Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy

Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Studiowałam w Warszawie, studiowałam w Getyndze, sporo podróżowałam po świecie, mieszkałam w trzech stolicach. Miałam też, nie ukrywam, różnych mężczyzn. Niektórych na dłużej, niektórych na krócej. Wszyscy mieli tę wspólną cechę, że byli fajni. Nawet jak dochodziliśmy do wniosku, że może jednak niekoniecznie, to i tak byli fajni. Jesteś pierwszym prawdziwym chujem, jaki stanął na mojej drodze.

– Klara, proszę cię, po co od razu takie słowa – powiedział spokojnie Szacki, starając się nie myśleć o dwuznaczności jej ostatniego zdania. – Wiesz przecież, kim jestem. Starszy o półtorej dekady urzędnik państwowy, z przeszłością i po przejściach. Co chcesz ze mną budować?

Podeszła i stanęła tak blisko, że prawie stykali się nosami. Poczuł, że ma na nią straszną ochotę.

– Teraz już nic, ale jeszcze wczoraj nie byłam pewna. Masz w sobie coś, co mnie ujmowało. Jesteś bystry, dowcipny, trochę tajemniczy, w nieoczywisty sposób przystojny, masz jakiś rodzaj męskości, który mi się podobał. I te garnitury są naprawdę fajne, uroczo sztywniackie. – Uśmiechnęła się, ale momentalnie spoważniała. – To zobaczyłam w tobie. I dopóki myślałam, że ty coś zobaczyłeś we mnie, z dnia na dzień nabierałam ochoty, żeby dać ci więcej. Ale ty zobaczyłeś we mnie tipsiarę, wiejską dupę do dymania, lachociąga z prowincji. Aż dziw, że mnie nie zabrałeś do macdonalda. Nie powiedzieli ci, że wsiowe pokrowce na kutasa najbardziej lubią do maca?

– Nie ma chyba potrzeby, żebyś była ordynarna.

– To ty jesteś ordynarny, Teo. W każdej swojej myśli o mnie jesteś wulgarnym, ordynarnym, chamskim i prostackim mizoginem i seksistą. Smutnym urzędniczyną też, przyznaję, ale to dopiero potem.

Wypunktowała go tymi słowami, po czym odwróciła się gwałtownie, podeszła do łóżka i zrzuciła ręcznik. Ostentacyjnie zaczęła się przy nim ubierać. Dochodziła dziesiąta, słońce stało wysoko, na tyle wysoko, żeby dokładnie oświetlić jej posągową figurę. Była prześliczna. Smukła, po kobiecemu pozaokrąglana, z piersiami na tyle młodymi, żeby mimo swoich rozmiarów zadziornie sterczały. Potargane po nocy długie włosy, gęste, pofalowane, nie potrzebujące żadnych sztuczek, zawijały się na jej dekolcie, pod słońce widział delikatny meszek na brzoskwiniowej skórze ud i ramion. Zakładała bieliznę, nie spuszczając z niego wzroku, a on odchodził od zmysłów z pożądania. Naprawdę nie robiła na nim kiedyś wrażenia?

– Odwróć się – poleciła zimno.

Odwrócił się posłusznie, śmieszny w swoich paroletnich, wyblakłych od częstego prania bokserkach, jedynej ozdobie białego, zaniedbanego ciała. Było zimno, widział, jak dostaje gęsiej skórki na chudych udach, i zrozumiał, że bez garnituru lub togi jest absolutnie bezbronny, żółw wyjęty ze skorupy. Czuł się śmiesznie. Z tyłu doleciał go cichy szloch. Zerknął przez ramię, Klara siedziała na łóżku ze spuszczoną głową.

– No i co ja im wszystkim powiem? – szeptała. – Tak o tobie opowiadałam. Mówili, żebym się opanowała, a ja się kłóciłam, głupia.

Zrobił parę kroków w jej kierunku, na co ona wstała, pociągnęła nosem, zarzuciła torebkę na ramię i wyszła, nie obdarzając go spojrzeniem.

– Aha, jeszcze jedno – odwróciła się w drzwiach. – Wczoraj byłeś uroczo natarczywy i rozkosznie nieuważny. A mówiąc oględnie, to był bardzo, bardzo niedobry dzień na nieuwagę.

Uśmiechnęła się smutno i wyszła. Wyglądała przepięknie, Szackiemu przypomniała się scena z Amatora.

2

Bazylika katedralna Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Sandomierzu była pełna. Jeden duch i jedno serce ożywiało wszystkich wierzących – jeśli wierzyć odbijającym się od kamiennych ścian słowom czytania z Dziejów Apostolskich. Ale – jak to zwykle w kościele bywa – nikt nie słuchał, każdy patrzył, pogrążony w swoich myślach.

Irena Rojska spoglądała na siedzącego w fotelu biskupa Frankowskiego i zastanawiała się, jaki będzie nowy biskup, bo ten był tylko na chwilę, po tym jak starego zabrali do Szczecina. Mógłby być i Frankowski, ale to niepewne. Ludzie gadali, że za dużo się udziela w Radiu Maryja. Może i tak, ale Rojska pamiętała, jak w Stalowej Woli robotników bronił, jak strajkujących tajnym tunelem do kościoła wyprowadzał, jak go komuna dręczyła. Nie dziwne, że jest cięty na czerwonych, że go boli, jak widzi, że teraz to tacy sami dobrzy Polacy jak ci, co w więzieniach siedzieli. A gdzie ma o tym mówić, jak nie w Radiu Maryja? Nie w TVN przecież.

Janusz Rojski oderwał w końcu tęskny wzrok od ławki, na której siedziała jego żona. Potwornie rwała go noga od stania, gdzieś tak aż od kręgosłupa, od nerek szło do pięty. Ale co miał zrobić, wszystkie ciężarne i wszystkie zgrzybiałe staruszki z diecezji przyjechały dziś do katedry, a żonę prosić o miejsce było głupio. Spojrzał w górę na obrazy, na jakiegoś biedaka pożeranego przez smoka i na drugiego tak skutecznie wbitego na pal, że końcówka wychodziła mu przez łopatkę. Ci musieli swoje wycierpieć za wiarę, to i ja godzinę mogę odstać, pomyślał. Nudziło mu się, chciał już iść na świąteczną kawę do kawiarni, usiąść w miękkim cieple, porozmawiać. Chuchnął w dłonie. Znowu pieruńsko zimny dzień, nigdy ta wiosna nie przyjdzie.

Maria Miszczyk nie była wierząca, a nawet gdyby była, to jej parafia mieściła się dwadzieścia kilometrów dalej. Coś ją jednak rano podkusiło, żeby tu przyjechać. Nie dawała jej spokoju sprawa Budnika, jedną rękę cały czas trzymała na wyciszonej komórce, żeby nie przegapić wibracji, kiedy będą dzwonić, że go złapali i że skończy się ten koszmar. A Budnik mieszkał obok katedry, tu była jego parafia, tu wisiał ten cholerny obraz, przez który jej ukochane miasto raz po raz stawało się antysemicką stolicą Polski. Prokurator Miszczyk stała w lewej nawie pomiędzy ludźmi, czuła wbity w siebie wzrok Jana Pawła II, którego portret ozdabiał skrywającą obraz tkaninę. I zastanawiała się, czy on czuje wbite w siebie spojrzenia Żydów upuszczających krew z chrześcijańskich dzieci i wsadzających niemowlęta do beczek nabitych gwoździami. I co miałby na ten temat do powiedzenia.

Nikt o tym nie wiedział, ale niewierząca prokurator Miszczyk była kiedyś bardzo wierząca, tak wierząca, że zanim zrobiła fakultet z prawa, studiowała na KUL-u, chciała się jak najwięcej dowiedzieć o swoim Bogu i swojej religii. A im więcej wiedziała, tym mniej stawała się wierząca. Słuchała teraz ze wszystkimi psalmu sto osiemnastego, słuchała, żeby dziękować Panu, bo jest dobry, bo łaska jego trwa na wieki. I pamiętała, jak kiedyś uwielbiała ten psalm. Dopóki się nie dowiedziała, że w katolickiej liturgii zostało z niego kilka wersów. Że w całości to opowieść o boskiej pomocy w walce i zemście, o ścieraniu z powierzchni ziemi innych narodów w Imię Pańskie. „Prawica Pańska moc okazuje, prawica Pańska wysoko uniesiona”. Uśmiechnęła się blado. Dziwnie to się układa, katoliccy wierni w kościele z żydożerczym bohomazem wysławiają zapamiętale swojego Boga słowami psalmu, który w istocie jest dziękczynieniem za zwycięstwo Izraela nad jego sąsiadami. Tak, wiedza była najbardziej zajadłym mordercą wiary i czasami żałowała, że ją zdobyła. Zaśpiewała na koniec ze wszystkimi refren: „Dziękujcie Panu, bo jest miłosierny”.

Przygnębiona swoimi religioznawczymi rozważaniami, wspomnieniem utraconej wiary i wszystkiego, co w jej życiu niegdyś było, a pozostawiło po sobie jedynie pustkę, Maria Miszczyk wyszła z kościoła jako jedna z pierwszych, wsiadła w samochód i szybko odjechała. Właśnie dlatego prokurator Teodor Szacki pojawił się przed nią na miejscu zbrodni.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ziarno prawdy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Zygmunt Miłoszewski
Zygmut Miłoszewski - Gniew
Zygmut Miłoszewski
Dean Koontz - Ziarno demona
Dean Koontz
Zygmunt Zeydler-Zborowski - Kardynalny Błąd
Zygmunt Zeydler-Zborowski
Jodi Picoult - Świadectwo Prawdy
Jodi Picoult
Zygmunt Bauman - Identitat, (2a ed.)
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Dialektik der Ordnung
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Europa
Zygmunt Bauman
Aleksander Świętochowski - Tragikomedya prawdy
Aleksander Świętochowski
Krasiński Zygmunt - Nie-Boska komedia
Krasiński Zygmunt
Zygmunt Krasiński - Moja Beatrice
Zygmunt Krasiński
Отзывы о книге «Ziarno prawdy»

Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x