– Niełatwo się z panem spotkać.
– Ma pani rację. Proszę więc korzystać z okazji i pytać, o co tylko pani chce.
– Jak już powiedziałam, podejrzewamy, że wypadek w kościele został przygotowany i mógł to zrobić jedynie ktoś z pańskiej firmy. Po co?
– Wie pani doskonale, że nie znam odpowiedzi na to pytanie. Pani natomiast ma jakieś podejrzenia. Najprościej będzie, jeśli się pani nimi ze mną podzieli, a wtedy zobaczymy, czy mogę być pomocny.
Stojący w drugim końcu tarasu Valoni i Lisa ze zdumieniem obserwowali rozmawiających. Lisa, starając się ukryć zdenerwowanie i niesmak, jakim napawała ją ta sytuacja, postanowiła uwolnić D’Alaquę od towarzystwa Sofii.
– Wybacz, Sofio, ale inni przyjaciele Umberta nie mogą się doczekać, by z nim porozmawiać. Mój szwagier James dopytuje się o ciebie, Umberto…
Sofia poczuła się upokorzona. Lisa obraziła ją, nawet jeśli nie miała tego zamiaru.
– Liso, to ja nie pozwalam pani doktor odejść i jeśli pozwolisz, zatrzymam ją jeszcze przez chwilę. Od dawna nie prowadziłem tak zajmującej konwersacji.
– Naturalnie, przepraszam, ja tylko… Gdybyście czegoś potrzebowali…
– Noc jest taka piękna, wy z Johnem cudownie zajmujecie się gośćmi… Jestem wam wdzięczny, że mnie zaprosiliście, dziękuję, Liso.
Lisa patrzyła to na jedno, to na drugie, niewiele rozumiejąc z całej tej sytuacji, i w końcu dała im spokój. Podeszła do Johna i szepnęła mu coś na ucho.
– Dziękuję – powiedziała Sofia.
– Ależ pani doktor, niech pani nie umniejsza swojej wartości.
– Nie sądzę, by mi się to kiedykolwiek zdarzało.
– Tego wieczoru, owszem.
– Nasza obecność na tym przyjęciu to pudło – westchnęła Sofia.
– Wyszło zbyt ewidentnie – przyznał D’Alaqua. – Zdenerwowanie naszych gospodarzy zdradza, że wyreżyserowali to przedstawienie. Dziwne, że Mary i James o tym wiedzieli…
– O niczym nie wiedzieli. Zachodzą w głowę, po co ich siostra nas tu zaprosiła. Przykro mi, popełniliśmy błąd.
– Nie odpowiedziała pani na moje pytanie.
– Pytanie? Jakie pytanie?
– Jakie ma pani podejrzenia?
– Że ktoś chce ukraść relikwię. Nie wiemy jeszcze, czy tylko ukraść, czy zniszczyć, nie ulega jednak wątpliwości, że to z powodu całunu wybuchł pożar, zresztą w przeszłości, przy okazji licznych pożarów w katedrze…
– To interesująca teoria – przerwał jej D’Alaqua. – Teraz proszę zdradzić, kogo państwo podejrzewają, kto byłby zdolny ukraść lub zniszczyć całun, a przede wszystkim, po co?
– Tego właśnie dotyczy nasze śledztwo.
– Nie mają państwo dowodów, które potwierdzałyby te domysły, prawda?
– Nie – przyznała Sofia.
– Pani doktor, czy uważa pani, że ja mógłbym chcieć zniszczyć całun turyński?
W słowach D’Alaquy pobrzmiewała kpina, która coraz bardziej peszyła Sofię.
– Tego nie powiedziałam. Nie jest pan o nic podejrzany, lecz niewykluczone, że któryś z pana pracowników może być zamieszany w ten wypadek.
– O ile mi wiadomo, pan Lazotti, szef kadr COCSY, nie odmówił państwu współpracy?
– Nie mamy żadnych zastrzeżeń. Był bardzo życzliwy i skuteczny, przysłał nam obszerny raport i wszystkie dane, o jakie go prosiłam.
– Pozwolę sobie zadać jeszcze jedno pytanie: czego państwo oczekiwali, pani przełożony i pani, po dzisiejszym spotkaniu?
Sofia opuściła wzrok i by ukryć zmieszanie, upiła łyk szampana. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Człowiekowi tak poważnemu jak D’Alaqua nie mogła przecież wyznać, że kieruje się intuicją. Czuła, że została przeegzaminowana i że oblała ten egzamin, bo jej odpowiedzi na pytania D’Alaquy nie były zadowalające.
– Miałam nadzieję, że uda mi się z panem porozmawiać, i że wiele będzie zależało od tego, co pan powie…
– Czy nie pora na kolację? – zapytał nagle.
Spojrzała na niego zaskoczona. D’Alaqua wziął ją pod ramię, kierując się w stronę bufetu. Podszedł do nich James Stuart w towarzystwie ministra finansów.
– Umberto, właśnie zastanawiamy się z Horacjem, jaki wpływ może mieć ptasia grypa w Azji na notowania na europejskich giełdach…
Przez dobrą chwilę D’Alaqua rozprawiał na temat kryzysu w azjatyckiej gospodarce, ku zaskoczeniu Sofii, włączając ją do rozmowy. Sama nie wiedząc kiedy, dała się wciągnąć w ciekawą dyskusję z ministrem finansów, obalając niektóre argumenty Stuarta. D’Alaqua słuchał jej wywodów z wyraźnym uznaniem.
Tymczasem Marco Valoni nie mógł wyjść z podziwu, że jego podwładna bryluje wśród tak ważnych osobistości, zauważył też, z jakim skupieniem słucha jej Umberto D’Alaqua.
– Państwa znajoma to zachwycająca osoba! – radosny głos Mary Stuart przywrócił Valoniego do rzeczywistości.
A może sprawił to kuksaniec, ukradkiem wymierzony przez żonę?
– O tak, zgadzam się – poparła ją Paola. – To bardzo inteligentna dziewczyna.
– W dodatku piękna – dodała Mary. – Nigdy nie widziałam, by jakaś kobieta tak bardzo przykuła uwagę Umberta.
Musi być rzeczywiście niezwykła, skoro poświęca jej tyle czasu. Widać, że dobrze się czuje w jej towarzystwie, jest wyraźnie zrelaksowany.
– To kawaler, prawda? – zapytała Paola.
– Tak. Nigdy nie potrafiliśmy zrozumieć, dlaczego się nie ożenił. Przecież niczego mu nie brakuje: przystojny, wykształcony, majętny… Nie wiem, dlaczego wy, Liso i Johnie, nie mielibyście się z nim zaprzyjaźnić.
– Mary, świat Umberta to nie jest nasz świat. Podobnie jak ty nie należysz do naszego świata, chociaż jesteś moją siostrą.
– Ależ Liso, nie mów głupstw.
– To nie są głupstwa. W moim codziennym życiu, w mojej pracy, nie ma ministrów, finansistów ani nawet biznesmenów. Podobnie ma się rzecz z Johnem.
– Nie oceniaj ludzi według tego, jakie stanowisko zajmują.
– Wcale tego nie robię. Mówię tylko, że jestem archeologiem, więc w kręgu moich znajomych nie ma wiodących polityków.
– Więc powinnaś zbliżyć się z Umbertem, pasjonuje go archeologia, sfinansował kilka wykopalisk i jestem przekonana, że łączy was niejedno – nalegała Mary.
Sofia i Umberto D’Alaqua usiedli do stołu wraz z resztą gości. D’Alaqua nadskakiwał Sofii, której zdawało się to sprawiać przyjemność. Valoni chciał zamienić z nią parę słów, zapytać, o czym rozmawiała, czy dowiedziała się czegoś istotnego. Nie zamierzał jednak do nich podchodzić, intuicja mówiła mu, że powinien zachowywać się dyskretnie.
Dochodziła pierwsza w nocy, kiedy Paola przypomniała mu, że następnego dnia będzie musiała bardzo wcześnie wstać.
O ósmej ma pierwszy wykład, nie chciała być zmęczona.
Valoni poprosił, by to ona podeszła do Sofii, by się z nią pożegnać.
– Sofio, już wychodzimy, czy chcesz, żebyśmy odwieźli cię do domu?
– Dziękuję, Paolo, tak, tak, wracam z wami.
Sofia oczekiwała, że D’Alaqua zatrzyma ją i zaproponuje odwiezienie, ale nic takiego nie nastąpiło. Podniósł się i pocałował ją w rękę. W podobny sposób pożegnał się z Paolą.
Kiedy byli już przy drzwiach, zerknęła na taras. Umberto D’Alaqua zajęty był rozmową. Poczuła ukłucie rozczarowania.
Ledwie zdążyli wsiąść do samochodu, Valoni pofolgował swojej ciekawości.
– No więc, pani doktor, co takiego wyjawił ci ten wielki człowiek?
– Nic.
– Jak to?
– Nic mi nie powiedział, poza tym, że każdy by się domyślił, że przyszliśmy na to przyjęcie tylko po to, by go spotkać i przyprzeć do muru. Poczułam się, jakby ktoś przyłapał mnie in flagranti. A na dodatek zapytał mnie bezczelnie, czy podejrzewamy go o złe zamiary wobec turyńskiej relikwii.
Читать дальше