Każdy dzieli jest wyrwanym kłem z paszczy wilka, może nadejdzie czas, że nie będzie już mógł kąsać. A jednak wszyscy uważają, że narkomania jest nieuleczalna, więc skąd brać wiarę i siły na pracę Syzyfa?
Lubię chodzić do herbaciarni. Tu nie można palić, pija się aromatyczne herbaty i można posiedzieć w ciszy, odpocząć. Nie palę papierosów dzięki karate.
Odwiedzam wszystkie księgarnie. Ogarnął mnie szał kupowania książek, chcę nadrobić lata pustki intelektualnej, w której żyłam.
Narkomania wysysa ze wszystkiego jak złośliwy upiór.
Dokonuję rzeczy niemożliwych. Sama wychodzę z narkomanii w tajemnicy przed światem. Tylko rodzice mają świadomość mego istnienia, ale i oni nie są w stanie przewidzieć, co mnie czeka każdego dnia, każdej nocy, kiedy powraca BÓL. Wtedy myślę sobie – niestety wyreanimowano mnie. I później czuję, że dobrze się stało. I wtedy boję się, że to zmarnuję.
Baśka weź się za mordę. Smutno ci? Świetnie, zrób sto pompek więcej. I nie daj się sobie.
Profesor Dąbrowski nie żyje. Tak, w ten sposób wykańcza się u nas wielkich ludzi.
Wierzę w dezintegrację pozytywną. I tak traktuję moje szaleństwo.
Mądra jesteś, Basiu, coraz mądrzejsza. Odblokowuje się twój intelekt, usypiany i niszczony przez lata, ale i on nie potrafi sobie poradzić z codziennym pragnieniem śmierci, z tęsknotą za morfiną, z samotnością.
Przeklęta nadwrażliwość. Może da się coś z nią uczynić.
Pojechałam z Iwoną do Warszawy. Pokazywałam jej inną stolicę: Pasaż, Centralny, Rutkowskiego, wszędzie pełno zaćpanych ludzi i dystrybutorów.
Byłyśmy u Św. Anny na mszy. Właściwie było nas troje: Iwona, Bóg i ja.
Zawiozłam Iwonę do MONARU w Głoskowie. Spotkałam się z Kotanem. Chyba nadal nie wierzy, że z tego wyjdę. Poruszałam się po ośrodku jak ktoś obcy, daleki od tych spraw. Iwona chłonęła każde słowo i gest społeczności. Wyjechałyśmy nad ranem. Nie mogłam tam dłużej pozostać.
Monarowcy sądzą, że wrócę do ćpania. Powiedzieli mi, że zawsze mogę wrócić do Ośrodka. Nie wrócę.
Jeżeli zdarzy się tak, że znowu zacznę brać, wtedy już mnie nikt nie odratuje. Już nie przeszłabym tego!
Ludzie z roku uważają mnie za osobę silną i twardą. To chyba przez treningi karate. Oni do kina, na imprezę, a ja zasuwam w Dojo, wyciskając pot z kimona. Mimo to moje obsesje mnie osaczają i męczę się ze sobą. Spowiadam się sama przed sobą. Urojone błędne koło.
W kraju ciągle coś się dzieje. Strajki okupacyjne, głodowe, studenckie.
Wiesz, Basiu, chyba zaczynam Cię trochę lubić. Może coś jeszcze z Ciebie będzie. Jak sądzisz?
Skąd się bierze tyle siły w człowieku, kiedy wydaje się zupełnie przegrany, stracony, omotany tysiącami sprzeczności. I wtedy zatrzymuje się w chaosie, przystaje, nasłuchuje i wyłapuje jedną dźwięczną nutę, która go prowadzi w życie, trochę po omacku, lecz dobrą drogą.
Wykładowcy wyczuwają moją nerwowość. Niektórzy mi o tym mówią. Anglik stwierdził, że jestem rozkojarzona.
Żyję dopiero 8 miesięcy. Jestem niemowlakiem, jak mogę być inna?
Zaczyna się ze mną dziać coś niedobrego, mam ból głowy i wrażenie, że się zdematerializowałam. Nie ma mnie. Pustka.
Nadal mnie nie ma. Nie poszłam na zajęcia.
Na zajęciach czułam się jak małe, zaszczute zwierzątko. Wsiadłam do pociągu i pojechałam do domu.
Byłam u lekarza. Przepisał mi jakieś prochy. Usiłuję przetrzymać samą siebie.
Nie wiem, co mi jest, i nie chcę wiedzieć. Alkoholicy nazywają to suchym kacem, narkomani dołem.
W domu czuję się najbezpieczniej.
Jestem osaczona. Sobą i własnymi myślami. Wystarczy odnowić kilka starych kontaktów, układów. Nie, starych układów już się ma, przecież Oni nie żyją.
Wejść w produkcję hery? Rosiek, co tobie się znowu roi. To droga do ostatecznego zeszmacenia. Choroba, która pociąga za sobą przestępstwa. Nie można zarażać nią innych. To morderstwo. Uchroniłaś się od tego, więc o co ci chodzi, biedna chora głowo?
Ty, nie bądź taka sprytna, nie oszukuj się tak parszywie, bo unicestwisz się podle i bezwzględnie.
Będziesz tak ohydna dla siebie, że spluniesz sobie w twarz, w ogłupiałą maskę. Chcesz wpaść w bagno, a tam nawet nie ma dna. Nie ma. Tam nic nie ma. Ćpun – skurwysyn, ćpun – złodziej, ćpun – morderca. Nic na to nie poradzę, że tak to wygląda.
Nie okłamuj już siebie, Basiu, nie oszukuj. Nie daj się sobie.
Chciałabym sobie odciąć język. Wtedy nie trzeba odpowiadać na pytania, tłumaczyć się, mówić tylu zbędnych słów, porozumiewać się.
Nie mogę chyba być psychologiem.
W naszym pokoju zaległa cisza. Justyna także przestała mówić. To szaleństwo.
Wygrzebuję się z wilczego dołu. Uśmiecham się do siebie. Czuję, że jest mnie więcej we mnie.
Opera Dziadek do orzechów na syntezatorach. Takiej muzyki mi dzisiaj było trzeba.
Och, mamo, jak bardzo cię kocham, a znowu byłam blisko…
Coraz więcej narkomanów widuję na ulicach Katowic. Wszyscy młodzi, początkujący, jak zdeptane kwiaty usiłują jeszcze zaistnieć przed śmiercią, którą noszą w sobie, którą wstrzykują z pierwszą dawką narkotyku. Samobójstwo rozłożone na miesiące, lata czy godziny. Są jak skoszona trawa, która legła na podmokłym gruncie, zgniją nie dając pożywienia i nikt już ich nie chce pielęgnować, bo są zarażeni.
Dobrze, że jesteś Dzienniku i mogę pisać i pisać, wieczorami i nocami, przetrwać siebie i to, co mnie otacza.
Justyna powoli oswaja się ze mną. Ona wyczuwa, dlaczego milczę, i nie pyta o nic.
Pierwszy dzień wiosny. Dzisiaj tamta powróciło i uderzyło mnie. Opowiedziałam wszystko mojemu Małemu Przyjacielowi. Cierpliwie wysłuchał i przyjaźnie warknął. I poszliśmy na spacer przywitać wiosnę.
Na ile można poznać drugiego człowieka? Na tyle, ile on sam pozwala.
Moje nowe wiersze nie są już tak pełne śmierci.
Zdrowie jakoś wytrzymuje napór życia, podróży, treningów, niedojadania – kiedy wszystkie pieniądze wydam na książki. Zaczynam regenerować się od środka i wątroba nie wzdyma się już jak balon po każdym posiłku.
Ach, głowa, głowa! Czemu tak często boli. Ból rozsadza czaszkę, uciska jak obręcz, zniekształca widzenie rzeczywistości…
Płacisz, Rosiek, za tamto życie. I za to nowe także.
Na wydziale strajk solidarnościowy. To wszystko wywołuje u mnie wewnętrzne rozdrażnienie. Boję się jeszcze każdej zmiany, nie umiem się tak szybko przystosowywać.
Zmiany mojego nastroju są dla ludzi z roku zaskoczeniem, lecz powoli przyzwyczajają się. Oni nie rozumieją mego smutku, nie znają jego przyczyny.
Читать дальше