Dorota Terakowska - W krainie kota

Здесь есть возможность читать онлайн «Dorota Terakowska - W krainie kota» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

W krainie kota: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W krainie kota»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Nowoczesna baśń o poszukiwaniu własnej tożsamości i rozumieniu samego siebie. Pomysł fabularny zaczerpnięty z symboliki Tarota, którego znaczenia można śledzić na kartach książki. Opowiedziana historia Ewy, jej trzymiesięcznego synka i uratowanego przez główną bohaterkę kota, który odwdzięcza jej się wyprawami w Krainę Tarota sugeruje, że życie ma swoją drugą stronę – tajemniczą, magiczną.

W krainie kota — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W krainie kota», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

A zatem zapadła decyzja: Dziecko będzie nosić imię Jan. Janek. Skoro tak, to należało tę decyzję uprawomocnić. Mąż miał wolne przedpołudnie, wsiedliśmy więc w samochód, stawiając na tylnym siedzeniu nosidełko z Dzieckiem, i wyruszyliśmy do miasta, odległego o trzydzieści minut jazdy, gdzie mieściły się wszystkie ważne urzędy.

Mieliśmy szczęście. W urzędzie, w którym wypisywano akty urodzenia, w ogóle nie było kolejki. Przyjął nas sympatyczny starszy pan, który na widok naszej trójki (Dziecko nieśliśmy w nosidełku) radośnie się zaśmiał:

– Śliczna, fantastyczna rodzinka… Jak z obrazka! – zawołał z zapałem, wywołując w nas odruch zdziwienia. Nie przywykliśmy do aż tak wylewnej serdeczności nieznanych urzędników. I wtedy mąż leciutko mnie trącił, równocześnie wskazując na coś dyskretnym ruchem. Na biurku, obok stosu opasłych akt i wielkiego, odrobinę starożytnego komputera, stała wysoka szklanka z jasnym, pieniącym się perliście napojem. Nadal nie wiedziałam, o co chodzi, ale gdy urzędnik zaśmiał się równie perliście jak ów płyn, bez żadnego powodu – zrozumiałam, w czym rzecz. Urzędnicy państwowi na ogół wypijają w pracy mnóstwo szklanek podłej herbaty. Ten jednak pił szampana!

– Och, patrzą państwo na moją szklankę… – zaśmiał się znowu i upił solidnego łyka. – To szampan – wyjaśnił takim tonem, jakby nam zdradzał wielką tajemnicę. – Obchodzę dzisiaj trzydziestolecie pracy i niewdzięczni koledzy oraz szefowie zapomnieli! Po prostu zapomnieli! Nie dostałem ani dyplomu, ani zwiędłego kwiatka, nie mówiąc już o pamiątkowym zegarku ze stosownym, wygrawerowanym napisem: „Drogiemu i niezapomnianemu koledze za trzydzieści lat wspólnej pracy”. Nic! Nawet życzeń nie dostałem! – i urzędnik znowu zaśmiał się radośnie. – Wszyscy zapomnieli. A ja tymczasem specjalnie dziś ubrałem nowy garnitur, nowiutką białą koszulę i nowy, drogi krawat… A oni nic! Więc poszedłem do najbliższego sklepu i kupiłem butelkę najdroższego szampana. Jak jubileusz, to jubileusz. Oni zapomnieli, ale ja nie. Powinien być szampan, więc jest szampan. Tyle że go sam wypiję, im zaś… (tu wskazał ruchem głowy na sąsiednie drzwi) im zaś nie dam ani kropelki! A może państwo napiją się ze mną? Będzie mi niezwykle miło i uroczystość nabierze, że tak powiem, właściwego charakteru.

Napiliśmy się. Niedużo. Adam prowadził, a ja karmiłam. Za to urzędnik wypił całą szklankę i ponownie ją napełnił.

– A teraz wypiszemy akt urodzenia. Proszę podać imiona uroczych rodziców oraz imię uroczego potomka… To córeczka? Synek? W każdym razie śliczne! – powiedział z emfazą i na wyrost, równocześnie wstając i zaglądając do nosidełka. Wtedy się wzdrygnął. Spod czapeczki „uroczego potomka” wyzierał kłąb jaskrawo marchewkowych włosów, on sam zaś spojrzał mu prosto w twarz jednym okiem. Tym zielonym. Drugim patrzył na mnie.

Urzędnik bez słowa ponownie usiadł przy biurku, wyjął urzędowy druk i zaczął go wypełniać. Szampan apetycznie musował w szklance, więc jubilat co chwila wychylał spory łyk.

– Imiona rodziców?

– Adam i Ewa.

– Płeć, imię dziecka, data i miejsce urodzenia…

Mąż wyrecytował wszystkie dane i zakończył wynikiem zawartego przez nas kompromisu, czyli imieniem naszego synka.

– Jan.

– Jak? – zachichotał urzędnik.

– Jan. Janek.

– Był ostatnio taki serial? – zdziwił się urzędnik.

– Nie – odparł mój mąż. – To znaczy, mam nadzieję, że nie – poprawił się zaraz.

– Państwa zdrowie! Ale ostatnio modni są Andżelika i Patryk – zachichotał i dorzucił: – W sąsiednim pokoju od ręki mogą wpisać dziecko do paszportu któregoś z rodziców…

Pomysł uznaliśmy za pożyteczny. W końcu zawsze może się zdarzyć, że nagle będziemy musieli gdzieś wyjechać. Zatem pożegnaliśmy miłego urzędnika i w sąsiednim pokoju, gdzie również nie było kolejki, jakaś starsza, ubrana na szaro dama skrupulatnie przepisała dane z aktu urodzenia do mojego paszportu.

Już po chwili akt wrócił do męża, który złożył go na pół i schował do portfela. Złapaliśmy za uchwyty nosidełka i zadowoleni pobiegliśmy do samochodu.

– Istniejesz teraz także oficjalnie, masz na imię Janek i w dodatku wpisano cię do paszportu! Możesz podróżować, gdzie chcesz – oznajmiłam Dziecku z triumfem, gdy nasze auto ruszało spod urzędu. Dziecko łypnęło na mnie zielonym okiem, bo błękitnym spoglądało na trzymany przeze mnie paszport. Otwarłam go na odpowiedniej stronie, aby porozkoszować się oficjalnym dowodem istnienia naszego Dziecka, i… I znieruchomiałam z wrażenia.

– Pokaż mi ten akt urodzenia – zażądałam od męża.

– Przecież prowadzę… A na ulicy jest wściekły ruch – powiedział z wyrzutem. – Dam ci go w domu.

– Daj teraz – powtórzyłam z naciskiem.

W moim głosie było coś, co nakazało mężowi przytrzymać kierownicę jedną ręką, podczas gdy drugą wyjął portfel. Akt urodzenia tkwił w przegródce na dokumenty. Wyjęłam go tak gwałtownie, że o mały włos rozdarłabym na pół.

…no tak. W akcie, rzecz jasna, było wpisane to samo imię co w moim paszporcie. W dodatku i tu, i tam wypisano go czarnym, eleganckim tuszem i pięknym, kaligraficznym pismem: Jonyk. JONYK.

– J-o-n-y-k – przeliterowałam powoli.

– Że co? – spytał mąż. – Co ty mówisz?

– Czytam imię naszego Dziecka. Jonyk – powtórzyłam cierpliwie i nagle zaczęłam chichotać tak, jakbym to ja wypiła sama butelkę szampana.

– Jaki Jonyk? Co ty wygadujesz? – zdziwił się Adam, ale zaniepokojony zahamował, biorąc ode mnie akt urodzenia i mój paszport. W obu dokumentach stało jak byk: płeć – męska, imię – Jonyk.

– Ten pijany drab…! ten ochlapus…! ten upity analfabeta…! – mój mąż wydobywał z siebie kolejne inwektywy, nie mogąc ze złości dokończyć zdania. Obojętne zresztą, co chciał powiedzieć, to fakt pozostawał faktem. Akt urodzenia można było, od biedy, natychmiast poprawić, mimo że jego treść została już wpisana w opasłe księgi urzędu. Ale mój paszport? Paszport muszę wymieniać! Długa i nudna procedura…

– Dajmy temu spokój – powiedziałam. – Niech na razie będzie Jonyk. Gdy znajdziemy chwilę wolnego czasu, to pójdziemy, wyjaśnimy nieporozumienie i wymienimy dokumenty. A teraz jedźmy do domu, bo jestem głodna.

Mąż nagle też zachichotał. Z jego tak długo i z trudem wymyślanego „najprostszego imienia w całym świecie” zrobiono dziwacznego Jonyka. W życiu nie słyszałam o takim imieniu!

– To widocznie z serialu, który dopiero będzie – znowu zachichotałam i już po chwili zaśmiewaliśmy się oboje. Dziwne, ale gdy obejrzałam się na tylne siedzenie, leżący w nosidełku Jonyk robił wrażenie, jakby też się śmiał.

Ledwo otwarliśmy drzwi domu, od razu, na samym Progu, powitał nas Kot.

– Kotyk – powiedziałam. – Skoro jest Jonyk, co potwierdzają nawet urzędowe dokumenty, to może być i Kotyk. W końcu do tej pory nie wymyśliliśmy żadnego imienia dla kota. Co to za kot, który nie ma imienia?!

– Kotyk – zgodził się mąż, a Kotyk łypnął na niego zielonym okiem. To błękitne utkwił we mnie. Ciekawe, ale to błękitne zawsze wydawało mi się mniej przyjemne niż zielone. Choć równocześnie to zielone – i u Dziecka, i u Kotyka – wydawało mi się mniej normalne.

Kotyk z Jonykiem najedli się i zaraz zajęli ulubione miejsce przed kominkiem. To znaczy, ja położyłam tam Dziecko, a Kotyk od razu do niego przylazł. Oboje z lubością wpatrywali się w ogień.

– Jutro rano mam w szpitalu ważną i trudną operację – powiedział nagle mąż. – Cała nadzieja w tym, że Janek… tfu… Jonyk… nie, nie! nigdy się nie przyzwyczaję…! cała nadzieja w tym, że Dziecko nie będzie się drzeć i da mi się wyspać.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «W krainie kota»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W krainie kota» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Silverberg - Z Cezarem w krainie cieni
Robert Silverberg
Dorota Terakowska - Lustro Pana Grymsa
Dorota Terakowska
Dorota Terakowska - Dobry adres to człowiek
Dorota Terakowska
Dorota Masłowska - Paw królowej
Dorota Masłowska
Dorota Terakowska - Poczwarka
Dorota Terakowska
Dorota Terakowska - Tam, gdzie spadają anioły
Dorota Terakowska
Dorota Terakowska - Samotność bogów
Dorota Terakowska
Dorota Terakowska - Ono
Dorota Terakowska
Dorota Terakowska - Córka Czarownic
Dorota Terakowska
Trish Morey - Kita moteris
Trish Morey
Отзывы о книге «W krainie kota»

Обсуждение, отзывы о книге «W krainie kota» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x