Zygmunt Miłoszewski - Uwiklanie
Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Uwiklanie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2011, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Uwiklanie
- Автор:
- Жанр:
- Год:2011
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Uwiklanie: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Uwiklanie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Uwiklanie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Uwiklanie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Karol Wenzel otworzył, od razu zaskakując go podwójnie: za drzwiami była zamontowana solidna krata, która dodatkowo oddzielała mieszkanie od korytarza, a sam Wenzel wyglądał jak osoba, której nikt nie mógłby podejrzewać o etat w Instytucie Pamięci Narodowej. Raczej o kontrakt menedżerski w dobrze prosperującej agencji reklamowej. Był dość nikczemnego wzrostu, niewiele chyba wyższy - jeśli w ogóle - od Toma Cruise'a, ale nic więcej nie można mu było zarzucić. Bosy, ubrany w szorty i białą koszulkę polo, sprawiał wrażenie osoby składającej się tylko i wyłącznie z mięśni. Nie w przerysowany sposób, jak kulturysta, lecz jak człowiek spędzający każdą wolną chwilę na uprawianiu sportu. Ogorzały, gładko ogolony, z czarnymi, gęstymi włosami na jeża. Musiał być w wieku Szackiego, ale prokurator wyglądał przy historyku jak jego wuj.
- Nie spyta się pan, czy ktoś mnie śledził? - zapytał Szacki zgryźliwiej, niż zamierzał, myśląc jednocześnie, że jakby stanął na palcach, to Wenzel mógłby mu przejść pod pachą.
- Wiedzą, gdzie mieszkam - odpowiedział krótko Wenzel.
Każdy szczegół wewnątrz mieszkania zdawał się krzyczeć: tu mieszka kawaler. Całość nie mogła mieć więcej niż trzydzieści metrów i kiedyś pewnie składała się z pokoju i kuchni. Teraz pomieszczenia były połączone w jedno. Dwa okna wychodziły na tę samą, zachodnią stronę. Pomiędzy nimi na ścianie namalowane było jeszcze jedno, a za nim - góry. Szacki nie był pewien, ale była to chyba grań Wysokich z Kozim i Zamarłą, widziana od strony Stawu Gąsienicowego. Dawno nie podziwiał tego widoku. Życie mija, a on tylko: praca, żona, praca, dziecko, żona, praca. Ale to się zmieni. Już się zmienia.
Całą jedną ścianę pomieszczenia zajmował regał z książkami i aktami - tylko to świadczyło o profesji gospodarza.
Reszta - biurko połączone z rozkładaną kanapą, telewizor, komputer i sprzęt hi-fi, głośniki w każdym kącie, plakaty ze wszystkich części Gwiezdnych wojen na ścianach oraz designerski ekspres ciśnieniowy na honorowym miejscu w kuchni - to były zabawki dużego chłopca, który mieszka sam.
- Chcesz kawy? - spytał Wenzel, wskazując na ekspres.
Szacki przytaknął. Pomyślał, że gospodarz mógłby przynajmniej dla formalności zaproponować przejście na „ty”, mimo że byli plus minus rówieśnikami i pracowali w tym samym zawodzie. Kiedy tamten krzątał się przy ekspresie, prokurator zastanawiał się, czy najpierw opowiedzieć historykowi o sprawie, czy o tym, że już go znaleźli. Wybrał pierwsze.
Zrelacjonował dokładnie przebieg terapii, opisał potencjalnych zabójców: Rudzkiego, Jarczyk, Kaima, Kwiatkowską, streścił rozmowę z Wróblem, który kazał mu szukać brakującej osoby. Opowiedział o szczęśliwych numerach Telaka, o gazetach i o dziwnym zabójstwie Kamila Sosnowskiego, po którym zaginął wszelki ślad w policyjnych archiwach. O rozmowie z kapitanem Mamcarzem i kartotece wyczyszczonej przez departament „D”, o którym Podolski nie chciał mówić.
Wenzel milczał przez chwilę, potem roześmiał się głośno.
- Jak dla mnie, to już wszystko wiesz - powiedział. - Trzeba tylko połączyć fakty.
- Błagam, bez zagadek.
- Ten Sosnowski, w wannie z poderżniętym gardłem, ze skrępowanymi razem rękami i nogami. Na pewno wiesz, kogo jeszcze skrępowano w ten sposób w latach osiemdziesiątych, tylko kilka lat wcześniej. Każdy wie.
- O Boże.
- Blisko.
- Ksiądz Jerzy.
- Właśnie.
- Chcesz powiedzieć, że Sosnowskiego zamordowała esbecja? Dlaczego?
Wenzel wzruszył ramionami.
- Albo po to, żeby utemperować jego starych, albo się pomylili. Takie rzeczy się zdarzały. Opowiem ci krótko, komu nadepnąłeś na odcisk, żebyś wiedział, o czym mówimy. Znasz pewnie mniej więcej ich schemat działania
- Departament III od opozycji, Departament IV od Kościoła, inwigilacja figurantów, urabianie osobowych źródeł informacji, centralna kartoteka, system teczek i tak dalej?
Szacki potwierdził.
- Ludzie myślą, że to była taka tam milicyjna biurokracja, a ci wszyscy esbecy, jak porucznik grany przez Kowalewskiego w Rozmowach kontrolowanych, ot, nierozgarnięci funkcjonariusze, którzy zbierali zbędne informacje. Tak na marginesie: nie cierpię Barei. A Chęcińskiego za te rozmowy też nie lubię.
- Bo?
- Bo to kłamstwo. Kłamstwo będące jakże na rękę tym skurwysynom. I które jest im na rękę cały czas. Kłamstwo, przez które ludzie uwierzyli, że PRL to był taki dziwaczny kraj, gdzie może nie było lekko, ale przynajmniej śmiesznie i wszyscyśmy dobrze się bawili.
- A nie było trochę tak? - Szacki osobiście uwielbiał filmy Barei.
Historyk westchnął i spojrzał na niego tak, jakby miał zamiar go wyprosić.
- Spytaj Kamila Sosnowskiego. Naprawdę myślisz, że to jedyna ofiara? Dlaczego nikt, do kurwy nędzy, nie chce zrozumieć, czym była PRL! Otóż była totalitarnym systemem opartym na represjonowaniu i gnębieniu obywateli przy pomocy wszelkich środków, gdzie najwięcej do powiedzenia miał - jakkolwiek by to patetycznie zabrzmiało - aparat terroru, czyli wszechobecne, inwigilujące nieomal wszystkich i w każdej chwili gotowe zareagować służby? Kurwa - Wenzel wyraźnie się wściekł - nie rozumiesz, że oni cały czas chcą, żebyś wierzył w Misia i Bruneta wieczorową porą? Nic dziwnego. Tam nie ma nic o więzieniach, wypadkach i zaginięciach. Nie ma Wydziału III, szantażu, sprzedawczyków. Nie ma tam Departamentu „D”.
- Przepraszam - ukorzył się Szacki. - W osiemdziesiątym dziewiątym roku miałem siedemnaście lat.
- A ja miałem osiemnaście. I co z tego? I to cię zwalnia z historycznej wiedzy? Pozwala ci sprowadzić twoje dzieciństwo i życie twoich starych do „ostatniej paróweczki”? Gratuluję. Może kup pół kilo berlinek i połóż na grobie Kuroniowi. Niech się pośmieje.
- Najmocniej przepraszam - wycedził Szacki - ale ja nie pracuję w IPN-ie. Nie dowiaduję się codziennie o esbeckich zbrodniach. A jak przychodzę, żeby się dowiedzieć, to zamiast otrzymać informację, zostaję opierdolony. Chcesz, żebym wyszedł, to mi to powiedz. Nie chcesz - to wyjaśnij, co wiesz. Resztę sobie daruj.
Wenzel zmarszczył brwi i zmierzwił sobie włosy.
- „D”, czyli dezinformacja i dezintegracja. To była najbardziej zakamuflowana struktura w MSW sami o sobie mówili „konspiracja w konspiracji”. Istniała zarówno centralnie, jak i w województwach, jako sekcja „D”. To byli ludzie od brudnej roboty. Ich działania polegały na rozsiewaniu plotek, skłócaniu opozycji, oczernianiu. Szantaże, porwania, pobicia, także zabójstwa. Wiem, że o tym nie słyszałeś, ale przecież ich istnienie jest logiczne. Wierzysz w aparat terroru, który ogranicza się do donosów i zeznań współpracowników? No właśnie.
Teodor Szacki nigdy się nad tym nie zastanawiał. Ba, nie słyszał o nikim, kto by to rozważał. Ale musiał przyznać, że to wszystko brzmiało wiarygodnie. Spytał, czego esbeccy cyngle - którzy zapewne mimo wszystko wkraczali w ostateczności - mogli chcieć od młodego studenta.
- Tak jak mówiłem: starzy albo pomyłka. Co robili jego rodzice?
- To też jest dziwne - mruknął Szacki. - Nie mam pojęcia. To był inteligencki dom, mogli być prawnikami, lekarzami. Nie udało mi się jeszcze ich znaleźć, zniknęli. Mam pewne fantastyczne podejrzenia, ale najprawdopodobniej wzięli młodszą córkę i wyjechali z nią za granicę. To najlepsza rzecz, jaką mogli zrobić w tej sytuacji.
- Pewnie tak. W każdym razie musisz wiedzieć, że u czerwonych nie pracowali debile. Bezpośredni zamach, tak jak to było w przypadku księdza Popiełuszki, oznaczał aferę, skandal, proces, burzę na Zachodzie. A jeśli komuś nagle zamordowano matkę w czasie napadu rabunkowego - tak przecież zginęła Aniela Piesiewiczowa - no cóż, wypadki chodzą po ludziach. Komuś dziecko się zagubiło albo uległo nieszczęśliwemu wypadkowi, komuś żona się spaliła w pożarze mieszkania. Pech. Ale ci, którzy mieli odczytać wiadomość - na pewno ją zrozumieli. Wiesz, kiedy zamordowano matkę Piesiewicza?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Uwiklanie»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Uwiklanie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Uwiklanie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.