– Nie to, żeby mi się nie podobało – Ewa bardziej pod ciężarem emocji niż kilkugodzinnej podróży padła na wielkie loże na betonowej podstawie, tak charakterystyczną dla wyspiarskiej architektury Grecji konstrukcję – ale tu musi być bardzo drogo.
– Nie aż tak, żeby nie było nas na to stać – Tomek zrobił tajemniczą minę. – Pamiętasz mój ostatni wyjazd do Niemiec? – spytał, chociaż on sam wolałby go nie pamiętać, zwłaszcza nocnego epizodu z Anką. – Poszło naprawdę świetnie. Do diabła z pracodawcami, którzy będą nami szastać i pomiatać, ilekroć któryś z ich znajomków zapragnie sprawdzić się zawodowo w ich firmie. Nareszcie możemy myśleć o otwarciu naszego własnego interesu.
– Coś ty? – Z wrażenia aż usiadła na łóżku. – Aż tak?
– No – wyszczerzył zęby w uśmiechu – wszystkie auta zeszły na pniu. Strzał w dziesiątkę, Ewuś. – Cmoknął ją w usta. – Ale nie zaprzątajmy sobie tym głowy. Jesteśmy tu po to, by cieszyć się krajobrazem, klimatem, słońcem i sobą. Leć teraz wziąć prysznic, a potem czeka nas plaża.
Ewa pospieszyła do łazienki. Po chwili wytknęła głowę zza drzwi.
– Jest mały problemik – przekrzywiła zawadiacko głowę. – Oni tu nie mają kabin prysznicowych. Nie mają nawet brodzików. A nad sedesem wisi fiszka w języku angielskim, żeby nie wyrzucać zużytego papieru toaletowego do muszli klozetowej, tylko do kosza na śmieci.
– Tylko nie mów, że to znowu moja wina – powiedział lekko agresywnie.
– A ja bym sądziła, że to ty oskarżysz mnie o przynoszenie pecha. – Puściła do niego oczko.
Obydwoje wybuchnęli zdrowym śmiechem.
Wszystko było bajeczne. Morze, plaża, malownicze zachody słońca, tawerny, bary, ludzie…
Ewa i Tomek czuli, że oto zatrzymali się w tym pędzącym nieustannie kołowrocie życia, w którym kręcili się dotąd Bóg wie w jakim celu. Teraz zaś mogli na powrót odnaleźć siebie w egzotycznym klimacie Morza Śródziemnego. Dostrzegli w sobie nawzajem cechy, o których niemal zapomnieli. Adorowali się na każdym kroku i tęsknili za sobą nawet wtedy, gdy jedno z nich zostawało w korytarzu hotelowym, drugie zaś wracało do pokoju po ręcznik kąpielowy.
Trzeciego dnia Tomek zaskoczył Ewę do granic. Sam przygotował śniadanie – jajecznicę na bekonie. Na zaskoczenie zasługiwał nie tylko fakt, że jej mąż pokalał swe ręce przyrządzając posiłek – w mniemaniu twardzieli babskie przecież zajęcie, ale też to, że był to posiłek gorący – szczyt poświęcenia ze strony Tomka.
Jednak gdy opowiedział żonie, w jaki sposób wszedł w posiadanie składników, ta nie kryła najwyższego zdumienia.
– Chcesz mi powiedzieć, że sam z własnej nieprzymuszonej woli wstałeś o szóstej rano i poszedłeś do sklepu? – Pokręciła z niedowierzaniem głową. – W dodatku nie znając żadnego obcego języka?
– Od czego ma się mózg, kobieto – uśmiechnął się. – Poszedłem, bo chciałem. A bekon leżał na wystawie, no to mi się zachciało takiego smażonego mięska… Pycha. Do tego jajka. Ale jajek na wystawie nie było – zmartwił się. – Nie było ich też nigdzie w sklepie, przynajmniej ja nie mogłem ich dostrzec. Na bekon wskazałem palcem, a potem pokazałem, ile ma mi kobiecina uciąć.
– A co z jajkami?
– No właśnie. Też tak pomyślałem. Ale czyż miałem odejść z niczym? O nie, moja droga. Więc… najpierw zacząłem gdakać. Ko, ko, ko, koooo, ko-ko-ko-kooooo. A potem zamachałem ramionami, wiesz, że niby skrzydełka. Na koniec pokazu przykucnąłem lekko, gdakając w niebogłosy, a gdy się podniosłem, uczyniłem gest, jakbym wyjął spod siebie… no wiesz, świeżo zniesione jajeczko.
Ewa zanosiła się od śmiechu.
– Ko, ko, ko, poprosiłem błagalnie, niemal z rezygnacją w oczach. Kobieta spytała hał meny, a ja poczułem się, jak mistrz aktorstwa, gdy wyjęła z lodówki kartonik z jajami. Wziąłem wszystkie – zakończył dumnie – wciąż nie wiem tylko, czy jajko po grecku to hał, czy meny.
– How many – wyjaśniła Ewa, kiedy już skończyła płakać ze śmiechu – to po angielsku. Znaczy po prostu ile. A czy nie przyszło ci do głowy zrobić cokolwiek innego? Jesteśmy nad Morzem Śródziemnym, pośród owoców morza, zieleniny, greckich przypraw… Ale jajecznica na bekonie…
– Kobieto – powiedział grobowym głosem – milcz, jedz i doceń. Powinnaś wiedzieć, że nie umiem przygotować niczego innego – rozłożył bezradnie ręce.
– To najpyszniejsza jajecznica, jaką jadłam w życiu – powiedziała szczerze.
– To najlepszy seks, jaki przyszło mi przeżywać – mówił późnym wieczorem Tomek, leżąc w wannie, kiedy już Ewa zsunęła się z niego i ułożyła obok, a letnia woda dawała ochłodę ich zmęczonym miłością ciałom. W hotelowej łazience w istocie nie było prysznica, rzecz najzwyklejsza w Grecji, za to wanna bez trudu mieściła ich oboje.
– Mówisz tak za każdym razem, gdy się kochamy – roześmiała się filuternie Ewa.
– Bo za każdym razem jestem w coraz większym niebie. Tak mnie wykańczasz, dziewczyno.
– Czyżbyś miał na dziś dość i próbujesz mnie zbyć tymi pochwałami? Nic z tego. – Ugryzła go w ucho. – Tutejsze słońce działa niezwykle potęgująco na moje libido.
– Ciebie nigdy dość, kochanie, ale może trochę odpoczniemy…?
Pozwoliła mu odpocząć. Akurat tyle czasu, ile trwało wytarcie ciał ręcznikami i przejście do łóżka. Zakrył się, co prawda, prześcieradłem, próbując negocjować dłuższą przerwę, ale Ewa była nieugięta. Zanurkowała pod prześcieradło, wprawnymi ustami badając ciało męża i już po chwili czuł, że musi ją wziąć znowu.
Był wdzięczny żonie za energię, jaką w nim wyzwalała. Ewa wracała do niego, ufna i oddana. Dokładnie taka, jaką kiedyś pokochał. Dokładnie taka, z jaką zamierzał spędzić resztę życia.
– To był naprawdę cudowny czas. Jak bajka. Szkoda tylko, że nasze dzieci nie były razem z nami… – powiedziała do męża, gdy samolot unosił ich z powrotem do rzeczywistości.
– Są za małe. Kiedy bardziej podrosną, będziemy je zabierać. Poza tym, wiesz dobrze, że potrzebowaliśmy tej odskoczni od dnia codziennego.
– Mam rozumieć, że to nie był jednorazowy wyjazd…?
– Jednorazowy? – Roześmiał się, jakby palnęła najwyższą głupotę. – Kochanie, będziemy to powtarzać każdych wakacji, a nie tylko wtedy, kiedy w naszym małżeństwie znowu pojawi się kryzys. Bo… – spoważniał – już nie będzie kryzysów. Żadnych. Obiecuję.
– Dziękuję, że jesteś ze mną – wyszeptała wzruszona. – I za tę podróż.
– Nie dziękuj – pocałował ją namiętnie. – To się nie kończy. To dopiero początek. Zasługujesz na tak wiele…
– I dajesz mi tak wiele – wyszeptała czule.
Dał jej dwa tygodnie na słonecznej Krecie. Dwa najcudowniejsze tygodnie jej życia. Tak jak wcześniej dał jej dziewięć lat małżeństwa, które mimo wzlotów i upadków wiąż było twardą skałą, na której nieprzerwanie tkwiła ich miłość.
Przez minione tygodnie zbliżyli się do siebie bardziej, niż kiedykolwiek podczas ich związku. Wracali z Grecji umocnieni w swej miłości, ale wspomnienia ciągle wędrowały za nimi, jak przyczajone do ataku psy. Jednak każde z małżonków w skrytości ducha musiało przyznać, że kłamstwa, romanse, miłostki i zdrady pokazały, jak wiele noszą w sobie słabości, jak byli ślepi poszukując czegoś, co zawsze mieli na wyciągnięcie ręki. Wydarzenia ostatnich miesięcy w jakiś przewrotny sposób tylko umocniły w nich wiarę w partnera. I w siebie samych.
Читать дальше