– Trzeba by iść do przewodniczącego.
– A jest?
– Jest, ale zajęty.
– To poczekam.
Na to odezwał się pan Władzio:
– Jak zajęty, to już będzie do końca zajęty.
– Ale ja tu kiedyś pracowałem przed laty – powiedziałem. – Tu, w tym pokoju, mieściły się podatki. Jeszcze was wtedy nie było. I takich biurek nie było.
Panu Władziowi jakby głupio się zrobiło. Dziewczyna spuściła głowę.
– To może pójdę spytam się. – I spojrzała na mnie oczami już nie urzędniczki, podniosła się i wyszła.
Nie musiałem długo czekać, przyjął mnie od ręki, choć miał niby być zajęty.
– Siadaj – powiedział. Zdziwiło mnie, że nie Pietruszka. Widać sobie przypomniał, choć po tylu latach. O, postarzał się i bardziej jeszcze pogrubiał, że mu aż przyciasno w poręczach fotela było. Nos mu się też jakiś bułowaty zrobił i oczy jakby ciężej niż kiedyś patrzyły, czy może o czymś myślał, zanim tu do niego wszedłem. Ni to zaśmiał się, ni skrzywił:
– Co, na tamten świat się już wybierasz?
Siadłem, tarmosząc się z laskami. Ale jakby nie spostrzegł, że o laskach jestem.
– I co ci tak pilno?
– Niepilno mi – rzekłem. – A gdyby nawet, to państwu z niczym nie zalegam. Tyle, coście mi ten podatek na raty rozłożyli. Ale zanim umrę, spłacę, nie martw się.
– A czy ja się martwię? Chcesz, umieraj sobie. Umrzeć każdemu wolno. To nie sprawa gminy. Ale chcesz cementu, tak, a to już sprawa gminy.
– Osiem metrów tylko.
– Osiem metrów, osiem metrów. Tu nie chodzi ile, tylko na co. Ty myślisz, że ja mogę tak na wszystko, na co komu się zabździ. Jest w przepisach jak wół, na co mogę. Na podniesienie plonów, proszę bardzo, bo to rozwój gospodarczy, mogę. Ale czego nie ma, to nie ma i koniec. Co cię tak z tym grobem znów napadło? Zdążysz jeszcze. A póki co, mógłbyś o życiu pomyśleć. Nie namawiam cię na krowy czy świnie, bo koło tego trzeba się nachodzić, a ty, widzę, z nogami nie tego. Ale taką fermę kur czy kaczek. Fermy popieramy. Miałbyś i ty grosz, i państwo pożytek. Moglibyśmy ci pożyczkę dać. Proszę bardzo. Złóż podanie, ja podpiszę. Procent mały, raty długie, potem część ci się umorzy. I zamiast nieboszczyk, pan jesteś. Kury ci gdaczą, kaczki kwaczą. Zajrzysz, aby jeść podrzucisz i tysiączki ci rosną. A przyjdzie zaraza, masz ubezpieczenie, państwo ci zwraca i na nowe dostajesz pożyczkę. To nie to, co kiedyś, że za każdą kokoszką trzeba było płakać. Ta kropiata, tamta jarzębata, ta zielononóżka. Zdychała, to jakby zdychał Wałek, Franek, Bartek. A nawet jajko poznawało się, od której jest. Teraz wszystkie białe, to białe, czerwone, to czerwone, nie ma już kokoszek, jest produkcja, bracie. Albo szklarnię. Popieramy. Proszę bardzo. Ogórki, pomidory, szczypiorek, sałata, rzodkiewki, zbyt jest. Nie musiałbyś się martwić o odstawę. Przyjechaliby, zabrali, każdą ilość. Paczki swoje mają. A grób budynek niegospodarczy, produkcji mi nie podniesie. Ileś tam cementu tylko w ziemię pójdzie.
– Osiem metrów, już ci powiedziałem.
– Choćby osiem metrów. Ale tłumacz się potem, że zamiast na silosy, na groby rozdajesz. Od razu zła gospodarka, niewłaściwe podejście. Albo mogą ci powiedzieć, że za stary już jesteś. O, nie brakuje tu takich, co by chcieli się jednego dnia mnie pozbyć. Zaczynają już gadać, że mi na emeryturę czas. A tu jeszcze cztery lata, szmat czasu. A to znów, że szkół nie mam, tylko kursa. Musisz wiedzieć, młodzi idą z dyplomami, a zadziera to nosy jak cholera. Ich tam nie obchodzi to czy tamto, tylko wszystko naukowo. Krowa, żeby miała sześć cycków, zboże po dwa kłosy, świnie cztery szynki. A niedługo będą chcieli tamten świat zaorać, zasiać. I nawet nie chcą wierzyć, że była kiedyś wojna. A co w wojnę można było skończyć? Las. Ty najlepiej wiesz. Szczęście, że ma człowiek tę głowę na karku i jakoś sobie radzi.
Ale to już nie te czasy, o, nie te czasy, kiedy ty tu pracowałeś. Dzisiaj by się już nie dało tak. Dzisiaj każdy metr cementu musi dać ci przyrost w plonach, w mięsie, mleku, jajach, warzywach. Wszystko ci wyliczą. I wciąż coraz więcej. A tu chłopy, chcesz produkcji,, daj cementu. Mógłbym i sto sztuk, jak przewodniczący chce, ale musiałbym chlewnię rozbudować. Mógłbym to, mógłbym tamto, ale cement, cement. A cementu przyjdzie wagon, dwa i nie wiadomo, kiedy znowu przyjdzie wagon, dwa. To aż mi nieraz głowa pęka, komu dać, komu nie dać. Pójdę w dzień zaduszny na grób teścia, to zamiast o teściu, myślę, ile by to było obór, chlewni, silosów z tego cementu, co tu w ziemię poszło. I aż serce mi się kraje. A tu mam jednego takiego w gminie, co aby patrzy, żeby szlag mnie trafił. I gdzie może, podgryza. Starej.daty ten przewodniczący, głupi ten przewodniczący i partyjny.też żaden. A stypendium z gminy daliśmy mu. Magister, cholera. Tylko każ mu zrobić coś. Albo przyjdzie zarządzenie, to głupie zarządzenie. Dla nich wszystko głupie. A zarządzenie to zarządzenie. Nie ma mądre, głupie, tylko trza wykonać. A myślisz, że od czego osiwiałem? Ze starości? Nie. Krzepę w sobie czuję jak za dawnych lat. Nieraz bym jakie drzewo złapał i go z korzeniami wyrwał. A moją Józkę mogę pięć razy przez noc. Tylko że jej już za dużo i ten raz na tydzień. Za staram mówi, Leoś, już dla ciebie. Byś się z młodszą ożenił, to i ty byś odmłodniał. Ano, kiedyśmy się żenili, byłaś młoda, mówię jej, i nic nie poradzisz. Ale nieraz sobie myślę, może by się i ożenić. Czemu nie? W gminie coraz młodziej. Tu spojrzysz, tam spojrzysz, śmieją się, rumienią, to aż się rwie coś w tobie. Ale spróbuj się ożenić. Zaraz ci powiedzą, że coś jakbyś tego. Bo na takim stanowisku trzeba być jak łza. To niech będzie już Józka. Choć żal, bracie. Ty za przeproszeniem wybierasz się na tamten świat, a co masz siwych włosów, ledwo parę nitek. A ja siwy jak gołąb. I z czego’! Bo wciąż myślę i myślę. A tu jeszcze trzeba prawidłowo myśleć, słusznie, zgodnie z instrukcjami, nie jak ci się chce. I po gospodarsku. Sprawiedliwie. Przyszłościowo. To weź policz, ile to myślenia. Godzin urzędowych, Bracie, już nie starcza. Trzeba myśleć i w domu. W twoich czasach było inne życie. Mogłeś nawet do gospody pójść w urzędowych godzinach. Albo przez trzy dni nie przyjść. A spróbuj dzisiaj. Niechby zobaczyli, że przewodniczący pije. Choć ci powiem, że nieraz bym się z chęcią upił i do nieprzytomności. Żeby choć na trochę o tym wszystkim zapomnieć. Przyjdzie noc, ludzie śpią, a ja wiercę się z boku i na bok i myślę, na ten przykład, komu dać tu cement, komu nie dać, a przeważnie komu nie dać. Bo dać by można wszystkim. Tylko z czego? Sraczki ludzie już z tym budowaniem dostali. Aż się moja Józka nieraz budzi, a przestałbyś się wiercić. Myśli tylko, myśli. I tak nic nie wymyślisz. Pomódl się już lepiej. Ano, bym się nieraz i pomodlił. Ale jak na takim stanowisku? Pomódl się ty, Józia, za mnie, a może i mnie ulży. Widzisz, stara żona też się na coś przyda w ciężkich czasach. A młodej by się tylko gzić chciało. Nie myśl może, że się boję ci podpisać. Podpisuję tyle lat i jakoś to idzie. Gdybyś, dajmy na to, podwórze chciał wycemen-tować. Podpisuję i już. Czy schody do chałupy zrobić. Podpisuję, biorę to na siebie. Nogi masz nie tego, inwalidom idziemy na rękę, tłumaczenie jest. Czy choćby wychodek. Podpisuję, wola boska. Budynek gospodarczy czy niegospodarczy, można by się spierać. Ale grób to grób. Śmierć, tamten świat i trochę coś z Bogiem. No, nie wszyscy. Dla niektórych byłeś i cię nie ma. Choć ja bym tam nikomu nie wierzył. Człowiek, żeby tak powiedzieć, rzecz zawiła, pokrętna. Nigdy nie wiadomo, czy mu się coś nie odmieni. A tu idzie na życie. Słyszysz, w radiu mówią, w telewizji pokazują, w gazetach się pisze, na zebraniach się gada. Na zły czas, bracie, trafiłeś. Życie trzeba nam ulepszać. I słusznie. Bo się ludziom należy żyć lepiej. Za długośmy tamtym światem żyli, że tam nam będzie lepiej. Że tam sprawiedliwiej. Że tam chóry anielskie. Tu musi być lepiej. I będzie! O, na ostatnim zebraniu podjęliśmy uchwałę, że się drogę do Zarzecza wybuduje, będzie chodził pekaes. A jak drogę, to i most. Nie będą się już wozy topić. Młodzież chce boisko, wybuduje się i boisko, niech już lepiej piłkę kopią, jakby mieli pić. Dom kultury by się przydał. Będzie dom kultury, nie od razu, ale będzie. A chcesz wiedzieć, to myślimy i o wodociągach. Dośćśmy się już nachodzili z nosiłkami do stoków. Tylko se odkręcisz i ci woda leci. A jak dobrze pójdzie, to nawet tę naszą rzeczkę kiedyś się zastawi i będzie jezioro. Domków się nastawia, przyjadą letniki. Będzie żyć, ech! Może nawet ryby będą. Jeszcze kiedyś wybierzemy się połowić. A planujemy, żeby i bażanty w polach były. Sprowadzimy i się puści. Kosisz sobie, a tu bażant w twoim polu. I od razu raźniej ci się kosi. A prócz tego stonkę tępią. A gospodę na księgarnię się przeznaczy i się nową wybuduje. Póki stara droga była, wystarczyła ta. Ale teraz więcej jest przejezdnych niż miejscowych, to trzeba i o nich pomyśleć. Już się Marzec ofiarował, że da sochę drewnianą. Powiesiłoby się ją nad drzwiami i.by się nazwało „Pod Sochą”. A myślimy, żeby chór założyć. Co ma każdy sam w chałupie śpiewać. No i starzy umierają, a z nimi i pieśni. A na którąś wiosnę posadzimy drzewa wzdłuż tej nowej drogi. Mamy nawet hasło, zasadź drzewo, a będziesz miał cień. Wyznaczymy dwa drzewa z hektara. Wiązy, lipy, akacje. Zobaczysz, jak zielono będzie. A ty mi tu z tym grobem. Już ci powiedziałem, grób to tamten świat. A kogo tam ciągnie, ten, znaczy, nie chce na tym żyć. A to gorzej, niż gdybyś podatków nie płacił. Podatek się w najgorszym razie da umorzyć czy rozłożyć na raty. A kto żyć nie chce, znaczy, w tył go ciągnie, znaczy, świadomość jego coś nie tak. Oj, Szymek, Szymek, bracie, i kiedyż ty wreszcie przestaniesz być chłopem? Po pańszczyźnie więcej jak sto lat minęło. Sanacji już mało kto pamięta. A i okupacji niedługo się zapomni. I najwyższy czas. Za długo z tyłu nas bolało. Pomieszał się nam ogon z głową. O przyszłości czas pomyśleć. A ty do niej chcesz się grobem odwrócić, tak?.Mało cię obchodzi, bo ty sobie umrzesz? A ja jak się w razie czego wytłumaczę, że na tamten świat rozdaję cement? Znaczy, wierzę, że jest życie pozagrobowe, skoro przydziałami objąłem i groby. A ty sam najlepiej wiesz, że ja zawsze byłem niewierzący. Ni choinki, ni szopki u mnie nigdy byś nie spotkał. A kolędników pędziłem jak psy. I w lepsze życie zawsze tylko wierzyłem. Lepsze życie było moją gwiazdą betlejemską.
Читать дальше