Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy

Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Wszystko w porządku, prawda? – Wilczur oderwał filtr od kolejnego papierosa.

Szacki wiedział, o co mu chodzi. Nie było widać między nimi napięcia, kłótni ani upartego milczenia. Ot, para na spacerze w wielkanocny wieczór. To świadczyło na korzyść wersji Budnika, że spędzali jak zwykle święta, poprztykali się, ona wyszła i… i właśnie, i co?

– Nie złapała jej ta kamera w poniedziałek albo wtorek? – zapytał.

– Nie, posadziłem dwójkę ludzi, żeby przejrzeli od tego momentu do znalezienia zwłok wczoraj rano. Każdą minutę. Nie ma jej. Sprawdziliśmy tę kamerę i drugą przy zamku, jeśli chce się wyjść z Katedralnej do miasta, trzeba przejść obok jednej z nich. Inna droga to tylko przez krzaki albo przez mur i ogród katedry w stronę Wisły.

– Sąsiedzi?

– Zero. Ale proszę spojrzeć na to.

Drugie nagranie było z kamery na rynku, obejmującej fragment knajpianej pierzei, przy której mieściły się Ciżemka, Staromiejska, Trzydziestka i ta kawiarnia, co to Szacki zapomniał, jak się nazywa, bo nigdy do niej nie zaglądał. Cyferki pokazywały, że był wtorek, godzina szesnasta z minutami. Nic się nie działo, kręcili się pojedynczy przechodnie. Otworzyły się drzwi do Trzydziestki i wyszedł z nich Budnik, w przezroczystej foliowej torebce miał dwa „laptopy” – styropianowe pojemniki na jedzenie. Energicznie ruszył w stronę Mariackiej, szybko wyszedł z pola widzenia kamery.

Szacki doskonale wiedział, dlaczego Wilczur pokazał mu ten film.

– Ciekawe, prawda? – stary policjant odchylił się na krześle, wciskając się tak daleko w ciemny kąt pomieszczenia, że częściowo musiał już być na następnej posesji.

– Bardzo. Bo jeśli prawdą jest wersja, że żona opuściła Budnika w poniedziałek…

– To po co niósł jej obiad we wtorek?

– Co by się, owszem, zgadzało, ale z jego pierwszą wersją, absolutnie nieprawdopodobną, którą nawet on porzucił.

Wilczur pokiwał głową – w mroku ruszał się wystający, blady nos. Szacki myślał. Wypalił dziś tylko jednego papierosa, więc zostały mu jeszcze dwa. Intuicja mówiła, że warto je sobie zachować na spotkanie z Tatarską, poza tym przez sam pobyt w tym pomieszczeniu wypalił półtorej paczki. Mimo to wyjął papierosa, Wilczur podał mu ogień. Nawet jeśli był zaskoczony, że prokurator w ogóle pali, nie dał tego po sobie poznać. Milczał, kiedy Szacki układał w głowie możliwe scenariusze. Puzzle wirowały w jego wyobraźni, ale każdy z innego kompletu, czuł, że dopasowuje je na siłę.

Jeszcze w niedzielę byli razem. Potem on pojawia się we wtorek w knajpie i kupuje dwa obiady. A ona – dopiero w środę, jako alabastrowe zwłoki w krzakach koło starej synagogi. Co się wydarzyło?

Załóżmy, że faktycznie pokłócili się w poniedziałek. Ona wyszła, wściekła ruszyła przez pola w kierunku Wisły, niezauważona przez kamery. Tam dorwał ją tajemniczy szaleniec, zamordował. Tylko dlaczego w takim razie Budnik następnego dnia kupił dwa obiady? Dlaczego na ciele denatki nie ma żadnych śladów walki, ucieczki, nie ma śladu po uderzeniu?

Załóżmy, że pokłócili się w poniedziałek tak bardzo, że Budnik zatłukł swoją żonę. Wróć, na ciele nie ma śladów. Załóżmy, że pokłócili się bardzo, wieczorem przycisnął ją poduszką. W piwnicy zamordował, spuścił krew. Wróć, nigdzie w domu nie ma śladów krwi. W takim razie wywiózł w ustronne miejsce, tam zamordował, wróć, kamery nie odnotowały, żeby Budnik wyjeżdżał samochodem. Wyniósł szczelnie zawiniętą – bo znowu nie ma śladów – przez krzaki w ustronne miejsce, zamordował, spuścił krew. Dla niepoznaki, że niby wszystko normalnie, poszedł we wtorek do biura, wziął dwa obiady, żeby mieć alibi. W nocy, znowu przez krzaki, zaciągnął ją na drugi koniec starówki, zostawił. Czy to brzmi wiarygodnie? Absolutnie, po tysiąckroć nie.

To może załóżmy, że miał plan przygotowany od dawna. Że miał motyw, o którym na razie nic nie wiedzą. Pracuje w urzędzie, zna system bezpieczeństwa, układ kamer. Przedefilował w niedzielę przed kamerą, potem wyciągnął ją na spacer w jakieś miejsce w pobliżu tego, gdzie znaleziono zwłoki. Żeby nie trzeba było ciągać trupa przez całe miasto. Ogłuszył, zamordował, wykrwawił. Jak było po wszystkim, podrzucił.

– Jak by nie patrzył, gówno widać, co nie? – zaskrzypiał Wilczur ze swojej ciemności.

Szacki przytaknął. Niestety, nie było widać motywów ani dowodów, a narzędzie zbrodni okazało się sterylne jak przygotowane do operacji narzędzie chirurgiczne.

– To jeszcze jeden odcinek – Wilczur podsunął prokuratorowi laptopa.

Obraz na ekranie był kompletnie biały, kontury kamienic tak blade, że praktycznie niewidoczne, Szackiemu przypomniało się Silent Hill.

– Gdzie to jest?

– Żydowska. Kamera wisi na ścianie synagogi – Szacki odnotował, że Wilczur nie użył słowa „archiwum” – ustawiona w stronę zamku. Po prawej jest parking, za parkingiem krzaki, w których znaleźli Budnikową. Nagranie ze środy rano, kilka minut wcześniej, zanim dostaliśmy zgłoszenie. Proszę patrzeć.

Szacki patrzył, mijały sekundy, minuty, cienka mgła troszkę zrzedła, przejaśniło się, widać było już, że kamera wisi nad ulicą, a nie jest zanurzona w misce z mlekiem. Nagle na dole ekranu pojawiło się czarne półkole, Szacki się wzdrygnął. Półkole ruszyło do przodu w dół ulicy, w miarę jak oddalało się od kamery, okazywało się, że półkole to tak naprawdę górna część kapelusza o kształcie melonika, tylko z bardzo szerokim rondem. Pod kapeluszem znajdował się sięgający ziemi czarny płaszcz, na tyle długi, że nie było widać nóg ani butów. Efekt był upiorny, czarna zjawa w kapeluszu lewitowała przez moment w szarym mleku, by po chwili zniknąć zupełnie. Szacki cofnął obraz, wcisnął pauzę. Bardzo chciał, żeby kojarzyło mu się to z czymś innym, ale nie było rady – we mgle zakrywającej ulicę Żydowską w Sandomierzu płynęła zjawa chasyda.

Spojrzał na Wilczura.

– Pan wie oczywiście, co tam było w tych krzakach, gdzie znaleźli Budnikową – zaskrzypiał policjant.

– Mury miejskie?

– Po pierwsze, wyżej, po drugie, dawno i nieprawda. Kirkut. Jej trup leżał dokładnie pośrodku starego cmentarza żydowskiego.

Zimne wieczorne powietrze było jak lekarstwo, antidotum na Ratuszową. Szacki odetchnął pełną piersią, Wilczur obwiązał szyję szalikiem i zapalił papierosa. Z tyłu trzasnęły drzwi, jeden z meneli wyszedł i teraz patrzył niepewnie.

– Panie władzo…

– Dajcie mi spokój, Gąsiorowski. Który to już raz? I zawsze się tak samo kończy, prawda?

– No wiem, panie władzo, ale…

– Ale co?

– Ale to już tydzień, jak Anatola nie ma.

– Gąsiorowski, zlitujże się nad nami. Policja przegania włóczęgów, nie szuka. A już na pewno nie takich z innego powiatu.

– Ale…

– Ale nie ma o czym mówić, do widzenia.

Menel schował się za drzwiami, Szacki spojrzał pytająco. Wilczur nie kwapił się z wyjaśnieniami, a on uznał, że nie musi znać wszystkich bolączek prowincjonalnej policji. Pożegnali się zdawkowo.

– Musimy się dowiedzieć, gdzie jest krew Elżbiety – powiedział Szacki, zapinając kołnierz płaszcza. Znowu było lodowato.

– W macy – mruknął Wilczur i rozpłynął się w ciemnościach.

7

Okna były pootwierane, szedł z nich niewielki chłodek i zapach nocy. Rogi jelenie spały na ścianach, a pod stolikami, na wieszakach i na lustrach czaiły się niebieskie plamy. Twarz w lustrze zamajaczyła jak na dnie jeziora. Wie, że nie może tutaj zostać, z każdym drgnieniem wskazówek zegara w przedpokoju ryzykuje bardziej, całe ciało wbrew rozumowi rwie się do ucieczki. Mimo to musi wytrzymać do soboty. Jeśli wytrzyma do soboty, jeśli do niedzieli nic się nie wydarzy, jeśli w niedzielę wieczorem będzie na wolności – to naprawdę ta Niedziela Miłosierdzia Bożego zasłuży na swoją nazwę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ziarno prawdy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Zygmunt Miłoszewski
Zygmut Miłoszewski - Gniew
Zygmut Miłoszewski
Dean Koontz - Ziarno demona
Dean Koontz
Zygmunt Zeydler-Zborowski - Kardynalny Błąd
Zygmunt Zeydler-Zborowski
Jodi Picoult - Świadectwo Prawdy
Jodi Picoult
Zygmunt Bauman - Identitat, (2a ed.)
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Dialektik der Ordnung
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Europa
Zygmunt Bauman
Aleksander Świętochowski - Tragikomedya prawdy
Aleksander Świętochowski
Krasiński Zygmunt - Nie-Boska komedia
Krasiński Zygmunt
Zygmunt Krasiński - Moja Beatrice
Zygmunt Krasiński
Отзывы о книге «Ziarno prawdy»

Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x