Marc Levy - A Gdyby To Była Prawda…

Здесь есть возможность читать онлайн «Marc Levy - A Gdyby To Była Prawda…» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

A Gdyby To Była Prawda…: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «A Gdyby To Była Prawda…»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Co można zrobić z siedzącą w waszej szafie nieznajomą kobietą? Poprosić, żeby sobie poszła? Ale to nie takie proste, zwłaszcza dla przystojnego architekta, Arthura. Bo, po pierwsze, ta kobieta jest młoda i czarująca, po drugie, twierdzi, że jej ciało znajduje się zupełnie gdzie indziej – leży pogrążone w głębokiej śpiączce w szpitalu. Lauren uważa, że tylko Arthur może jej pomóc, jako jedyna osoba, która ją słyszy i widzi w cielesnej postaci. Chociaż zaintrygowany mężczyzna ma mnóstwo podejrzeń i wątpliwości, ostatecznie poddaje się urokowi ślicznego "ducha" i przyjmuje wyzwanie. Tymczasem lekarze, zniechęceni długą, daremną walką o życie pacjentki, planują eutanazję. Przerażony Arthur wykrada ze szpitala ciało ukochanej. Następuje seria nieoczekiwanych zdarzeń…

A Gdyby To Była Prawda… — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «A Gdyby To Była Prawda…», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Przestań i jedź w końcu. Nie cierpię podziękowań. Samochód opuścił miasto południową drogą 280. Potem szybko skręcił na Pacifica, następnie wjechał na drogę numer 1, tę, która wiedzie wzdłuż nadbrzeżnych skał i prowadzi do zatoki Monterey i Carmelu. Właśnie tą trasą miała jechać Lauren pewnego ranka na początku lata, siedząc za kierownicą starego triumpha.

Krajobraz był rzeczywiście niezwykły. Ostre krawędzie skał, na tle nocnego nieba, wyglądały jak czarna koronka. Niepełny, podobny do rogala księżyc wytyczał swym światłem kontury drogi. I tak jechali, słuchając koncertu skrzypcowego Samuela Barbera.

Arthur wolał teraz oddać kierownicę Paulowi. Patrzył na krajobraz za oknem. U kresu podróży czekało na niego inne przebudzenie. Przebudzenie dawnych wspomnień, uśpionych od tylu już lat…

Arthur studiował architekturę na uniwersytecie w San Francisco. Kiedy skończył dwadzieścia pięć lat, sprzedał małe mieszkanko odziedziczone po matce i wyjechał do Europy, do Paryża, gdzie przez dwa lata kontynuował studia w szkole Camondo. Wynajął niewielkie studio przy ulicy Mazarine. To był niezapomniany okres jego życia. Potem wyjechał na rok do Florencji na kolejne studia, aby w końcu wrócić do rodzinnej Kalifornii. Zaopatrzony w znakomite dyplomy renomowanych uczelni, bez trudu znalazł pracę w firmie Millera, znakomitego architekta w San Francisco, i tu odbył dwuletni staż. Jednocześnie pracował na pół etatu w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Właśnie tam spotkał Paula, swego przyszłego wspólnika, z którym dwa lata później założył firmę architektoniczną. Trafili na dobry okres, region przeżywał szybki wzrost gospodarczy, firma rozwijała się, z roku na rok zyskując coraz większą renomę. Wkrótce zatrudniali już dwadzieścia osób. Paul zajmował się stroną ekonomiczną. Arthur rysował. Projektował meble, budynki, wille, przedmioty użytkowe. Wspólna praca bardzo ich do siebie zbliżyła; każdy zajmował się swoją „działką”. W tej przyjaźni nie było miejsca na konflikty, nikt i nic nie mogło ich od siebie oddalić na dłużej niż kilka godzin.

Łączyło ich wiele wspólnego. W ten sam sposób traktowali przyjaźń, mieli w sobie tę samą radość życia i podobne dzieciństwo. Obydwaj ponieśli takie same straty.

Arthur, tak jak Paul, wychowywany był tylko przez matkę. Ojciec Paula zostawił rodzinę, gdy chłopiec miał pięć lat. Arthur miał zaledwie trzy, kiedy jego ojciec wyjechał do Europy. „Jego samolot wzbił się tak wysoko, że pozostał tam, zawieszony wśród gwiazd”.

Obaj dorastali na wsi. Obaj poznali życie w internacie. Sami musieli wyrosnąć na mężczyzn.

Lilian długo nie mogła się pogodzić ze śmiercią męża, w końcu jednak przywdziała żałobę. Arthur spędził dziesięć pierwszych lat swego życia poza miastem, nad oceanem, obok urokliwego miasteczka Carmel. Lili (tym zdrobnieniem nazywał swoją matkę) posiadała tu duży dom. Zbudowany z białego drewna, stał niedaleko stromego brzegu, a otaczający go rozległy ogród schodził aż do plaży. Stary przyjaciel Lili, Antoine, mieszkał w niewielkim domku na skraju posiadłości. Był to niespełniony artysta, trochę nieudacznik, którego Lili przyjęła czy, jak powiadali sąsiedzi, „przygarnęła”. Pomagał jej w utrzymaniu parku, dbał o ogrodzenie, co rok odnawiał drewnianą fasadę domu, a wieczorami stawał się świetnym partnerem do długich rozmów. Był domownikiem, przyjacielem, a dla Arthura – wzorem mężczyzny, męskim autorytetem, którego zabrakło mu po śmierci ojca. Arthur chodził do szkoły podstawowej w Monterey. Antoine zawoził go tam każdego ranka, a około szesnastej czekała na niego matka. Te lata swego życia wspominał jako najważniejsze i najbardziej beztroskie. Najlepszą przyjaciółką była zawsze matka. Pokazała mu to wszystko, co potrafi pokochać ludzkie serce. Czasem budziła go wczesnym rankiem tylko po to, by mógł zobaczyć wschód słońca i wsłuchać się w odgłosy budzącego się dnia. Uczyła zapachów kwiatów. Pokazując liść, opowiadała o drzewie, z którego spadł. W rozległym parku, okalającym dom i schodzącym aż do morza, odkrywała przed nim każdy najmniejszy szczegół natury, oprowadzała po uporządkowanych miejscach ogrodu i tych, w których pozwalała roślinom rosnąć dziko. Wiosną buchającą soczystą zielenią i jesienią o barwie bursztynu kazała mu wymieniać nazwy ptaków zatrzymujących się na odpoczynek podczas długiej podróży i przysiadających na konarach sekwoi.

W ogrodzie warzywnym, troskliwie pielęgnowanym przez Antoine'a, zrywała z synem dojrzałe jarzyny, które wyrosły jakby w zupełnie magiczny sposób, ale „tylko te już gotowe”. Nad morzem liczyli razem fale, pieszczące nadbrzeżne skały tak łagodnie, jakby chciały przeprosić za gwałtowne ataki w innych porach roku. Przychodzili tu, by „schwytać oddech morza, jego moc i zobaczyć, w jakim jest dzisiaj nastroju”. „Morze niesie nasze spojrzenia, a ziemia – nasze stopy”. Pokazywała, jak odgadnąć pogodę z „małżeństwa” chmur i wiatru, i rzadko kiedy się myliła. Arthur znał każdą piędź ogrodu, każdy zakamarek. Mógł się po nim poruszać z zamkniętymi oczyma, a nawet tyłem. Żaden skrawek ukochanego miejsca nie był mu obcy. Każda nora miała swoją nazwę, a każdy zwierzak, który zasnął tu na zawsze – swój własny grób. Jednak przede wszystkim Lili nauczyła go kochać i przycinać róże. Rozarium było czarodziejskim zakątkiem, przepojonym tysiącem zapachów. Lili prowadziła go tam, żeby opowiadać bajki o dzieciach, które koniecznie pragnęły być dorosłe, i o dorosłych, którzy pragnęli być dziećmi. Kochała wszystkie kwiaty, ale najbardziej ukochała róże.

Pewnego wczesnego ranka na początku lata weszła do pokoju syna, przysiadła na skraju łóżka i pogładziła jego kędzierzawe włosy. – Wstawaj, mój Arthurze. Obudź się, zabieram cię ze sobą.

Chłopczyk chwycił dłoń matki, drobną rączką ścisnął jej palce i odwrócił się, by przytulić policzek do matczynej dłoni. Jego twarz rozjaśnił radosny uśmiech, tak dobrze wyrażający czułość tej krótkiej chwili.

Dłoń Lili pachniała wonią, którą Arthur zapamiętał na całe życie. Była to mieszanka perfum, które Lili sama komponowała, siedząc przy pełnej flakoników toaletce, i którą kropiła delikatnie szyję.

Jedno z tych wspomnień, nieodłącznie kojarzone z zapachem.

– Pośpiesz się, kochanie. Pójdziemy dzisiaj szlakiem słońca. Zejdź do kuchni najpóźniej za pięć minut. Włożył stare płócienne spodnie i gruby sweter. Przeciągnął się i ziewnął. Ubierał się po cichutku, matka nauczyła go szacunku dla spokoju poranka. Na nogi wsunął kalosze – dobrze wiedział, dokąd się wybiorą zaraz po śniadaniu. Zbiegł do dużej kuchni.

– Nie hałasuj, Antoine jeszcze śpi.

Dzięki niej polubił smak kawy, ale przede wszystkim jej aromat. – Jesteś gotów, mój Arthurze? – Tak.

– Więc otwórz oczy i spójrz dookoła. Dobre wspomnienia powinny pozostać w pamięci, a nie znikać jak efemeryda. Chłoń kolory, kształty przedmiotów. Tak ukształtuje się twój gust i poczucie piękna. Kiedyś za tym zatęsknisz, gdy będziesz już mężczyzną.

– Przecież jestem mężczyzną! – Chciałam powiedzieć: kiedy będziesz dorosły. – Czy dzieci tak bardzo różnią się od dorosłych? – O tak! My, dorośli, mamy swoje różne smutki, o których dzieci jeszcze nic nie wiedzą. Możesz je nazwać lękami. – A czego ty się boisz?

Wytłumaczyła mu, że dorośli lękają się wielu różnych rzeczy: starzenia się, śmierci, tego, czego już nie zdążą przeżyć, choroby, a czasem nawet spojrzenia własnych dzieci. Boją się osądu w ich wzroku.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «A Gdyby To Była Prawda…»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «A Gdyby To Była Prawda…» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «A Gdyby To Była Prawda…»

Обсуждение, отзывы о книге «A Gdyby To Była Prawda…» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x