Wstał powoli, po cichu wrócił do salonu i zasiadł przy stole kreślarskim. Gdy tylko wyszedł, Lauren otworzyła jedno oko i uśmiechnęła się przewrotnie. Tymczasem Arthur zabrał się do wypełniania formularzy, które wydrukował poprzedniego dnia. Niektóre rubryki pozostawił puste, potem poskładał papiery i włożył je do teczki. Zarzucił kurtkę, wsiadł do samochodu i pojechał prosto do szpitala. Zaparkował przed Izbą Przyjęć, drzwi auta zostawił niedomknięte i wśliznął się do kliniki. Kamera filmowała długi korytarz, ale jej nie zauważył. Doszedł do wielkiej sali, przeznaczonej na jadalnię. Zatrzymał go głos dyżurnej pielęgniarki.
– Co pan tu robi?
Co tu robi? Chce zrobić niespodziankę przyjaciółce, znanej od wielu lat. Ona pracuje w tym szpitalu, może pielęgniarka przypadkiem ją zna? To Lauren Kline, lekarka.
Pielęgniarka zesztywniała. Dopiero po długiej chwili spytała:
– Chyba dawno jej pan nie widział?
– Ostatnio jakieś pół roku temu, może trochę więcej. Wyjaśnił, że jest fotoreporterem, który właśnie powrócił z Afryki. Chciał jak najszybciej przywitać się z przyjaciółką.
„Jesteśmy ze sobą bardzo blisko. Czyżby tu już nie pracowała?”
Pielęgniarka udała, że nie słyszy pytania, i poradziła, żeby poszedł do recepcji lub do rejestracji. Dodała, że jest jej bardzo przykro, ale nie znajdzie tu doktor Kline. Arthur udał zaniepokojenie i zapytał, czy stało się coś złego. Pielęgniarka była zakłopotana. Niech idzie do recepcji, tam się wszystkiego dowie.
– Czy muszę wyjść z budynku?
– W zasadzie tak, ale nadłożyłby pan kawał drogi…
Wytłumaczyła mu, jak może dojść do recepcji wewnętrznymi korytarzami. Kiedy dziękował jej za uprzejmość i żegnał się, na twarzy miał ciągle wyraz niepokoju. Jak tylko zniknęła mu z pola widzenia, zaczął myszkować po korytarzach, aż w końcu znalazł to, czego szukał. Przez uchylone drzwi jednego z gabinetów spostrzegł wiszące na wieszaku dwa białe kitle. W kieszeni jednego z nich wyczuł stetoskop. Zwinął kitle w kłębek i wsunął pod kurtkę. Szybkim krokiem wyszedł na korytarz i, pamiętając o wskazówkach pielęgniarki, opuścił szpital głównymi drzwiami. Okrążył budynek, dotarł do samochodu przed Izbą Przyjęć i pojechał do domu. Lauren siedziała przed komputerem. Nawet nie zaczekała, aż wejdzie do salonu, tylko od razu stwierdziła: „Naprawdę dostałeś bzika!” Nie odpowiedział, podszedł do stołu i rzucił dwa kitle.
– Wariat, kompletny wariat, a może karetka jest już w garażu?!
– Paul przyjedzie nią po mnie jutro, około wpół do jedenastej.
– Skąd je wziąłeś?
– Z twojego szpitala.
– Ale jak ty to wszystko robisz? Czy ktokolwiek mógłby cię powstrzymać, kiedy coś wbijesz sobie do głowy? Pokaż mi identyfikatory na kitlach.
Arthur rozwinął fartuchy, włożył większy z nich, odwrócił się i zrobił kilka kroków jak model na pokazie mody.
– No i jak ci się podobam?
– Gwizdnąłeś kitel Bronswicka!
– A kto to taki?
– Znakomity kardiolog. Już widzę, co się będzie działo w szpitalu! Sprawdzą każdą notatkę z dyżuru, literka po literce.
Rozwieszą ostrzeżenia przed złodziejami. Szefowi ochrony nieźle się dostanie. Ten kardiolog od kitla to najbardziej zgryźliwy, kłótliwy i zadufany w sobie typ w caluteńkim szpitalu.
– Jakie jest prawdopodobieństwo, że ktoś mnie rozpozna?
Zapewniła, że ryzyko jest niewielkie, trzeba byłoby naprawdę mieć okropnego pecha. W szpitalu odbywały się dwie zmiany ekip. Ekipy były trzy: dzienna, nocna i sobotnio – niedzielna. Nie było więc żadnego ryzyka, że natknie się nagle na kogoś z zespołu sławnego kardiologa. Poza tym nocą szpital stawał się zupełnie innym miejscem, inni byli ludzie, inna też atmosfera.
– Spójrz tylko. Mam nawet stetoskop.
– Przewieś go przez szyję! Posłuchał.
– Wiesz, jako lekarz jesteś wprost niewiarygodnie sexy! – Jej głos zabrzmiał łagodnie i bardzo kobieco. Lekko się zarumienił. Wzięła jego dłoń i delikatnie pogłaskała po palcach. A potem podniosła na niego oczy i powiedziała miękko:
– Dziękuję za wszystko, co dla mnie robisz. Nikt nigdy nie był dla mnie tak troskliwy. – I właśnie dlatego zjawił się Zorro!
Wstała. Ich twarze znalazły się tuż obok siebie. Spojrzeli sobie głęboko w oczy. Arthur otoczył ją ramionami, delikatnie pogłaskał po karku, a ona położyła mu głowę na ramieniu.
– Jest jeszcze tyle do zrobienia – powiedział. – Muszę się zabrać do pracy.
Opuścił ręce i usiadł przy biurku. Spojrzała na niego uważnie i cichutko wróciła do sypialni, zostawiając za sobą otwarte drzwi. Arthur pracował do późnej nocy, robiąc przerwy tylko na małą przekąskę. Jego palce biegały szybko po klawiaturze komputera, robił notatki, wpatrywał się w ekran, całkowicie pochłonięty pracą. Nagle usłyszał, że włączył się telewizor. „Jak to zrobiłaś?” – zdziwił się głośno. Nie odpowiedziała. Wstał, przeszedł przez salon i zajrzał do sypialni. Lauren leżała w łóżku na brzuchu. Odwróciła wzrok od ekranu i uśmiechnęła się przekornie. Posłał jej uśmiech i wrócił do klawiatury. Kiedy upewnił się, że jest pochłonięta oglądaniem filmu, wstał i podszedł do sekretery. Wyjął z niej pudełko, postawił na biurku i długo mu się przyglądał, zanim zdecydował się je otworzyć. Pudełko, owinięte w tkaninę wyblakłą ze starości, było kwadratowe i duże, przypominało karton na buty. Wziął głęboki oddech i zdjął wieko. W środku znajdowała się paczka listów przewiązana konopnym sznurkiem. Znalazł kopertę, znacznie grubszą od innych, i otworzył ją. Wewnątrz był zapieczętowany list i pęk starych kluczy, dużych i ciężkich. Potrzymał je przez chwilę w rękach, jakby chciał się nimi pobawić, i uśmiechnął się. Nie przeczytał listu, wsunął go tylko do kieszeni marynarki wraz z kluczami. Wstał, schował pudełko na miejsce, wrócił do biurka i wydrukował plan działania. Wreszcie wyłączył komputer i wszedł do sypialni. Lauren siedziała w nogach łóżka, oglądając jakąś operę mydlaną. Miała rozpuszczone włosy, robiła wrażenie spokojnej i wyciszonej.
– Przygotowałem chyba wszystko, co konieczne – oznajmił.
– Spytam cię raz jeszcze: dlaczego to robisz?
– Po prostu robię. Czy zawsze musisz wszystko wiedzieć?
– Nie muszę.
Poszedł do łazienki. Słysząc szum wody, pieszczotliwie pogłaskała dywan. Pod wpływem jej dotyku naelektryzowane włókna uniosły się do góry. Arthur wyszedł z łazienki ubrany w szlafrok.
– Idę spać, jutro muszę być naprawdę w dobrej formie. Podeszła do niego i pocałowała w czoło. „Dobranoc, do zobaczenia jutro rano” – i wyszła z pokoju. Następny dzień toczył się zgodnie z leniwym rytmem niedzieli. Za oknem słońce bawiło się w chowanego z chmurami. Niewiele ze sobą rozmawiali. Spoglądała na niego od czasu do czasu, pytała, czy naprawdę jest zdecydowany prowadzić dalej tę sprawę, ale on nawet jej nie odpowiadał. Po południu poszli na spacer nad brzegiem oceanu.
– Chodźmy nad samą wodę, chciałbym ci coś powiedzieć. Zanim zaczął mówić, objął ją ramieniem. Podeszli, jak mogli najbliżej, do miejsca, w którym fale wdzierały się na piaszczysty brzeg.
– Przyjrzyj się dobrze wszystkiemu, co nas teraz otacza: wzburzonej wodzie i ziemi, której złość oceanu wcale nie wzrusza, panującym nad wszystkim górom, drzewom, światłu, innemu o każdej minucie dnia, zmieniającemu kolor i intensywność blasku, przelatującym nad naszymi głowami ptakom, rybom, które nie chcą dać się złapać mewom, i same polują na inne ryby. Wsłuchaj się w tę harmonię dźwięków, w szum fal, wiatru i piasku. A w środku tego niesamowitego koncertu istnieje życie i nieożywiona materia; istniejesz ty, ja i wszyscy inni ludzie. Ilu z nich dostrzeże to, co ci przed chwilą opisałem? Ilu z nich zastanawia się nad tym, że mają szczęście budzić się ze snu każdego ranka, widzieć, czuć, dotykać, słyszeć i doznawać wrażeń? Ilu z nich potrafi zapomnieć na chwilę o kłopotach i smutkach, by zachwycić się tym niesamowitym, czarownym spektaklem, który gra dla nas świat? Sądzę, że największą nieświadomością człowieka jest jego własne fizyczne istnienie. Ty jesteś tego świadoma, bo grozi ci niebezpieczeństwo i to sprawia, że jesteś kimś wyjątkowym. Dzięki temu darowi wiesz, że aby żyć, potrzebujesz innych ludzi i nie masz wyboru. Staram się odpowiedzieć ci na pytanie, które mi bezustannie zadajesz: jeśli nie podejmę ryzyka, całe to piękno, energia, ta pulsująca życiem materia, wszystko to stanie się dla ciebie niedostępne już na zawsze. Właśnie dlatego to robię, chcę spróbować przywrócić ci świat. Ta chęć nadała mojemu życiu zupełnie nowy sens. Ile jeszcze razy życie da mi szansę zrobienia czegoś równie ważnego? Lauren nie odezwała się ani słowem, spuściła wzrok i wpatrywała się w piasek. I tak szli, tuż obok siebie, aż do samochodu.
Читать дальше