Widzę, że Marzena się kończy. Tak, to chyba niedługo koniec. Ćpa jak szalona. I ciągle o tym mówi. Chciałabym ją ratować, ale wiem, że to niemożliwe.
To nasze życie od zastrzyku do zastrzyku jest tak okrutnie bezsensowne. Tak chciałam zaćpać się, by nie czuć bólu, siebie, nic nie czuć. Marzena już chyba nic nie czuje. Ona oślepła. Pusta strzykawka jej nie interesuje. Trzeba wstać i iść szukać towaru. Trzeba wstać.
Jak można przetrwać noc, taką noc, gdzie wszystko jest ostateczne i nieodwracalne? I nie można umrzeć. I trzeba tu być. Dlaczego musiałam umrzeć za życia?
Wiesz, Baśka, jak to było, wiesz o tym doskonale, tylko sama nie chcesz przed sobą się przyznać. Wiesz wszystko, ty stara ćpunko. Chciałaś ćpać, mocno żyć, olewałaś wszystko i teraz płacisz za to okrutnie. I do tego byłaś beznadziejną idealistką. A co najgorsze, nadal nią jesteś mimo wszystko. Więc bierz nową działkę i nie narzekaj, że dręczy cię przeszłość. Marzena śpi dzisiaj spokojnie i nie dusi jej astma. Powinnam zadać pytanie, która z nas pierwsza? Bilans jest mniej więcej wyrównany, obie mamy uszkodzony mózg i wątrobę, ja mam chore serce, a ona ma astmę. Ja dłużej ćpam, ale za to nie miałam wszczepionych żółtaczek. I ja wierzę w swoją śmierć, a ona jeszcze nie.
Marzena jest w bardzo złym stanie. Organizm już nie przyjmuje narkotyków. Co jakiś czas ląduje w szpitalu i ucieka stamtąd. Tak to wygląda, jakby ją gnało do śmierci. A przecież ona nie chce umierać. Nigdy nie przyjmowała do wiadomości, że ktoś wykończył się po ćpaniu. Uważała zawsze, że to było coś innego. Chyba zgubiłyśmy się już dokładnie w tym szaleństwie. Nic o sobie nie wiem. Narkotyki powodują agresję. A jaka byłam kiedyś? Nie pamiętam. Jesteśmy szalone. To już jest szaleństwo.
Po co żyjesz na tym świecie, jeżeli nic ci z tego świata nie smakuje? Sted, masz rację.
Są podobno granice, których nie wolno przekraczać. Ja mam wrażenie, że przekroczyłam je wszystkie. Jestem degeneratką. Psychika została zatruta przez narkotyki. A ciało? Śmiesznie mówić o tym czymś „ciało”. Rozkład za życia, biologiczny rozpad.
Marzenę w ciężkim stanie zabrało pogotowie.
Byłam wieczorem w szpitalu, jeszcze nie odzyskała przytomności. Lekarz mi powiedział, że stanie się cud, jeżeli ona to przeżyje. Czy to już naprawdę koniec?
Marzenko, nie umieraj. Nie zostawiaj mnie samej.
Po południu drzwi otwierają się i staje w nich… Marzena. Była blada, żółta, zielona. Puścili ją, ale lekarz powiedział, że był to jej ostatni zastrzyk, następnego nie przeżyje.
Powiedziała mi, żebym się nie martwiła i że jutro załatwia sobie leczenie.
Marzena nie żyje. Umarła wieczorem. Zrobiła sobie ten ostatni zastrzyk w tajemnicy przede mną. Zamknęła się w łazience. Czułam, że coś się tam dzieje, wyważyłam drzwi. Był już właściwie koniec. Przeniosłam ją na łóżko i wezwałam pogotowie. Usiłowałam ją reanimować, serce nawet na chwilę ruszyło. Lekarz z pogotowia stwierdził zgon.
Gdy zabrali ciało, ulotniłam się, lekarz wezwał milicję. Całą noc chodziłam po ulicach jak otępiała, podświadomie tylko czułam jakiś straszliwy ból.
Poszłam do znajomych ćpunów Marzeny. Powiedzieli, że mogę trochę u nich zostać. Dają mi nawet ćpanie, boją się, żebym im nie odstrzeliła na głodzie.
A więc tak to wszystko się kończy. Nastąpił koniec wszystkiego. Trzeba się z tym pogodzić. Marzenko, siostro, złączyły nas nasze pokręcone życia. Dlaczego musiałaś tak wcześnie odejść? Kim byłaś?
Byłaś narkomanką, tak jak ja. Ale zanim się nią stałaś, byłaś biednym, nieszczęśliwym człowiekiem.
I stało się. Za późno było, by żyć, by walczyć o siebie. Może i nie warto było? A może warto?
Przeczuwałam jej śmierć. Dlaczego jej nie ratowałam? Marzenko, odeszłaś, zostawiłaś mnie. Nikt nie umiał ci pomóc.
Czym jest bezsilność? Do pokoju wpadła ważka o bardzo delikatnych skrzydełkach. Gdybym ją chciała wynieść z pokoju, uszkodziłabym jej coś i zginęłaby. Ale nie przeżyje nocy w mieszkaniu. Czyli nie mogę już nic dla niej zrobić. Mogę tylko skrócić jej cierpienie, zabić ją od razu. Przysiadła w kącie, chyba zrezygnowała z walki o życie. Jestem bezsilna. Widzisz, Baśka, trzymasz się idiotycznie tego życia, masz przecież tę ostatnią nić w swoim ręku. To tylko twoja sprawa.
Ciągle szukam winy, chyba tam, gdzie jej nie ma. Dlaczego Marzena musiała umrzeć? Wracają wspomnienia.
Poznałyśmy się na Białej Sali, już wtedy mówiłyśmy o śmierci. Marzena chciała mieć białą trumnę. Wtedy to może były makabryczne żarty, teraz jest to bolesna rzeczywistość.
Śmierć była zawsze wokół niej. Bała się jej, chciała żyć. Ale nie miała szansy na inne życie. Marzenko, nie było mnie na twoim pogrzebie, muszę się nadal ukrywać. Miałaś chyba spokojną śmierć, uśpiła cię heroina. Całkowity stan nieświadomej przyjemności umierania. Dokąd tak ci się śpieszyło, dokąd odeszłaś? Żegnaj, Marzenko, żegnaj siostro, przyjaciółko. Wybacz mi, że nie umiałam cię uratować.
Milicja szaleje, szukają mnie. To znaczy tej dziewczyny, z którą mieszkała Marzena. Nie wiem jeszcze, czy kojarzą mnie z tamtym wyrokiem sądu. Nie mogą mnie złapać. Zamknęliby mnie w psychiatryku. Ćpuny mają cykora, ale nadal pozwalają mi u siebie mieszkać. Bardziej się boją tego, że zacznę sypać. Myślą, że dużo wiem o ich kontaktach z Marzeną. Robią mi codziennie zastrzyk z moją działką, ale boją się mnie bardzo. Sądzą, że jestem mocno stuknięta. Wydaje mi się, że jestem sama w tym okrutnym mieście. Takiej przejmującej samotności nie odczuwałam nigdy. Wydaje mi się, że przegrałam, zanim zaczęłam grać w życie, Anno, jakie to wszystko jest smutne. Byłam głupia, uparta, głupio zawzięta, sama nie wiem, co jeszcze.
Baśka, weź się za mordę. Tak nie można. Wiem, że tak nie można. Ale jak znieść ten cholerny ból, siebie?
Jestem całkowicie rozwalona. Musiałabym pozbierać się po kawałku. Dopasować je po kolei. Ale nie potrafię wyjść z błędnego koła. Chyba już nie ma stąd wyjścia.
Chyba nie było innej drogi. Gdyby nawet to wszystko odwrócić, gdyby móc wrócić do tamtych szczenięcych lat, to chyba byłoby to samo. Mój pierwszy zastrzyk morfiny, gdy miałam 14 lat i euforia z powodu wejścia do świata ćpunów. I pogarda dla zwyczajnych i przeciętnych. I ja, wielka, ważna gówniara, która była sama dla siebie idolem.
Może ktoś mógł mnie zawrócić z tej drogi? A może nie? Wiedziałam tylko, że nigdy nie będę po ich stronie.
Chciałam napisać list do Anny. Zaczęłam nawet, ale w końcu zniszczyłam go. Co mogę jej jeszcze powiedzieć? Chyba skończyłam swoją opowieść. Walczyłaś, Anno, o mnie do końca. A ja cichutko, potajemnie niszczyłam siebie i nie było na to żadnej rady. Miałam szansę w MONARZE, gdybym naprawdę zechciała.
Narkotyki nie sprawiają mi już żadnej przyjemności. Tylko powodują, że nie jest mi aż tak źle. To tak, jakbym była, a teraz mnie nie ma. Jest jeszcze coś biologicznego, co trzeba przerwać, bo nie ma prawa do egzystencji. Ugrzęzłam na samym dnie. Widać w lustrze jeszcze tylko oczy, które patrzą na cały mój upadek. Moje oczy, które tak kiedyś chciały poznawać świat Przestaję się bać. Bo chyba wiem, co mam teraz zrobić, wiem to już od dawna. Kiedyś utraciłam radość życia, teraz należy doprowadzić rzecz do końca. Nie mogę nawet patrzeć na narkomanów. Ale oni są biedniejsi ode mnie. Bo ja już wiem.
Читать дальше