Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy
Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ziarno prawdy
- Автор:
- Издательство:WAB
- Жанр:
- Год:2014
- ISBN:9788377473160
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Szacki nie skomentował. Miał ważniejsze rzeczy na głowie. Poza tym wiedział, że Szyller i tak powie swoje. To ten typ.
– Widzi pan, żyjemy w dziwnych czasach. Po Zagładzie każdy, kto odważy się przyznać do antysemityzmu, staje ramię w ramię z Eichmannem i salutuje Hitlerowi, patrzą na niego jak na zboczeńca, który marzy o tym, żeby rozdzielać rodziny na rampie. Tymczasem między pewną rezerwą wobec Żydów, ich roli w historii Polski i ich obecnej polityki, a nawoływaniem do pogromów i ostatecznego rozwiązania jest pewna różnica, zgodzi się pan ze mną?
– Proszę mówić dalej, to bardzo ciekawe – zachęcił go Szacki, nie chcąc wdawać się w otwartą kłótnię. Szczerze musiałby odpowiedzieć, że każda próba oceny ludzi poprzez przynależność do grupy narodowej, etnicznej, religijnej czy jakkolwiek innej jest dla niego obrzydliwa. I że jest pewien: każdy pogrom miał swoje źródła w kulturalnej dyskusji o „pewnej rezerwie”.
– Niech pan spojrzy na Francję i Niemcy. Czy okazując rezerwę wobec przybyszów z Algierii i Turcji, stają się od razu faszystami i mordercami? Czy może to po prostu obywatele zaniepokojeni przyszłością swojego kraju, zaniepokojeni rozrastającymi się gettami, brakiem asymilacji, agresją, obcym elementem, który rozsadza ich kulturę?
– Nie przypominam sobie, żeby Żydzi w przedwojennej Polsce palili dorożki, organizowali się w mafie i żyli z przemytu narkotyków. – Szacki opieprzył się w myślach za to, że nie powstrzymał riposty. Daj mu mówić, człowieku, daj mu mówić.
– Tak pan mówi, bo nie żył pan w tamtych czasach…
– Faktycznie, jestem trochę młodszy od pana.
Szyller tylko parsknął.
– Nie wie pan, jak to wyglądało. Że Polak z Żydem z sąsiedniej dzielnicy nie mogli się dogadać, bo mówili różnymi językami. Że żydowskie dzielnice niekoniecznie były zadbanymi skansenami interesującej kultury. Brud, nędza, prostytucja. Zazwyczaj czarna dziura na mapie miasta. Ludzie, którzy bardzo chcieli żyć w rozwijającej się Polsce, ale nie chcieli dla niej pracować i walczyć dla jej dobra. Słyszał pan o batalionach żydowskich w powstaniach narodowych? O starozakonnych oddziałach w legionach? Ja nie. Siedzieć cicho i czekać, aż Polacy się wykrwawią, żeby móc potem zająć jeszcze kilka ulic w wyludnionym mieście. Tak, sądzę, że gdybym żył w tamtych czasach, nie byłbym ich fanem, niezależnie od szacunku dla Tuwima i Leśmiana. Tak samo jak dziś nie zgadzam się z tym, żeby każdy pełen agresji i ksenofobii ruch Izraela na Bliskim Wschodzie był momentalnie rozgrzeszany, bo przecież Zagłada. Wyobraża pan sobie, co by było, gdyby Niemcy zaczęli się odgradzać kilkumetrowym murem od tureckich osiedli?
Szacki sobie nie wyobrażał. Więcej: nie chciał sobie wyobrażać. Nie chciał też opowiadać o Berku Joselewiczu. Chciał znaleźć mordercę Elżbiety Budnik, najlepiej razem z niepodważalnymi dowodami, postawić zarzuty, napisać akt oskarżenia i wygrać w sądzie. Tymczasem siedział w tym irytująco doskonałym salonie, w którym poza tandetnym porożem nad lustrem nie było się do czego przyczepić, słuchał mętnych światopoglądowych wynurzeń i trafiał go szlag. Czuł, że zaangażowanie Szyllera podszyte jest rutyną, wyobrażał sobie gości przy stole, rozlewanie wina minimum pięć dych za butelkę, zapach perfum minimum dwie stówy za trzydzieści mililitrów, polędwicę wołową minimum siedem dych za kilogram. Szyller w swojej koszuli za minimum trzysta bawi się spinką za Bóg wie ile i pyta, co by było, gdyby Niemcy. Goście potakują, uśmiechają się ze zrozumieniem: ależ on to potrafi ująć w słowa, co za mówca ten nasz Jurek.
– Tamtych czasów nie ma, Żydów nie ma, może pan dziękować komu trzeba.
– Błagam, stać pana na więcej. – Szyller wydawał się autentycznie zdruzgotany odzywką Szackiego. – Jestem antysemitą, ale nie zboczonym faszystą. Gdybym miał boski wybór i mógł cofnąć Zagładę, świadom, że Polska zostaje ze swoimi przedwojennymi problemami, cofnąłbym, nie wahałbym się ani ułamka sekundy. Ale teraz, kiedy to się stało i nie odstanie, jest smutnym faktem historii, blizną na dziejach świata, gdyby pan się teraz spytał, czy zniknięcie Żydów z Polski było dla niej dobre, to odpowiadam: tak, dobre. Tak samo jak dziś zniknięcie Turków z Niemiec byłoby dobre dla naszych sąsiadów.
– Tak, polskie dzieci w końcu są bezpieczne.
– Mówi pan o mordzie rytualnym? Ma mnie pan za idiotę? Myśli pan, że ktokolwiek rozsądny może brać na poważnie tę bzdurę, tę miejską legendę o straszliwych, rzeczywistych konsekwencjach?
– Podobno w każdej legendzie jest ziarno prawdy – prowokował dalej Szacki.
– Widzi pan, właśnie o tym mówię. Wystarczy słowo krytyki i już jestem oczywiście faszystą, gotowym maszerować z pochodniami przez miasto, krzyczeć, że polskie dziecko na macę porwali. Kraj przesądów, przekłamań, uprzedzeń i histerii. Ciężko jest być tutaj patriotą.
Nowoczesny antysemita przerwał, zadumał się nad swoimi słowami, zapewne dostrzegł w nich zaskakującą nawet dla siebie głębię.
– Szyller – powiedział z namaszczeniem Szacki. – Prawdziwie polskie nazwisko.
– Niech pan nie kpi, to nazwisko starej polskiej arystokracji z Ukrainy, proszę przeczytać Sławę i chwałę.
– Nie przepadam za Andrzejewskim.
– Iwaszkiewiczem.
– Zawsze mi się mylą te socrealistyczne pedały. – Szacki uśmiechnął się głupkowato.
Jerzy Szyller obdarzył go spojrzeniem pełnym pogardy, rozlał resztkę wody i poszedł do kuchni, pewnie po nową butelkę. Szacki myślał. Rozmawiał już wystarczająco długo, żeby poznać reakcję rozmówcy, uważał swój wewnętrzny wykrywacz kłamstw za nastrojony. Na dodatek dał się poznać jako idiota, co zawsze pomaga. Pora przejść do rzeczy naprawdę istotnych. Czuł spokój, ponieważ był pewien, że nie wyjdzie od Szyllera z pustymi rękami. Czegoś się dowie. Nie wie jeszcze czego, ale czegoś na pewno. I to coś będzie ważne.
4
Prowadzący długą Polaków rozmowę Jerzy Szyller i prokurator Teodor Szacki z kilku rzeczy nie zdawali sobie sprawy. Szacki – że wbrew intuicji i oczekiwaniom wcale nie zbliża się do szybkiego rozwiązania sprawy, przeciwnie, każda minuta spędzona na dyskusji go od tego finału oddala. Szyller – że znudzona mina prokuratora to maska i że jego rosnące przeświadczenie, jakoby śledczy był typowym niekompetentnym urzędnikiem, jest boleśnie błędne. Obaj – że należą do bardzo nielicznej grupy sandomierzan, którzy mogą, a mimo to nie oglądają siódmego odcinka przygód ojca Mateusza.
Irena i Janusz Rojscy mniejszością żadną nie byli, siedzieli obok siebie na kanapie, żałując, że to nie Polsat, gdzie w przerwie na reklamę można się wysikać, zrobić herbatę i obgadać, co się wydarzyło do tej pory. Artur Żmijewski właśnie przeprowadzał wizję lokalną w zaniedbanym domu opieki, której pensjonariusz z cudzą pomocą przeniósł się na tamten świat.
– Gdzie oni to kręcili? Bo na pewno nie u nas. Robią tyle zamieszania, a potem jeździ tylko rowerem po rynku w te i we wte. Nie zazdroszczę, po tych kocich łbach.
Rojska nie wdawała się w dyskusję, zrzędzenie męża przestała zauważać jakieś dwadzieścia lat temu, na półmetku ich wspólnej przygody. Dziś jej mózg do tego stopnia zamieniał je w szum tła, że nawet nie zagłuszało serialowych dialogów.
– Albo początek? Widziałaś to, jak ojciec Mateusz nowe kino otwiera? Ksiądz! Kino! W Sandomierzu! Przecież ta czarna mafia zabrała nam kino koło katedry. Bo się okazało, że to wszystko kościelne, a jakże, to dostali i zrobili tam dom kultury, w którym się gówno dzieje, żeby biskup z okien nie patrzył, jak młodzież na amerykańskie filmy chodzi, i się nie gorszył. I co? I nie ma w Sandomierzu kina. No, chyba że w Ojcu Mateuszu.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ziarno prawdy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.