Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy
Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ziarno prawdy
- Автор:
- Издательство:WAB
- Жанр:
- Год:2014
- ISBN:9788377473160
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Dlaczego nie verstehen , ja wszystko verstehen – zacytował Szacki Misia.
– Oczywiście dla naszych to było absolutne przeciwieństwo swastyki, to znaczy tego, co sobą reprezentowała. Rodło było i jest symbolem więzi niemieckiej polonii z Rzeczpospolitą.
– A ta nazwa? To od radła?
– Neologizm, rebus, coś z rodziny i coś z godła, rozumiesz? Pierwsza sylaba słowa „rodzina” i druga słowa „godło”.
Szacki pokiwał głową.
– I co? Istnieje jeszcze ten związek?
– Jak najbardziej, z tego, co mi się udało dowiedzieć, nawet dość prężnie działa, ma siedzibę w Bochum. To taka organizacja, która wspiera polonusów, reprezentuje ich przed urzędami, pomaga w kłopotach, coś w rodzaju pozarządowego konsulatu. Mają też mocną narodową mitologię, powstali w latach dwudziestych, musieli działać za czasów rozwoju nazizmu, domyślasz się, co to oznacza.
– Konfiskata mienia, delegalizacja, aresztowania, rozstrzelania, obozy zagłady.
– Dokładnie tak. Dlatego dziś rodło jest też symbolem męczeństwa, polskości i niezłomności w organizacjach narodowych, na przykład kilka drużyn harcerskich używa tego znaku.
– Narodowych w sensie „chłopak i dziewczyna, normalna rodzina”?
– Nie, raczej takich rozsądnie narodowych, patriotycznych.
– Rozsądnie narodowych? – parsknął Szacki. – Gramy teraz w oksymorony?
Sobieraj wzruszyła ramionami.
– W Warszawie może to niemodne, ale na prowincji niektórzy lubią czuć się dumni z tego, że są Polakami.
– Wczoraj mi tłumaczyłaś, że bycie prawdziwym Polakiem w Sandomierzu może mieć bardzo ciemną podszewkę.
– Może zapomniałam dodać, że między odrzuceniem narodu a paleniem synagog w jego imieniu jest spora przestrzeń do zagospodarowania przez ludzi rozsądnych.
Szacki nie chciał polemizować. Nie lubił ludzi, którzy mieli hobby, więcej – obawiał się ich. Naród to było dla niego hobby. Pasja, która do niczego nie jest potrzebna i w niczym nie pomaga, ale która tak angażuje, że w niesprzyjających okolicznościach może doprowadzić do rzeczy strasznych. Prokurator, jego zdaniem, nie powinien utożsamiać się z narodem, powinien nie wierzyć w nic i nie mieć zasnuwającej umysł mgłą pasji. Kodeks jest precyzyjny, kodeks nie dzieli na lepszych i gorszych, nie patrzy na wiarę i narodową dumę. A prokurator ma być sługą kodeksu, strażnikiem porządku i praworządności.
Sobieraj wstała, oparła się o parapet okna.
– À propos palenia synagog – powiedziała, wskazując głową na coś za oknem.
Szacki wyjrzał, po drugiej stronie ulicy stała furgonetka Polsatu, technicy rozkładali umieszczony na dachu talerz anteny. Cóż, nie jego cyrk, nie jego małpy. Zastanawiał się nad dalszymi ruchami. Elżbieta Budnik miała w dłoni znak Związku Polaków w Niemczech, stosowany też przez niektóre organizacje patriotyczne i narodowe. Trzeba będzie pogadać z tutejszymi narodowcami, o ile w ogóle są tacy, sprawdzić harcerzy, prawicowych działaczy.
– Jurek Szyller jest honorowym członkiem Związku Polaków w Niemczech – powiedziała cicho, jakby do siebie Sobieraj. – Coraz dziwniejsza robi się ta sprawa.
– A kto to jest Jerzy Szyller?
Ruda głowa prokurator Barbary Sobieraj odwróciła się wolno w jego stronę. Były chwile, kiedy wydawała się Szackiemu ładna, w taki fajny, kobiecy, niewulgarny i nienachalny sposób. Na ładnej twarzy malowało się zdumienie i niedowierzanie, jakby spytał, kto był poprzednim papieżem albo jak to możliwe, że ten Kaczyński jest w dwóch miejscach jednocześnie.
– Żartujesz, prawda?
Nie, nie żartował.
2
Wysłuchał tego, co Sobieraj ma do powiedzenia o Jerzym Szyllerze, i zaraz po jej wyjściu z gabinetu zadzwonił do Wilczura, kazał mu natychmiast przyjechać. Potrzebował odtrutki dla kolejnego panegiryku, który wygłosiła jego piegowata koleżanka. Z jej opowieści wyłaniał się przystojny patriota, uczciwy biznesmen, płacący w terminie wysokie podatki obywatel, koneser sztuki, erudyta, człowiek światowy. Słowem, kolejna osoba bez skazy w Sandomierzu, mieście ludzi bez skazy, prawych, uczciwych i szlachetnych, którzy tylko raz na jakiś czas wezmą jakiegoś Żyda na widły albo poderżną komuś gardło i zostawią w krzakach.
Wilczur zagłębił się w fotelu, nie zdejmując płaszcza, przyniósł ze sobą wilgoć, chłód i zaczerwieniony nos pośrodku żółtawej twarzy. W pokoju od razu zrobiło się ciemniej, Szacki włączył lampkę i wyłuszczył, w czym rzecz.
– Nie ma tygodnia, żeby nie przyszedł do nas jakiś donos na Szyllera – zaczął Wilczur, odrywając filtr od papierosa. – Że źle zaparkował pod Bramą Opatowską. Że drzewa przed jego biurem zasłaniają światło. Że jego pies nasrał komuś pod drzwiami. Że ma dwa samochody, w jednym jest kratka, a to przecież limuzyna, a nie dostawczak. Że przeszedł przez Mickiewicza na czerwonym świetle, stwarzając zagrożenie dla ruchu drogowego. Że nie przestrzega ciszy nocnej. Że wysmarkał się pod pomnikiem Jana Pawła II, obrażając uczucia religijne katolickich obywateli Sandomierza i tym samym naruszając artykuł sto dziewięćdziesiąty szósty kodeksu karnego.
– To ostatnie to żart?
– Nie. Wyjątek też nie. Chciałbym dostawać złotówkę miesięcznie od każdego sandomierzanina, który go nienawidzi jak psa. – Wilczur zamyślił się, otoczony chmurą dymu, zapewne wyobrażał sobie, na co by przeznaczył taki majątek.
– Nienawidzą go z jakiegoś konkretnego powodu?
Wilczur zaśmiał się chrapliwie.
– Pan naprawdę nigdy nie mieszkał w małym mieście, prokuratorze. Nienawidzą go, bo jest bogaty, piękny, ma wielki dom i błyszczący samochód. W katolickim świecie może to oznaczać tylko jedno, że jest złodziejem, ciemiężycielem ubogich, który dorobił się kosztem innych.
– A jaka jest prawda?
– Prawda jest taka, że Jerzy Szyller to biznesmen, który ma rękę do nieruchomości, obraca nimi tutaj i w Niemczech, specjalizuje się w miejscach atrakcyjnych turystycznie, słyszałem, że swego czasu skupował od chłopów działki w Kazimierzu Dolnym. Trochę też inwestuje w infrastrukturę, jego jest na przykład ten nowy hotel przy Zawichojskiej. Wiem, że kilka razy go prześwietlała skarbówka i różne urzędy, jest czysty. Dość charakterystyczny typek, ale tego się pan sam dowie.
– Jakie miał stosunki z Budnikami?
– Na pewno nie kochali się z Budnikiem, przez jego przekręty i oddawanie ziemi Kościołowi kilka ładnych działek umknęło Szyllerowi sprzed nosa. Co do Budnikowej, to nie mam pojęcia, facet jest trochę filantropem, na pewno finansował jakieś jej przedsięwzięcia dla dzieci. W ogóle byli z innych bajek. Budnikowie to taka lewicująca inteligencja z „Wyborczej”, Szyller raczej spod znaku „Gazety Polskiej” i biało-czerwonej flagi na maszcie przed domem. Oni byli dla niego trochę komunistami, on dla nich trochę faszystą, grilla na pewno razem nie robili.
Wilczur cierpiał na polską przypadłość, że nawet jeśli mówił o kimś dobrze i neutralnie, to brzmiało to jak inwektywy. Zmęczony ton, lekkie skrzywienie ust, podniesiona jedna brew, zaciągnięcie się papierosem w miejscu przecinka, zaciągnięcie i strząśnięcie popiołu w miejscu kropki. Ogólna pogarda do świata brudziła każdego, o kim mówił stary policjant.
– Szyller. Żyd?
Złośliwy uśmieszek przemknął po wargach policjanta.
– Po ostatnich zmianach nie prowadzimy ewidencji wyznania i pochodzenia. Ale jeśli wierzyć donosom, stuprocentowy. Także pederasta, zoofil i czciciel szatana.
Wilczur dla efektu podniósł rękę z wyprostowanymi palcami małym i wskazującym, wyglądał teraz jak brzydszy i bardziej zniszczony brat Keitha Richardsa.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ziarno prawdy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.