Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy

Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Na szczęście Rzeźnicki swoją posturą zasłaniał większość przeprowadzanych przez siebie czynności, Szacki i Sobieraj mogli pogrążyć się w rozmowie. Nie było sensu dręczyć olbrzyma, dopóki nie wiedział więcej niż oni. Szacki zrelacjonował Sobieraj swoją rozmowę z Budnikiem. Rzecz jasna, denatka nie dotarła do niej ani w poniedziałek, ani nigdy, ostatni kontakt miały ze sobą w niedzielę, kiedy składały sobie świąteczne życzenia przez telefon.

– Skąd wiedziałeś, że kłamie? Intuicja?

– Doświadczenie.

Potem opowiedział o swojej korespondencji ze „Sztychem”. W miarę opowieści krew odpływała jej z twarzy, a oczy robiły się coraz większe.

– Powiedz, że żartujesz – wydusiła w końcu.

Zaprzeczył, zdziwiony jej reakcją.

– Nie masz pojęcia, co to znaczy, prawda? – musiała podnieść głos, w tle hałasowała piła, którą Rzeźnicki przecinał mostek.

– To znaczy, że ten, kto podrzucił ten nóż, miał nadzieję, że sprawa wycieknie do mediów i że rozpęta się tradycyjna polsko-żydowska histeria, a w histerii będzie nam trudniej pracować, bo więcej czasu będziemy spędzali na konferencjach prasowych niż na czynnościach. Spokojnie, nie przez takie burze przechodziłem. Media wszystkim się nudzą po trzech dniach.

Sobieraj słuchała go, jednocześnie kręcąc głową. Skrzywiła się, słysząc nieprzyjemne chrupnięcia. To Rzeźnik przecinał żebra denatki.

– To nie będzie zwykła histeria – powiedziała. – Tutaj tygodniami będą się kręcić dziennikarze. Sandomierz to centrum legendy o krwi, a historia stosunków polsko-żydowskich to na zmianę albo miła kohabitacja, albo oskarżenia i krwawe pogromy, ostatnie antysemickie zabójstwa zdarzyły się tu już po wojnie. Jeśli ktoś, nie daj Boże, użyje sformułowania „mord rytualny”, to koniec.

– Mord rytualny to bajka – odpowiedział spokojnie Szacki. – I każdy wie, że to bajka, którą się opowiadało dzieciom, żeby były grzeczne, bo inaczej przyjdzie zły Żyd i je zje. Nie histeryzujmy.

– Nie taka bajka. Żyd to nie wilk i nie zła królowa, to prawdziwa osoba, do której można zgłosić pretensje. Wiesz, jak to wyglądało. Matka-chrześcijanka nie upilnowała dzieciaka, to dalej w krzyk, że Żydzi porwali, zabili. Od słowa do słowa się okazywało, że w sumie to mało kto tych Żydów lubi, ktoś im wisi kasę i skoro się znalazł taki pretekst, to nie byłoby źle puścić z dymem dzieciobójcom parę chałup i warsztatów.

– Dobrze, w takim razie nie bajka, ale zamierzchła historia. Żydów nie ma, warsztatów nie ma, oskarżać kogo nie ma, palić też nie. Ktoś, kto podrzucił tę brzytwę, zapewne bardzo chce, żebyśmy poszli tym tropem.

Sobieraj głośno westchnęła. W tle Rzeźnicki monotonnie dyktował do protokołu, że wszystkie kolejne narządy nie noszą znamion urazów ani zmian patologicznych.

– Obudź się, Teodorze. Sandomierz to jest wszechświatowa stolica mordu rytualnego. Miejsce, gdzie oskarżenia o porywanie dzieci i związane z tym pogromy były regularne jak pory roku. Miejsce, gdzie Kościół firmował to bestialstwo, nieomalże je zinstytucjonalizował. Miejsce, gdzie do dziś wisi w katedrze obraz przedstawiający mordowanie przez Żydów katolickich dzieci. Jako część cyklu o chrześcijańskim męczeństwie. Miejsce, gdzie zrobiono wszystko, aby tę część historii zamieść pod dywan. Teraz, jak o tym myślę, Boże, to wyjątkowo obrzydliwe…

Szacki patrzył na stół sekcyjny odsłonięty przez Rzeźnickiego, który na stoliku obok kroił narządy wewnętrzne Elżbiety Budnik. Nie użyłby słowa „obrzydliwe”, obraz przed jego oczami – otwarte zwłoki ze zwisającą na boki skórą, z wystającymi z klatki piersiowej białymi końcówkami żeber – był okropny, ale nie obrzydliwy. Śmierć w jej ostateczności cechowała fizjologiczna elegancja. Spokój.

– Obrzydliwe, że ktoś próbuje to połączyć z Elą i Grześkiem.

Spojrzał pytająco.

– Grzesiek całe życie walczył z tym zabobonem, walczył, żeby mówić o tym w sposób właściwy, jako o czarnej karcie naszej historii, a nie swego rodzaju ekscentrycznej tradycji przodków. Długie lata próbował zdjąć obraz albo przynajmniej opatrzyć go odpowiednią tablicą, że zostaje tutaj jako memento polskiego antysemityzmu, przypomnienie, do czego może prowadzić nienawiść.

– I co?

– Kościół załatwia takie sprawy po swojemu. Ani nie zdjęli, ani tablicy nie powiesili. Jak się zrobiło za głośno, to zasłonili zasłonką, na zasłonce powiesili portret papieża i udają, że nie ma sprawy. Gdyby to nie był obraz, tylko mozaika na posadzce, pewnie przykryliby dywanem.

– Bardzo ciekawe, ale to wszystko nie ma znaczenia. Ktoś, kto podrzucił rytualny nóż, chce, żebyśmy się tym zajęli. Obrazami, historiami, legendami, żebyśmy zaczęli łazić po kościołach, siedzieć w czytelniach i rozmawiać z naukowcami. To ściema. Nie mam wątpliwości. Martwi mnie jedynie, że to dobrze przygotowana ściema. Że jeśli ktoś zadaje sobie tyle trudu, żeby wpuścić nas w te koleiny, może być za mądry, żeby ta sprawa w ogóle została rozwiązana.

Rzeźnicki podszedł do nich, w swojej gigadłoni miał plastikową torebkę z małym metalowym przedmiotem. Jego fartuch był zaskakująco czysty, nieomalże bez śladów krwi.

– Mój asystent ją zszyje. Chodźmy pogadać.

Pili kawę z plastikowych kubków. Była tak wstrętna, że koniec końców wszyscy pacjenci musieli tutaj trafiać na gastrologię. Szacki był tego pewien. Rzeźnik – okazało się, że naprawdę ma taką ksywkę, bardzo zaskakujące – przebrał się, w szarym golfie wyglądał jak wielki głaz z różową piłką na szczycie.

– Wszystko wam dokładnie opiszę, ale sprawa jest praktycznie ewidentna. Ktoś jej poderżnął gardło bardzo ostrym, chirurgicznym wręcz narzędziem. Jednak nie skalpelem i nie żyletką, ponieważ cięcia są za głębokie. Wielka brzytwa, którą mi pokazaliście na zdjęciach, nadałaby się doskonale. To wszystko się stało, kiedy jeszcze żyła, ale musiała być nieprzytomna, inaczej broniłaby się, nie wyglądałoby to tak – przez chwilę szukał słowa – precyzyjnie. A niewątpliwie jeszcze żyła, ponieważ nie ma w niej krwi. Przepraszam za szczegóły, ale to oznacza, że w momencie przecięcia tętnicy szyjnej w układzie krwionośnym jeszcze przez chwilę było ciśnienie, zdolne wypompować krew z organizmu. Ma też zastygłą krew w uszach, co zapewne oznacza, że w momencie śmierci wisiała do góry nogami, jak – przez twarz Rzeźnika przebiegł bolesny wyraz – jak, za przeproszeniem, krowa w ubojni, co za pieprzony zwyrodnialec musiał to zrobić. Zadał też sobie trud, żeby ją umyć, była zapewne cała we krwi.

– Musimy szukać krwi – pomyślał na głos Szacki.

– Musicie też dowiedzieć się, co to jest – powiedział Rzeźnik, podając im foliową torebkę na dowody. Szacki przyjrzał się uważnie, przełknął ślinę, od torebki bił mięsny zapaszek prosektorium. W środku był metalowy znaczek o przekątnej około centymetra, taki, jakie się nosi w bluzie albo klapie marynarki. Nie z agrafką, lecz z grubym sztyftem, na który od wewnątrz trzeba nakręcić docisk. Wyglądał staro. Sobieraj nachyliła się, żeby obejrzeć dowód, jej rude włosy połaskotały Szackiego w policzek. Pachniały rumiankiem. Prokurator spojrzał na jej zmarszczone w skupieniu czoło, na gęste piegi, którym udało się wydostać na wolność spod warstwy makijażu. Było w tym widoku coś, co go rozczuliło. Ruda dziewczynka, która dorosła, dojrzała, ale ciągle chce ukryć piegi na nosie.

– Gdzieś to widziałam – powiedziała. – Nie wiem gdzie, ale na pewno widziałam.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ziarno prawdy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Zygmunt Miłoszewski
Zygmut Miłoszewski - Gniew
Zygmut Miłoszewski
Dean Koontz - Ziarno demona
Dean Koontz
Zygmunt Zeydler-Zborowski - Kardynalny Błąd
Zygmunt Zeydler-Zborowski
Jodi Picoult - Świadectwo Prawdy
Jodi Picoult
Zygmunt Bauman - Identitat, (2a ed.)
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Dialektik der Ordnung
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Europa
Zygmunt Bauman
Aleksander Świętochowski - Tragikomedya prawdy
Aleksander Świętochowski
Krasiński Zygmunt - Nie-Boska komedia
Krasiński Zygmunt
Zygmunt Krasiński - Moja Beatrice
Zygmunt Krasiński
Отзывы о книге «Ziarno prawdy»

Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x