Czy ja to ja?
Czy możliwe jest wyleczenie z narkomanii? Jest to choroba nieuleczalna. Więc jakie mam szanse, jaki sens próbować?
Diagnoza lekarska: ogólne wyczerpanie fizyczne i psychiczne. Skoki ciśnienia, duszność. Wszystko boli, wszystko się sypie, jakby bez narkotyku nie chciało funkcjonować. Mój organizm jeszcze nie potrafi się przestawić na życie bez trucizny. I wiem, że mam wątrobę, nerki, śledzionę. Tak jakbym rozsypywała się na poszczególne elementy fizyczności, osobne organy, narządy. Cielesność zawładnęła myślami i uczuciami.
Czy istnieje skala bólu? On wypełnia nas do granic wytrzymałości, a jednak go znosimy.
Chciałam być samotną wyspą, ale przeczytałam, że to niemożliwe.
Przychodzi taki moment, że wszystko przytłacza mnie, dławi, paraliżuje. I wtedy czuję, że żyję w szklanej kuli, a świat jest zdeformowany, jakbym patrzyła przez wypukłe szkło.
Byłam z rodzicami w lesie na jagodach. To takie niesamowite – przytulić się do mchu, zrywać świeże owoce i cieszyć się.
Ach, te daty, które są zawsze pretekstem do zaćpania i mają tyle znaczeń.
Wbijam paznokcie w chore żyły, by przetrzymać ból, ale nie wiem, czy to się uda. Nie wiem, czy ktoś naprawdę wyszedł z narkomanii.
Wymyślam sobie różne rzeczy na przyszłość i… przyłapuję się na pytaniu o dawkę, którą teraz mogłabym wziąć, by nie przedawkować, by była optymalna, nie zwaliła z nóg, nie rozdrażniła z niedoćpania.
Nie, Basiu, nic z tego. Nie zaćpasz. Zrozum to w końcu.
Już widać hipów na ulicach. To ciebie, Basiu, nie dotyczy, to jest poza tobą.
List od Anny – wierzy we mnie. Czy ja wierzę w siebie?
Dekabrysta zbierał na ulicy pieniądze na wódkę. Ksiądz Andrzej mówił o godności człowieka.
Doskonalenie się w samotności.
Msza przeciwko narkotykom.
Jutro wyjeżdżam na praktykę studencką, tak zwyczajnie. Jeszcze do mnie nie dociera, że zwykłe życie może być moim udziałem. Nie wiem, jak mam zachowywać się wśród ludzi, nie pamiętam, jak się żyje z normalnymi.
W domu zostawiam mojego Małego Przyjaciela. Mój pies przeczuwa, że wyjeżdżam i cały czas za mną chodzi.
Mieszkam w akademiku w Ligocie. To jakiś cyrk – skoszarowano nas i chcą nam nawet organizować wolny czas. Nie wolno nam jeździć do domu. Traktują nas jak głupich smarkaczy.
Mieszkam razem z Iwoną.
Tęsknie za domem. To uczucie spadło na mnie w sposób niezrozumiały.
Nikt nie wie, że jestem odpowiedzialna za swoje szaleństwo i w przeciwieństwie do normalnych ludzi nie skrzywdzę nikogo.
Z Iwoną i Justyną będziemy obsługiwać stołówkę studencką. Duża rzecz – zmywanie talerzy po 1200 osobach.
Właściwie to ja zupełnie nie wiem, jaki jest ten świat. Iwona przygląda mi się uważnie i pyta, o czym tak ciągle myślę. Wyłączam się. Uciekam w siebie, w swój świat. Boję się ludzi.
Moje serce nie wytrzymuje takiego obciążenia pracą.
Muszę wytrwać. Choćbym miała upaść w te tysiące talerzy.
Strajki nadal trwają.
Iwona już nie pyta o moje milczenie.
Jednak pojechałam do domu. Pies odtańczył swoją radość. Zakończono strajki w Szczecinie i Świnoujściu. Powstały wolne związki zawodowe.
Śniłam człowieka z układem krążenia na zewnątrz. Blada postać pęczniała w zwoju poskręcanych żył i tętnic pulsujących rytmicznie. To bardzo niebezpieczne wystawiać się na urazy świata.
Mam wrażenie, że wszyscy ludzie przyglądają mi się na ulicy, jakby znali moją tajemnicę. Wiem, że to absurdalne, lecz to natrętnie powraca.
Lato ciepłe, a ja nie mogę chodzić w ubraniach z krótkimi rękawami, bo dowody moich win są wypisane na przedramionach. I nie tylko.
Dobrze, że brać studencka toleruje dziwactwa, więc można przejść przez ich sito „w swoim stylu”.
Zaczyna strajkować Śląsk.
Kolejne nieprzespane noce. Już wiem, na czym polegają imprezy studenckie w pokoju obok. Czy muszą wyć całą noc?
Nadal boję się przebywać w grupie ludzi, wtedy czuję się osaczona z każdej strony.
Kiedyś chciałam popełnić samobójstwo, bo nie miałam siły, by przetrzymać realny świat. Ale odkąd poznałam tajemnicę, umieranie stało się tylko jedną chwilą uniesienia.
Tak po prostu można bez lęku zadzwonić do domu i usłyszeć ciepły głos mamy. Jest spokojniejsza, kiedy przebywam w Katowicach – tutaj więcej ćpunów niż u nas, ale ona o tym nie wie. To niepojęte, lecz moi rodzice nadal nic nie wiedzą o narkomanii.
Jest to pewna zmiana środowiska i jestem tu anonimowa, mimo wszystko. Wyłapuję ich wzrokiem na ulicach. Są. Jest ich tak wielu.
Iwona zabrała mnie do kościoła Franciszkanów. Wydawało mi się, że zaraz runą na mnie mury i zmiażdżą za wszystkie winy.
Iwona nie wie, kim jestem.
Czy kiedyś będę umiała jej zaufać? Czy ona tego pragnie?
Nie mogę pozbyć się pytań o przyczynę istnienia. A może zadaję niewłaściwe pytania?
Przyglądam się normalnym ludziom, słucham ich opowieści. Kim są na co dzień? O czym marzą, co czują, czego pragną, kogo kochają, czego nie znoszą, w co wierzą, o co walczą, kiedy się smucą? Nie wiem. Dla mnie są nieznanymi zwierzętami, które inaczej postrzegają świat. Zupełnie nie rozumiem ich problemów, tak jak oni nie wiedzą nic o narkomanii.
A jednak żyjemy obok siebie, śmiejemy się, rozmawiamy, przeżywamy.
Wymuszają na nas zrobienie kabaretu na koniec praktyki, inaczej nie dostaniemy zaliczenia. Nie trzeba tego robić, kabaret jest na co dzień, wystarczy się rozejrzeć wokoło, tylu błaznów nas otacza.
Chciałabym być na samotnej, dzikiej plaży i zjednoczyć pulsujące skronie z szumem fal, i poczuć ciepło piasku, wniknąć w jego ziarenka, i rozsypać się na wszystkie strony świata.
Przyglądam się modlącej Iwonie. Jest wtedy cała zatopiona, zjednoczona z Bogiem.
Nie potrafię się modlić.
A może ich choroba polega na tym, że to Oni są rozszczepieni na tysiące światów, nakładają setki masek w zależności od sytuacji
Często „wyłączam się” poza Nich, kiedy powracają bolesne wspomnienia. Zakłopotanie zagłuszam nerwowym śmiechem lub zbędnymi gestami.
Wydaje mi się, że jestem usychającym drzewem, przeniesionym z pustyni do wspaniałej oazy, lecz nie mam szans na przyjęcie się w nowej glebie. Za późno.
To, co Ich podnieca do życia, mnie powoli zabija.
Powrót do domu utrudniony strajkiem komunikacji miejskiej.
Wytrwałam…
Chodzę z psem na spacery nad rzekę. Rozmawiam z nim i opowiadam, co mnie boli.
Oni nieustannie pytają mnie, kim jestem, jakby bycie człowiekiem nie wystarczyło do życia wśród nich.
Noc nadal jest zwiastunem demonów. Kim się jest, kiedy drugiego człowieka traktuje się jak martwego?
Читать дальше