– Tak, lepiej żebyś się wszystkiego dowiedział. Harran został oślepiony. Kiedy wrócił do Edessy, Maanu kazał mu wyłupić oczy. Jego pana, Senina, zamordowali, a ciało rzucili na pożarcie pustynnym lwom. Harran przysięgał, że nic o tobie nie wie, że zostawił cię w porcie Tyr, że do tej pory musiałeś już dobić do Grecji, ale to tylko podsyciło furię Maanu.
Izaz zalał się łzami. Czuł się winny nieszczęsnego losu Harrana. Tymeusz serdecznie uścisnął jego ramię.
– Poszukamy go w karawanseraju i sprowadzimy tu. Zostanie z nami, jeśli tego zapragnie.
– Długo prosiłem, by przyszedł ze mną wprost do ciebie, ale odmówił. Chciał, byś wpierw dowiedział się o jego nieszczęściu. Nie chce, byś czuł się w obowiązku mu pomagać.
Izaz, a wraz z nim Obodas i Jan, udali się do karawanseraju.
Kręciło się tam kilku przewodników karawan, jeden z nich wytłumaczył im, gdzie znajdą Harrana.
– Tę karawanę prowadzi krewny Harrana, tylko dlatego udało mu się bezpiecznie dotrzeć do celu. Harran nie ma już w Edessie nikogo. Jego żona i dzieci zostały zamordowane, jego pan zaś, Senin, zmarł od tortur na placu, na oczach mieszczan, którzy zebrali się, by patrzeć na jego mękę. Maanu okrutnie ukarał wszystkich przyjaciół Abgara.
– Ale Harran nie był przyjacielem Abgara…
– Ale był nim jego pan, Senin, a ten nie chciał wyjawić królowi, gdzie ukryty jest całun Jezusa. Maanu zburzył dom Senina, spalił jego dobytek, a nawet złożył na wielkim stosie ofiary ze zwierząt gospodarskich i kazał wychłostać niewolników. Potem niektórym ucięto ręce, innym nogi, Harrana zaś pozbawiono oczu. Wiadomo, że przewodnikowi karawany potrzebny jest dobry wzrok, by bezpiecznie prowadził wielbłądy przez pustynię. Harran powinien się cieszyć, że uszedł z życiem z tej jatki.
Kiedy znaleźli Harrana, siedział na ziemi. Izaz rzucił się, by go uściskać.
– Harran, przyjacielu!
– To ty, Izazie?
– Tak, to ja, Harranie, przyszedłem po ciebie. Zabierzemy cię do domu, zaopiekujemy się tobą, niczego ci nie zabraknie.
Tymeusz serdecznie powitał Harrana. Kazał Janowi gościć go w swoim domu, dopóki nie zbudują oddzielnej izby, którą zajmą we trzech, z Izazem i Obodasem.
Harran uspokoił się, gdy usłyszał, że przygarną go przyjaciele i nie będzie musiał wędrować po świecie, żebrząc. Łamiącym się głosem opowiedział im, jak Maanu kazał spalić domy chrześcijan, nie uszanował nawet najmożniejszych rodów, jeśli ich członkowie wyznawali wiarę w Chrystusa. Nie okazał miłosierdzia ani starcom, ani kobietom, ani dzieciom. Krew niewiniątek splamiła białe marmury miasta, z którego wiatr nie wywiał jeszcze odoru śmierci.
Obodas zadrżał. Z trudem panując nad głosem, zapytał o swoją rodzinę, ojca i matkę, służących Senina i chrześcijan takich jak on.
– Nie żyją. Przykro mi, Obodasie.
Łzy popłynęły po policzkach olbrzyma. Nie udało się go uspokoić nawet Tymeuszowi i Izazowi.
Izaz długo ociągał się z zadaniem pytania, co się stało z wujem Josarem i Tadeuszem.
– Josar podzielił los Senina, został zabity na placu – odpowiedział Harran. – Maanu chciał, by śmierć możnych była ostrzeżeniem dla całego miasta, żeby wiedziano, iż nie ulituje się nad chrześcijanami, kimkolwiek są… Josar nie ugiął się mimo cierpienia, nawet jęk nie wydostał się z jego ust.
Maanu udał się na miejsce kaźni i zmusił królową, by asystowała przy tym okrutnym widowisku.
Na nic zdały się prośby królewskiej matki. Padła na kolana, błagając o życie Josara, gdy tymczasem król upajał się widokiem jej upokorzenia. Tak mi cię żal, Izazie… Boleję nad tym, że przynoszę tak straszne wieści.
Młodzieniec z trudem powstrzymywał łzy. Wszyscy mieli powód do rozpaczy. Wszyscy zostali skrzywdzeni i stracili swoich najbliższych. Izaz poczuł bolesny skurcz w żołądku, tym dotkliwszy, im większa budziła się w nim chęć zemsty.
Starzec Tymeusz przyglądał mu się, świadomy wewnętrznej walki, jaką toczy chłopak.
– Zemsta nie jest rozwiązaniem – powiedział spokojnie. – Wiem, że obaj odetchnęlibyście z ulgą, gdyby Maanu spotkała zasłużona kara, gdybyście mogli ujrzeć, jak cierpi. Zapewniam was, że poniesie karę, albowiem będzie musiał rozliczyć się ze swych czynów przed Bogiem.
– Czy nie mówiłeś, Tymeuszu, że Bóg jest nieskończonym miłosierdziem? – zapytał Obodas przez łzy.
– Jest również nieskończoną sprawiedliwością.
– A królowa? Czy przeżyła? – Izaz bał się, jaką odpowiedź usłyszy.
– Od śmierci twego wuja nikt jej nie widział. Służący z pałacu zapewniają, że umarła ze smutku, a Maanu kazał ją porzucić na pustyni, by jej ciałem nasyciły się zwierzęta. Inni zaś utrzymują, że król kazał ją zamordować. Nikt jej jednak nie widział.
– Pomódlmy się, prosząc Boga, by wykorzenił gniew z naszych serc, by pomógł nam znosić cierpienie z powodu utraty drogich nam ludzi – powiedział Tymeusz.
***
Noc przesycona była zapachem kwiatów. Przestronny taras poddasza w górującym nad miastem apartamentowcu wypełniali goście. Rzym rozpościerał się u ich stóp, migocząc tysiącem świateł.
Lisa była zdenerwowana. John rozzłościł się, kiedy po przyjeździe ze Stanów oświadczyła mu, że postanowiła wydać przyjęcie na cześć Mary i Jamesa i że zaprosiła również Valoniego i Paolę.
Mąż zarzucił jej, że jest nielojalna w stosunku do własnej siostry.
– Powiesz Mary, dlaczego zaprosiłaś Valoniego? Naturalnie, że nie powiesz, bo nie możesz i nie powinnaś tego robić. Marco to nasz przyjaciel i jestem gotów mu pomóc, ale to nie znaczy, że trzeba w to mieszać rodzinę, a już na pewno ty nie powinnaś się wtrącać. Liso, jesteś moją żoną, nie mam przed tobą żadnych tajemnic, błagam cię tylko, żebyś nie wtrącała się do mojej pracy, podobnie jak ja trzymam się z daleka od twojej. Nie wyobrażałem sobie, że zechcesz posłużyć się własną siostrą. W dodatku w jakim celu? Co cię obchodzi pożar w katedrze?
To była ich pierwsza poważna kłótnia od lat. John wzbudził w niej poczucie winy. Zdała sobie sprawę, że zachowała się lekkomyślnie, by sprawić przyjemność przyjaciołom.
Mary nie miała zastrzeżeń co do listy gości, która nadeszła pocztą elektroniczną. Jej siostrzenica Gina również nie zdziwiła się, przeczytawszy: Marco Valoni z żoną Paolą. Wiedziała, że to dobrzy znajomi wujostwa. Spotkała się z nimi przy jakiejś okazji i oboje sprawiali wrażenie miłych i sympatycznych ludzi. Zapytała tylko, kim jest ta pani doktor Galloni, która ma towarzyszyć Valonim. Ciotka wyjaśniła jej, że to naukowiec, pracuje w policji, a inspektor Valoni bardzo ją ceni. Gina nie zadawała więcej pytań.
Czterej kelnerzy roznosili tace z napojami. Kiedy Valoni w towarzystwie dwóch pań, Paoli i Sofii, przekroczył próg domu, nie potrafił ukryć zaskoczenia: dwóch ministrów, kardynał, kilku dyplomatów, wśród nich ambasador Stanów Zjednoczonych, znani biznesmeni i pół tuzina naukowców, przyjaciół Lisy, nie licząc kilku archeologów, znajomych Giny.
– Nie powiem, żebym czuł się tu jak ryba w wodzie – mruknął.
– Ja również – odparła Paola. – Ale już za późno, żeby się wycofać.
Sofia szukała wzrokiem Umberta D’Alaquy. Stał, zajęty rozmową z piękną, ubraną ze smakiem blondynką, bardzo podobną do Lisy. Śmiali się, widać było, że dobrze się czują w swoim towarzystwie.
– Witajcie! Paolo, wyglądasz olśniewająco. A to pewnie pani doktor Galloni. Bardzo mi miło – przywitał ich John.
Читать дальше