– Eulaliuszu, jakiś młody człowiek chce się z tobą zobaczyć. Przybywa z Aleksandrii.
Biskup dźwignął się z wysiłkiem z klęczek, wspierając się na ramieniu mężczyzny, który przerwał jego modlitwę.
– Powiedz, Efremie, cóż to za ważna osoba, że przeszkadzasz mi w modlitwie?
Efrem, dojrzały mężczyzna o szlachetnej twarzy i opanowanych ruchach, dobrze wiedział, że nie wolno przeszkadzać biskupowi, chyba że wydarzy się coś nadzwyczajnego.
– To nieco dziwny chłopak. Przysłał go mój brat.
– Przybył od Abiba? Jakie wieści przynosi?
– Nie wiem, chce rozmawiać tylko z tobą. Jest zmęczony, wiele tygodni był w drodze.
Eulaliusz wraz z Efremem wyszli z małego kościoła i skierowali się do przylegającego do niego domu.
– Kim jesteś? – zapytał Eulaliusz smagłego młodzieńca, którego spierzchnięte wargi i nieobecne spojrzenie wskazywały na wyczerpanie.
– Szukam biskupa Edessy.
– Stoi przed tobą. A kim ty jesteś?
– Pochwalony niech będzie Pan! Eulaliuszu, mam ci do przekazania ważne wieści. Czy możemy pomówić w cztery oczy?
Efrem popatrzył na Eulaliusza, ten zaś skinął głową. Efrem wyszedł.
– Jeszcze nie powiedziałeś mi, jak się nazywasz – zwrócił uwagę biskup.
– Jan, na imię mi Jan.
– Usiądź i opowiadaj, jakież to wieści przynosisz.
– Trudno w nie uwierzyć, ale ufam, że Pan Bóg pozwoli mi cię przekonać.
– Zaczynaj więc.
– To długa historia. Jak już powiedziałem, nazywam się Jan. Tak samo nazywał się mój ojciec, ojciec mojego ojca, jego dziad i pradziad. Historia mego rodu sięga pięćdziesiątego siódmego roku, kiedy to w Sydonie żył Tymeusz, przywódca pierwszej wspólnoty chrześcijańskiej. Tymeusz był przyjacielem Tadeusza i Josara, uczniów naszego Pana, Jezusa, którzy mieszkali tu, w Edessie. Wnuk Tymeusza nazywał się Jan.
Uroczysty wstęp i powaga na twarzy młodego Jana zaintrygowały Eulaliusza, choć wciąż nie rozumiał do czego przybysz zmierza.
– Wiesz zapewne, że dawniej w tym mieście istniała wspólnota chrześcijańska, której poparcia udzielał król Abgar. Po śmierci króla jego syn, Maanu, zaczął prześladować chrześcijan, odebrał im dobytek, wielu zmarło śmiercią męczeńską za to, że nie chcieli wyprzeć się wiary w Chrystusa.
– Znam historię miasta – przerwał zniecierpliwiony Eulaliusz.
– Więc wiesz pewno, że Abgar, chory na trąd, został uzdrowiony przez Jezusa. Josar przywiózł do Edessy całun, w który owinięte było po śmierci ciało Pana. Kiedy święte płótno dotknęło chorej skóry Abgara, stał się cud i król wyzdrowiał. Na całunie widnieje nadzwyczajny obraz: odbicie sylwetki Chrystusa wraz ze znakami jego męki. Jak długo żył Abgar, tkanina ta była otoczona czcią niczym najcenniejsza relikwia, bo odbiło się na niej oblicze Chrystusa.
– Powiedz, młodzieńcze, dlaczego Abib cię do mnie przysłał?
– Wybacz, Eulaliuszu, wiem, że wystawiam na próbę twą cierpliwość, ale wysłuchaj mnie do końca. Kiedy Abgar przeczuł nadchodzącą śmierć, kazał swoim przyjaciołom, Tadeuszowi, Josarowi i Marcjuszowi, królewskiemu architektowi, ukryć całun w bezpiecznym miejscu. O miejscu tym wiedział tylko Marcjusz i nawet dwaj uczniowie Jezusa, Tadeusz i Josar, go nie znali. Marcjusz obciął sobie język, gdyż wiedział, że czekają go tortury i obawiał się, że może wyjawić, gdzie schował relikwię. Cierpiał męczarnie, podobnie jak wielu innych chrześcijan z Edessy. Oprócz niego tylko jedna osoba wiedziała, gdzie architekt ukrył cenne płótno.
Eulaliusz patrzył na chłopaka z niedowierzaniem. Czuł mrowienie na plecach. Jan nie wyglądał na szaleńca, a jednak historia, którą opowiadał, wydawała się nieprawdopodobna.
– Marcjusz powiedział Izazowi, siostrzeńcowi Josara, gdzie ukrył płótno. Izaz zbiegł z miasta, zanim dosięgnął go miecz Maanu, i dotarł aż do Sydonu, gdzie mieszkali Tymeusz i jego wnuk Jan, moi przodkowie.
– Zabrał ze sobą płótno?
– Nie. Wiedział jedynie, gdzie zostało schowane. Tymeusz i Izaz przysięgli, że spełnią wolę Abgara i uczniów Jezusa: całun nigdy nie wyjedzie z Edessy, należy do miasta, trzeba go pilnie strzec, dopóki nie będzie pewności, że nie zagraża mu żadne niebezpieczeństwo. Uzgodnili, że kiedy poczują zbliżającą się śmierć, a chrześcijaństwo wciąż będzie w Edessie prześladowane, powierzą sekret komuś innemu, ten zaś nie może zdradzić go nikomu, jeśli nie będzie pewny, że nic już nie grozi relikwii. Tak miało być, dopóki chrześcijanie nie odzyskają spokoju i bezpieczeństwa. Tymeusz i Izaz zdradzili miejsce ukrycia Janowi, wnukowi Tymeusza, więc co pokolenie jeden mężczyzna z mojego rodu staje się powiernikiem tajemnicy tego płótna.
– Boże święty! Co ty mówisz? Czy to nie opowiastka wyssana z palca? Jeśli zmyślasz, zasłużyłeś na karę. Nie wypowiada się imienia pana Boga na daremno. Powiedz, gdzie jest relikwia? Przywiozłeś ją ze sobą?
Jan zdawał się nie słyszeć słów Eulaliusza.
– Przed kilkunastoma dniami zmarł mój ojciec – ciągnął. – Na łożu śmierci powierzył mi tajemnicę świętego całunu. To od niego dowiedziałem się o Tadeuszu i Josarze oraz o Izazie, który przed śmiercią naszkicował plan Edessy, by mój przodek, Jan, lub któryś z jego następców, wiedział, gdzie szukać tkaniny. Mam ten plan. Jest na nim zaznaczone miejsce, w którym Marcjusz schował całun.
Młodzieniec zamilkł. Rozgorączkowane oczy zdradzały, w jak ogromnym żyje napięciu, odkąd poznał sekret.
– Powiedz, dlaczego twoja rodzina dotychczas nie wyjawiła tej tajemnicy światu?
– Ojciec powiedział mi, że lepiej zachować ostrożność, gdyż płótno może wpaść w niepowołane ręce.
Oczy Jana zaszły mgłą. Nie dość, że jego duszę rozdzierał ból po śmierci ojca, to musiał unieść ciężar świadomości, iż jest powiernikiem tajemnicy, która może wstrząsnąć całym chrześcijańskim światem.
– Przyniosłeś te plany? – zapytał Eulaliusz.
– Tak…
– Pokaż…
– Nie mogę. Muszę zaprowadzić cię do miejsca ukrycia i nie wolno nam nikomu zdradzić tajemnicy.
– Synu, czego się obawiasz?
– Całun ma cudowne właściwości, lecz wielu chrześcijan straciło przez niego życie. Musimy być pewni, że nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo. Obawiam się, że przybyłem do Edessy w niewłaściwej chwili; moja karawana spotkała się z ludźmi, którzy powiedzieli nam, że szykuje się kolejne oblężenie miasta. Przez całe pokolenia mężczyźni z mojej rodziny byli niemymi strażnikami Chrystusowej szaty, nie mogę jednym nieopatrznym słowem narazić płótna na niebezpieczeństwo.
Biskup przyznał mu rację. Chłopak potrzebował odpoczynku, on zaś chwili zadumy i modlitwy. Poprosi Boga, by go oświecił, by powiedział mu, co czynić.
– Jeśli mówisz prawdę i w jakimś miejscu tego miasta spoczywa całun, nie chcę być tym, który sprowadzi na relikwię niebezpieczeństwo. Odpoczniesz w moim domu, a kiedy nabierzesz sił po trudach podróży, porozmawiamy i zdecydujemy, co będzie dla ciebie najlepsze.
– Nikomu nie powiesz o naszej rozmowie?
– Nie, możesz spać spokojnie.
Stanowczość w głosie Eulaliusza przekonała Jana. Błagał Boga, by jego ufność nie została wystawiona na próbę.
Kiedy ojciec na łożu śmierci opowiedział mu o całunie, ostrzegł go, że los płótna z odbiciem wizerunku Pana spoczywa w jego rękach i kazał przysiąc, że nie zdradzi tajemnicy, jeśli nie będzie pewny, że chrześcijanom nic już nie zagraża.
Jednakże on, Jan, czuł nieodpartą potrzebę, by wyruszyć w drogę do Edessy. W Aleksandrii opowiadano o biskupie Eulaliuszu i jego dobroci, uznał więc, że oto nadeszła chwila, by zwrócić chrześcijanom to, czego jego rodzina strzeże od pokoleń.
Читать дальше