Zygmunt Miłoszewski - Uwiklanie
Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Uwiklanie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2011, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Uwiklanie
- Автор:
- Жанр:
- Год:2011
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Uwiklanie: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Uwiklanie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Uwiklanie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Uwiklanie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Potem zadzwonił do Kuzniecowa. Policjant wyjątkowo odebrał telefon, ale zniechęcony był jak zwykłe.
- Teoretycznie trochę, praktycznie zero tak wielkie, że można by włożyć do niego całą kasę przekręconą przez ekipę Piskorskiego w dziesięciozłotowych banknotach - odparł, zapytany o postępy w badaniu przeszłości Telaka. - Znaleźliśmy kolegów z liceum, którzy pamiętali tylko tyle, że był. Znaleźliśmy kolegów ze studiów, którzy zapamiętali tyle samo. Znaleźliśmy kolegów z Warszawskich Zakładów Graficznych, gdzie Telak trafił po studiach. Większość nie pamiętała go w ogóle, tylko jeden majster przypomniał sobie, że szybko się uczył i chciał eksperymentować z nowymi technologiami. Co wówczas pewnie oznaczało drukarki atramentowe, zresztą nie mam pojęcia.
- Odpuść sobie Telaka - powiedział Szacki po chwili wahania. - Nic tam nie znajdziemy. Wygląda na to, że grzebaliśmy w przeszłości nie tych osób, co trzeba.
- Doskonale - Oleg nie ukrywał rozgoryczenia. - Ale jeśli chcesz, żebyśmy szukali teraz licealnych kolegów, kogo innego, to znajdź sobie inną komendę rejonową do tej roboty albo poproś o wsparcie z KSR
- Nie martw się. To drobne rzeczy. I być może ostatnie czynności sprawdzające w tym śledztwie. Słuchaj - zawiesił głos i rozejrzał się po swoim gabinecie; przypomniały mu się opowieści Podolskiego i Wenzla - a raczej nie słuchaj, bo to nie jest rozmowa na telefon. Musimy porozmawiać osobiście.
- Okej, i tak miałem wyjść na chwilę, mogę wpaść na Kruczą.
- Nie, nie, to nie jest dobry pomysł. Spotkajmy się na chwilę na schodach przed Ministerstwem Rolnictwa. Za kwadrans.
Kuzniecow westchnął teatralnie, wyszeptał zgnębionym głosem „dobra” i odłożył słuchawkę.
Szacki poświęcił kwadrans na zanotowanie tego, co usłyszał od Wenzla, i rozrysowanie własnych hipotez.
Zastanawiał się, czego dokładnie chce od Kuzniecowa i ile właściwie musi mu powiedzieć. Czy już myśli jak paranoik? Na to wygląda. Oczywiście, że powie mu wszystko i razem zastanowią się, jak zadziałać. Przecież zawsze tak robili. Wyrwał kartkę z notatnika i podzielił ją na dwie połowy. Na jednej wypisał nazwiska osób występujących w sprawie, na drugiej - hasła odpowiadające ludziom mającym związek z morderstwem z 1987 roku. Czy można ich jakoś połączyć? Czy - poza najprawdopodobniej Telakiem - istnieją jakieś części wspólne? Teraz był przekonany, że co najmniej jedna. Ale wcale nie wykluczał, że to fałszywy trop. Lub też, że osobą łączącą obie historie wcale nie będzie ta, o której teraz myśli. Na szczęście miał pomysł, jak się tego dowiedzieć.
Jak zwykle, kiedy stał już w drzwiach, zadzwonił telefon.
- Czy pan prokurator Teodor Szacki? - zapytał łagodnie starszy mężczyzna. Szacki nie rozpoznawał jego głosu.
- Przy telefonie. Kto mówi?
- Jestem starym znajomym Henryka Telaka, pracowaliśmy kiedyś razem w jednej firmie. Myślę, że powinniśmy porozmawiać. Za pół godziny będę czekał na pana we włoskiej restauracji na Żurawiej, tej pomiędzy Kruczą a Bracką. Mam nadzieję, że nic pan jeszcze nie jadł, z przyjemnością zaproszę pana na obiad.
Wenzel miał rację. Jeszcze dzisiaj.
3
Zamówił wodę i czekał. Miał ochotę na kawę, ale wypił już dwie, a tego dnia ciśnienie - i atmosferyczne, i jego własne - szalało. I tak nie odmówi sobie małego espresso po posiłku, wypicie dodatkowej kawy teraz byłoby głupotą.
Wiedział o tym, ale i tak cierpiał. Zabawne, jak małe przyzwyczajenia potrafią zamienić się w obsesje.
Prokurator Teodor Szacki przyszedł punktualnie. W garniturze w kolorze rozwodnionego srebra, wyprostowany, pewny siebie. Bez namysłu i bez rozglądania się po sali podszedł do jego stolika i usiadł po drugiej stronie. Nie podał mu ręki. Byłby z niego dobry oficer. Prokurator nie odzywał się, on też milczał. W końcu postanowił to przerwać, nie miał aż tyle czasu, żeby bawić się do wieczora w wilka.
- Nie wiem, czy pan zna to miejsce, ale lepsze efekty od czekania na kelnera daje pójście do kucharza. Można przyjrzeć się temu, co robi, zagadać, wybrać. I przede wszystkim samemu skomponować sałatkę.
Szacki skinął głową. Wstali. On - kolejne przyzwyczajenie, które zamieniło się w obsesję - wziął odrobinę rucoli i mozzarelli, prokurator wybrał grillowane karczochy i bakłażany, sałatę rzymską, trochę suszonych pomidorów. Na danie główne - ciągle nie odzywając się do siebie - wybrali tortellini z ricottą i grzybami oraz canelloni nadziewane szpinakiem, w sosie z gorgonzoli. Chyba tylko w alei Krakowskiej były lepsze pasty niż tutaj.
- Będzie mnie pan próbował przekupić czy zastraszyć? - spytał Szacki, kiedy wrócili do stolika.
Punkt dla niego. Jeśli milczał tak długo, bo zastanawiał się, jak rozpocząć rozmowę, to było warto. Nie spodziewał się takiego początku. Musiał się teraz trochę wycofać, a to od razu go stawiało na gorszej pozycji. Rucola wydała mu się bardziej gorzka niż zwykle.
- Widzę, że lubi się pan ubierać schludnie - powiedział, wskazując na jego garnitur.
- Wolę określenie: elegancko.
Uśmiechnął się.
- Elegancja zaczyna się od dziesięciu tysięcy. Pan jest schludny.
- A więc łapówka. Prawdę mówiąc, od jakiegoś czasu jestem ciekaw, ile mi zaproponujecie. Więc może proszę sobie darować te wstępy i wymienić kwotę. Będziemy wiedzieć, na czym stoimy, jeszcze zanim przyniosą makaron.
Drugi punkt. Albo z nim pogrywa, albo faktycznie chodzi mu o pieniądze. Czyżby to było aż tak proste? Tyle już wiedział o prokuratorze Szackim, że zapomniał, iż jest on źle opłacanym urzędnikiem państwowym, równie łasym na kasę jak wszyscy inni. Czuł się rozczarowany, ale faktycznie można załatwić całą sprawę przed makaronem. Spojrzał na siedzącego kilka stolików dalej mężczyznę. Tamten skinął głową, dając do zrozumienia, że prokurator nie ma podsłuchu ani żadnego innego sprzętu do nagrywania.
- Dwieście tysięcy. Za pięćdziesiąt pojedzie pan z rodziną w podróż dookoła świata. Chyba, że woli pan z kochanką, prawdę mówiąc, nie wiem, jak rozwinie się pański romans po wczorajszym czułym pocałunku. Za resztę kupi pan córce małe mieszkanko, żeby na nią czekało i zyskiwało na wartości.
Szacki wytarł usta serwetką.
- Potrąci mi pan z tej kwoty za doradztwo inwestycyjne? - zakpił. - Czy też darowizna jest obwarowana warunkami, w jaki sposób wolno mi wydać pieniądze?
Trzeci punkt. Za dużo powiedział i dostał po łapach. Najwyższa pora przejąć kontrolę nad tą rozmową.
- Dwieście tysięcy i oczywiście pomożemy panu udokumentować ten dochód. Propozycja jest poważna, więc proszę sobie darować żarciki.
- Dam panu odpowiedź w czwartek za tydzień.
Błąd.
- Nie, da mi pan odpowiedź teraz. To nie jest rozmowa w sprawie pracy, tylko oferta gigantycznej łapówki. Musi pan podjąć decyzję bez konsultacji z przyjaciółmi, żoną, kochanką, rodzicami czy kim tam jeszcze. Ma pan czas do - powiedzmy - skończenia naszego pożegnalnego espresso.
Szacki pokiwał głową. Kelner przyniósł pasty i zajęli się jedzeniem. Zamówili jeszcze po szklance wody, mimo klimatyzacji koszule lepiły się do pleców. Niebo było czarne, gdzieś w oddali grzmiało i błyskało, a ciągle nie spadła ani kropla deszczu.
- A jeśli nie? - zapytał Szacki.
- Będzie mi przykro. Przede wszystkim, dlatego, że jest pan doskonałym prokuratorem i podobno bardzo sympatycznym człowiekiem, ale przez przypadek dotknął pan świata, którego dotykać nie należy. Myślę, że te pieniądze by się panu przydały, ułatwiły życie. Zresztą spójrzmy prawdzie w oczy - ta sprawa i tak trafi na półkę.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Uwiklanie»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Uwiklanie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Uwiklanie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.