Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy
Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ziarno prawdy
- Автор:
- Издательство:WAB
- Жанр:
- Год:2014
- ISBN:9788377473160
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Ptysiulek.
– Po trzecie, nie bardzo na razie wiadomo, jak ofiary znalazły się na miejscu zbrodni. Na pewno na posesję nie wjeżdżał żaden samochód, nie znaleźliśmy też śladów ciągnięcia przez krzaki, śladów po wózku albo taczce, ba, nie ma nawet śladów stóp, nie licząc tych pozostawionych przez staruszka, który znalazł zwłoki Budnika.
– To skąd to 39,5?
– Odciśnięte we krwi na górze.
I następny. Ptyś był jak heroina, z każdym kolejnym Szacki coraz szybciej potrzebował następnego.
– Po czwarte, numery wymazane we krwi mogą wskazywać, że mamy do czynienia z wariatem, który chce się bawić w zagadki, amerykańskie filmy, dyszenie do telefonu i szycie sobie chałata z ludzkiej skóry.
– Co pan o tym sądzi?
Szacki się skrzywił.
– Studiowałem przypadki seryjnych zabójstw, mordercy tylko w Hollywood są geniuszami zbrodni. W rzeczywistości to zaburzone jednostki, uzależnione od zabijania. Mordowanie za bardzo ich podnieca, żeby bawili się w teatralne stylizacje, gierki ze śledczymi, a przede wszystkim przykładali się do zaplanowania zbrodni i późniejszego zatarcia śladów. Oczywiście próbują, ale sadzą błąd na błędzie, a problem z ich schwytaniem bierze się stąd, że nie wywodzą się ze środowisk przestępczych, nie są notowani, ciężko ich namierzyć.
– W takim razie, o co tu może chodzić?
– Szczerze? Nie mam najmniejszego pojęcia. Na pewno o coś innego niż mordowanie dla mordowania. Budnikowa była lokalną społeczniczką, Budnik powszechnie znanym politykiem samorządowym, oboje byli mocno związani z miastem. Miejsce zbrodni leży dokładnie między największymi lokalnymi zabytkami: zamkiem, katedrą i ratuszem. Oba ciała znaleziono na Starym Mieście. Gdybym miał się zakładać, tobym postawił na to, że rozwiązanie zagadki prędzej znajdziemy w tych starych murach niż w umyśle jakiegoś szaleńca.
– Dużo by pan postawił? – spytała Miszczyk, sięgając po jednego z trzech ostatnich ptysiów.
– Raczej niewielką kwotę.
Roześmiała się, chmurka śmietany sfrunęła na uwięzioną w nieapetycznym czółenku nieapetyczną stopę. Miszczyk wyjęła ją z buta i zaczęła wycierać chusteczką jednorazową, stopa była duża i nieforemna, przy palcach rajstopy były mokre od potu. Niestety od czasu wizji odbijających się od siebie wielkich, obwisłych piersi w Szackim coś pękło i teraz uznał ten widok za perwersyjnie atrakcyjny.
– Musimy sprawdzić trop żydowski.
Miszczyk westchnęła głośno, ale pokiwała ze zrozumieniem głową.
– Czy nam się to podoba, czy nie, trzeba poszukać w środowisku, sprawdzić potomków starej gminy.
– Zajebią nas – powiedziała cicho Miszczyk. W połączeniu z jej aparycją królowej niań zabrzmiało to dziwnie. – Zajebią nas, jak się wyda, że penetrujemy środowisko żydowskie w poszukiwaniu zabójcy. Obwołają faszystami, nazistami, uprzedzonymi, ziejącymi nienawiścią Polakami, którzy wierzą w legendę o krwi. Wszystkie media nawijają już o antysemickiej prowokacji, a jest niedziela. Jutro ruszą na dobre.
Szacki wiedział, że to prawda, ale przypomniała mu się wczorajsza rozmowa z Sobierajem przy grillu.
– Nie mamy wyjścia, nie możemy zignorować tezy, że to jednak jest sprawka jakiegoś żydowskiego świra. Tezy, która się mimo wszystko narzuca. Ofiary są Polakami, katolikami, patriotami. Zabójstwa są stylizowane na żydowski rytuał, legendarny, fakt, ale legenda jest rozpoznawalna. Miasto słynie z napięć na tle stosunków polsko-żydowskich. A lud Izraela przeszedł długą drogę od postawy biernej ofiary historii do walczącego brutalnie o swoje i mszczącego się za krzywdy agresora.
Miszczyk patrzyła na niego, zastygła w idealnym bezruchu, z każdym zdaniem jej oczy rozszerzały się coraz bardziej.
– Ale może pani być spokojna, nie będę cytował tej reasumpcji na konferencji prasowej.
Dopiero teraz wypuściła powietrze.
Chwilę jeszcze rozmawiali o planach poczynań na najbliższe dni, układali listę spraw do załatwienia, czynności, które mogą uwiarygodnić lub wykluczyć niektóre założenia śledztwa. Był to żmudny proces eliminacji, ale Szacki nie czuł się przytłoczony, na tym etapie każda chwila mogła przynieść przełom, ważną informację, rewolucyjny zwrot akcji. Rzucili monetą, kto zje ostatniego ptysiulka. Szacki wygrał, rozsmarowywał resztki ciastka na podniebieniu, myśląc już o naparze z mięty, kiedy Miszczyk wystrzeliła swoje ostatnie pytanie.
– Podobno rzucił pan Klarę Dybusównę?
Atak na jego prywatność był bardzo niespodziewany i Szacki zapomniał języka w gębie. Nie był przyzwyczajony do małomiasteczkowego obiegu informacji.
– Chodzą słuchy na mieście, że od rana płacze i pomstuje, a jej bracia nabijają muszkiety.
Kurwa mać, nawet nie wiedział, że ma jakichś braci.
– To nie był rokujący związek – powiedział, żeby powiedzieć cokolwiek.
Parsknęła śmiechem.
– Związek z najlepszą partią w Sandomierzu nie był dla pana rokujący? Tutaj już wszyscy rycerze bez skazy połamali koniom nogi, próbując się wdrapać na jej szklaną górę. Jak pana wybrała, to nawet głuchy słyszał dobiegające z setek domów myśli samobójcze. Piękna, mądra, bogata, jak Boga kocham, połowa tutejszych kobiet zostałaby dla niej lesbijką. A dla pana to nie był rokujący związek?
Szacki wzruszył ramionami i wykonał jakiś idiotyczny grymas. Co innego mu zostało?
8
„Miasteczko samo napełnia mnie smutkiem, ubóstwo i prymitywizm żałosne, nie ma co pić i nie ma gdzie co jeść, bo wszystkie restauracje zamknięte. W Gospodzie Ludowej zaczęło się od konfliktu, ale na szczęście schowałem swoje ambicje do kieszeni i przeprosiłem się. Toteż dostaję tam trochę jadła. Gorsza rzecz jest z kakaniem. Komórki dwie zamknęli na kluczyk, brudne i cuchnące. O siadaniu mowy nie ma. To jest dla mnie potworna strona mojego mieszkania tutaj i chyba już w przyszłości przestanę tu przyjeżdżać”.
Prokurator Teodor Szacki był zadowolony, że to wynotowane z Dzienników Iwaszkiewicza zdanie nie ma już zastosowania. Nabrał na łyżeczkę trochę zdobiącej jego kawę mlecznej pianki i wciągnął łapczywie, drobinki cukru pudru połaskotały go w podniebienie. Albo jakiś bezimienny sandomierski geniusz wpadł na pomysł, żeby posypywać kawę cukrem zamiast czekolady, albo właściciele kafejki gdzieś to podpatrzyli, nieważne – pierwszy łyk kawy w Małej był dzięki temu tak niezmiennie pyszny, że Szacki nie miał ochoty chodzić nigdzie indziej. W ogóle lokal należał do jego ulubionych, był spełnieniem mieszczańskich marzeń o „bezpretensjonalnej małej kafejce na dole”. Krótka karta z tostami i naleśnikami, kawa, herbata, domowe ciasto. Kanapa, kilka krzeseł, cztery stoliki na krzyż. Miejscowi narzekali na warszawskie ceny, co Szackiego niezmiennie śmieszyło, kiedy płacił siedem złotych za mistrzowską latte. Ostatnio mniej, kiedy z jakichś powodów zyskał miano stałego klienta, co było tyleż miłe, co zaskakujące – nigdy nie zamienił tu z nikim jednego słowa poza złożeniem zamówienia, siedział w kącie, pił kawę, milczał i czytał Iwaszkiewicza, taki sandomierski snobizm.
Iwaszkiewicza albo coś innego, wygrzebanego z księgarenki vis-à-vis. Która z kolei była ziszczeniem marzeń o „bezpretensjonalnej małej księgarence na dole”, odtrutką na empiki, które Szackiemu zawsze kojarzyły się z przepełnionym więzieniem o zaostrzonym rygorze. Jakby książki odbywały tam jakiś wyrok, a nie mieszkały, spokojnie czekając na czytelnika. Tutejsza księgarenka była może ciut zapyziała, ale przynajmniej nie czuł się w niej jak ofiara więziennego gwałtu zbiorowego, z którą jeszcze nie skończyły wszystkie nowości, a już dobierają się do niej promocje i bestsellery.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ziarno prawdy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.