Ellinor stała sztywna z niepokoju i wsłuchiwała się w słowa Olafa o tym, że Svarten prawdopodobnie znajduje się w okolicy Mývatn.
Znaleźli się wysoko w górach w samym sercu rejonu obfitującego w gorące źródła siarkowe. Ellen ostrożnie wyszukiwała stopą twardy grunt. W tym piekielnym krajobrazie każdy krok wywoływał w niej bolesny strach.
Co ja tu robię? złościła się w duchu na samą siebie. Dlaczego, u licha, zgodziłam się przyjechać z tym obleśnym, nieodpowiedzialnym geologiem? Przecież to fantasta i jak każdy naukowiec nie ma pojęcia o rzeczywistości.
– Tutaj przeskoczymy – powiedział Pedersen, wskazując szeroki, wartki strumień.
Najwyraźniej nie zamierzał rezygnować. Ellen nigdy by nie przypuszczała, że w tym korpulentnym podstarzałym mężczyźnie tkwi tyle odwagi. Zawstydziła się swego tchórzostwa.
Piekły ją oczy, spociła się w ciepłej kurtce, która pokryła się skroploną parą. Dziewczyna obawiała się, że niebawem całe jej ubranie przemoknie na wylot.
Pedersen był już po drugiej stronie gorącego strumienia. Ellen policzyła w myśli do trzech i przeskoczyła na niewielki kawałek twardego gruntu. Dzięki Bogu!
– Gdzie pan widział te seledynowe plamy? – zawołała, usiłując przekrzyczeć szum tryskającej po lewej stronie fontanny.
– Tam, na wprost!
– Ależ pan chyba oszalał, tam się przecież nie dostaniemy!
– Jeszcze tylko kawałek i znajdziemy się na twardym podłożu.
Ellen jakoś nie bardzo w to wierzyła. W oczach migotały jej jedynie jasnożółte i rdzawe plamy.
Tak pewnie wyglądał świat w chwili stworzenia, pomyślała. Jeden wielki chaos!
– Proszę, niech pani skacze za mną! To już niedaleko.
Jeśli on zdołał przerzucić na drugą stronę swe tłuste ciało na krótkich nóżkach, to chyba mnie tym bardziej nie powinno to sprawić kłopotu, przekonywała samą siebie w myślach dziewczyna i starając się nie patrzeć w dół, zebrała się do skoku.
Udało się! Przetarła oczy szczypiące od dymu i oparów i zorientowała się, że stoją na wysepce, jeszcze bardziej odizolowanej niż poprzednia. Chociaż nie… w stronę zasnutego mgłą terenu prowadził wąski przesmyk przedzielony w wielu miejscach grząskim gruntem.
– Widzi pani tę seledynową poświatę po drugiej stronie? – zawołał Pedersen tuż przy twarzy dziewczyny. Ostry zapach wody po goleniu kontrastował z wonią siarki.
Ellen wytężyła wzrok. Oczy szczypały ją od nasyconego siarką powietrza.
– Nie.
– Musimy przedostać się tędy – wskazał przesmyk. – Wówczas zobaczy pani lepiej. Chodźmy!
– Nie, dajmy spokój. Nie chcę iść dalej! – zaprotestowała z całych sił, by ją usłyszał wśród głośnego syku pary buchającej z wąskiej szczeliny po ich prawej stronie.
– Idziemy – przekonywał Pedersen. – Jeśli pani uważa, że nieprzyjemnie jest mieć za plecami ten kocioł parowy, może pani pójść przodem.
– A potem z powrotem tą samą drogą? O nie, dziękuję! Wolę zrezygnować z tej wątpliwej przyjemności.
– Po tym jak dotarła pani tak daleko? Szkoda!
Ellen, która zawsze była miękka i łatwo ulegała wszelkiej perswazji, westchnęła tylko zrezygnowana. Ostrożnie weszła na wąski przesmyk utworzony z zastygłej lawy. Mniej więcej w jego połowie, kiedy zamierzała już uklęknąć i przesuwać się dalej na czworakach, poczuła nagle zaciskające się wokół szyi ramię.
Krzyknęła i zachwiała się, usiłując się odwrócić.
Jedyne, co zdążyła dostrzec, to spojrzenie Pedersena, z którego znikła naiwna nieporadność, ustępując miejsca fanatycznemu obłędowi. W jego oczach pojawiły się triumfalne błyski.
Błyskawicznie opróżnił małe pudełko, które trzymał w dłoni, i sypnął prosto w twarz dziewczyny garść proszku.
Poczuła piekący ból w oczach i zasłoniła je rękami. Krzyczała zdesperowana, z trudem łapiąc równowagę. Bała się przesunąć nawet o milimetr. Nic przecież nie widziała! Na dodatek zaczęła się dusić, bo proszek wywołał silny atak kaszlu.
W ogłuszającym huku wody usłyszała głos Pedersena:
– Wreszcie cię znalazłem, Ellen Ingesvik. Przez trzy długie lata cię szukałem!
– Svarten? – zadrżała.
– Właśnie! Zapamiętaj sobie jednak: Svarten nigdy nie zabija. W każdym razie nie własnymi rękami. Zadbałem tylko, abyś nie miała szans wyjść z tego cało. To nie jest morderstwo, jedynie zgoda na to, by zadecydowała natura.
Głos oddalił się nieco, bowiem jego właściciel wracał na bezpieczną wyspę. Dziewczyna została sama na wąskim przesmyku utworzonym przez lawę. Żeby się stąd wydostać, musiałaby widzieć!
Do siódmej Johannes zdążył wiele razy wejść i wyjść z hotelu. Kiedy przysiadł na chwilę na mokrej od rosy ławce w ogrodzie, zauważył przez przeszklone drzwi, że w recepcji rozpoczęła pracę nowa zmiana. Pracownik, który pełnił dyżur w nocy, pożegnał się i za ladą usiadła młoda recepcjonistka. Kilku turystów, wypoczętych i pełnych energii, wyruszało na wyprawę. Policjantowi zdawało się, że to Holendrzy.
Znowu zszedł nad brzeg jeziora. No cóż, musi spacerować na niewielkiej przestrzeni, bo przecież nie wolno mu spuścić z oczu głównego wejścia do hotelu. Starał się jednak jak najmniej przebywać w holu. Rozległ się warkot silnika i drogą od strony gór nadjechał samochód. Johannes nie zainteresował się nim bliżej, bo przecież miał inne zadanie. Trzasnęły drzwiczki, a potem z piskiem otworzyły się przeszklone drzwi i kierowca zniknął w budynku. Policjant odwrócił głowę, by sprawdzić, czy czasem równocześnie na zewnątrz nie wyszła Ellen. Ale nie, nie zobaczył dziewczyny.
Zaczynał się niecierpliwić. I to się nazywa wczesnym wstawaniem? Jeszcze trochę, a pojawi się ostatnia!
Kwadrans przed ósmą zeszła na dół współlokatorka Ellen. Johannes wstał z kanapy w holu i podszedł do niej.
– Czy moja… – zaczął, ale zaraz poprawił się: – Czy Ellen Ingesvik jeszcze nie wstała? – zapytał pośpiesznie, zapominając o „dzień dobry”.
Kobieta zdziwiona uniosła brwi.
– Panna Ingesvik? Wstała dziś przed wschodem słońca! Kiedy przebudziłam się około wpół do szóstej, już jej nie było w pokoju – odpowiedziała i skierowała się w stronę restauracji.
Johannes poczuł wzbierającą złość, po części na Ellen, a po części na siebie, że jej nie upilnował. Zaklął szpetnie pod nosem.
Gdzie ona poszła? Nie ma jej już od trzech godzin. Czyżby wyruszyła na spacer wokół jeziora? Nie zdziwiłoby go to ani trochę, ta dziewczyna zawsze była oryginalna.
Pośpiesznie podszedł do recepcji, żeby spytać o możliwość wypożyczenia samochodu. Był wzburzony, chociaż nie przypuszczał, by mogło jej tu grozić jakieś niebezpieczeństwo. Wściekał się raczej na siebie, że popełnił taki błąd, że jednak zdołała mu się wymknąć spod kontroli.
Co prawda nie miała pojęcia, że moim zadaniem jest zapewnienie jej ochrony, próbował oddać dziewczynie sprawiedliwość. Przecież nie nakazałem jej każdorazowo meldować, dokąd idzie.
Ale mimo wszystko wydało mu się to irytujące.
Recepcjonistka popatrzyła na niego badawczo, a potem spojrzała na półkę znajdującą się za jej plecami. Wzięła do ręki kartkę i zapytała:
– Czy pan mieszka może w pokoju numer siedemnaście?
– Tak.
– Jest tu jakaś wiadomość dla pana, zostawiona przez nocną zmianę.
Johannes wziął do ręki kartkę i w miarę jak czytał, twarz coraz bardziej mu tężała:
„Telefonował Olaf Brink z Rejkiawiku. Waldemar Gran jest niewinny. Svarten prawdopodobnie przebywa w okolicy Mývatn. Miej się na baczności, nie spuszczaj z oczu Ellen! Przyjeżdżamy możliwie najszybciej”.
Читать дальше