Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy
Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ziarno prawdy
- Автор:
- Издательство:WAB
- Жанр:
- Год:2014
- ISBN:9788377473160
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Szyller skończył nudny wywód o transporcie dworu z Białorusi do Sandomierza i klasnął z emfazą w dłonie. Gejostwo plus jeden, pomyślał Szacki. I dodał za chwilę jeszcze jeden punkt, kiedy gospodarz zerwał się, żeby przynieść czekoladki, przełożone – jeszcze raz plus – na małą kryształową paterę. Minus jeden za ruchy – Szyller ruszał się energicznie i miękko, ale nie było w tym przegięcia, ta miękkość kojarzyła się raczej z ruchami drapieżnika.
Usiadł, zakładając nogę na nogę. Sięgnął do mankietów koszuli typowo męskim gestem człowieka, który wszedł do domu i chce odtrąbić koniec dnia, podwijając rękawy. Jednak cofnął dłoń, zanim dotknęła guzików. Szacki zachował kamienną twarz, ale poczuł gwałtowne uderzenie niepokoju. Coś było nie tak.
– Zacznijmy – powiedział, wyciągając dyktafon z kieszeni marynarki.
Szacki konsekwentnie grał znudzonego i – żeby było jasne – tak naprawdę trochę się nudził, ale chciał uśpić czujność Szyllera i pozwolić mu się wygadać. Odebrał dane osobowe, pouczył o odpowiedzialności za składanie fałszywych zeznań, zdziwił się uprzejmie, że przesłuchiwany ma pięćdziesiąt trzy lata – faktycznie nie wyglądał na więcej niż czterdzieści pięć – i teraz od kwadransa słuchał o relacjach Szyllera z małżeństwem Budników. Same okrągłe oczywistości. Z nim kontaktował się rzadko, wie pan, kontakty biznesu z politykami nie są dobrze widziane, cha, cha, cha, choć oczywiście znali się i wpadali na siebie w czasie oficjalnych imprez.
Jak by określił charakter tych kontaktów? Sporadyczne, poprawne, może nawet życzliwe.
– A denatka?
– Elżbieta – poprawił go z naciskiem Szyller.
Szacki tylko wskazał ręką dyktafon.
– Z Elą znamy się nieomalże od dnia, kiedy tu wróciła.
Jeszcze nie przywykł do czasu przeszłego, Szacki go nie poprawił.
– Od jej małżeństwa?
– Mniej więcej.
– Jak wyglądały państwa kontakty?
– Wie pan, jeśli się w Sandomierzu szuka sponsora na cokolwiek, to lista jest dość krótka. Huta, ja, kilka zakładów, kilka hoteli, od biedy knajpy. Nieomalże nie ma dnia, żeby ktoś nie prosił. Koncert, biedne dzieci, chorzy staruszkowie, deskorolki dla klubu deskorolkowców, gitary dla nowej kapeli, napoje na wernisaż. Rozwiązałem to tak, że jeden z księgowych dysponuje pewną kwartalną kwotą na cele, nazwijmy to, sandomierskie. On wybiera projekty, ja je zatwierdzam, oczywiście.
– Jak duża jest to kwota?
– Pięćdziesiąt tysięcy kwartalnie.
– Denatka z nim się kontaktowała?
– Elżbieta – znowu podkreślenie – rozmawiała z księgowym albo bezpośrednio ze mną.
Szacki zaczął wypytywać bardziej szczegółowo, jeszcze kilka razy podrażnił Szyllera „denatką”, ale żadnych wartościowych informacji nie wyciągnął. Znali się, może nawet przyjaźnili, on fundował (lub nie, ale raczej tak) jej różne wariackie pomysły w rodzaju wystawienia Shreka na sandomierskim zamku. Być może, tak się chwilami wydawało Szackiemu, biznesmen z białoruskiego dworku podkochiwał się lekko w Budnikowej.
– W dalszym ciągu będzie pan tak hojnie dotował lokalne życie kulturalne?
– Oczywiście. O ile uznam proponowane projekty za tego warte. Nie jestem instytucją państwową, mam luksus wspierania tego, co mi się podoba.
Szacki zanotował w myślach, żeby sprawdzić, co zyskuje, a co nie akceptację wielmożnego pana.
– Słyszałem, że nie kochał pan – prawie niedostrzegalnie zawiesił głos, aby zobaczyć reakcję rozmówcy – Budnika? Że jego działalność w magistracie nie była na rękę pana interesom.
– Plotki.
– W każdej plotce jest ziarno prawdy. Rozumiem, że prężnemu biznesmenowi, który chce działać w przejrzystych warunkach, nie musi odpowiadać, że miasto oddaje w ramach rekompensaty za wielowiekowe krzywdy nieruchomości Kościołowi, żeby potem obracać nimi poza systemem zamówień publicznych ku wiekuistej chwale wszystkich zainteresowanych. No, nie pana, rzecz jasna.
Szyller spojrzał na niego czujnie.
– Myślałem, że pan jest tu nowy.
– Nowy: tak, ze Szwecji: nie – spokojnie zripostował Szacki. – Wiem, jak ten kraj funkcjonuje.
– Albo nie funkcjonuje.
Szacki gestem dał do zrozumienia, że się zgadza.
– Cieszę się, że jest pan taki zgodny. Jako urzędnik państwowy. To wraca wiarę w Rzeczpospolitą.
No proszę, pan nudzikoń potrafi być błyskotliwy, pomyślał Szacki. Tyle tylko, że nie ma czasu na puste przekomarzanki.
– Jest pan patriotą? – zapytał gospodarza.
– Oczywiście. Pan nie?
– W takim razie nie powinno panu przeszkadzać, że ktoś działa na korzyść Kościoła, jedynie słusznej katolickiej wiary. – Szacki nie uznał za stosowne odpowiedzieć na pytanie, jego poglądy nie miały tu nic do rzeczy.
Szyller wstał gwałtownie. Kiedy nie kulił się na kanapie, sprawiał wrażenie potężnego mężczyzny. Dość wysoki, szeroki w barach, mocnej budowy. Taki typ, na którym nawet garnitur z supermarketu będzie dobrze leżał. Szacki pozazdrościł, jego musiały być szyte na miarę, żeby nie wyglądały jak powieszone na kiju od szczotki. Gospodarz podszedł do barku i Szackiemu przez krótką chwilę wydawało się, że sięgnie po widoczną z daleka metaxę, ale Szyller przyniósł butelkę jakiejś snobistycznej wody mineralnej i nalał im po szklance.
– Nie jestem pewien, czy to temat naszej rozmowy, ale największym i najbardziej szkodliwym idiotyzmem w dziejach Polski jest utożsamienie patriotyzmu z tą pedofilską sektą. Przepraszam za mocne słowa, ale wystarczy mieć trochę rozumu, żeby zobaczyć, że Kościół stoi nie za największymi naszymi osiągnięciami, tylko za klęskami. Za krwiożerczym mitem o przedmurzu chrześcijaństwa, za pornograficzną żądzą męczeństwa, za podejrzliwością wobec bogatych…
Tu cię boli, pomyślał Szacki.
– …za lenistwem, zabobonem, biernym czekaniem na boską pomoc, w końcu za nerwicą seksualną i za bólem tych wszystkich biednych par, których nie stać na in vitro i którym nie będzie dane cieszyć się potomstwem, bo państwo boi się mafii onanistów w czarnych kieckach. – Szyller spostrzegł, że ponoszą go emocje, i opanował się. – Dlatego tak, jestem patriotą, staram się być dobrym patriotą, chcę, żeby moje czyny świadczyły o mnie i chcę być dumny z mojego kraju. Ale proszę mnie nie obrażać posądzeniami, że jakąś żydowską sektę stawiam ponad inne zabobony i nazywam to patriotyzmem.
Szacki poczuł odrobinę sympatii do tego faceta, nikt jeszcze nigdy nie wyraził tak celnie jego własnych poglądów. Zachował tę myśl dla siebie.
– Patriotyzm bez katolicyzmu i antysemityzmu, naprawdę, tworzy pan nową jakość – po raz kolejny skierował rozmowę na interesujące go tematy. Widział, że są one też bliskie gospodarzowi, wyraźnie się rozkręcał, rozluźniał, znać było, że takie rozmowy wielokrotnie toczyły się w tym domu.
– Proszę się nie obrazić, ale myśli pan poprawnymi stereotypami, wdrukowano panu, że najlepszy obywatel to lewicowy kosmopolita o krótkiej pamięci. A patriotyzm to rodzaj wstydliwego hobby, które idzie w parze z ludowym katolicyzmem, ksenofobią i oczywiście antysemityzmem.
– Czyli jest pan niewierzącym, kochającym Żydów patriotą?
– Powiedzmy, że jestem niewierzącym polskim patriotą i antysemitą.
Szacki podniósł brew. Albo gość nie czytał gazet, albo jest pieprznięty, albo pogrywa z nim w jakiś pokrętny sposób. Intuicja mówiła mu, że raczej to ostatnie. Niedobrze.
– Zdziwiony? – Szyller rozsiadł się wygodniej na kanapie, wyglądało to, jakby mościł się w swoich poglądach. – Nie wyciąga pan kodeksu, nie stawia mi zarzutów o nawoływanie do nienawiści na tle rasowym?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ziarno prawdy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.