Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy

Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Cieszę się, że pan mnie przesłuchuje. Dla Basi mogłoby to być trudne.

– Przesłuchuję, ponieważ prowadzę śledztwo. Względy emocjonalne nie mają tu nic do rzeczy.

Grzegorz Budnik pokiwał w milczeniu głową. Wyglądał strasznie. Po wysłuchaniu wszystkich opowieści o legendarnym radnym Szacki spodziewał się zażywnego jegomościa z wąsami lub szpakowatą brodą, postępującą łysiną i kamizelką opinającą się na brzuchu, słowem, takiego posła albo burmistrza z telewizji. Tymczasem Grzegorz Budnik był typem emerytowanego maratończyka: niski, szczupły, żylasty w charakterystyczny drapieżny sposób, jakby w jego ciele nie było ani jednej komórki tłuszczowej. W normalnych warunkach zdolny zapewne pokonać na rękę niejednego osiłka z prowincjonalnej siłowni, dziś wyglądał na osobę, która właśnie przegrała długą walkę ze śmiertelną chorobą. Krótka ruda broda nie była w stanie ukryć zapadniętych policzków, spocone i nieumyte włosy przyklejały się do czaszki. Oczy miał podkrążone, czerwone od płaczu, mętne, zapewne od środków uspokajających. Zgarbiony i zamknięty w sobie, bardziej przypominał Szackiemu przesłuchiwanych niemal codziennie stołecznych menelików niż nieugiętego radnego, przewodniczącego Rady Miejskiej, postrach urzędników i przeciwników politycznych. Obraz nędzy i rozpaczy dopełniał nierówno przyklejony na czole wielki plaster. Grzegorz Budnik bardziej wyglądał jak bezdomny włóczęga niż jak urzędnik.

– Co się panu stało w czoło?

– Potknąłem się, uderzyłem o garnek.

– Garnek?

– Straciłem równowagę, machnąłem ręką, uderzyłem w rączkę patelni, patelnia podskoczyła i wyrżnęła mnie w głowę. Nic poważnego.

– Będziemy musieli zrobić obdukcję.

– Nic poważnego.

– Nie dlatego, że się o pana martwimy. Musimy sprawdzić, czy to nie wynik bójki albo zranienia.

– Nie wierzy mi pan?

Szacki tylko spojrzał. Nikomu nie wierzył.

– Pan wie oczywiście, że może odmówić zeznań lub odpowiedzi na konkretne pytania?

– Tak.

– Ale woli pan kłamać. Dlaczego?

Budnik wyprostował się dumnie, jakby to mogło dodać prawdy jego zeznaniom.

– Kiedy po raz ostatni widział pan żonę? – Szacki nie pozwolił mu dojść do głosu.

– Mówiłem…

– Wiem, co pan mówił. Teraz proszę powiedzieć, kiedy naprawdę po raz ostatni widział pan żonę i dlaczego pan skłamał. Jeśli nie, zatrzymam pana na czterdzieści osiem godzin, postawię zarzut zabójstwa małżonki i wystąpię do sądu o areszt. Ma pan trzydzieści sekund.

Budnik zgarbił się jeszcze bardziej, czerwone oczy, nieprzyjemnie kontrastujące z bladą cerą, pokryły się łzami, Szackiemu przypomniał się Gollum z Władcy pierścieni.

– Dwadzieścia.

Gollum, syczący my precious, nieistniejący bez swojego skarbu, uzależniony od rzeczy, która nigdy nie mogła być jego. Czy tak wyglądał związek Grzegorza i Elżbiety Budników? Prowincjonalny Gollum, społecznik-brzydal i miastowa dziewczyna, piękna, mądra i dobra, gwiazda ekstraklasy na gościnnych występach u trampkarzy. Dlaczego została? Dlaczego za niego wyszła?

– Dziesięć.

– Przecież mówiłem…

Szackiemu nie drgnął ani jeden mięsień, wystukał numer na telefonie, jednocześnie wyciągnął z biurka formularz postanowienia o postawieniu zarzutów.

– Mówi Szacki, poproszę z inspektorem Wilczurem.

Budnik położył rękę na widełkach.

– W poniedziałek.

– Dlaczego pan kłamał?

Budnik zrobił taki gest, jakby chciał wzruszyć ramionami, ale zabrakło mu siły. Szacki przysunął do siebie protokół, pstryknął długopisem.

– Słucham?

Zmieniam zeznania. Ostatni raz swoją żonę, Elżbietę, widziałem w Poniedziałek Wielkanocny około godziny czternastej. Rozstaliśmy się w niezgodzie, zaczęliśmy się kłócić o nasze plany, ona twierdziła, że czas ucieka, że jesteśmy coraz starsi i jeśli chcemy zrealizować nasze marzenia o ośrodku, musimy wreszcie zacząć. Ja wolałem zaczekać do wyborów samorządowych w przyszłym roku, kandydować na burmistrza, gdyby się udało, wszystko byłoby łatwiejsze. Potem jak to w kłótni, zaczęliśmy sobie wyrzucać. Ona mnie, że wszystko odkładam na później, że tak samo politykuję w urzędzie, jak w domu. Ja jej, że jest odrealniona, myśli, że wystarczy bardzo chcieć i wszystko się staje faktem. Krzyczeliśmy, obrażaliśmy się nawzajem.

Boże, jak sobie pomyślę, że ostatnie słowa, jakie jej powiedziałem, to żeby zabrała swoją chudą dupę z powrotem do Krakowa… – Budnik zaczął cicho szlochać. Szacki czekał, aż się uspokoi. Chciało mu się palić.

W końcu wzięła kurtkę i wyszła bez słowa. Nie goniłem jej, nie szukałem, byłem wściekły. Nie chciałem przepraszać, nie chciałem się kajać, chciałem być sam. Ma mnóstwo znajomych, podejrzewałem, że poszła do Barbary Sobieraj. Nie kontaktowałem się z nią w poniedziałek ani we wtorek. Czytałem, oglądałem telewizję, piłem trochę piwa. We wtorek wieczorem zacząłem już tęsknić, film z Redfordem był dobry, ale przykro mi go było oglądać samemu. Duma nie pozwalała mi zadzwonić wieczorem, pomyślałem, że rano pójdę do Barbary Sobieraj albo do niej zadzwonię. Fakty te zataiłem, ponieważ przestraszyłem się, że kłótnia i fakt, że jej nie szukałem, będą źle wyglądać i obciążą mnie przed organami ścigania.

A nie wpadł pan na to, że te fakty mogą mieć znaczenie dla śledztwa? Znalezienie mordercy nie jest dla pana ważne?

Budnik znowu nieomalże wzruszył ramionami.

– Nie jest. Nic teraz nie jest dla mnie ważne.

Szacki dał mu protokół do przeczytania, jednocześnie zastanawiając się, czy go zamknąć, czy nie. Zwykle słuchał intuicji w takich sprawach. Ale jego kompas głupiał. Budnik był politykiem, prowincjonalnym, ale politykiem, czyli zawodowym kłamcą i ściemniaczem. I Szacki miał pewność, że z jakichś powodów, które na pewno jeszcze pozna, nie powiedział mu całej prawdy. Mimo to jego smutek wydawał się autentyczny. Pełen rezygnacji smutek po nieodwracalnej stracie, nie rozdygotany, pełen strachu smutek mordercy. Szacki miał zbyt wiele okazji obserwować obie te emocje, nauczył się je rozpoznawać.

Wyciągnął z szuflady teczkę ze zdjęciami, wypełnił nagłówek protokołu okazania.

– Widział pan kiedyś to narzędzie?

Na widok zdjęcia brzytwomaczety Budnik pobladł, a Szacki zdumiał się, że to w ogóle możliwe przy jego kredowej cerze.

– Czy to…

– Proszę odpowiedzieć na pytanie.

– Nie, nie widziałem nigdy takiego narzędzia.

– Czy wie pan, do czego służy?

– Nie mam pojęcia.

3

Około szesnastej w słonecznym świetle w końcu pojawiła się jakaś nuta ciepła, nieśmiała zapowiedź wiosny. Prokurator Teodor Szacki wystawił twarz do słońca i popijał colę z puszki. Nie istniała dla niego inna cola.

Po przesłuchaniu Budnika spotkał się z Wilczurem, kazał znaleźć wszystkich, którzy mogli ich widzieć w Wielkanoc. W kościele, na spacerze, w knajpie. Każdy element przesłuchania musiał być potwierdzony, każdy znajomy odpytany. Kuzniecow dostałby palpitacji w połowie listy żądań, inspektor Wilczur tylko kiwał swoją wychudzoną głową, w czarnym garniturze wyglądał jak śmierć odbierająca zamówienie na żniwa. Szacki czuł się nieswojo w obecności starego policjanta.

Czekał teraz pod budynkiem policji na Sobieraj, żeby z nią odbyć romantyczny spacer do sandomierskiego szpitala. Swoją drogą, zdziwił się, że mają tutaj zakład patomorfologii, był pewien, że trzeba będzie jechać do Kielc albo Tarnobrzega.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ziarno prawdy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Zygmunt Miłoszewski
Zygmut Miłoszewski - Gniew
Zygmut Miłoszewski
Dean Koontz - Ziarno demona
Dean Koontz
Zygmunt Zeydler-Zborowski - Kardynalny Błąd
Zygmunt Zeydler-Zborowski
Jodi Picoult - Świadectwo Prawdy
Jodi Picoult
Zygmunt Bauman - Identitat, (2a ed.)
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Dialektik der Ordnung
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Europa
Zygmunt Bauman
Aleksander Świętochowski - Tragikomedya prawdy
Aleksander Świętochowski
Krasiński Zygmunt - Nie-Boska komedia
Krasiński Zygmunt
Zygmunt Krasiński - Moja Beatrice
Zygmunt Krasiński
Отзывы о книге «Ziarno prawdy»

Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x