Wiktor Suworow - Złoty Eszelon
Здесь есть возможность читать онлайн «Wiktor Suworow - Złoty Eszelon» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Юмористическая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Złoty Eszelon
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Złoty Eszelon: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Złoty Eszelon»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Złoty Eszelon — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Złoty Eszelon», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Cześć, Łubka! Ale się wymyłaś, paskudo!
– Lubasza, słyszałaś? Ostapieńcy idą! Zabalujemy z fajnymi chłopczykami!
– Lubka, zamienię dwadzieścia sztuk na dolce, po kursie południowo-zachodnim!
– Luba, kochana, padniesz: przywieźli mydło, cały transport!
Z tej kanonady powitań Lubka wyłowiła tylko nowe słowo „mydło” i zaczęła wypytywać, o co chodzi.
– Na kiego grzyba mydło, skoro wody nie ma?
– Nie bój nic, kochana, namydlisz się. Sienia Palony obiecywał, że towar poza Portofrankowską nie wyjdzie! Wyobrażasz sobie – kontenery z Ameryki, tak tam pisze: „Made in Canada”. Mój chłop przez całą noc w nadgodzinach rozładowywał, rano ledwie miał siły, żeby się napić rosołu!
W całej Kanawie aż wrzało, wszyscy omawiali sensacyjną wieść. Łubka nie kwapiła się iść do portu, obiły jej się bowiem o uszy słowa „dworzec” i „Specnaz”. Żaden śledczy nie wyłowiłby z wyszukanego odeskiego slangu związku między nadziejami Łubki na słodkie życie a trolejbusem „jedynka”, który rzeczywiście kursował tylko jeden raz na dobę.
Ale właśnie do tego trolejbusu wciskała swoją idealną figurę Łubka Tapeta, trzymając pod pachą własnej roboty torbę-banan. W torbie były: dowód tożsamości obywatelki Związku Radzieckiego, świadectwo urodzenia w mieście Odessie, paczka amerykańskich podpasek super na wypadek obfitej miesiączki, koronkowe majtki Diora, opakowanie bezpiecznych jednorazowych maszynek Gillette, orenburska chusta z koziego puchu i tomik Jesienina.
Na dworcu cuchnęło moczem, mazutem i innymi paskudztwami. Tutaj każdy pocałunek był jak ostatni. Tutaj uderzały w samo serce bezdomność i sieroctwo, i człowiek miał ochotę coś podpalić: jakiś magazyn albo komitet miejski.
W tłumie snujących się bez celu postaci Lubka dostrzegła jakieś zorganizowane działanie w pobliżu bocznicy, gdzie nie było żadnych obwieszczeń. Komenderował tam mężczyzna, przepasany czymś, co ściągało go w pasie mocniej, niż lekki pas z koalicyjką; był czarniawy, zgrabny, o zbójeckich oczach. Oczywiście Lubka ruszyła w kierunku, w którym ciągnęli wszyscy, nie poznając się nawzajem, albo zręcznie udając, że się nie znają. Łubka, wykonawszy serię zalotnych spojrzeń i podrygów pupą, ulokowała się na półce bagażowej razem z jakąś wywłoką. I zasnęła natychmiast, jeszcze zanim koła zastukały na stykach szyn.
– No jak, Zubrow, wszystko załadowałeś?
– Wszystko, towarzyszu generale.
– Wszystko sprawdziłeś?
– Tak jest.
– Szkoda, że nie mam drugiego wagonu artyleryjskiego. Musisz sobie radzić z jednym. W drodze kilka razy będziesz się musiał cofać, przeformowywać skład. Staraj się zachować taką kolejność, jak teraz: platforma balastowa z szynami, podkładami i narzędziami remontowymi, za nią wagon artyleryjski, potem lokomotywa spalinowa, za nią – cysterna z paliwem, wagon z kontenerem, wagony pasażerskie batalionu i otwarte platformy z wozami bojowymi i gazikami.
– A kogo tam jeszcze doczepiają?
– Dodatkowe obciążenie dla ciebie…
– Jakie obciążenie?
– Widzisz, Zubrow, kazano mi przy pierwszej sposobności wyekspediować do Moskwy towarzyszy partyjnych. I ty właśnie jesteś tą pierwszą sposobnością. I ostatnią.
– Litości, towarzyszu generale. Co ja pocznę z tymi darmozjadami? Czym ich żywić?
– Słuchaj, ani mnie, ani tobie nikt nie kazał dowozić ich do Moskwy. Mamy ich tylko wyprawić z Odessy. A później…
– Rozumiem, ale jak dojadę do Moskwy i każą mi napisać w raporcie całą prawdę…
– Prawdą będzie to, co napiszesz.
– A jak ja ich przewiozę przez zbuntowane tereny? Wiecie, jak tam ludzie nienawidzą komunistów? Będą z tego tylko kłopoty.
– Wręcz przeciwnie. Za przejazd przez zbuntowane terytoria zażądają od ciebie haraczu. Postawiłem ci wprawdzie w kabinie dowodzenia trzy walizy pieniędzy, tylko że nikt teraz nie chce radzieckich rubli. Na kogokolwiek byś się nadział, na anarchistów czy monarchistów, każdy chętnie wyrównałby rachunki z komunistami. Zresztą sam się zorientujesz. Mnie też nie jest na rękę ich teraz niańczyć. Ledwie wypędziłem znad Bielajewki ostapieńców – już się pchają inni. A na dodatek każą mi się jeszcze zajmować Mołdawią. Ale tym się nie przejmuj. Oto główne zadanie: z Moskwy przyszło polecenie, żeby dostarczyć nie tylko ładunek, ale i Amerykanina, który go wiezie. I choćby nie wiem co, ale jego musisz dowieźć całego i zdrowego… O, właśnie idzie. Przywitaj się grzecznie, potem ci wszystko wyjaśnię.
Poszedł krzepki uśmiechnięty facet, nieco starszy od Zubrowa, ubrany, jakby się wybierał na piknik.
– Mister Ross, to jest dowódca naszego pociągu. On właśnie dowiezie pana, tak jak się umawialiśmy, do samej Moskwy, i ładunek też pomoże dostarczyć na miejsce. Poznajcie się, panowie: pułkownik Zubrow.
Uścisk dłoni Amerykanina był sympatyczny: szczery i życzliwy.
– Na imię mi Paul – wymówił starannie.
– A mnie Wiktor. Świetnie mówi pan po rosyjsku, Paul!
– O, nie, nie. Brakuje mi praktyka. Będę rad ulepszać swój język. To jest nadzwyczajnie uprzejme, towarzysze, że tak miło zgodziliście się mi pomóc.
– Drobiazg – uśmiechnął się Gusiew. – To zwyczajna rzecz. Naszym obowiązkiem jest zacieśnianie kontaktów międzynarodowych. Poza tym wie pan przecież, jak się u nas teraz popiera prywatną inicjatywę. A pan jest wszak przyjacielem naszego kraju, Paul. Zaraz towarzysz Zubrow ulokuje pana w przedziale. Gdzie pański bagaż?
Cóż było robić? Zubrow przywołał Dracza, wziął go na bok i polecił półgłosem:
– Tego gościa – do oddzielnego przedziału, obok twojego. Ściśnij tam chłopców. I – jak z jajkiem. To Amerykanin. Uważaj, rozumie po rosyjsku. Później ci wszystko wyjaśnię, jak sam się połapię.
Kiedy Dracz zabrał zadowolonego Paula, za którym poniesiono walizy, Zubrow poprosił o szczegółowe instrukcje:
– Towarzyszu generale, jak mam go traktować w drodze?
– W tej kwestii nie mamy wytycznych. Masz go razem z ładunkiem dostarczyć całego i zdrowego, to wszystko. Sam nie mam pojęcia, co to za ptaszek. Jeżeli szpieg – wieziesz go do aresztu. Jeżeli konsultant, który wie, jak się obchodzić z tym tajnym sprzętem – to znaczy, że pracuje dla naszych. Kiedy go powitałem, z pełną pompą, a jakże, to wcisnął mi legendę, że jest biznesmenem. Wiezie kontener mydła do Moskwy według umowy z jakąś spółką. Na wszelki wypadek przyjąłem legendę za dobrą monetę i zaproponowałem mu pomoc. Wytłumaczyłem, że szybciej niż eszelon wojskowy nikt go nie dowiezie. Rżnie głupa: wszystkim się zachwyca, o wszystko wypytuje. Trzeba przyznać, że zręcznie to robi. Więc dopóki nie bryka, najlepiej udawaj, że wierzysz w te banialuki. Ale nie spuszczaj go z oka!
– Tak jest, towarzyszu generale!
Lokomotywa szarpnęła wagonami. Zubrow wskoczył do ostatniego i generał Gusiew nie zdążył ani uścisnąć mu ręki, ani życzyć szerokiej drogi.
Tak więc ruszył eszelon: z batalionem, z nieznanym ładunkiem, z tajemniczym cudzoziemcem, z partyjnymi bossami, z portowymi prostytutkami, które się doń nielegalnie zakradły, i z bezzasadnie pompatyczną nazwą „Złoty”.
Rozdział 6
Tu Głos Ameryki z Waszyngtonu. Po trzydniowym pobycie w Zimbabwe, do Antananarivo, stolicy Demokratycznej Republiki Madagaskaru, przybył z wizytą państwową prezydent Gorbaczow. Dostojnego gościa witali: prezydent republiki, przewodniczący Narodowego Frontu na Rzecz Obrony Malgaskiej Rewolucji Socjalistycznej admirał Didier Ratsiraka, prezes Rady Ministrów podpułkownik Victor Ramahatra i pozostali członkowie Najwyższej Rady Rewolucyjnej. Po krótkiej paradzie, w której wzięły udział obydwa bataliony Armii Rewolucyjnej i wszystkie dwanaście MiG-ów Obrony Powietrznej Kraju, prezydent Gorbaczow wygłosił do zgromadzonych długie przemówienie, wielokrotnie przerywane oklaskami. Obecni z ogromnym entuzjazmem wysłuchali relacji radzieckiego gościa o sukcesach pierestrojki. Część oficjalną spotkania zakończył późną nocą tradycyjny taniec wojowników Betsimisaraka i uroczysty bankiet na świeżym powietrzu.”
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Złoty Eszelon»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Złoty Eszelon» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Złoty Eszelon» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.