Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy

Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W plecy uderzył go delikatnie jakiś kawałek papy. Rojski uspokoił oddech i wstał, uderzając głową o wiszący kawałek dachu. Zaklął i odwrócił się, żeby stwierdzić, że niestety ani papa nie była papą, ani kawałek dachu kawałkiem dachu. Zwłoki powieszono na haku pod powałą jak półtuszę, tułów zamknięto w ocembrowanej, ponabijanej bretnalami beczce. Powyżej beczki ciało było gipsowo białe, poniżej pokryte warstwą zaschniętej krwi, słońce blikowało radośnie na amarantowej politurze. Na ryżej czuprynie trupa siedział kruk i patrzył jednym okiem na Rojskiego. Bez przekonania dziobnął zwisający smętnie z czoła zwłok plaster.

Rojski zamknął oczy. Widok zniknął, powidok został pod powiekami na zawsze.

4

Zastanawia się, czy już znaleźli trupa. Nie ma to żadnego znaczenia, po prostu się zastanawia. Czy znajdą dziś, czy – wątpliwe – za tydzień, to bez znaczenia. Włącza telewizor, nastawia kanał informacyjny, wycisza dźwięk. Palikot wypija „małpkę” whisky, Edelman składa kwiaty pod pomnikiem Bohaterów Getta. Te same dwa obrazy na przemian. Jeśli znajdą trupa, wszystko to stanie się drugorzędne.

5

Prokurator Teodor Szacki dobiegł na miejsce jeszcze przed Wilczurem, wszedł po drabinie na piętro opuszczonego dworku zaraz po mundurowych. Wieści rozchodziły się szybko, na Zamkowej stał już tłum ludzi, a kolejni schodzili się ze wszystkich stron. Za nim wgramolił się po drabinie Marszałek, gruby policjant z sumiastymi wąsami. Zanim Szacki zdążył wydać jakiekolwiek polecenie, Marszałkiem wstrząsnęły torsje, chwilę z nimi walczył, a potem obrzygał siebie i swoje wąsy. Niewiarygodne, pomyślał Szacki, ale w gruncie rzeczy nie miał do niego pretensji. Widok był straszny, chyba najgorszy, jaki widział w swojej karierze. Rozkładające się zwłoki, topielcy, pogorzelcy, ofiary meliniarskich mordów i bójek z roztrzaskanymi czaszkami – wszystko to blakło przy wiszącym na haku trupie Grzegorza Budnika, jeszcze do niedawna poszukiwanego listem gończym jedynego podejrzanego w sprawie o zabójstwo swojej żony.

Szacki patrzył na surrealistyczny w swym okropieństwie obraz, zaatakowany przez nadmiar bodźców mózg z pewnym oporem, jakby na zwolnionych obrotach, przetwarzał informację. Co najbardziej rzucało się w oczy?

Na pewno beczka, upiorny rekwizyt, który nadawał scenie cechy teatralnej nierealności, sprawiając, że jakaś część Szackiego czekała na oklaski, po których trup otworzy oczy i uśmiechnie się do widowni.

Na pewno przykuwała wzrok twarz. Szacki uczył się na jakimś szkoleniu z kryminalistyki, że ludzki mózg jest zaprogramowany na rozpoznawanie twarzy, na niuanse ich wyrazu, na rysujące się na nich emocje, na wszelkie zmiany, które informują o tym, czy do innego człowieka trzeba się raczej uśmiechnąć, czy raczej szykować się do ucieczki. Dlatego czasami widzimy Matkę Boską na szybie albo upiorny grymas na pniu drzewa – to mózg wszędzie, cały czas, poszukuje ludzkich twarzy, stara się je wyłowić, posegregować na znane i nieznane, rozpoznać emocje. Mózg Szackiego cierpiał od widoku twarzy Budnika. Znaki szczególne wiceprzewodniczącego Rady Miejskiej – chorobliwe wychudzenie, zapadnięte oczy, ryża czupryna i broda, to nieszczęsne skaleczenie na czole – były zniekształcone przez wbity w podbródek i wychodzący policzkiem hak. Zmasakrowane mięśnie nadawały twarzy obcy, niepokojący wyraz, jakby Budnik zajrzał na chwilę do piekła i widziane tam obrazy zmieniły go na zawsze. Szacki pomyślał, że w zależności od stopnia sadyzmu zabójcy ta metafora nie musiała być daleka od prawdy.

Najgorsze jednak były barwy, bezlitośnie wydobyte przez ostre już o tej porze roku słońce. Ciało Budnika, u góry śnieżnobiałe, pozbawione krwi jak ciało jego żony kilka dni wcześniej, u dołu było błyszcząco krwiste – wyglądało to jak perwersyjna instalacja sztuki nowoczesnej, głos obrazoburczego artysty o współczesnej Polsce. Spójrzcie, oto wasze barwy narodowe. Goły polski trup, zamordowany wedle legendy, którą wymyślili jego przodkowie, aby móc bezkarnie mordować innych.

Cała podłoga także pokryta była krwią zmieszaną z brudem, zaschnięta kałuża o brunatnym kolorze miała trzy metry średnicy i środek dokładnie pod sękatymi stopami Budnika. W miejscu koło schodów była rozmazana, zapewne przez osobę, która znalazła zwłoki.

– Odczepić go? – zapytał Marszałek, kiedy doszedł do siebie.

Szacki pokręcił przecząco głową.

– Najpierw zdjęcia, technicy muszą zebrać wszystkie ślady. Tym razem zwłoki są w miejscu popełnienia przestępstwa, musiało coś zostać.

Ostrożnie, uważając na najbardziej zmurszałe deski podłogi, prokurator podszedł do środka pomieszczenia. Dobrze mu się wydawało, na krawędzi okrągłej kałuży, niczym na rancie monety, widniał jakiś napis, zrobiony zapewne palcem. Szybko pomodlił się w duchu, żeby to był palec bez rękawiczki i żeby wariat, który to zrobił, był notowany. Pochylił się nad kałużą i przeczytał. Błagam, tylko nie to, pomyślał. Błagam, niech to nie będzie jakiś świr, który naoglądał się amerykańskich filmów i teraz bawi się z nami w kotka i myszkę. Na brzegu kałuży były wyżłobione w zaschniętej krwi litery KWP, a zaraz za nimi trzy sześciocyfrowe numery: 241921, 212225, 191621. Szackiemu niewiele to mówiło, na wszelki wypadek zrobił zdjęcie komórką.

Zmusił się, żeby spojrzeć do góry, na twarz Budnika. Zmieniony nie do poznania mężczyzna wyglądał jeszcze mizerniej niż przed paroma dniami w jego gabinecie, śmierć pozbawiła go resztek sportowej drapieżności. Najgorszy był ten plaster, żałosny nawet wtedy, kiedy trzymał się czoła, a teraz zwisał smętnie, odsłaniając ledwo zagojone skaleczenie – wisienka na torcie pośmiertnego upokorzenia.

Kiedy na miejsce dotarły jednocześnie Basia Sobieraj i Maria Miszczyk, zwłoki były już zdjęte i nakryte czarną folią. Szacki w jednorazowych rękawiczkach przeglądał portfel zmarłego, Wilczur stał oparty o pustą ramę okienną i palił.

Sobieraj rozejrzała się po pomieszczeniu i wybuchnęła płaczem. Kiedy Szacki podszedł, żeby ją pocieszyć, i przyjacielskim gestem położył jej rękę na ramieniu, rzuciła mu się na szyję i objęła go kurczowo. Czuł, jak jej ciałem wstrząsa szloch. Ponad ramieniem koleżanki obserwował Miszczyk, mając nadzieję, że nie zemdleje, po pierwsze, nie chciał łapać jej stukilogramowego ciała, po drugie, bał się, że przeleci przez zmurszały strop. Jednak na twarzy jego zbyt obfitej szefowej nie drgnął ani jeden matczyny mięsień, rzuciła okiem na miejsce zbrodni i utkwiła wzrok w Szackim. Pytająco podniosła brew.

– Oględziny zwłok będą dzisiaj, tak samo jak oględziny miejsca zbrodni i wyniki, czy w tej krwi jest też krew Budnikowej – odpowiedział na jej nieme pytanie. – Jak najszybciej przygotujemy nowe wersje śledcze, przedstawimy plan postępowania. To niestety wygląda na jakiegoś szaleńca, trzeba będzie zrobić portret psychologiczny, przejrzeć bazy danych pod kątem przestępstw na tle religijnym. Konferencję możemy zrobić jutro w południe.

– I co im powiemy?

– Prawdę. Jakie mamy inne wyjście? Jeśli to szaleniec, szum może nam pomóc. Może się komuś pochwali, może powie przypadkiem coś, co go zdradzi.

– Chce pan ściągać rodzinę do identyfikacji?

Szacki zaprzeczył, nie było sensu obarczać innych tym koszmarem. W dokumentach miał wszystkie potrzebne dane.

– Mówi pani coś skrót KWP?

– Komenda Wojewódzka Policji. Dlaczego?

6

Prokurator Teodor Szacki nie cierpiał chaosu. Uczucia zagubienia w wydarzeniach i w swojej ocenie wydarzeń, uczucia niemożności utrzymania myśli na jednym wątku, gubienia ciągu logicznego, bezradnego i nieefektywnego miotania się od myśli do myśli. Rezultat przynosiło wysnuwanie jednej myśli z drugiej, zazębianie ich ze sobą, tworzenie skomplikowanych precyzyjnych mechanizmów logicznych, które na końcu produkowały piękne i estetyczne rozwiązanie. Tym razem nie było o tym mowy, myśli szalały w jego głowie jak stado przedszkolaków na placu zabaw, śmierć Budnika rozmontowała wszystkie poprzednie założenia, do których zdążył się już przyzwyczaić. W pewien sposób od pierwszej chwili śledztwa gdzieś głęboko był przekonany, że winien śmierci żony jest Budnik, dawało mu to spokój, pozwalało szukać dowodów. Jeszcze nigdy intuicja tak bardzo go nie zawiodła.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ziarno prawdy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Zygmunt Miłoszewski
Zygmut Miłoszewski - Gniew
Zygmut Miłoszewski
Dean Koontz - Ziarno demona
Dean Koontz
Zygmunt Zeydler-Zborowski - Kardynalny Błąd
Zygmunt Zeydler-Zborowski
Jodi Picoult - Świadectwo Prawdy
Jodi Picoult
Zygmunt Bauman - Identitat, (2a ed.)
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Dialektik der Ordnung
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Europa
Zygmunt Bauman
Aleksander Świętochowski - Tragikomedya prawdy
Aleksander Świętochowski
Krasiński Zygmunt - Nie-Boska komedia
Krasiński Zygmunt
Zygmunt Krasiński - Moja Beatrice
Zygmunt Krasiński
Отзывы о книге «Ziarno prawdy»

Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x