Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy

Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Szacki modlił się i myślał. Z lewej strony systematycznie zbliżało się do niego szur-szur kościelnej toalety. Tym razem kobieta. Przestawiła wiadro, zaczęła zmywać, doszła do nóg Szackiego. Przerwała pracę i spojrzała na niego wyczekująco. Była tak samo promieniejąca i wypełniona radością wiary jak jej partner, sklep z akcesoriami dla samobójców zatrudniłby ją momentalnie. Prokurator cofnął się o krok i zaczął iść w stronę wyjścia wąską alejką suchej posadzki, nie było większego sensu, żeby gapił się na czerwony całun okrywający kontrowersyjny obraz. W ramach nagrody pocieszenia, żeby nie było, że nie ma nic do oglądania, na tkaninie wisiał portret Jana Pawła II.

Szacki wiedział, co jest na obrazie, oglądał go w internecie. Karol de Prevot nie był może dobrym malarzem, ale miał inklinację do makabry i komiksową zdolność obrazkowej narracji, co podobało się ówczesnemu archidiakonowi katedry, który zlecił artyście malarską dekorację świątyni. Jako że archidiakon Żuchowski był prawdziwym chrześcijaninem i zaprzysięgłym żydożercą, de Prevot udokumentował żydowskie zbrodnie na sandomierskich dzieciach. Na obrazie byli Żydzi kupujący dzieci od matek i sprawdzający ich stan jak bydło na targu, byli Żydzi mordujący, byli fachowcy od odzyskiwania krwi dzięki beczce nabitej gwoździami i pies, który zjadał rzucone mu szczątki. Szackiemu najbardziej utkwił w głowie widok porozrzucanych na ziemi niemowlęcych zwłok.

Nie udało mu się dojść do drzwi, pomiędzy nim i wyjściem z bocznej nawy były trzy metry mokrej, świeżo umytej podłogi. Chciał po prostu zrobić trzy duże kroki, ale coś go tknęło. Cisza. Nie było kroków, nie było szurania. Mężczyzna i kobieta stali oparci o swoje mopy w identycznych pozach i patrzyli na niego z oddali. W pierwszej chwili chciał wzruszyć ramionami i wyjść, ale w ich oczach był taki smutek, że westchnął i zaczął szukać drogi po suchym. Ścieżka wiła się; czując się jak szczur w labiryncie, doszedł do przeciwległej strony kościoła – bardzo daleko od wyjścia. Ale wyglądało na to, że teraz ma otwartą drogę do ołtarza i z tamtej strony dojdzie do drzwi. Mężczyzna i kobieta, uspokojeni jego zachowaniem, wrócili do pracy.

Idąc blisko ściany, Szacki patrzył na mijane obrazy, też zresztą dzieła barokowego komiksiarza de Prevota. Patrzył i szedł coraz wolniej, aż w końcu stanął. Katolickie wychowanie nie pozwalało mu użyć słowa „pornografia” w opisie tego, co widział – ale też żadne inne słowo nie oddawało tak dobrze istoty rzeczy. Wielkie obrazy miały jeden temat – śmierć. Śmierć realistyczną, krwawą, męczeńską, na dodatek w setkach odsłon. W pierwszej chwili Szacki nie pojął, dlaczego przy każdym trupie jest numerek, potem spostrzegł, że obrazy opatrzone są łacińską nazwą miesiąca, i zrozumiał, że to rodzaj perwersyjnego kalendarza. Po małej makabrze na każdy dzień roku. Stał właśnie przy marcu, tortury były tak wymyślne, jakby chciały oddać całą beznadzieję zimnego i błotnego polskiego przedwiośnia. 10 marca konał przybity włóczniami do drzewa Aphrodosius, dwa dni później szpadel przecinał szyję Micdoniusa, wzrok przykuwały flaki owijające się krwawą wstęgą wokół zębatego czegoś, co przeszyło 31 marca ich kumpla w męczeństwie Beniamina. W kwietniu było ciut lepiej, zrzucanie ze skarpy do rzeki, obcinanie głów, ciągnięcie za koniem i rozszarpywanie przez dzikie bestie. Jednego chyba gotowano, wyraz twarzy nie wskazywał na ciepłą kąpiel. 12 maja natknął się na Teodora. Akurat jego imiennik mógł mówić o łagodnym wymiarze kary – utopiony z ciężarem u szyi. Szacki poczuł absurdalną ulgę, że to nie jego patron, on sam obchodził imieniny w dniu wspomnienia Teodora z Tarsu, zakonnika i intelektualisty z VII wieku.

Szedł dalej, malarska makabra odrzucała go i przyciągała jednocześnie, jak leżąca na poboczu drogi ofiara wypadku. Podziwiał inwencję de Prevota, jak na 365 dni zadziwiająco mało tortur się powtarzało, choć ukrzyżowania i podrzynania gardeł były zdecydowanie na topie.

Udało mu się w końcu dojść w pobliże drzwi, przyspieszył kroku, bo kościelny w czerni najwyraźniej usiłował zamalować ostatni kawałek suchej posadzki przy wyjściu. Zatrzymał się przy listopadzie, miał urodziny jedenastego. Cóż, akurat ten męczennik naprawdę zasłużył na kanonizację. Nie dość, że w nieprzyjemny sposób powieszono go na haku, to jeszcze dla pewności nogi obciążono odważnikiem, a ciało przeszyto włócznią. Szacki pomyślał ponuro, że to beznadziejna wróżba, jakby ktoś chciał mu powiedzieć, że zawsze znajdzie się miejsce na troszkę dodatkowego męczeństwa.

Kościelny chrząknął znacząco. Szacki oderwał wzrok od wizji barokowego pornografa.

– Znalazłem swoje urodziny – powiedział bez sensu.

– To nie urodziny – odparł sprzątający zaskakująco wesołym tonem – to wróżba, jak pan skończysz.

Na zewnątrz było listopadowo. Mokro, ciemno, zimno. Prokurator Teodor Szacki zapiął płaszcz i wyszedł przez furtę na Kościelną, zaczął iść w stronę rynku. Spojrzał w kamerę, tę samą, która po raz ostatni uchwyciła Elę Budnik, jak poprawiała cholewkę kozaczka, a potem w trzech podskokach doganiała swojego męża. Przez głowę przeleciała mu myśl, żeby zajść do Budnika, ale dał spokój.

6

Na zewnątrz ciągle pada, zima żegna się z Ziemią Świętokrzyską zmęczonym, słabym płaczem. Tutaj jest sucho i ciepło, gdyby nie rozpalone oczy siedzącego w kącie mężczyzny, byłoby nawet przytulnie. Niewielkiego wzrostu, szczupły, ze spętanymi rękami i nogami, przypomina dziecko, tylko ryża broda wystająca spod knebla zdradza, że ofiara jest dojrzałym człowiekiem. Budzi litość, ale to niczego nie zmienia. W oddali zegar na wieży ratuszowej bije cztery razy na pełną godzinę, potem wybija drugą. Jeszcze doba. Jeszcze tylko doba. Niestety, nie może jej przeczekać tutaj, trzeba jeszcze zajrzeć do psów i wrócić na górę. Na szczęście drugi akt już dobiega końca.

Rozdział czwarty

sobota, 18 kwietnia 2009

Siódmy, przedostatni dzień Oktawy Wielkanocnej dla katolików i Wielka Sobota dla prawosławnych chrześcijan; szabat w całym żydowskim świecie. Tadeusz Mazowiecki świętuje swoje 82. urodziny. Jarosław Kaczyński twierdzi, że tylko PiS może ocalić demokrację w Polsce, a Leszek Miller przekonuje, że nie było afery Rywina ani w ogóle żadnych afer w rządzie SLD. Na świecie parlament Somalii wprowadza szariat w całym kraju, Bułgaria wpada w panikę, bo znany astrolog przepowiada trzęsienie ziemi. A w Usti nad Łabą setki neofaszystów z Czech, Słowacji, Węgier i Niemiec świętują zbliżające się urodziny Hitlera, napadając na romskie osiedle. Łukasz „Flappyhandski” Fabiański w swoje 24. urodziny broni słabo, Arsenal przegrywa z Chelsea i odpada w półfinale z Pucharu Anglii. W Sandomierzu złodzieje wycinają sześć jabłoni i śliwę. Sześćdziesięcioletnie drzewa były warte tysiąc złotych. Wieczorem w klubie w podziemiach ratusza głośna impreza, Soundomierska Strefa Rocka. Pierwszy w miarę wiosenny dzień. Ciepło, słonecznie, nie pada.

1

Posłuchajcie tego. Rabin i ksiądz jadą w jednym przedziale, czytają, cisza, pełna kultura. Mija chwila, ksiądz odkłada książkę i mówi: „Tak z ciekawości: wiem, że nie wolno wam jeść wieprzowiny. Ale… nie próbował pan nigdy?”. Rabin zamyka gazetę, uśmiecha się i mówi: „Szczerze? Zdarzyło mi się”. Po chwili dodaje: „I tak z ciekawości: wiem, że obowiązuje was celibat…”. Ksiądz mu przerywa: „Wiem, o co panu chodzi, i od razu odpowiem, że tak, uległem raz pokusie”. Uśmiechają się, wyrozumiali dla swych niedoskonałości, ksiądz wraca do książki, rabin do gazety, czytają, cisza. Nagle rabin mówi: „Lepsze niż wieprzowina, co nie?”.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ziarno prawdy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Zygmunt Miłoszewski
Zygmut Miłoszewski - Gniew
Zygmut Miłoszewski
Dean Koontz - Ziarno demona
Dean Koontz
Zygmunt Zeydler-Zborowski - Kardynalny Błąd
Zygmunt Zeydler-Zborowski
Jodi Picoult - Świadectwo Prawdy
Jodi Picoult
Zygmunt Bauman - Identitat, (2a ed.)
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Dialektik der Ordnung
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Europa
Zygmunt Bauman
Aleksander Świętochowski - Tragikomedya prawdy
Aleksander Świętochowski
Krasiński Zygmunt - Nie-Boska komedia
Krasiński Zygmunt
Zygmunt Krasiński - Moja Beatrice
Zygmunt Krasiński
Отзывы о книге «Ziarno prawdy»

Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x