Wiktor Suworow - Złoty Eszelon
Здесь есть возможность читать онлайн «Wiktor Suworow - Złoty Eszelon» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Юмористическая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Złoty Eszelon
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Złoty Eszelon: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Złoty Eszelon»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Złoty Eszelon — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Złoty Eszelon», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Czas taki właśnie nadszedł, i trzynastą kompanię wypełniał zgiełk trzystu chłopaków, zabijających czas w oczekiwaniu na nieuniknione i teraz już bliskie zwolnienie do cywila. I wszyscy wypisywali zuchwałe hasła. Te same, które kiedyś jako młode wojsko, ścierali ze ścian po odejściu poprzednich roczników.
Przechodzenie pod oknami trzynastej kompanii jest raczej niebezpieczne. Z okien budynku wylatują puste butelki po wódce, przy czym mają zwyczaj wylatywać właśnie w tym momencie i w tym kierunku, z którego pojawia się nieostrożny przechodzień. Trzynasta kompania jest ogrodzona drutem kolczastym i strzegą jej uzbrojeni wartownicy. Tyle tylko, że drut ktoś regularnie przecina, a uzbrojony patrol pod naporem rezerwistów często odchodzi na bezpieczną odległość, przywracając rezerwie święte prawo obcowania ze światem zewnętrznym. I rozbrzmiewają świńskie przyśpiewki z koszarowych okien, i baby się sprowadza na całą noc, a nawet na cały dzień, i wychodzą nocami z trzynastej kompanii dzielni junacy ścierać się w walce wręcz z każdym, kto im się nawinie.
Nawet oficerom niezręcznie jest przechodzić pod oknami trzynastej kompanii. Zgodnie ze starą tradycją przechodzącym oficerom pokazuje się przez okno tyłek. Nie tyłek w portkach, ale goły. W dodatku nie zwyczajnie goły, jak na burżuazyjnym Zachodzie z okna przejeżdżającego samochodu; tu wystawia się tyłek z charakterystycznym, jemu tylko właściwym odgłosem. Oficer mógłby oczywiście wejść do środka, znaleźć żartownisia i przykładnie go ukarać. Ale jak go znaleźć? Ustawić w szeregu trzystu chłopa, kazać spuścić portki i szukać właśnie tego zadka, który go obraził swym wstrętnym widokiem i pogardliwym odgłosem?
Oficerowie starali się więc nie spacerować bez potrzeby pod oknami trzynastej kompanii. A jeżeli już musieli, to obchodzili przeklętą kompanię jak największym łukiem.
A w trzynastej kompanii wesoło. Tu się pije i pali podły tytoń. Tu się rżnie w karty, przegrywając swoje i cudze, tu noże latają, wbijając się we wszystko, co popadnie. Czasem nawet latają saperki. Zdarza się – że i siekiery. I pisk dziewuch, które nie wiadomo jak ominęły wysokie mury i ogrodzenia z drutu. A do grzechu cudzołóstwa trzynasta kompania ma wielką słabość.
Wśród wrzasków i śmiechu, w dymie papierosowym, na specjalnie dla niego zrobionym łóżku (na normalnym się nie mieścił) leży olbrzymie chłopisko; rzadko kiedy natura tworzy takich na podziw całej reszcie ludzkości. Nad jego łóżkiem wisi tabliczka, zdjęta ze sztabowego sejfu: NIE OBIJAĆ! W RAZIE POŻARU WYNOSIĆ W PIERWSZEJ KOLEJNOŚCI. Olbrzyma otacza tłum przyjaciół i wielbicieli. Rozbrzmiewa nad nim chór pytań: „Wiesz, Sałymon?…”„A pamiętasz Sałymon, jakeśmy wtedy w Bułgarii?…”, „A pamiętasz, jak tamtej nocy?…”
Sałymon wszystko pamięta, wszystko wie. Jego twarz, zeszpeconą szramą biegnącą przez cały policzek, rozjaśnia uśmiech.
– Sałymon, a jak nagle przyjdzie tu szef kompanii?
– Na chuju go wyniosę!
Trzynasta kompania pokłada się ze śmiechu.
– Sałymon, a jak przyjdzie dowódca brygady?
– To go tak kopnę w dupę, że jak będzie leciał przejściem, to wszystkie stołki uszami poprzewraca!
Znowu wybuch śmiechu.
– Sałymon, a jak sam Zubrow przyjdzie?
– A co mi tam Zubrow? Co to, czy ja się boję Zubrowa? Jasne, z nim trzeba postępować specjalnie. Powiem mu grzecznie: pan będzie łaskaw opuścić moją chawirę…
Już dopowiadając te słowa, Sałymon poczuł, że śmiechu w odpowiedzi nie będzie. Urwał. Nagle zapadła zupełna cisza. Sałymon odwrócił się, żeby zobaczyć, co ją spowodowało…
I natknął się na twarde spojrzenie.
Tuż obok, nie wiadomo skąd, pojawił się w przejściu między łóżkami pułkownik Zubrow, były dowódca pierwszego batalionu, w którym Sałymon rozpoczynał służbę, następnie dowódca Siódmej Brygady Specnazu, a teraz już szef wywiadu całego Odeskiego Okręgu Wojskowego…
Zubrow zawsze wszystkim imponował. Już choćby tym, że w każdej sytuacji miał lśniące oficerki. Wyglądało na to, że błoto się ich nie ima. We wszelkich okolicznościach, na najbardziej błotnistym poligonie świata, na przykład szyrokołanowskim, gdzie piechota przez wieki mięsiła glinę, niemal w niej tonąc, buty Zubrowa lśniły srebrnym blaskiem. Nikt nie znał sekretu jego butów: czy fruwał nad ziemią, czy może wszędzie zabierał ze sobą szczotkę i, gdy tylko zostawał sam, zajmował się tylko butami?
Poza tym Zubrow miał jeszcze inne zdumiewające właściwości. Na przykład diabelski uśmiech. Nikt nigdy nie widział go ponurego. Jego oślepiający uśmiech znało całe miasto, tak zresztą jak wszystkie inne miasta, do których rzucała go służba. Teraz też stał sobie, uśmiechał się ironicznie i wesoło, i zupełnie nie bał się tłuszczy, w każdej chwili gotowej się rozszaleć. I już za jego plecami niesforna rezerwa zaczynała ukradkiem wygładzać odzież, chyłkiem poprawiać0 pasy. A rozpustne dziewki, jakby pod wpływem jakiejś dziwnej mocy, pierzchły wszystkie naraz, i to tak, że trudno by je było odnaleźć.
Sałymon zachodził w głowę, skąd ten szatan w glansowanych butach miał tyle odwagi, żeby się pojawić w trzynastej kompanii. Skąd się bierze jego siła, która od razu ukróciła samowolę nagle przycichłego tłumu? Gdyby się pojawił z automatem w rękach, to jeszcze zrozumiałe, ale przyszedł bez automatu i bez ochrony. I widać właśnie brak broni i ochrony, właśnie ten beztroski uśmiech sparaliżowały wszystkich obecnych, zmuszając ich do zamilknięcia. Sałymon poleżał jeszcze chwileczkę, wstał zgarbiony i zaczął przestępować z nogi na nogę, zastanawiając się, jakby tu zatuszować swój żart. Popatrzył na swoje dłonie, na czubki butów, podrapał się po karku i zapytał:
– Mam nadzieję, towarzyszu pułkowniku, że was nie obraziłem?
– Uspokój się, Sałymon, nie obraziłeś. Obrażają się tylko ludzie słabi. Na obrażalskich lachę się kładzie i dalej jadzie. Spodziewam się, że nie zaliczasz mnie do mięczaków? Ale kładź się, kładź. Dlaczego wstałeś?
– Nie, towarzyszu pułkowniku, nie położę się. I nie jestem zadowolony z waszej odpowiedzi. Jak to wygląda: robię sobie z was jaja i nic mi za to nie będzie?
– Zupełnie nic. Co ci można zrobić? Już swoje odsłużyłeś.
Sałymon nie posiadał się z ciekawości. Nie. Zubrow nie z tych, co by puścili płazem obrazę.
– Więc mówicie, że nic mi nie będzie?
– To zależy. Jeżeli uważasz się za cywila, to choćby zaraz wypiszę ci dokumenty. Do rozkazu ministra obrony zostało jeszcze trzydzieści dni, ale ja mogę cię umieścić w szpitalu, załatwić papiery i wypuścić do domu w ciągu paru godzin. No, a jeżeli uważasz się jeszcze za żołnierza, to czeka cię okropna kara…
W koszarach zapadła absolutna cisza.
– Zbieram twardzieli do prawdziwej akcji, a ciebie nie wezmę.
Sałymon z obrazy aż przysiadł.
– Jak to nie weźmiecie? Mnie? Nie weźmiecie?
– Nie wezmę.
Sałymon dyszał ciężko, zabrakło mu słów.
– Wszystkich weźmiecie, a mnie, Sałymona, nie?
– Wszystkich wezmę, a ty zostaniesz tutaj.
– Nie macie prawa! – ryknął Sałymon, z góry wiedząc, że Zubrow ma prawo, i widząc, że wpadł, zwrócił się do przyjaciół i wielbicieli: – No, co to ma znaczyć? To bezprawie! Żadnej ochrony przed oficerską samowolą!
Nie doczekał się jednak poparcia. Koledzy mu nawet współczuli, ale jednocześnie zdawali sobie sprawę, że Sałymon obraził pułkownika – nieważne, że nie wiedział o jego obecności – a więc musi zapłacić hańbą, która jest gorsza od śmierci.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Złoty Eszelon»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Złoty Eszelon» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Złoty Eszelon» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.