Zygmunt Miłoszewski - Uwiklanie

Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Uwiklanie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2011, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Uwiklanie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Uwiklanie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Uwiklanie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Uwiklanie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Popatrzył jeszcze chwilę na zdjęcie, doszedł do wniosku, że chyba jednak nie ma pod spodem kostiumu kąpielowego, i poszedł do łazienki. Nieźle, nieźle. Już nie pamiętał, kiedy ostatnio uprawiał seks dwa razy dziennie.

3

Rozmowa z Karolem Wenzlem potoczyła się zupełnie inaczej, niż to sobie wyobrażał. Spodziewał się, że po prostu każe starszemu panu przyjść jak najszybciej do siebie, tymczasem głos po drugiej stronie słuchawki był młody, a jego właściciel nie miał zamiaru pojawić się w budynku prokuratury.

- Proszę mnie nie rozśmieszać - mówił dobitnie Wenzel, wymawiając „r” w wibrujący, nadpoprawny sposób. - Na liście miejsc, w których nie chciałbym z panem rozmawiać, pańskie biuro jest w pierwszej piątce. No, może dziesiątce.

Szacki spytał, dlaczego.

- A jak pan myśli?

- Jeśli pan powie, że obawia się pluskiew, to uznam, że lata obcowania z esbeckimi teczkami wpędziły pana w coś na kształt paranoi. - Szacki żałował, że nie może wprost określić stanu psychicznego swojego rozmówcy.

- Nie mam ochoty tłumaczyć panu oczywistości - żachnął się Wenzel. - Ale z dobrego serca doradzę, że skoro pan doszedł w swoim śledztwie - czegokolwiek by ono dotyczyło - do miejsca, w którym chce pan rozmawiać ze mną, to zalecałbym ostrożność. Żadnych przesłuchań w prokuraturze, rozmowy tylko przez prywatny telefon, maksymalna dyskrecja wobec kolegów, przełożonych i policji.

Teodor Szacki poczuł nagle, że słuchawka telefonu jest bardzo ciężka. Dlaczego? Dlaczego akurat jego to spotyka? Dlaczego w tym śledztwie nie może być jednego zwyczajnego elementu? Porządnego trupa, podejrzanych z półświatka, normalnych świadków, którzy z bojaźnią w sercu przychodzą na przesłuchanie do pana prokuratora. Dlaczego to zoo? Dlaczego każdy kolejny świadek jest bardziej dziwaczny od poprzedniego? Myślał, że po kocim doktorze Jaromirze Wróblu nic go już nie zaskoczy, a tutaj proszę: najpierw szalony lustrator, a teraz świr ogarnięty manią prześladowczą.

- Halo? Jest pan tam?

- Tak, przepraszam, miałem dziś ciężki dzień. Jestem bardzo zmęczony, przepraszam - powiedział, byle coś powiedzieć.

- Czy ktoś już wypytywał o pana?

- Słucham?

- Czy ktoś nachodził pańską rodzinę lub znajomych, rozpytywał o pana, podając błahe powody? Mógł być z policji, ABW UOP. Co, zdarzyło się coś takiego?

Szacki zaprzeczył.

- To może jeszcze nie jest tak źle. Ale zobaczymy jutro. Niech pan koniecznie wpadnie do mnie po dziesiątej. Będę czekał.

Prokurator Teodor Szacki przytaknął automatycznie. Nie chciał się kłócić. Chciał przeczytać nowy list od Moniki.

„Rok temu nad naszym morzem. Było fantastyczne słońce, jak w Grecji. Wczoraj widziałam, że sukienka Ci się podoba, więc voila: możesz ją mieć na stałe. A jakbyś chciał zobaczyć na żywo jakieś moje inne ciuchy (dziś nie ma ich wiele, przyznaję), to spotkajmy się po południu na mieście”.

4

Spotkali się na chwilę w parku Ujazdowskim. To było pierwsze miejsce, jakie przyszło mu do głowy, sam nie wiedział, dlaczego. Wychowywał się w tej okolicy i jeśli wierzyć zdjęciom z dzieciństwa, to bywał w tym parku najpierw w głębokim wózku, potem w spacerowym, potem z mamą za rękę, a w końcu sam przychodził tu z dziewczynami. Im był starszy - tym piękny miejski park stawał się bardziej miniaturowy. Kiedyś zdawał mu się pełen ścieżek wiodących donikąd, tajemniczych zaułków i nieodkrytych miejsc, dziś, wchodząc przez bramę, Szacki widział jak na dłoni wszystkie jego zakamarki.

Przyszedł wcześniej, żeby przejść się kawałek. Stary plac zabaw z powyginanymi stalowymi drabinkami, z których odłaziła farba, zastąpiły nowoczesne zabawki. Piramida z lin, skomplikowany małpi gaj z mostkami i zjeżdżalniami, huśtawki. Wszystko na podłożu z dziwnych, miękkich płyt, żeby upadki były jak najmniej dotkliwe. Tylko piaskownica stała w tym samym miejscu, co zawsze.

Pamiętał, że za każdym razem, kiedy przychodził tu z matką, stawał niezdecydowany ze swoimi zabawkami w ręku i patrzył na dzieci, które już się ze sobą bawiły. Drżał, bo wiedział, co za chwilę nastąpi. Matka delikatnie popychała go w kierunku dzieci, mówiąc: „Idź, pobaw się z kolegami. Spytaj, czy chcą się z tobą zaprzyjaźnić”. No to szedł, niczym na ścięcie, pewien, że za chwilę zostanie odtrącony i wyśmiany. I choć nigdy nic takiego się nie stało, za każdym razem, kiedy przekraczał z mamą furtkę parku, dławił go ten sam lęk. Do tej pory, kiedy na przyjęciu podchodził do grupy nieznanych sobie ludzi, pierwszym pojawiającym się w jego myśli zdaniem było: „Cześć, jestem Teodor. Mogę się z wami zaprzyjaźnić?”.

Ktoś zasłonił mu oczy.

- Grosik za twoje myśli, prokuratorze.

- Nic ciekawego, marzyłem właśnie o seksie z tymi dziećmi w piaskownicy.

Zaśmiała się i zabrała ręce. Spojrzał na nią i poczuł się zupełnie bezbronny. Cofnął się o krok. Zauważyła jego gest.

- Boisz się mnie?

- Jak każdej femme fatale. Chciałem zobaczyć, jak dziś wyglądasz - skłamał.

- I jak? - spytała, stając w kontrapoście. Miała na sobie pomarańczową koszulę z podwiniętymi rękawami, białą spódnicę i japonki. Wyglądała jak alegoria lata. Jej świeżość i energia były wręcz nie do zniesienia i Szacki pomyślał, że powinien uciec, w przeciwnym razie nie będzie w stanie się im oprzeć i zamieni swoje budowane z mozołem przez tyle lat życie w kupkę dymiących zgliszcz.

- Niezwykle - powiedział, w końcu szczerze. - Chyba nawet zbyt niezwykle jak dla mnie.

Spacerowali, rozmawiając o sprawach nieistotnych. Szackiemu sprawiało przyjemność słuchanie jej głosu, toteż podpuszczał ją, żeby mówiła jak najwięcej. Podrażnił ją trochę swoją wielkomiejską wyższością, kiedy dowiedział się, że urodziła się w Pabianicach. Opowiadała o rodzinie, o tym, że jej ojciec niedawno umarł, o młodszym bracie, starszej bezdzietnej siostrze tkwiącej w toksycznym związku, i matce, która postanowiła na stare lata wrócić do Pabianic. Jej opowieści rwały się, brakowało im puenty, Szacki nie zawsze za nimi nadążał. Nie przeszkadzało mu to.

Przeszli wokół stawu, gdzie dzieci rzucały kawałki bułki obojętnym z przejedzenia kaczkom, przeskoczyli po kamieniach sztuczny strumień, mający swoje źródło w zardzewiałej metalowej rurze - aż nadto widocznej - i dotarli na małe wzniesienie, zwieńczone pomnikiem czegoś nieokreślonego. Była to nowoczesna rzeźba, przypominająca trochę pączek wiedeński, tylko bez zmarszczek. Pokryta była miłosnymi wyznaniami i Szacki przypomniał sobie, że sam kiedyś wyrył tu inicjały własne i swojej „sympatii” z ósmej klasy podstawówki.

Oparł się o pomnik, ona usiadła w jego zagłębieniu. W dole szumiała w swoim wąwozie Trasa Łazienkowska, po drugiej stronie mieli Zamek Ujazdowski, po lewej pysznił się - jakżeby inaczej - kościoł-zamek, w którym kilka dni temu klęczał obok trupa Henryka Telaka.

Nic nie mówili, ale on wiedział, że jak jej teraz nie pocałuje, to - mimo wszystkich późniejszych tłumaczeń i prób racjonalizacji - nigdy nie przestanie żałować. Przezwyciężył, więc wstyd, strach przed wyśmianiem. Nachylił się i pocałował ją niezgrabnie. Miała węższe, twardsze wargi od Weroniki, mniej otwierała usta i w ogóle nie była mistrzynią całowania. Albo stała bez ruchu, albo kręciła głową i wpychała mu gwałtownie język do ust. Mało nie parsknął śmiechem. Smakowała fajnie - trochę papierosami, trochę owocem mango, trochę arbuzem. Szybko się odsunęła.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Uwiklanie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Uwiklanie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Zygmunt Miłoszewski
Zygmut Miłoszewski - Gniew
Zygmut Miłoszewski
Zygmunt Zeydler-Zborowski - Major Downar Zastawia Pułapkę
Zygmunt Zeydler-Zborowski
Zygmunt Zeydler-Zborowski - Kardynalny Błąd
Zygmunt Zeydler-Zborowski
Zygmunt Bauman - Identitat, (2a ed.)
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Dialektik der Ordnung
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Europa
Zygmunt Bauman
Krasiński Zygmunt - Nie-Boska komedia
Krasiński Zygmunt
Gloger Zygmunt - Dolinami rzek
Gloger Zygmunt
Domańska Antonina - Paziowie króla Zygmunta
Domańska Antonina
Zygmunt Krasiński - Moja Beatrice
Zygmunt Krasiński
Отзывы о книге «Uwiklanie»

Обсуждение, отзывы о книге «Uwiklanie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x