dziwki. Dobrze, że Ola taka nie była.

Przewodniczka zawiesiła na moment głos, zapanowała cisza.

W ciszy usłyszał delikatne, odległe, dobiegające jakby z głębi ziemi wycie.

– Słyszycie?

Mary odwróciła się do niego i podciągnęła spodnie.

– Czy co słyszymy, zboku?

– No wycie takie z głębi ziemi. O, cicho, cicho, teraz…

Dziewczyny wymieniły spojrzenia.

– Ołem-dżi. Oszalałeś?

– Ale posłuchajcie, naprawdę słychać wycie.

– Takie wycie, jakby ktoś kogoś hańbił, czy raczej szatańskie? Bo chyba tylko to pierwsze mnie interesuje.

– Lol.

– Jezu, ale z ciebie głupi lachon. Ty weź się zamknij na chwilę i posłuchaj.

– A ty weź się idź leczyć, psycho freak normalnie, Oli muszę powiedzieć.

Dziewczyny zachichotały wspólnie i dołączyły do grupy, która przechodziła do następnej sali. Marcin został, przykładał ucho do ściany w różnych miejscach, w końcu znalazł takie, gdzie wycie słychać było najlepiej. Przedziwny był to dźwięk, ciarki przechodziły od niego po plecach. Długie, modulowane, prawie nieprzerwane wycie torturowanego człowieka albo zwierzęcia. Cokolwiek wydawało ten dźwięk, musiało być w opłakanym stanie. Chociaż może mu się wydaje, może to wiatr, wentylacja jakaś.

Zgasło światło, delikatna, połączona z szeptami łuna dobiegała jedynie z kierunku, gdzie zniknęła jego klasa. Położył się z uchem przy podłodze, coś nie dawało mu spokoju w tym dźwięku, czegoś nie słyszał do końca. Szukając najlepszej jakości, szurał uchem po zimnym lastryku, coraz lepiej słyszał wycie, był już pewien, że dobywało się z więcej niż jednego gardła. I oprócz wycia było coś jeszcze, inny rodzaj dźwięku, znajomy, zwierzęcy…

Już miał go nazwać, kiedy poczuł bolesne uderzenie w bok.

– Co jest, kurwa… – Ciemność rozjaśniło trupie światło komórkowego wyświetlacza. – Mario? Ocipiałeś?

Marcin wstał, otrzepał ubranie.

– Bo takie wycie…

– Ta, jasne, na skrzypcach wycie. Ty weź się lepiej napij, Vivaldo.

3

Doktor nadkomisarz Jarosław Klejnocki siedział z nogą założoną na nogę, pykał fajkę i patrzył na nich spokojnym spojrzeniem, ukrytym za grubymi okularami. Okulary były naprawdę grube, nie było w tym żadnej przenośni, na tyle grube, że można było dostrzec wybrzuszony kształt soczewek i żeby widoczny za nimi fragment twarzy naukowca wydawał się znacznie węższy od reszty. Do tego krótkie siwe włosy, broda równie krótka, niżej golf, tweedowa marynarka, spodnie od garnituru i czerwone sportowe buty w stylu House'a.

Ubranie delikatnie na nim wisiało, Szacki pomyślał, że jeszcze niedawno musiał być gruby, pewne zmizernienie, odrobina nadmiarowej skóry na policzkach, sposób ubierania się i powolne ruchy świadczyły o tym, że przez lata przyzwyczajał się do swojej tuszy. Którą mu pewnie zabrała choroba albo litościwa żona, uznawszy, że nie chce, aby przedwcześnie owdowił ją cholesterol.

Oprócz Klejnockiego i Szackiego w sali konferencyjnej prokuratury byli Basia Sobieraj i Leon Wilczur, który wcześniej oprowadzał naukowca po miejscach zbrodni. Okna były zasłonięte żaluzjami, na dużym rozkładanym ekranie wyświetlano zdjęcia zwłok. Sobieraj siedziała tyłem do ekranu, nie chciała na to patrzeć.

Klejnocki pyknął jeszcze raz fajeczkę i odłożył ją na specjalny stojaczek, który wcześniej wyjął z kieszeni. Gdyby ktoś zorganizował konkurs na typowego krakowskiego wykształciucha, nadkomisarz miałby prosty wybór – albo grand prix, albo przewodniczący jury. Szacki nagle poczuł irytację. Pozostawała tylko nadzieja, że za tym przerostem formy kryje się inna treść niż jasnowidztwo w naukowym przebraniu.

– Wziąłem ostatnio, wyobraźcie sobie państwo, udział w konkursie na najbardziej polski wyraz. Wiecie, co zaproponowałem?

Chuj-kurwa-złamany, pomyślał Szacki, uśmiechając się uprzejmie.

– Żółć – powiedział z emfazą Klejnocki. – Z dwóch powodów. Po pierwsze, składa się ono z samych znaków diakrytycznych charakterystycznych ekskluzywnie dla języka polskiego i w ten sposób zyskuje rangę tyleż oryginalności, co niepowtarzalności.

Kurwa mać, to nie może być prawda. To nie jest tak, że on tutaj siedzi i słucha tego wykładu, niepodobna.

– Po drugie, mimo że wyraz ten językowo jest tak dystynktywny, zawiera pewne treści uogólniające, w symboliczny sposób stanowi o naturze wspólnoty, która się nim, przyznajmy, że niezbyt często, posługuje. Oddaje pewien charakterystyczny nad Wisłą stan mentalno-psychiczny. Zgorzknienie, frustrację, drwinę podszytą złą energią i poczuciem własnego niespełnienia, bycie na „nie” i ciągłe nieusatysfakcjonowanie.

Klejnocki przerwał, wytrząsnął popiół z fajki i w zamyśleniu zaczął ją ponownie nabijać, czerpiąc tytoń z aksamitnego woreczka w kolorze sukna na stole bilardowym. W pomieszczeniu rozszedł się zapach wanilii.

– Dlaczego o tym mówię?

– Też zadajemy sobie to pytanie – nie wytrzymała Sobieraj.

Klejnocki skłonił jej się uprzejmie.

– Zapewne, droga pani prokurator. Mówię o tym, bo zauważyłem, że oprócz zbrodni w afekcie istnieje coś takiego jak zbrodnia, nazwijmy to, w żółci. Dość charakterystyczna dla tego miejsca na Ziemi, które chcąc nie chcąc, nazywamy ojczyzną. Afekt to nagły wybuch emocji, chwila podniecenia i zaślepienia, która znosi wszystkie narzucone przez kulturę hamulce. Na oczy spada czerwona kotara i ważna jest tylko jedna myśl: zabić. Żółć to co innego. Żółć zbiera się powoli, małymi kropelkami. Najpierw tylko czasami się odbija, potem zamienia się w nieprzyjemną zgagę, przeszkadza żyć, jest irytującym coraz bardziej szumem tła, niczym ćmienie zęba, z tą różnicą, że przyczyny żółci nie usuniemy w czasie jednego zabiegu. Mało kto wie, jak sobie z nią poradzić, a tymczasem każda chwila to kolejna kropelka drażniącej emocji. Kap, kap, kap. – Każdemu „kap” towarzyszyło pyknięcie fajki. – W końcu czujemy już tylko żółć, nic innego w nas nie ma, zrobilibyśmy wszystko, żeby z tym skończyć, żeby nie czuć więcej tej goryczy, tego upokorzenia. To moment, kiedy ludzie rzucają wszystko w diabły, na przykład jeśli żółć zbierała się w pracy. Niektórzy rzucają siebie. Z mostu lub z dachu wieżowca. Niektórzy rzucają się na kogoś. Na żonę, na ojca, na brata. I myślę, że z tym przypadkiem mamy do czynienia tutaj. – Wskazał fajką na bladego trupa Eli Budnik.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ziarno prawdy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Zygmunt Miłoszewski
Zygmut Miłoszewski - Gniew
Zygmut Miłoszewski
Dean Koontz - Ziarno demona
Dean Koontz
Zygmunt Zeydler-Zborowski - Kardynalny Błąd
Zygmunt Zeydler-Zborowski
Jodi Picoult - Świadectwo Prawdy
Jodi Picoult
Zygmunt Bauman - Identitat, (2a ed.)
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Dialektik der Ordnung
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Europa
Zygmunt Bauman
Aleksander Świętochowski - Tragikomedya prawdy
Aleksander Świętochowski
Krasiński Zygmunt - Nie-Boska komedia
Krasiński Zygmunt
Zygmunt Krasiński - Moja Beatrice
Zygmunt Krasiński
Отзывы о книге «Ziarno prawdy»

Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x