Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy
Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ziarno prawdy
- Автор:
- Издательство:WAB
- Жанр:
- Год:2014
- ISBN:9788377473160
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
3
Janusz Rojski musiał chyba nadrobić ponadgodzinne, nie licząc aklamacji, milczenie, dlatego jeszcze w kruchcie zaczął mówić i nie zamknął się od tej pory ani na chwilę.
Rojska pomyślała, że w kawiarni wciśnie mu do rąk gazetę, może to go uciszy.
– Myślisz, że on naprawdę mu grzebał?
– Słucham? Kto? Komu?
– Święty Tomasz. Jezusowi. Nie słuchałaś czytania?
– Boże, Janku, skąd mam wiedzieć. W Ewangelii tak pisze, to chyba tak.
– Bo się zastanawiałem, że to trochę obrzydliwe. Jeszcze w ręce, to palec, ale do brzucha musiał mu włożyć całą rękę. Myślisz, że tam było pusto, czy coś poczuł? Trzustkę na przykład albo śledzionę? Czy po zmartwychwstaniu ma się trzustkę?
– Jak się umarło w wieku trzydziestu trzech lat, to nie, dopiero po pięćdziesiątce dowiadujesz się, że masz jakieś narządy. Jak twoja noga?
– Lepiej – skłamał.
– Przepraszam, że cię nie puściłam, widziałam, że boli, ale kołacze mi się strasznie…
Rojski w odpowiedzi przytulił do siebie żonę i pocałował ją w wełniany beret.
– Już nie wiem zupełnie, co z tym zrobić, może powinnam się zdecydować na tę operację.
– Po co się kroić niepotrzebnie? Doktor Fibich przecież mówił, że niegroźne, tylko nieprzyjemne. A nawet jak cię pokroją, to nie wiadomo, czy minie, nerwowe może być.
– No wiem, wiem, zmieńmy już temat lepiej. Pamiętasz, śmialiśmy się kiedyś, że starzy ludzie tylko o chorobach i dolegliwościach. A teraz tak samo, czasami sama siebie nudzę.
– A nie, to ja raczej nie.
Rojska spojrzała na męża z ukosa, czy żartuje, ale nie, tak się wyrwało staruszkowi ze szczerego serca. Nie skomentowała, żeby nie sprawić mu przykrości. Zamiast tego wzięła go pod rękę, było jej zimno, zastanawiała się, czy to starość, czy też wiosna w tym roku taka słaba, koniec kwietnia, a jabłonki w katedralnym ogródku szare, ani jednego kwiatka, jak tak dalej pójdzie, to jej bez chyba w lipcu zakwitnie. Stali pomiędzy katedrą a zamkiem, koło pomnika ofiar drugiej wojny światowej, wyglądającego jak reklama gry w domino. Rano rozważali, czy nie pójść po mszy na spacer nad Wisłę, ale teraz jednomyślnie skręcili w kierunku miasta i zaczęli się piąć Zamkową w stronę rynku, nie musieli uzgadniać, gdzie idą, zawsze szli do Małej. Było tam może trochę drożej, ale jakoś tak inaczej, ładniej. I posypywali piankę na kawie cukrem pudrem. Rojska raz naprawdę długo się zastanawiała, czy nie wyspowiadać się z tego, że przez całą mszę myślała tylko o tym, kiedy ta męka się skończy i będzie mogła dostać swoją słodką piankę.
– Naprawdę rozmawiamy ciągle o chorobach? – włączył swoją narrację Rojski. – Chyba nie, to ten Tomasz tak mnie nastroił, jakoś to mi stanęło przed oczami, jak grzebie Jezusowi, może przez te obrazy, sam nie wiem, nie lubię stać pod kwietniem, tam chyba najgorsze męczarnie, ten na pal wbity zawsze tak mi wzrok ciągnie, jeszcze tam mu coś cieknie po tym palu…
– Janek! – Irena Rojska aż się zatrzymała. – Ty weź się uspokój z tymi okropieństwami.
Jakby na podkreślenie oburzenia tuż obok jej głowy, na murze okalającym opuszczony, niszczejący dworek, usiadł granatowoczarny kruk, naprawdę wielkie ptaszysko, i przekrzywiał głowę, patrząc na staruszków. Spojrzeli zaskoczeni, mieli go na wyciągnięcie ręki. Ptak chyba zrozumiał, że popełnił faux pas, bo szybko zeskoczył na drugą stronę muru. Rojska zrobiła znak krzyża, na co jej mąż popukał się znacząco w czoło. Bez słowa kontynuowali spacer pod górę i wtedy kruk wrócił. Tym razem zeskoczył na ich stronę, przedefilował pod nogami i schował się w bramie opuszczonej posesji. Zachowywał się jak pies, który chce coś pokazać panu.
Rojska poczuła niepokój i przyspieszyła kroku, jej mąż jednak, którego wzrok starzał się wolniej niż jej, został w miejscu, wpatrzony w granitowe płyty chodnika. Ptak pozostawił po sobie małe, charakterystyczne potrójne ślady, jakby wcześniej specjalnie umoczył pazury w ciemnej farbie.
– Idziesz czy nie?
– Zaczekaj, coś się stało chyba.
Zatrzepotały skrzydła, na wyszczerbionym murze usiadło już kilka kruków. Rojski jak zahipnotyzowany przeszedł nad deską z tabliczką ostrzegającą o możliwości zawalenia się budynku i wszedł do zarośniętego ogrodu. Stojący pośrodku krzaków piętrowy dworek też był częściowo zarośnięty zielskiem, niszczał tutaj od dekad, aż zyskał tak charakterystyczny dla opuszczonych budynków trupi wygląd. Zzieleniały, z częściowo zawalonym dachem, z pustymi oczodołami okien, wyglądał jak pysk utopca, który wychylił się na chwilę z rzęsy, żeby upolować kolejną ofiarę.
– Czyś ty zwariował już doszczętnie?! Janek!
Rojski nie odpowiedział, rozgarniając szare gałęzie krzaków, szedł wolno w stronę domu, noga bolała go jak diabli, mógł nią tylko bezwładnie szurać. Na podwórku było pełno kruków, nie latały, nie krakały, chodziły tylko w milczeniu i patrzyły wyczekująco. Puste okna dworu przywodziły na myśl torturowanych męczenników z katedry, ich wypalone oczy, grymas cierpienia, usta otwarte do krzyku. Z tyłu Irena Rojska awanturowała się, straszyła swoim kołataniem i tym, że nigdy już nie zrobi rolady, jeśli natychmiast nie wróci. Słyszał, rozumiał, ale zatrzymać się nie mógł. Wszedł do środka, zbutwiałe deski podłogi nie tyle skrzypnęły, co zamlaskały nieprzyjemnie.
Jego wzrok chwilę przyzwyczajał się do półmroku, okna były niewielkie, częściowo zabite deskami, mimo słońca niewiele światła przedostawało się do wewnątrz, a przynajmniej na parter, bo z piętra biła jasna łuna i tam skierował swoje kroki Rojski. Kruki zostały na zewnątrz, jeden, największy, stał na progu, odcinając drogę odwrotu. Starszy pan stanął u podnóża schodów i pomyślał, że to nie jest dobry pomysł, że stopni nie zostało wiele, a te, co zostały, nie budzą zaufania. Nawet gdyby był wyjątkowo lekkim i wyjątkowo odważnym kotem, powinien zrezygnować. Mimo to ruszył do góry, wyrzucając sobie cały czas w myślach, że jest głupim starym dziadem i że już dawno minęły czasy, kiedy po każdej przygodzie, doszedłszy do siebie, mógł powiedzieć „ech, zawsze się udaje”.
Poręcz była śliska od wilgoci i pleśni, nie sposób było jej uchwycić gołą dłonią. Owinął więc rękę szalikiem. Pierwszy stopień załamał się, jak tylko postawił na nim stopę, na szczęście był na to przygotowany. Drugi był solidny, trzeci tak samo, do ósmego jakoś to wyglądało, na wszelki wypadek ominął dziwnie wybrzuszony siódmy. Potem było gorzej. Dziewiątego nie było, jedenastego i dwunastego też nie. A dziesiąty, cóż, zresztą za daleko zaszedł, żeby dywagować, stanął na nim i szybko podciągnął rwącą nogę. Stopień zajęczał ostrzegawczo i zatrzeszczał, zaczął lekko się przechylać i Rojski poczuł, że zsuwa się po zbutwiałym drewnie. Bojąc się upadku, szybko jak na swoje lata przeskoczył przez dziurę i to był moment, kiedy powinien się uspokoić, ale podłoga piętra znalazła się na wysokości jego oczu i to go zgubiło. Chcąc jak najszybciej minąć linię mety, prędko pokonał jeszcze dwa stopnie, ale zawiodła chora noga, stracił równowagę i bojąc się upadku na dół, rzucił się szczupakiem w smugę wpadającego przez dziury w dachu i wielkie balkonowe okno słonecznego światła. Coś trzasnęło i niestety nie była to deska, ból ze złamanego nadgarstka rozlał się po ciele Rojskiego gorącą, mdlącą falą. Jęcząc, przewrócił się na plecy, słońce oślepiło go mocno, odruchowo zasłonił oczy złamaną ręką, ból szarpnął, uczucie było straszne, jakby obcęgami wyrywano mu kości przedramienia. Krzyknął głośno i przycisnął rękę do piersi, oddychał szybko i gwałtownie przez zaciśnięte zęby, zrobiło mu się słabo, pod zaciśniętymi powiekami słoneczne powidoki walczyły o miejsce ze szkarłatnymi płatkami. Mimo to udało mu się dźwignąć na kolana i otworzyć oczy, pierwsze, co zobaczył, to rodzina malutkich grzybków wyrastająca ze szpary w czerwonej podłodze. Widok był tak absurdalny, że musiał się roześmiać. Co za głupi stary dziad, po co on tu w ogóle lazł – i jak teraz zejdzie. Straż pożarna będzie go musiała ściągać jak kotka z drzewa.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ziarno prawdy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.