Zafarin posłał ojcu zatroskane spojrzenie. Ten przemówił w jego imieniu:
– Pozwolisz im pożegnać się z rodzinami?
– Nie. Pokuta już się rozpoczęła.
Addai potrząsnął dzwonkiem. Po chwili wszedł człowiek, który otwierał im drzwi.
– Gunerze, odprowadź ich do kwater z oknami wychodzącymi na sad. Daj im ubrania robocze i przynieś wodę i soki. To wszystko, co będą spożywali. Wytłumacz im, jaki jest rozkład dnia i zwyczaje. Żegnajcie.
Mężczyźni uściskali swoich ojców. Pożegnanie nie trwało długo, by nie wystawiać na próbę cierpliwości pasterza. Kiedy wyszli z Gunerem, Addai rozkazał:
– Wróćcie do swoich domów i rodzin. Za czterdzieści dni usłyszycie wieści od swoich synów.
Mężczyźni pokłonili się, pocałowali go w rękę i z szacunkiem skinęli głowami ośmiu pasterzom, którzy trwali za stołem bez ruchu, niczym przemienieni w kamienie.
Kiedy wyszli oskarżeni i ich rodziny, oni również opuścili pokój. Addai poprowadził ich korytarzem tonącym w półmroku do niskich drzwi. Prowadziły do kaplicy, z której nie wyszli nawet po zapadnięciu ciemności.
Mimo zmęczenia Addai nie mógł zasnąć. Choć skórę na kolanach miał otartą do krwi od wielu godzin klęczenia, czuł potrzebę, by nadal się umartwiać. Trawił go gniew. Gniew, którego nigdy nie zdołał wytrzebić ze swojej duszy. Szatan tarzał się z radości, popychając go ku grzechowi śmiertelnemu.
Bóg wie, jak bardzo Addai go kocha. Ale czy Bóg wybaczy mu gniew?
Kiedy Guner wślizgnął się bezszelestnie do pokoju, świt już ustąpił porankowi. Wierny sługa przyniósł filiżankę kawy i dzbanek zimnej wody. Pomógł Addaiowi podnieść się z klęczek i usiąść na jedynym krześle w tym ascetycznie urządzonym wnętrzu.
– Dziękuję, Gunerze, ta kawa pomoże mi zmierzyć się z nowym dniem. Co robią pokutnicy?
– Od jakiegoś czasu pracują w sadzie. Są smutni, zupełnie jakby mieli popękane dusze. Ich powieki spuchły od płaczu.
– Nie zgadzasz się ze mną, że to słuszna kara, prawda?
– Jestem twoim pokornym sługą.
– Nie, nie mów tak! Jesteś moim jedynym przyjacielem, bardzo mi pomagasz, dobrze o tym wiesz…
– Służę ci, Addaiu, wiernie ci służę. Matka oddała mnie na służbę, kiedy skończyłem dziesięć lat. Uważała, że to dla niej zaszczyt, by jej syn ci służył. Na łożu śmierci prosiła mnie, bym zawsze się o ciebie troszczył.
– Twoja matka była świętą.
– Była prostą kobietą, która przyjęła nauki swoich ojców, o nic nie pytając i w nic nie wątpiąc.
– Czyżbyś ty wątpił w naszą wiarę?
– Nie, Addaiu, wierzę w Boga i Pana Naszego Jezusa Chrystusa, powątpiewam jednak w sens tego szaleństwa, któremu oddajecie się od wieków, wy, pasterze naszej wspólnoty. Boga czci się sercem.
– Więc masz czelność kwestionować to, co stanowi podwaliny naszej wspólnoty? Ośmielasz się twierdzić, że święci pasterze, moi poprzednicy, błądzili? Uważasz, że łatwo jest wypełnić nakazy naszych przodków?
Guner spuścił głowę. Wiedział, że Addai go potrzebuje i że kocha go jak brata. Guner był jedyną osobą tak dobrze znającą pasterza. Po tylu latach służby wiedział, że tylko w jego obecności Addai bywa taki, jaki jest naprawdę – popędliwy starzec przytłoczony ciężarem odpowiedzialności, który nikomu nie ufa i nadużywa władzy. Wobec wszystkich, ale nie wobec Gunera, który prał jego bieliznę, czyścił ubrania, dbał o porządek w sypialni. Gunera, który jako jedyny widywał go z zaropiałymi oczami, spoconego po ataku gorączki. Który znał jego słabości i widział wysiłki, jakie Addai czynił, by ukryć słabości pod pancerzem majestatu, kiedy stawał przed szczerymi, niewinnymi duszami, przychodzącymi do niego po pociechę.
Guner nigdy nie odszedłby od Addaia. Złożył śluby czystości i posłuszeństwa, a jego rodzina, to znaczy rodzice, jak długo żyli, a potem bracia i bratankowie, cieszyli się bezpieczeństwem materialnym, jakim wynagradzał ich Addai, i z oddaniem służyli wspólnocie.
Już od czterdziestu lat stał przy pasterzu, poznał go więc jak samego siebie. Ten mężczyzna budził w nim lęk, mimo nici zaufania, jaka połączyła ich z biegiem lat.
– Sądzisz, że jest wśród nas zdrajca?
– Niewykluczone.
– Masz jakieś podejrzenia?
– Nie.
– A jeśli będziesz je miał, i tak nic mi nie powiesz, prawda?
– Nie powiem nic, jeśli nie będę miał pewności. Nie chcę skazywać nikogo na podstawie podejrzeń.
Addai spojrzał mu w skupieniu w oczy. Zazdrościł Gunerowi jego dobroci, powściągliwości, myśląc, że w gruncie rzeczy lepiej niż on sam nadawałby się na pasterza, że ci, którzy go wybrali, popełnili wielki błąd, zwiedzeni jego rodowodem, tym absurdalnym, odwiecznym zwyczajem wynagradzania potomków wielkich ludzi i dawania im, częstokroć niezasłużonych, synekur.
Guner wywodził się ze skromnej chłopskiej rodziny. Jego przodkowie, podobnie jak przodkowie Addaia, niewzruszenie trwali przy tajemnicy wyznania.
A gdyby tak zrezygnował z zaszczytów i honorów? Gdyby zwołał radę i mianował Gunera swoim następcą? Nie, nie pozwolą mu na to, pomyślą, że postradał rozum. W gruncie rzeczy nie mijaliby się z prawdą, zaczynał odchodzić od zmysłów, walcząc ze swoją ludzką naturą, starając się ujarzmić gniew, pokazując się wiernym tylko z jednej strony. Uchodził za człowieka, z którego emanuje pewność siebie. Jego misją była troska o tajemnicę wspólnoty, oni zaś tego właśnie po nim oczekiwali.
Z bólem wspominał dzień, w którym jego ojciec, wzruszony do łez, odprowadził go do domu jego poprzednika, staruszka Addaia.
Ojciec, miejscowy prominent, zakonspirowany wojownik w obronie prawdziwej wiary, powtarzał mu, że jeśli będzie się dobrze sprawował, pewnego dnia zastąpi pasterza. On odpowiadał z dziecięcą butą, że wcale tego nie chce, że woli biegać po sadach i ogrodach i podkradać chłopom owoce, kąpać się w rzece i posyłać zalotne spojrzenia koleżankom, które razem z nim budziły się do życia.
Wpadła mu w oko córka sąsiadów, słodka Rania, dziewczyna o migdałowych oczach i ciemnych włosach, o której marzył w mroku swojej sypialni.
Matka szykowała jednak dla niego inną przyszłość, więc ledwie trochę wydoroślał, zabrali go do domu starca Addaia, gdzie zamieszkał i złożył śluby przygotowujące go do misji, do której, jak go przekonywali, był namaszczony przez samego Boga. To nie on zdecydował, że zostanie Addaiem.
Jego jedynym przyjacielem przez cały ten bolesny okres był Guner, który milczał, gdy jego przyszły pan wymykał się spod rodzicielskiej kontroli i zakradał pod dom Ranii, by ją podglądać.
Guner, podobnie jak on, był więźniem woli swoich rodziców, których szanował i którym był posłuszny. Ubodzy wieśniacy znaleźli dla swojego syna, a tym samym dla całej rodziny, los lepszy niż praca w polu od świtu do nocy. Rodzice Addaia zaś zapewnili synowi zaszczyty, na jakie zasłużył ktoś z tak zacnego rodu.
Obydwaj mężczyźni nie sprzeciwili się woli rodziców, na zawsze rezygnując z samych siebie.
Jan znalazł Obodasa w sadzie, przekopującego grządkę.
– Gdzie Tymeusz?
– Rozmawia z Izazem. Uczy go, by pewnego dnia stał się dobrym przewodnikiem wspólnoty.
Obodas otarł pot z czoła i poszedł za Janem do domu.
– Przybył Harran z karawaną – oznajmił Jan.
– Harran! Jakże się cieszę! Wyjdźmy mu naprzeciw – wykrzyknął Izaz, zrywając się na równe nogi.
– Jeszcze nie, Izazie. To nie jest karawana Senina, choć podróżuje z nią Harran.
– Co to oznacza? Na Boga, Janie, mam złe przeczucia…
Читать дальше