Wydawała się całkiem wyczerpana wyznaniem tego, co męczyło ją przez trzy długie lata.
– I o tym wszystkim wiedziałaś tylko ty?
– Nie miałam nikogo, komu bym mogła o tym powiedzieć. Dlatego tak bardzo ucieszyłam się ze spotkania z Olafem. Podświadomie wyczuwałam, że tylko on może uwolnić mnie od tego ciężaru.
– Teraz wszystko rozumiem. Także twoje słowa, że cieszysz się szczęściem Ellinor i Olafa. Jesteś ciągle tą samą szlachetną dziewczyną, jaką wydałaś mi się w dniu, gdy się poznaliśmy. Żałuję, że nie dowierzałem twoim szczerym słowom.
– Słyszałam, że pierwsze wrażenie, jakie odnosimy na widok kogoś nieznajomego, jest zawsze prawdziwe. Ty wydałeś mi się bardzo pozytywny, dlatego poczułam się taka zawiedziona, gdy zwróciłeś się przeciwko mnie.
Wyciągnął do niej rękę, ale zaraz cofnął, przypomniawszy sobie, że Ellen i tak nie może tego dostrzec.
– Ellen, wiem, że słowa nie złagodzą bólu, jaki ci zadałem. Ale czy mógłbym być twoim przyjacielem? Pomagać ci we wszystkich kłopotach?
– Dzięki, teraz naprawdę potrzebuję przyjaciela, więc jeśli jesteś tak miły… – roześmiała się trochę bezradnie. – Nie mam tylko pojęcia, jak zdołam się stąd wydostać.
– Wszystko będzie dobrze – zapewniał gorąco, starając się wykrzesać z siebie optymizm, którego tak naprawdę także jemu brakowało.
Ellen uśmiechnęła się z wysiłkiem:
– W każdym razie bardzo ci dziękuję, że pomogłeś mi na moment zapomnieć o bólu i beznadziejnej sytuacji, w jakiej się znalazłam. Właściwie na długą chwilę całkiem o tym zapomniałam. I… nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło: pomogłeś mi oczyścić stare rany.
– Powinniśmy już dawno zorientować się w tym wszystkim.
– Nie mieliśmy szans. Arild, choć w istocie słaby, wobec nas okazał się naprawdę silny.
– Masz rację. Na swój użytek wymyśliłem pewną teorię: Jeśli na wyspie mieszka stu ludzi, z czego dziewięćdziesięciu dziewięciu to ludzie dobrzy i wyrozumiali, a tylko jeden zły i zepsuty, to i tak właśnie on zwycięży.
– A jeśli wszyscy dobrzy zewrą szeregi przeciw niemu?
– To by znaczyło, że nie są dobrzy i wyrozumiali!
– To prawda. Ja też mam swoją teorię: Jeśli stu ludzi mówi ci, że jesteś piękny i dobry, a jeden powie, że to nieprawda, komu uwierzysz?
– Temu jednemu. Tacy już jesteśmy, my, ludzie.
– Niestety!
Johannes coraz bardziej się niepokoił, widząc że dziewczyna traci siły. Mówił nieprzerwanie, z prawdziwą desperacją podtrzymując z nią kontakt. Już kiedy odnalazł Ellen, wyczerpana spała, a może trwała w stanie odurzenia. Miała szczęście, że jak dotąd udało się jej uniknąć obrażeń ciała. Jeśli jednak teraz zaśnie lub straci przytomność, może być gorzej. Co będzie, jeśli się poruszy i zsunie do gorącego źródła? Leży przecież w tak niewygodnej pozycji, a on nie będzie mógł jej pomóc!
Był przerażony, ale ku swemu zdumieniu odkrył nagle, że przestała go boleć głowa. Zniknął tępy nieznośny ból, który tak często dokuczał mu ostatnimi laty – miał niejasne przeczucie, że na zawsze.
Nie usłyszeli nadjeżdżających samochodów. Stały po prostu, gdy wiatr rozwiał na chwilę opary. Johannes podniósł się powoli i rzekł do Ellen:
– Są nareszcie, zaraz cię stamtąd wyciągniemy.
Mężczyźni, których spotkali w zakładach Krafla, przywieźli ze sobą długie deski i drabiny. Ułożyli je wzdłuż drogi, którą dziewczyna przebyła rankiem ze Svartenem.
Johannes pozostał na swym miejscu, żeby dotrzymywać Ellen towarzystwa i przypilnować, by nie wstała zbyt gwałtownie.
– Ostrożnie! – zawołał do nadchodzących mężczyzn. – Jest bardzo osłabiona i nic nie widzi. Ten drań ją oślepił.
Podnieśli ją delikatnie i przenieśli po długiej drabinie na najbliższą wysepkę na twarde, bezpieczne podłoże. Tam podtrzymały ją inne pomocne dłonie.
Oni się o mnie martwią, chcą uratować mi życie! przeleciała dziewczynie przez głowę cudowna myśl. A mnie się wydawało, że jestem zawieszona w próżni! Sądziłam, że nikogo nie obchodzi, czy żyję, czy jestem martwa. Przez trzy długie lata nie opuszczało mnie takie wrażenie.
Tymczasem ci ludzie chcą, żebym żyła. To fantastyczne!
Johannes zdecydował się wracać ścieżką wokół czeluści dopiero wówczas, gdy upewnił się, iż Ellen jest bezpieczna. Wydawała się taka wzruszająco drobna przy potężnych Islandczykach. Jej włosy, mokre i czarne, kleiły się do twarzy, oczy nie przestawały łzawić. Ubranie pożółkło od zasiarczonego podłoża. Ale nigdy nie wydawała mu się piękniejsza, bo wreszcie zdołał się uwolnić od klątwy Arilda Lange.
A co z Goggo? Jej przekleństwo nie straciło jeszcze swej mocy. Martwa Gorgona nadal ściga ich śmiercionośnym spojrzeniem. Svarten grasuje bez przeszkód gdzieś w rejonie Mývatn.
Ellen znajdowała się już na stałym gruncie z dala od dymiącej czeluści, kiedy Johannes wreszcie do niej dotarł. Słaniała się na nogach i nie wiedziała ani gdzie jest, ani kim są ludzie, którzy się nią zaopiekowali.
Johannes podszedł bliżej. Ze wzruszenia z trudem wymawiał słowa.
– Widzisz, Ellen. Udało się, mówiłem ci, że będzie dobrze.
Odwróciła się w stronę, skąd dochodził głos Hallara, i niepewnie wyciągnęła ręce. Z pewnym ociąganiem ujął jej dłonie.
– Jestem tutaj, Ellen – powiedział, pragnąc ją uspokoić.
Z żałosnym jękiem przytuliła się do niego. Zrobiła tak, bo nogi się pod nią ugięły i mogła upaść, ale pragnęła także schronić się w jego mocnych ramionach przed bezlitosnym światem.
Johannes objął przemoczoną dziewczynę.
Wielkie nieba, jak bardzo musiała być samotna przez te lata, uświadomił sobie naraz z przerażeniem. Trwała przecież w nieustannym strachu, świadoma, że groźni przestępcy czyhają na jej życie. A ja bynajmniej nie ułatwiałem jej…
Ale teraz wszystko się zmieni
Na myśl o tym poczuł ciepło napływające mu do serca.
Samochodem przewieźli dziewczynę do hotelu. Przez całą drogę szczękała zębami, ściskając Johannesa kurczowo za rękę, tak że policjant zaczął się obawiać o jej stan psychiczny. Drżała na całym ciele, bynajmniej nie z zimna, bo wśród siarkowych źródeł temperatura była wysoka, a w szoferce wcale nie było chłodniej. Kaszlała okropnie, nawdychała się wszak szkodliwych substancji.
– Jak się czujesz? – mruknął cicho Hallar, gdy mijali diabelski wulkan, Víti.
– Dobrze – odpowiedziała, siląc się na uśmiech. – Jestem tylko strasznie głodna.
– To dobry znak – odrzekł Johannes.
Tymczasem „Magnusa Pedersena, geologa” ogarnął niepokój. Chodził w tę i z powrotem po swym pokoju.
Co to wszystko znaczy? zastanawiał się. Policja w hotelu? Zakaz opuszczania budynku przez mężczyzn? Przesłuchania…
Na jego twarzy odmalował się pogardliwy grymas. Podczas przesłuchania poszło mu jak z płatka, mimo że nie bardzo mógł się rozeznać, czego naprawdę chcą się dowiedzieć policjanci, zadając pozornie rutynowe pytania. Potrafił znakomicie udawać niedołęgę, wiele razy mu się to przydało. Teraz także pomogło, gdyż funkcjonariusze szybko uznali go za roztargnionego profesorka i skierowali zainteresowanie ku innym gościom, którzy ich zdaniem bardziej przystawali do wizerunku przestępcy. Gdyby wiedzieli, z kim naprawdę mają do czynienia! Czasami odczuwał nieprzepartą chęć wykrzyczenia całemu światu, kim jest, dla tej krótkiej chwili triumfu. Na szczęście udawało mu się trzymać w cuglach.
Читать дальше