Marc Levy - A Gdyby To Była Prawda…

Здесь есть возможность читать онлайн «Marc Levy - A Gdyby To Była Prawda…» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

A Gdyby To Była Prawda…: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «A Gdyby To Była Prawda…»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Co można zrobić z siedzącą w waszej szafie nieznajomą kobietą? Poprosić, żeby sobie poszła? Ale to nie takie proste, zwłaszcza dla przystojnego architekta, Arthura. Bo, po pierwsze, ta kobieta jest młoda i czarująca, po drugie, twierdzi, że jej ciało znajduje się zupełnie gdzie indziej – leży pogrążone w głębokiej śpiączce w szpitalu. Lauren uważa, że tylko Arthur może jej pomóc, jako jedyna osoba, która ją słyszy i widzi w cielesnej postaci. Chociaż zaintrygowany mężczyzna ma mnóstwo podejrzeń i wątpliwości, ostatecznie poddaje się urokowi ślicznego "ducha" i przyjmuje wyzwanie. Tymczasem lekarze, zniechęceni długą, daremną walką o życie pacjentki, planują eutanazję. Przerażony Arthur wykrada ze szpitala ciało ukochanej. Następuje seria nieoczekiwanych zdarzeń…

A Gdyby To Była Prawda… — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «A Gdyby To Była Prawda…», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

O dziesiątej wieczorem Paul zaparkował ambulans przed domem Arthura i zadzwonił do drzwi. „Jestem gotów” – powiedział. Arthur podał mu torbę. – Włóż ten fartuch i okulary. To neutralne szkła.

– A nie masz przypadkiem sztucznej brody?

– Wytłumaczę ci wszystko po drodze. Chodź wreszcie, musimy tam przyjechać tuż przed końcem zmiany, dokładnie o jedenastej. Jedziesz z nami, Lauren, będziesz nam potrzebna.

– Mówisz do swojego ducha? – spytał Paul.

– Do kogoś, kto tu jest z nami, tylko ty go nie widzisz.

– Arthurze, czy to jakiś dowcip, czy naprawdę dostałeś bzika?

– Ani jedno, ani drugie. Tego nie można zrozumieć, więc szkoda czasu na tłumaczenia.

– Chyba byłoby najlepiej, gdybym zmienił się teraz w tabliczkę czekolady. Siedziałbym sobie spokojnie w aluminiowym opakowaniu i nie musiałbym się denerwować.

– Całkiem niezłe wyjście. No dobra, pospiesz się.

I poszli na parking, jeden przebrany za lekarza, drugi za sanitariusza.

– Twój ambulans walczył chyba na wojnie!

– Bardzo cię przepraszam, ale wziąłem to, co było, a ty jeszcze pyskujesz! Od tej chwili masz do mnie mówić napisami, jak w kinie. I to po niemiecku! Ja chyba śnię!

– Przecież żartowałem, karetka jest w porządku.

Paul usiadł za kierownicą, Arthur obok, a Lauren przycupnęła między nimi.

– I co, doktorze, włączamy syrenę i koguta?

– Czy możesz chociaż raz być poważny?

– O nie, stary, na to nie licz. Jeśli spróbuję być poważny i pomyślę, że oto siedzę w kradzionym ambulansie i jadę z moim własnym wspólnikiem gwizdnąć trupa ze szpitala, to z pewnością oprzytomnieję i twój cały misterny plan pójdzie do diabla. Dlatego zrobię wszystko, żeby być jak najmniej poważny; chcę trwać w przekonaniu, że przyśnił mi się sen z pogranicza koszmaru. Chociaż, wiesz co, ta afera ma swoje dobre strony. Zawsze uważałem, że niedzielne wieczory są beznadziejnie nudne i trochę pieprzu bardzo im się przyda.

Lauren parsknęła śmiechem.

– To cię naprawdę śmieszy? – zapytał Arthur.

– Skończ w końcu te numery i przestań gadać do siebie!

– Nie mówię do siebie.

– Racja, z tyłu siedzi duch! Więc przestań gadać do niego, bo mnie to okropnie denerwuje!

– To jest ona!

– Jaka znów „ona”?

– To kobieta. W dodatku słyszy wszystko, co mówisz!

– Ja też chcę ją słyszeć!

– Jedź!

– Zawsze tak się zachowujecie, gdy jesteście sami? – spytała Lauren.

– Często.

– Co często? – zdziwił się Paul.

– Nie mówiłem do ciebie.

Paul gwałtownie zatrzymał karetkę.

– Co ty znowu wyprawiasz?!

– Słuchaj, skończ z tym! Bo zaraz zwariuję!

– Ale z czym?

– Z czym, z czym – powtórzył Paul, wykrzywiając twarz. – Z tym cholernym gadaniem do siebie!

– Paul, ja naprawdę nie mówię do siebie. Rozmawiam z Lauren.

Zaufaj mi, proszę!

– Arthurze, jesteś kompletnym czubkiem. Trzeba natychmiast przerwać to wariactwo, potrzebujesz pilnej pomocy.

Arthur zaczął mówić podniesionym głosem:

– Czy wszystko trzeba powtarzać ci dwa razy?! Wielkie nieba, przecież proszę tylko, żebyś mi w końcu zaufał!

– Więc natychmiast wytłumacz mi całą tę historię! Chcesz, żebym ci zaufał? To mów! Tu i teraz! – krzyczał Paul. – Zachowujesz się jak świr, wyprawiasz jakieś szaleństwa, gadasz sam do siebie, wierzysz w duchy i pakujesz mnie w jakieś niezłe bagno!

– Błagam cię, jedź już, spróbuję wszystko ci wyjaśnić. Będziesz musiał się postarać, żeby to zrozumieć.

I podczas gdy ambulans mknął przez miasto, Arthur tłumaczył przyjacielowi to, czego wytłumaczyć się nie dało. Opowiedział mu wszystko od samego początku, od spotkania w szafie po dzisiejszy wieczór.

Na chwilę zapomniał, że Lauren jest razem z nimi, mówił także o niej, o jej życiu, spojrzeniach, wątpliwościach i sile. O długich z nią rozmowach, uroku wspólnie spędzanych chwil i ostrych sprzeczkach.

Paul przerwał mu w pół słowa.

– Jeśli ona naprawdę tu jest, to wdepnąłeś w niezły bajzel, stary.

– Niby dlaczego?

– Bo to, co właśnie powiedziałeś, jest najprawdziwszym wyznaniem miłosnym.

Paul odwrócił głowę, zerknął na przyjaciela i mówił dalej, z tryumfalnym uśmiechem na twarzy:

– W każdym razie widzę, że przynajmniej ty sam wierzysz w tę historię.

– Jasne, że w nią wierzę, ale dlaczego tak mówisz?

– Bo się naprawdę zarumieniłeś. Jeszcze nigdy nie widziałem, żebyś się czerwienił. – I ciągnął dalej, patetycznym tonem: – O pani, której ciało mamy zamiar wykraść, jeśli jesteś tu rzeczywiście z nami, mogę przysiąc na własną głowę, że mój kumpel wpadł po uszy! Nigdy dotąd nie widziałem go w podobnym stanie.

– Zamknij się i jedź!

– Muszę chyba uwierzyć w twoje bajki, bo jesteś moim przyjacielem i nie pozostawiasz mi wyboru. Jeśli przyjaźń nie polega na tym, żeby dzielić z kimś wszystkie wariactwa, to pytam: na czym polega prawdziwa przyjaźń? No, dojechaliśmy na miejsce. Oto twój szpital.

– Jak Abott i Costello! – odezwała się milcząca dotąd Lauren.

Miała radosną twarz i promienne oczy.

– Co teraz robimy?

– Podjedź pod Izbę Przyjęć i zaparkuj. Włącz koguta. Wysiedli wszyscy troje z karetki i podeszli do rejestracji, gdzie urzędowała dyżurna pielęgniarka.

– Kogo przywieźliście? – spytała.

– Nikogo, za to chcemy kogoś wam zabrać! – odpowiedział Arthur nieznoszącym sprzeciwu tonem. – Kogo takiego?

Przedstawił się jako doktor Bronswick i oznajmił, że przyjechał zająć się swoją pacjentką, niejaką Lauren Kline, i przewieźć ją do swojej kliniki jeszcze dziś wieczorem. Pielęgniarka natychmiast poprosiła o potrzebne dokumenty. Miała złą minę, że też musieli przyjechać właśnie teraz, podczas zmiany ekip dyżurnych! To zajmie co najmniej pół godziny, a jej dyżur kończy się dokładnie za pięć minut. Arthur przeprosił za kłopot; nie mogli przyjechać wcześniej, mieli mnóstwo pacjentów. „Mnie też jest przykro” – skwitowała pielęgniarka. Poinformowała, że ich pacjentka leży w sali 505 na piątym piętrze. Dodała, że podpisze stosowne dokumenty i, wychodząc, zostawi je na siedzeniu karetki. Zawiadomi też o przewozie swoją zmienniczkę. A w ogóle to nie jest odpowiednia pora na transfery chorych! Arthur nie mógł się powstrzymać i zauważył, że na to nigdy nie ma odpowiedniej pory, „zawsze jest za wcześnie albo za późno”. Pominęła uwagę milczeniem i wskazała im drogę.

– Pójdę po nosze – odezwał się Paul, chcąc załagodzić sytuację. – Znajdę pana na górze, doktorze!

Pielęgniarka z naburmuszonym wyrazem twarzy zaproponowała pomoc, ale Arthur podziękował, prosząc jedynie o wyszukanie karty chorobowej Lauren i położenie jej wraz z innymi papierami na siedzeniu karetki.

– Karta zostaje tutaj, wysyła się ją pocztą. Powinien pan o tym wiedzieć. – W jej głosie pojawiło się nagłe wahanie.

– Oczywiście, że wiem – odparował natychmiast Arthur. – Chodzi mi tylko o ostatnie wyniki badań, czyli ogólny stan zdrowia pacjentki, morfologię, OB, gazometrię, hematokryt i tak dalej.

– Radzisz sobie całkiem, całkiem – zdziwiła się Lauren. – Gdzieś się tego wszystkiego nauczył?

– Oglądałem telewizję – szepnął w odpowiedzi.

Wyniki mógłby przejrzeć w pokoju, pielęgniarka zaproponowała, że pójdzie tam razem z nim. Arthur podziękował. Powinna zakończyć dyżur o wyznaczonej godzinie, a on sam da sobie radę. Jest przecież niedziela, chyba zasłużyła sobie na odpoczynek po całym dniu pracy. Właśnie zjawił się Paul z noszami, wziął przyjaciela pod rękę i prawie pociągnął korytarzem w stronę wind. Wjechali we troje na piąte piętro. Drzwi windy właśnie miały się otworzyć, kiedy Arthur zwrócił się do Lauren:

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «A Gdyby To Była Prawda…»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «A Gdyby To Była Prawda…» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «A Gdyby To Była Prawda…»

Обсуждение, отзывы о книге «A Gdyby To Była Prawda…» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x